Cud świata do przebudowy

Kolejkę linową na Kilimandżaro oraz tamy i elektrownie w parkach narodowych zamierzają budować władze Tanzanii. Obrońcy przyrody załamują ręce, bo pomysły polityków mogą zniszczyć bezpowrotnie miejsca uznawane za cud natury i dziedzictwo ludzkości.

07.05.2019

Czyta się kilka minut

Widok na Kilimandżaro z Parku Narodowego Amboseli, listopad 2016 r. /  / FOT. CARL DE SOUZA  / AFP/EAST NEWS
Widok na Kilimandżaro z Parku Narodowego Amboseli, listopad 2016 r. / / FOT. CARL DE SOUZA / AFP/EAST NEWS

Położony na południu Tanzanii i nazwany imieniem brytyjskiego podróżnika sir Fredericka Selousa Park Narodowy jest jednym z największych na świecie. Zajmuje obszar równy mniej więcej terytorium Mazowsza i Wielkopolski. Turyści, miłośnicy przyrody i dzikich zwierząt odwiedzają głównie wąwóz Stieglera, przecięty malowniczo rzeką Rufiji. Pozostała część Parku, z powodu bezmiaru terytorium, trudnego dostępu, a także obecności muchy tse-tse, przenoszącej śpiączkę afrykańską, odwiedzana jest przez ludzi niezwykle rzadko i pozostaje dziewiczym królestwem hipopotamów, krokodyli i słoni. W 1982 roku, z powodu mnogości żyjących w nim zwierząt i roślin, Park Narodowy Selousa został wpisany przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa ludzkości.

Do niedawna Parkowi i jego mieszkańcom zagrażali jedynie kłusownicy i przemytnicy kości słoniowej. W tym roku do Parku wkroczyli politycy, drwale, inżynierowie i górnicy. Tanzański prezydent John Magufuli rozparcelowuje Park i oddaje go w dzierżawę zagranicznym koncernom, a ostatnio umyślił sobie przegrodzić rzekę Rufiji największą w całej Afryce tamą i wybudować w wąwozie Stieglera wielką elektrownię.

Cudowny plac budowy

Panujący od 2015 roku i nieznoszący żadnego sprzeciwu ani krytyki (zarówno ze strony rodaków, jak i zagranicy) Magufuli wyliczył sobie, że dzięki zaporze i elektrowni z Parku Selousa Tanzania będzie miała dwukrotnie więcej energii elektrycznej niż dziś. To zaś umożliwi industrializację kraju, którego ogromna część została oddana pod parki narodowe, i umożliwi doprowadzenie wreszcie prądu do wiosek, które wciąż są go pozbawione.

Drwale – według londyńskiej gazety „Daily Telegraph” władze do wyrębu posłały więźniów; prezydent Magufuli jest zwolennikiem teorii, że pobyt w więzieniu musi być dotkliwą karą – wycinają już namorzynowe lasy w wąwozie Rufiji, by zrobić miejsce pod zaporę, a także drogi dojazdowe dla wielkich ciężarówek. Potem wąwóz, cud natury i dziedzictwo ludzkości, stanie się placem budowy.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty są dostępne za darmo. CZYTAJ TUTAJ →


Obrońcy przyrody biją na alarm. Nikt i nigdy jeszcze nie brał się za uprzemysławianie zakątków wpisanych przez ONZ na listę dziedzictwa ludzkości. Budowa zapory na Rufiji zakłóci nieodwracalnie tamtejsze środowisko naturalne, zmniejszy terytorium będące ostoją dzikiej zwierzyny.

Pomysł budowy zapory i elektrowni krytykują też ekonomiści. Wątpią, by została ona oddana do użytku zgodnie z planem, czyli w 2021 roku. Nie mają za to wątpliwości, że będzie kosztowała znacznie więcej, niż wyliczyły to sobie władze, które w dodatku nie podały, skąd wezmą na nią pieniądze. Zachód nie chce pożyczać pieniędzy, ponieważ uważa całą inwestycję za szkodliwą i niepewną ekonomicznie. Zachodni ekonomiści uważają, że zyski z zapory będą znacznie mniejsze, niż to sobie założył tanzański prezydent, i nigdy nie zrównoważą poniesionych na nią wydatków. Te zaś będą tak wielkie, że mogą doprowadzić biedną Tanzanię do bankructwa. W rozmowie z dziennikarzem „Daily Telegraph” tanzański ekonomista i opozycjonista Zitto Kabwe twierdzi, że elektrownia będzie w ogóle nieopłacalna, bo obliczając zyski z zapory prezydent i jego dworzanie posługiwali się danymi sprzed ćwierć wieku, a z powodu zmian klimatycznych wody w Rufiji płynie dziś o jedną czwartą mniej i rzeka nie za bardzo nadaje się do wytwarzania prądu. „Ta zapora i elektrownia będą klasycznym przykładem chybionej inwestycji i manii wielkości prezydenta – uważa Kabwe. – Wszystkich nas zrujnuje, a skorzystają z niej tylko skorumpowani urzędnicy, którzy przy okazji kosztownej budowy napchają sobie kieszenie pieniędzmi”.

Sławny z uporu prezydent Magufuli, a także jego urzędnicy pozostają niewzruszeni, a zdaniem „Daily Telegraph” przy budowie zapory pomagają im Chińczycy. „Zbudujemy zaporę, czy się to komu podoba, czy nie – zapowiedział w zeszłym roku w parlamencie tanzański minister od ochrony środowiska Kangi Lugola. – A jak się komuś to nie będzie podobało i będzie nam przeszkadzał, to się go zamknie do więzienia”.

Współcześni poszukiwacze skarbów

Niedaleko wąwozu Stieglera, gdzie prezydent chce budować elektrownię, działa już kopalnia uranu, należąca do rosyjskiego koncernu Rosatom. Geolodzy twierdzą, że ziemia pod Parkiem Narodowym kryje także złoża złota, srebra, miedzi, cynku i kobaltu, a szefowie zagranicznych koncernów górniczych nie mogą się doczekać, żeby prezydent Magufuli im również pozwolił ryć ziemię i szukać skarbów.

Tanzania, a także Kenia zamierzają przegrodzić zaporami również rzekę Mara, przecinającą dwa parki narodowe: kenijski Masai Mara i tanzański Serengeti. Ustalono, że zapory mają być niewielkie, a każde z państw pobuduje sobie przy nich również niewielkie elektrownie. Kenia wysoką na 10 metrów w Norerze, a Tanzania – trzydziestometrową w Borendze. Politycy z obu krajów twierdzą, że prąd z elektrowni nie jest sprawą drugorzędną. Zapory posłużą miejscowym rolnikom, nękanym przez susze. Zmiany klimatu sprawiły, że w porze suchej rzeka Mara wysycha, więc magazynowanie wody stało się koniecznością.

Niepokój w Kenii i Tanzanii budzi tylko obawa, czy zapora na Marze nie zniszczy aby najsławniejszych i najbardziej zyskownych parków narodowych. Obrońcy przyrody ostrzegają, że straci na tym i środowisko naturalne, i dochody turystyczne obu państw. Uczeni z pisma „Science” twierdzą wręcz, że przegrodzenie zaporami rzeki Mara będzie oznaczać kres najsłynniejszego chyba na świecie szlaku wędrownego dzikich zwierząt. Co roku niezliczone stada antylop gnu, zebr i gazeli przeprawiają się przez rzekę w poszukiwaniu wodopojów i pastwisk, a ich wędrówkę uznano za jeden z Siedmiu Cudów Przyrody.

Kolejką na Kilimandżaro

Za cud natury uchodzi też góra Kilimandżaro, najwyższa, prawie sześciotysięczna góra Afryki i najwyższa góra świata stojąca samotnie, a nie w łańcuchu górskim. Podobnie jak parki narodowe czy wyspa Zanzibar, Kilimandżaro należy do największych atrakcji turystycznych Tanzanii. Co roku przyciąga po 50 tysięcy miłośników wspinaczki, a Tanzania zarabia na nich ponad 50 milionów dolarów.

Żeby zarobić jeszcze więcej, władze Tanzanii postanowiły pociągnąć na Kilimandżaro kolejkę linową. Nie na sam wierzchołek, ale na położony na wysokości prawie 4 tysięcy metrów płaskowyż Shira, odległy o kilkanaście kilometrów od Kibo, najwyższego z trzech szczytów Kilimandżaro. Kolejka linowa ma zostać poprowadzona szlakiem Machame (zwanym też Whisky), najpopularniejszym z sześciu szlaków wspinaczkowych, a każdy z wagoników będzie mógł zabrać 150 pasażerów. Tanzańskie władze przekonują, że dzięki kolejce linowej pod Kilimandżaro przyjedzie jeszcze więcej turystów, a wagonikami pod sam wierzchołek będą się mogli dostać turyści w starszym wieku, niepełnosprawni i małe dzieci.

Tym razem do protestów obrońców przyrody (żeby zbudować kolejkę, trzeba wpierw wyciąć drzewa, umocować na górskim zboczu gigantyczne słupy i podpory dla toru linowego itd.) przyłączył się związek zawodowy tragarzy spod Kilimandżaro. Według nich kolejka linowa pozbawi środków do życia prawie ćwierć miliona ludzi żyjących z turystów – tragarzy, właścicieli hotelików, restauracji, sklepów z pamiątkami, a także odzieżą i sprzętem wspinaczkowym. „Jeśli ktoś będzie mógł wjechać na samą górę, to po co miałby się na nią wspinać? Skoro będzie mógł zabrać bagaż do wagonika, to po co będzie potrzebny tragarz? – uważa Edson Mpemba, przewodniczący związku tragarzy. – Na wierzchołek i z powrotem obróci w jeden dzień i nie zostanie tu ani godziny dłużej. Tyle go będziemy widzieli. A dziś na wspinaczkę trzeba poświęcić cały tydzień. Ludzie stracą pracę i zarobek, a wtedy zostanie im tylko kraść”.

Przedstawiciele rządu uspokajają tragarzy, że kolejka linowa przyciągnie pod Kilimandżaro tych, którzy wspinać się nie mogą. „Prawdziwy wspinacz – powiadają – mając do wyboru pieszą wędrówkę albo wjazd wagonikiem, zawsze wybierze wędrówkę”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej