Sprzedawcy nadziei

Do Walerii przychodzą kobiety: żony, narzeczone, matki. Szukają bliskich, zaginionych żołnierzy. Im dłużej trwa wojna, tym większym powodzeniem cieszą się na Ukrainie wróżki i jasnowidze.

03.01.2015

Czyta się kilka minut

Fioletowy pokoik wróżki Walerii, na siódmym piętrze szarego bloku z wielkiej płyty, w kijowskiej dzielnicy Oboloń. Po pokoju kręci się korpulentna kobieta z mocnym makijażem. To właśnie Waleria. Zanim zaczęła trudnić się wróżbiarstwem, była fryzjerką.

Waleria gestykuluje energicznie, rozsiewa zdecydowany zapach tanich perfum. Na herbacianym stoliku zasuszony bukiet róż, otoczony zwierzątkami z porcelany. Miedziana żaba siedzi na kamieniu i mruży oczy, domalowane zielonym lakierem do paznokci. Na ścianach obrazki z symbolami wszelkiej możliwej mistyki. Od yin-yang po pentagramy. Przyciemnione światło, żeby nie było widać farby łuszczącej się na ścianach.

Oferta wróżki Walerii jest bogata. Jasnowidzenie, pomoc w sprawach sercowych, rozwiązywanie problemów zdrowotnych, finanse. Teraz specjalizuje się w szukaniu zaginionych żołnierzy. Od roku interes kwitnie. Ostatnie miesiące przyniosły Ukrainie setki zaginionych w akcji.

Wróżka opowiada z dumą, że Stowarzyszenie Ukraińskich Jasnowidzów podjęło kolektywną decyzję o pomaganiu ofiarom wojny. Charytatywnie.

– Wszystko robi pani za darmo? – pytam.

– Oczywiście. Ewentualnie można dopłacić za rozszerzoną wizję – mówi Waleria.

Ile? 500 hrywien [równowartość ok. 100 złotych – red.]. Waleria nie bardzo chce wyjaśniać, czym różni się normalna wizja od wizji rozszerzonej.

Karty mówią, że żyje

Do Walerii przychodzą kobiety. Szukają swoich bliskich, żołnierzy ze wszystkich możliwych jednostek. Żony majorów specnazu, dziewczyny chłopaków z batalionów ochotniczych, zapłakane matki poborowych (te obsługiwane są w ogóle za darmo).

Kilka razy przyszły też matki separatystów. Oni tam walczą za „Noworosję”, ale rodziny wysłali do obozów dla uchodźców w Kijowie. Dlatego w pokoju Walerii nie ma żadnych symboli ukraińskich.

Zdarza się, że dwie kobiety przynoszą zdjęcie tego samego mężczyzny. Wróżka jest wyrozumiała.

Była tylko jedna taka, której puściły nerwy. Waleria szukała akurat Romana, żołnierza Wojsk Wewnętrznych. Jego żona, sympatyczna nauczycielka z dwójką dzieci, przychodziła do niej kilka razy. Mąż zniknął jeszcze w maju, ale karty wciąż mówiły Walerii, że mężczyzna żyje. A karty nie kłamią.

Silniejsze wizje żon

Kilka dni później fioletowy pokoik odwiedziła inna kobieta. Trzymała zdjęcie tego samego mężczyzny. Dużo młodsza. Typ bizneswoman. – Przestań jej powtarzać, że on żyje – zażądała obcesowo, mając najwyraźniej na myśli Romana i jego żonę. Położyła na stoliku sumę dużo większą, niż Waleria zarabia w tydzień. Przekonywała: – Ona kompletnie oszalała, nie oddała nawet próbek do bazy danych DNA, bo tacy jak pani utrzymują ją w iluzji. Proszę mieć sumienie i przestać jej to wmawiać, choćby ze względu na dzieci. One wciąż czekają na powrót ojca.

Waleria grzecznie odmówiła. W swych wizjach wciąż widzi Romana w bezpiecznym miejscu.

Bizneswoman z wściekłością zgarnęła pieniądze ze stołu. Przewróciła figurki, stłukła słonika. Ale – jak zapewnia Waleria – wizje, o które proszą kochanki, są o wiele słabsze, niż kiedy szuka żona. Co Bóg połączył, tego człowiek rozłączyć nie może.

Waleria pyta, czy chcę zobaczyć, jak wygląda jej praca. Za chwilę przyjdzie małżeństwo, które martwi się o syna. Syn jest w rosyjskiej niewoli od ponad pół roku. Udało mu się porozmawiać z rodzicami przez telefon tylko raz.

Po chwili w pokoju zjawiają się starsi państwo.

– Kochana Walerio, co tam u naszego Wowki? – pytają od progu.

Waleria stawia karty, uśmiechając się tajemniczo: – Więc tak: Wowka, wysoki blondyn, to walet kier. Na jego drodze staje król trefl, niedobry znak. Nieprzychylny strażnik. Ale proszę zobaczyć: czerwona siódemka. To wróży szybkie wyjście z kłopotów.

Wróci na święta, na wiosnę

Sofia jest zmęczona czekaniem i wojną.

Znałam jej męża Siergieja, żołnierza jednego z oddziałów ochotniczych. Przebojowy brunet, dusza towarzystwa. Mówił płynnie kilkoma językami, miał zniewalający uśmiech mężczyzny, przed którym otwierają się każde drzwi. Wszystkim, którzy się z nim zetknęli, trudno uwierzyć, że już go nie ma. Jego żona – drobna blondynka z dużymi, smutnymi oczami – też nie może uwierzyć.

Gdy jego oddział się poddał on na własną rękę próbował wydostać się z okrążenia pod Iłowajskiem. I to jest ostatnia pewna informacja o jego losie. Od prawie pół roku. Dokładnie: od 29 sierpnia, około godziny szesnastej.

Wtedy widziano go po raz ostatni.

Odtąd Sofia słyszała już około 20 różnych wersji tego, co spotkało jej męża. Że zginął, ratując rannego kolegę. Że wykrwawił się, gdy mina rozerwała mu nogę. Że zginął w płonącym aucie. Że rozstrzelano go pod Donieckiem... Ale Sofia w żadną z tych wersji nie wierzy. Jedyne, w co wierzy, to słowa jasnowidzów. Ci twierdzą zgodnie, że Siergiej żyje i wróci do domu przed wiosną. Choć jeszcze parę tygodni temu zapewniali, że przed świętami. Niełatwo przewidzieć przyszłość z dokładnością co do dnia. Tak Sofia tłumaczy sobie te nieścisłości.

Odkąd Siergiej zaginął, jasnowidze są w zasadzie jedynymi osobami, z którymi utrzymuje kontakt. Także wróżka Waleria dobrze zna męża Sofii. To znaczy: zna jego historię.

– Widzę go w niewoli. Leży na podłodze z zasłoniętymi oczami. Ciemne pomieszczenie. Jakby budynek przemysłowy. Huta, kopalnia? – gdy Sofia to słyszy, po powrocie do domu wyszukuje obiekty pod Donieckiem, które mogłyby odpowiadać słowom wróżki. W Donieckim Zagłębiu Węglowym o takie nietrudno.

– Jest tu, tu, albo tu – Sofia pokazuje mi punkty na mapie. – Znajdziemy go!

Oczy lśnią ekscytacją. Rozkwita, gdy mówi o mężu. Nawet mysi warkoczyk zwisa jakby dumniej.

Różaniec z Majdanu

Następnego dnia Sofia dzwoni do mnie, szlochając.

– Nie uwierzysz, co powiedzieli mi w batalionie. Zadzwoniłam, żeby powiedzieć, że niektórzy zaginieni są prawdopodobnie przetrzymywani w kopalni, jak mój Siergiej. A oni na to, że po sześciu miesiącach status „zaginiony w akcji” zmienia się na „poległy”. I że nigdy nie znajdę mojego Siergieja, bo ciała poległych w Iłowajsku rozszarpały głodne psy. Powiedzieli, że po takim czasie nawet nie ma już czego identyfikować.

Przywykli do śmierci koledzy Siergieja nie przypuszczali, że wizja ciała rozszarpanego przez psy zrobi takie wrażenie.

– Jeżeli nie żyje, to chciałabym go chociaż przytulić, rozumiesz? Chciałabym móc zaprowadzić córkę na jego grób. Składałabym na nim codziennie świeże kwiaty. Nosił mój różaniec z Majdanu – łka Sofia. – Czy psy zjadły też różaniec?

Kiedy spotykamy się godzinę później, jest już spokojna. Wita mnie promiennym uśmiechem. Wszystko będzie dobrze. To, co powiedzieli w batalionie, to nieprawda. Sofia miała już kontakt z kolejnym jasnowidzem. Powtarza mi jego słowa. Oto dokładna wizja: Siergiej szedł przez zamieć śnieżną, ale już znalazł schronienie. Dobrzy ludzie wzięli go do domu. Jest bezpieczny. Niedługo się zobaczymy.

Sofia znów jest spokojna. Wie przecież, że Siergiej żyje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2015