Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ale trudno się oprzeć wrażeniu, że ostatnie trzy miesiące minęły w nowej atmosferze. Jeszcze późna jesień stała pod znakiem wielkich dyskusji w Europie, przy których Polska – nie będąc w strefie euro – godnie asystowała (był to czas jej prezydencji). Z tego też czasu pamiętamy mocny akcent – wystąpienie Radosława Sikorskiego w Berlinie. Potem jednak rząd zaczął się potykać na sprawach, którymi wcześniej umiał sprawnie sterować. Kwestie refundacji leków, Stadionu Narodowego, wieku emerytalnego, ACTA... nawet przesunięcia w MSW – wywołały wątpliwości. Każda z tych spraw dotyka innej grupy społecznej i innej generacji wyborców.
Szczególnie po ACTA rząd stracił zdolność odwoływania się do młodych wyborców i szukania wśród nich oparcia. Na to nałożyły się afery, na które ekipa Tuska nie miała bezpośredniego wpływu – jak sprawa prokuratury wojskowej – które jednak obnażyły różnice zdań w obozie władzy i pogłębiły wrażenie, że w państwie źle się dzieje. W dodatku rząd nie ma już do czynienia z monotematyczną opozycją PiS, ale także z ugrupowaniami, które podgryzają go z innych stron. Media ruszyły do ataku, choć nieraz zagrywając na poziomie trzeciej ligi – cóż z tego, że hokejowej. Suma wszystkich tych zjawisk sprawia, że i w samej PO malkontenci jeśli nie zaczynają głośno narzekać, to już kręcą głowami, a prezydent Bronisław Komorowski coraz częściej zaznacza swoje zdanie.
Wszystko to jednak nie jest kryzysem państwa ani nawet samego rządu, ale jego wizerunku medialnego. Do następnych wyborów pozostaje tysiąc dni z hakiem. Jeszcze wszystko można odbudować albo wszystko stracić...