Starość jest warta starania

– Halo, do PZU to teraz? – stary mężczyzna w zmiętym kapeluszu i podniszczonym wełnianym płaszczu kolejny raz próbował przebić się przez barierę słuchawek w uszach chłopaka stojącego nad nim i wpatrzonego w ekran telefonu.

18.02.2019

Czyta się kilka minut

Teraz, pan wysiądzie i w lewo pójdzie – zlitowała się w końcu jakaś lepiej zorientowana pani, która szykowała się do wysiadania na przystanku.

Stary człowiek powoli się podniósł z siedzenia i z trudem przeszedł do wyjścia. Miał piękną, choć pomarszczoną twarz, na sobie zaś niegdyś eleganckie, a teraz brudne i nieprzyjemnie pachnące ubranie. Ludzie w przejściu z niesmakiem odsunęli się od niego, z ulgą przyjmując to, że staruch w końcu wysiadł z tramwaju. Mimo panującego we wnętrzu ścisku, nikt aż do następnego przystanku nie usiadł na jego miejscu. Jakby było skażone.

Patrzyłam, jak podpierając się laską powoli dociera na drugą stronę przejścia dla pieszych. Pomyślałam wtedy o chwili, w której wychodzi z pustego domu, gdzie nie ma już nikogo, kto powiedziałby mu: „Staszku/Janku/Zbyszku/Tadziku, ten płaszcz koniecznie musimy oddać do pralni, nie możesz w tym wyjść na miasto” – i otrzepałby mu kołnierz kraciastej wełnianej marynarki z okruchów i łuszczącej się skóry.

Nie boję się swojej starości, może dlatego, że nie umiem się obsadzić w roli osoby starej. Moja własna starość wydaje mi się koncepcją wciąż abstrakcyjną, nadal mam poczucie wszechmocy, nadsiły i życiowej nieskończoności. Obawiam się za to zupełnie realnie starości moich bliskich, przy których być może mnie już nie będzie, bo jakimś cudem (a o te przecież tak łatwo!) odejdę pierwsza. Myśl o tym, że ktoś, kogo kocham, będzie jechał kiedyś tramwajem w zaniedbanym, brudnym ubraniu, ostrzeliwany pełnymi wzgardy i obrzydzenia spojrzeniami młodszych ludzi, rozdziera mi serce.

W ubiegłym roku zmarła moja Babcia. Zdarzyło się to nagle, tak zresztą, jak sobie zawsze życzyła – z zaskoczenia, bez długich miesięcy chorób, bez tej nieznośnej przewlekłości umierania, której się tak bardzo bała. Będąc nie tylko fizycznym klonem tej kobiety, obserwowałam od wielu lat jej starość ze wzmożoną uwagą, widząc w starczych plamach na jej skórze konstelacje, które i dla mnie szykuje Matka Natura. Często rozmawiałyśmy więc o tym procesie, którego współczesny świat stara się uniknąć. Mówiła mi, że się światu dziwi, iż wypiera to, co naturalne dla każdego, najgorsza zaś w starości jest ta niezbywalna samotność, która nadchodzi, gdy umierają twoi ostatni przyjaciele. Bo o nowych bywało już trudno, choć się przecież starała, prowadząc aktywne życie towarzyskie i kulturalne. Gdy oponowałam mówiąc, że ma przecież nas, kręciła głową i odpowiadała: „No ale z wami sobie młodości nie powspominam”.

„No i ważna jest praca – dodawała – mieć taką, jak ja miałam, taką, którą się kocha, to wtedy jest życie na sto dwa!”. A i tej już przecież od dawna nie było. 90-letni lekarze nie powinni przyjmować pacjentów. Nawet ci po siedemdziesiątce nie zawsze...

Zaraz minie pięć miesięcy, odkąd nie ma już w moim życiu naszych rozmów. Może z tej tęsknoty za nimi właśnie rzuciłam się parę dni temu na książkę Justyny Dąbrowskiej „Miłość jest warta starania. Rozmowy z mistrzami”. Siedzę teraz z ołówkiem i zakreślam sobie co i rusz cytaty. Gdyby żyła Babcia Hanka, natychmiast bym je z nią konsultowała. Czy ją też, tak jak wybitną tłumaczkę Danutę Ćirlić-Straszyńską (rocznik 1930), przygnębia to, co się teraz mówi o starzeniu społeczeństwa „ »Co to będzie za dziesięć lat? Koszmar! Same staruszki!«. To dla mnie bardzo przykre. Tak jakby się nam wypominało, że wciąż żyjemy. Że jesteśmy obciążeniem. Że żyjemy na czyjś koszt. Jakby się nie pracowało przez całe życie”. I kazałaby mi trzy razy na głos przeczytać słowa kompozytora Edwarda Pałłasza (1936), który mówi, że starość jest szczera: „Nie ma już potrzeby, żeby jeszcze coś zdobywać, popisywać się. Patrzę często na te starania młodszego pokolenia i rzeczywiście mam poczucie, że oni przeceniają znaczenie tego, jak się jest postrzeganym przez innych. Na starość sporo skóry się zrzuca. (...) Człowiek czuje się luźniejszy. I to jest wielka przyjemność”.

W przedszkolu moich dzieci od lat prowadzone są zajęcia plastyczne, na których maluchy szykują prezenty dla podopiecznych Domu Spokojnej Starości i te podarunki co jakiś czas osobiście wręczają. Marzy mi się, by takie spotkania młodości i starości były normą, wierzę bowiem, że dzieci, przed którymi nie ukrywamy starości, będą miały dla niej więcej zrozumienia. Gdy już świat zamieni się w ten „koszmar pełen niedołężnych staruszków”. Nas. ©

Czytaj także: Namiętności i studia pionkowe - rozmowa Justyny Dąbrowskiej z Edwardem Pałłaszem

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2019