Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie da się ukryć, takie dictum przywodzi natychmiast na myśl scenę rodem z niekoniecznie wysokobudżetowego horroru. Na przykład: obdarzony niebywałą inteligencją brytan, wirtuozersko manewrując zupełnie wszak przez ewolucję nieprzystosowaną do obsługi rewolweru łapą, oddaje kilka śmiertelnych strzałów w kierunku jegomościa w kowbojskim kapeluszu (no, chyba że brytan jest zmutowany, dajmy na to, wskutek kontaktu z jakimiś radioaktywnymi substancjami – wtedy, rzecz jasna, jego przemieniona kończyna idealnie pasuje do spustu). Albo: pod wpływem chaotycznej sekwencji sprowokowanych przez człowieka procesów biologiczno-informatycznych na znękanej klimatycznymi anomaliami planecie Ziemia dochodzi do buntu istot żywych przeciwko Homo sapiens. Pierwszym jego akordem, iskrą stanowiącą zapłon globalnej rewolucji, która ostatecznie zmiecie z powierzchni wszelkie pozostałości antropocenu, okazuje się gwałtowny akt emancypacji dokonany – z użyciem broni palnej – przez pewnego amerykańskiego owczarka.
Kuszące, nieprawdaż? Warianty podobnych scenariuszy można by mnożyć jeszcze długo, dość powiedzieć, że cytowany nagłówek z pewnością całkiem świadomie skonstruowano tak, żeby indukował ich nieskończenie wiele. Słowem, budził żywą ciekawość, a tym samym prowadził do kliknięcia. Po to, oczywiście, żeby poznać całość kryjącej się za nim rzekomo niesamowitej historii... co z kolei niechybnie wywołać musi rozczarowanie. Cóż to bowiem za sensacja, że gdzieś w Stanach Zjednoczonych pies przypadkiem nadepnął na broń, którą właściciel pojazdu bezmyślnie rzucił na tylne siedzenie, ta zaś wypaliła, zabijając przy okazji pasażera? Otóż – żadna sensacja. A w każdym razie nic, co w jakimkolwiek sensie zasługiwałoby na wyróżnione miejsce w dostojnym medium z odległego europejskiego kraju.
Że jednak się tam znalazło w takiej, a nie innej formie – to w sumie nic zaskakującego. Podobnych nagłówków, podobnych spektakularnie brzmiących zajawek krąży przecież wokół całe mnóstwo. Wypełniają zarówno poważne serwisy informacyjne, jak i – zwłaszcza – nastawione na generowanie ruchu portale plotkarskie. Wylewają się z mediów społecznościowych, ale widuje się je również na okładkach papierowych magazynów – tych muzealnych już nieledwie eksponatów z dawnych lat, wciąż zapamiętale wystawianych w kioskowych gablotach.
W efekcie takie właśnie rozczarowanie, jak to, które – najprawdopodobniej – spotkało wielu skuszonych wizją psa rewolwerowca czytelniczek i czytelników, staje się współcześnie jednym z najczęstszych doświadczeń każdego, kto aktywnie korzysta z przestrzeni informacyjnej. Nieustannie próbuje się nas tam bowiem zwodzić i uwodzić chwytliwymi hasłami i tytułami. A kiedy już – skutecznie zwiedzeni i uwiedzeni – za nimi podążamy, przekonujemy się rychło, że nie mają one bodaj nic wspólnego z treścią, do której odsyłają. I że zostały zręcznie wymyślone wyłącznie po to, żeby pobudzić naszą ciekawość i skłonić nas do kliknięcia, kliknięcie bowiem, jak wiadomo, jest w wirtualnym świecie podstawową walutą. My zaś – jako tej waluty ucieleśnienie – jesteśmy na wszelkie możliwe sposoby formatowani do tego, żeby wytwarzać jej, ile tylko się da. Ostatecznie apetyt na kliknięcia jest na cyfrowych rynkach nieskończony, podobnie jak nieskończony jest zasób manipulacji, którym w tym uniwersum podlegaliśmy, podlegamy i w przyszłości zapewne podlegać będziemy.
Cóż, ilekroć spotykam tego rodzaju marketingowe manewry, tylekroć zastanawiam się, jaki to wszystko może mieć głębszy wpływ na nasz sposób widzenia siebie i świata, na nasze społeczne funkcjonowanie, na kulturę, w której żyjemy. Rzeczywistość jest wszak systemem struktur połączonych, nie ma w niej zjawisk stuprocentowo izolowanych, przeciwnie – różne jej obszary, niechby z pozoru jak najodleglejsze, tak czy inaczej, pośrednio lub bezpośrednio, przenikają się i wzajemnie warunkują. Jeśli zatem w sferze szeroko rozumianych mediów, a więc w sferze fundamentalnej, gdy chodzi o zbiorowy obraz świata, permanentnie manipuluje się naszymi emocjami, wywodzi nas w pole i uwodzi, to – zastanawiam się – jak to dalekosiężnie oddziałuje np. na społeczne zaufanie? Do siebie, ale także do ważnych instytucji życia publicznego? Do mediów i głównego nurtu informacyjnego? Do świata polityki, edukacji, nauki czy medycyny?
Nie twierdzę oczywiście, że to właśnie tutaj znajduje się pojedyncze, centralne źródło wielu kryzysów, które nas dzisiaj trapią (wymieńmy ich główne objawy: polaryzacja, kryzys wiedzy, ekspansja teorii spiskowych i pseudonauki, powszechna podejrzliwość i przekonanie, że „mainstream” kłamie). Źródeł jest z pewnością znacznie, znacznie więcej. Niemniej to, które najpełniej ujmuje tytuł „Kansas. Pies zastrzelił człowieka w samochodzie”, zdaje mi się jednym z najistotniejszych, a zarazem najmniej uświadamianych, bo – z pozoru – całkiem niewinnych. Nic bardziej mylnego, mam wrażenie.©