Stanisław Mancewicz: Lajkonik wyklęty

Rozumienie rzeczywistości – zważmy – to nie jest zadanie ani tanie, ani łatwe, nie jest też powszechnie uprawiane.

30.05.2022

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Wiadomo – to jasne – że ogromna większość ludzi, spacerując, dajmy na to polną drogą, w malowniczym szpalerze wierzb płaczących, uważa, że temu krajobrazowi powinien towarzyszyć podkład muzyczny pt. „Rozszumiały się wierzby płaczące”. Ludzie są niepomiernie zaskoczeni, że pośród bujnej flory ruderalnej, w zakrzaczeniach, na poboczu, nie ma schowanego nagłośnienia. Zetknęliśmy się z podobnymi potrzebami pośród turystów oczekujących na all inclusive. Weźmy jeszcze dla jasności inny przykład, z lokalnego życia.

Nie tak dawno na krakowskim Rynku oglądnęliśmy kolejną już scenkę dowodzącą, że ludzie żyją w bajce. Oto solidny jegomość, przebrany z powodów biznesowych za wspaniałego husarza, podczas krótkiej przerwy w pracy, w podcieniach Sukiennic, raczył się napojem chłodzącym oraz palił, a nie był sam. Rzec trzeba szczerze, że towarzyszył mu kolega Lajkonik, znacznie już silniej – po prawdzie – schłodzony, pracujący, zdaje się, w osłonie tarczy antyinflacyjnej, a więc rozluźniony i jakby nastawiony do świata życzliwiej.

Nic w tym spotkaniu doprawdy nie było ani szokującego, ani gorszącego, ani nadzwyczajnego, ani nieestetycznego, bądź to nieetycznego, ot ludzie interesu gwarzą w przerwie pomiędzy swobodnym rekonstruowaniem i robieniem sobie fotografii z turystami. A jednak, schładzanie, palenie i pogwarki kolegi husarza z kolegą Lajkonikiem, obaj jakby z Sienkiewicza wyjęci, w miejscu znanym każdemu rodakowi z podręczników z podstawówki, czyli na poziomie nauczania ustawowo obowiązkowego, wszystko to spotkało się ze strony obywateli turystów odbywających rytualną turę po skarbach narodowej kultury z reakcją bez mała gwałtowną. Oto husarz – było, nie było Polak, wąsacz-katolik, rozmawia jak gdyby nigdy nic z za przeproszeniem Tatarzynem, smagłym od makijażu Saracenem, czyli mówiąc wprost, z islamistą, żeby nie rzec uchodźcą. Zaiste, Rynek krakowski jest dobrym miejscem do testowania umysłowej jak kto woli asortymentu produkowanego przez kowali polskiej wyobraźni. Z ulicznego gwaru, mimo płynącego jakby z niebios hejnału mariackiego, pomimo hałasu gołębiego gruchania, dało się usłyszeć głośne uwagi i komentarze. Nieżyczliwe. O skandalicznym bezczeszczeniu stroju husarza, o upokarzaniu skrzydeł naszych, o atakowaniu polskości piciem, paleniem i ­ahistorycznym brataniu się z kolegą Lajkonikiem. Ktoś chciał wezwać policję, co wydało się nam pomysłem kapitalnym, ale ku naszemu żalowi był to słomiany zapał i policja do wykroczenia, jakim jest naruszenie spoistości legend i baśni z potrzebą zarobkowania i relaksu, niestety nie przyjechała. A szkoda.

Nawiasem, policja polska w ostatnich latach przyjeżdża oczywiście do tego typu wydarzeń i – jak to się ładnie w mediach mówi – natychmiast podejmuje tzw. czynności. Policjanci starannie – cośmy nie raz i nie dwa widzieli – zapisują w swych notesach szczegóły podobnych historii, co powinno skłonić do refleksji, zadumy, ale i do działania włodarzy polskich muzeów literatury, by owe zapiski skupywać po komisariatach. By te historie gromadzić, katalogować i digitalizować. Ku chwale naszego znakomitego piśmiennictwa. Zdaje się nam, że żadna placówka kultury polskiej nie ma rzetelnego zapisu nierzeczywistości uchodzącej za rzeczywistość. Akcja apelowania do służb mundurowych, by udostępniały notesy służbowe, wydaje się pomysłem na wielką i naszą miarę.

No więc, gdyśmy już sobie bezrefleksyjnie porechotali z tego wszystkiego, cośmy na krakowskim Rynku zobaczyli i podsłuchali, puknęliśmy się w myślące czółko. Coś, co nam się wydaje śmiesznym oderwaniem, odrealnieniem, w sumie może nawet nieszkodliwym, jest jednak rzeczywistością. Nikogo po prawdzie nieśmieszącą. Zostaliśmy niemal sami w świecie, w którym człowiek w przebraniu Lajkonika nie stwarza realnego zagrożenia dla wiary ojców naszych i dla ojczyzny naszej. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2022