Słowa niestrawne

Ks. prof. Wiesław Przyczyna, teolog homileta: Nieprzygotowani do niedzielnej homilii księża są nieuczciwi, bo kradną ludziom czas, który ci przeznaczyli na to, by posilić się Słowem Bożym.

15.06.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

ANNA GOC: Pigułka „dzień po”, in vitro, konwencja antyprzemocowa. Co te tematy mają wspólnego z Bożym Ciałem?
KS. PROF. WIESŁAW PRZYCZYNA: Też zadaję sobie to pytanie. Wygląda na to, że niektórzy duchowni uznają orędzie płynące z Ewangelii za mniej atrakcyjne od bieżących spraw.

Mogą swobodnie decydować o tym, co jest bardziej atrakcyjne, a co nie jest?
Podczas homilii ksiądz nie może mówić na dowolny temat, który sobie wymyślił. Musi sięgnąć do źródła, czyli do celebracji liturgicznej lub do czytań. W przypadku kazań ksiądz sam wybiera tekst biblijny.

Księża nieraz wychodzą od fragmentów biblijnych, by później płynnie przejść do tematów bieżących pozornie z nimi związanych. Przykładem może być jedna z homilii na Boże Ciało sprzed dwóch lat. Celebrans najpierw mówił o tym, że „Jezus został z nami, żeby nam przypomnieć, że jest, że Jego misja zbawcza się nie skończyła”. A potem krytykował in vitro: „tysiące dzieci znajduje się w płynnym azocie i nie wiadomo, co z tym zrobić. To jest eksperyment, który woła o pomstę do nieba”. Tak można?
Niezupełnie, bo tekst biblijny staje się wtedy tylko pretekstem, by nawiązać do tematów zdaniem mówcy aktualnie ważniejszych.

Dlaczego tematy typu gender czy in vitro są najczęściej tematami homilii głoszonymi w najważniejsze święta?
Księża wybierają święta, bo wtedy w kościołach jest najwięcej ludzi. Obawiam się jednak, że ci ludzie i tak nas nie słuchają. Księżom się tylko wydaje, że mają wpływ na wiernych. Moje przypuszczenie potwierdzają badania, m.in. CBOS-u, z których wynika, że tylko 39 proc. Polaków kieruje się w życiu nauczaniem Kościoła, a zaledwie co dziesiąty uwzględnia je, planując swoje życie intymne. Homilia staje się więc mową, która jest przez wiernych odbierana co najwyżej na poziomie estetycznym czy intelektualnym. I na tym koniec.

Księża myślą, że są skuteczni?
Wszyscy w tym układzie przeceniają się nawzajem. I ci, którzy atakują Kościół, że namawia ludzi do czegoś. I duchowni, którzy w zakamuflowany sposób usiłują np. w czasie trwania ciszy wyborczej reklamować wybranych kandydatów, sądząc, że coś dzięki temu ugrają.

Dlaczego wszyscy się przeceniają?
Bo w kościele zasadniczo spotykają się ludzie, którzy mają już swoje polityczne sympatie ugruntowane. Sympatie te mogą zbiegać się z poglądami księży, ale ci nie powinni przypisywać sobie tego jako własnej zasługi. Na nic zdadzą się homilie, które zawierają słowa typu: „Musimy wybierać zgodnie z prawem i sprawiedliwie”, albo śpiewanie refrenu psalmu „Bóg kocha prawo i sprawiedliwość”, zwłaszcza że refren ten nie jest przewidziany na niedzielę wyborczą.

Są jednak księża, na msze których przychodzą tłumy, przede wszystkim ze względu na dobre kazania.
Są nimi zwykle mówcy z wrodzonym darem. Takich księży i zakonników było w historii Kościoła sporo i są tacy dziś. Trzeba jednak przyznać, że przeważająca większość maturzystów, która trafia do seminariów, takich zdolności nie ma. Badania pokazują, że jedynie 25 proc. z nich określa się jako „dobrych i bardzo dobrych intelektualnie”. Z resztą trzeba solidnie pracować.

W seminariach pracują?
Mam wrażenie, że tak, chociaż wiele do życzenia pozostawiają praktykowane od lat te same metody. Seminaria stosują niestety sposób uczenia i formacji intelektualnej „podawczy”. Jest wykład. Trzeba się go nauczyć, zdać, a potem można zapomnieć. I klerycy zapominają. Poza tym, jak się później okazuje, niewiele rozumieją z tego, co usłyszeli od wykładowców.

Później to znaczy kiedy?
Kiedy stoją na ambonie i używają słów, które brzmią sztucznie, są bełkotliwe, oderwane od rzeczywistości, którą opisują. Seminaria nie uczą ich samodzielnego myślenia. Podam przykład. Na jednych z ostatnich zajęć przeczytałem księżom doktorantom fragment tekstu i zapytałem, co o nim sądzą. Na początku chwalili, mówili, że jest bardzo ciekawy. Ale kiedy powiedziałem im, że pochodzi z przedstawienia „Golgota Picnic”, oburzyli się i zaczęli go krytykować. Uznali wręcz za beznadziejny.

Tak sztukę ocenił Kościół. Czy w seminarium jest miejsce dla „myślących inaczej”?
Sądzę, że jest, ale jest go za mało. Oczekiwałbym, że seminaria stworzą więcej możliwości do dyskutowania: niech klerycy wypowiadają swoje zdanie, niech się nie zgadzają, niech odpierają zarzuty. Wtedy i ich homilie będą ciekawsze.

Jak na razie, księżom zarzuca się te same błędy. Wypunktował jest ostatnio prof. Jan Miodek w wykładzie „Nie obmyślać kazań przy goleniu”, wskazując na monotonny styl homilii, korzystanie z gotowców i tani moralizm.
Trudno się z tymi zarzutami nie zgodzić. Ale za tę wypowiedź prof. Miodek został okrzyknięty przez niektóre środowiska prawicowe zdrajcą Kościoła. To niesamowite, że człowiek, który nigdy – z wyjątkiem racji obiektywnych – nie opuścił mszy świętej niedzielnej i świątecznej, a o Kościele mówi z ogromnym zatroskaniem, zostaje nazwany zdrajcą. Obyśmy takich „zdrajców” mieli w Polsce jak najwięcej.

Są parafie, gdzie księża mają „dyżury” i wymieniają się podczas niedzielnych mszy. Każdą kolejną odprawia inny, a jeden przychodzi głosić na każdej homilię. To jest w porządku?
To niezgodne z przepisami liturgicznymi, które mówią o tym, że każdy celebrant powinien wygłaszać homilię na swojej mszy, by zachować jedność liturgii. On jest odpowiedzialny za liturgię słowa i liturgię sakramentu i jemu ten przywilej przypada w pierwszym rzędzie, a później koncelebransowi. Księża przychodzący tylko na homilię to nadużycie.

Pomysłodawcy jednej z najbardziej popularnych baz gotowców – „Ekspresu homiletycznego” – w zakładce „kontakt” umieścili wiadomość dla reklamodawców: „Nasz serwis zapewnia kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń miesięcznie!”.
Zapotrzebowanie jest istotnie duże. Są też serwisy płatne. Nie potępiałbym jednak zupełnie korzystania z takich rozwiązań, ale pod warunkiem, że znalezione tam teksty są jedynie inspiracją dla księży do przygotowania własnej homilii. Jeśli księża je kopiują, popełniają plagiat.

Kościół przewiduje sankcje za źle głoszone homilie?
Biskup może zasuspendować księdza, ale takie przypadki w zasadzie w kontekście homilii się nie zdarzają. Ks. Józef Kudasiewicz, który słynął z ciętego języka, mówił, że gdyby jakiś ksiądz odprawił mszę na piwie, biskup na sygnale wysłałby do niego posłańca, by go zasuspendować. Ale kiedy księża mówią głupstwa na ambonach, biskupi przymykają oczy.

To co musi się stać, by zareagowali?
Przypominam sobie zaledwie kilka takich sytuacji, dość zresztą kuriozalnych. Upomniany został np. ksiądz, który podczas homilii dla dzieci przebierał się za biedronkę. Inny za to, że ubierał kostium smoka i przyjeżdżał do kościoła na wrotkach. Był też taki, który przebrał się w czasie adwentu za choinkę i przed homilią podłączył się do prądu. Chciał w ten sposób zilustrować prawdę, że Chrystus jest „światłością świata”. Wierni zamiast słuchać homilii, bali się, czy nie porazi go prąd.

Nowe „Dyrektorium homiletyczne” ma zacząć obowiązywać po wakacjach. Jest szansa, że coś się zmieni?
Dyrektorium zbiera to, czego księża uczyli się na zajęciach z teologii homiletycznej, jego zapisy nie powinny być dla nich nowością. Ale przypomnienie tego, czym homilia ma być, a czym być nie może, przyczyni się, mam przynajmniej taką nadzieję, do tego, że sytuacja się poprawi.

Czym homilia nie może być?
Nie może być okazją dla księdza, by poruszał sprawy zupełnie niezwiązane z celebracją liturgiczną i czytaniami. Nie może być też egzegezą, czyli naukowym wyjaśnieniem poszczególnych słów Biblii. Ten etap może poprzedzać jej przygotowania. Nie powinna być też katechezą, czyli usystematyzowanym wykładem, który jest adresowany głównie do intelektu. Wreszcie, nie może być opowiadaniem własnych doświadczeń religijnych księdza, bo najistotniejsze w niej jest doświadczenie wiary Kościoła.

Czym ma zatem być?
Franciszek porównuje ją do rozmowy matki z dzieckiem. Kiedy dziecko kocha matkę, ufa jej, wierzy, że to, co ona mówi, jest dla niego dobre, to przyjmuje jej słowa. Mama z kolei akceptuje wszystko, co jest w dziecku. Wsłuchuje się w nie, w jego troski, i uczy się od niego.

Nakazy i zakazy wchodzą w grę?
Jak najbardziej, ale muszą być wypowiedziane w atmosferze miłości. To dzięki nim młody człowiek uczy się odróżniać dobro od zła.

Księża o tym wiedzą?
Księża w swoich homiliach nierzadko robią to za swoich słuchaczy. Mówią im, co jest dobre, a co złe, co należy wybierać, a co odrzucić. W ten sposób czynią ich ludźmi zewnątrzsterowalnymi, niezdolnymi do podejmowania samodzielnych decyzji i wzięcia za nie odpowiedzialności.

To może się okazać wygodne?
Niestety, niektórzy wolą takie właśnie rozwiązania. Bo sytuacja, w której mają przedstawione różne możliwości i słyszą od księdza: „wybieraj”, „odnajdź się”, „zdecyduj sam”, jest za trudna, wymaga od nich myślenia. Mnie czasami ludzie pytają, czy to, co zrobili, jest grzechem.

I co im Ksiądz odpowiada?
Że nie wiem. „To jak to? Ksiądz i nie wie?” – dopytują. A ja na to: „Czy coś jest grzechem, czy nie, rozstrzyga się w sumieniu człowieka. Ksiądz może jedynie rozszerzyć perspektywę, zwrócić uwagę na okoliczności, ale oceny czynu dokonuje każdy samodzielnie”.

Homilie, o których mówi Franciszek, mają raczej pozytywny przekaz. Po co księża straszą z ambony?
Bo wydaje im się, że negatywny przekaz bardziej zadziała. A to nieprawda.

Małgorzata Wałejko z „Więzi” pisała niedawno, że ksiądz podczas homilii mówił o Maryi jako tej, która ma bronić ludzi przed nieposkromionym gniewem surowego i nieobliczalnego Boga.
Takiej wiedzy ksiądz głoszący homilię nie wyniósł z seminarium. Żaden wykładowca czegoś takiego by nie powiedział. Jest to raczej pomysł księdza, który swoją homilię oparł na ludowej pieśni religijnej, a nie na czytaniach biblijnych lub celebracji liturgicznej.

Dla kogo nie ma kazań?
Brakuje na pewno kazań, w których Kościół zwracałby uwagę na potrzebę miłości bliźniego w sprawach najbardziej przyziemnych. Czy słyszała pani kazanie, w którym ksiądz na wsi mówiłby rolnikom, by uprawiali ziemię dbając o ekologię? Albo kazanie, w którym apelowałby do ludzi mieszkających w mieście, by nie palili byle czym w piecach, bo się nawzajem zatruwają? Albo o płaceniu podatków?

Nie.
Ja też nie. Jest jeszcze jeden problem. Kiedyś analizowałem ze studentami kazanie, podczas którego ksiądz powiedział do tych, którzy przyszli na mszę: jesteście dzisiaj tutaj, ale ja się z wami nie witam, wami się nie cieszę, bo przychodzicie tylko na pasterkę i rezurekcję. Dla nich też nie było kazania. Kilka osób na znak protestu wyszło z kościoła.

To zdarza się coraz częściej.
Wychodzenie z kościoła jest reakcją na słabe albo bulwersujące homilie. Znam także inne wyrazy niezadowolenia, a mianowicie ograniczanie datków na tacę czy informowanie księdza o swoim rozczarowaniu usłyszaną homilią. Są to jednak reakcje ekstremalne, ostateczne. By ich uniknąć, księża powinni przygotowywać się do niedzielnej homilii. Papież Franciszek wymienia w adhortacji „Evangelii gaudium” piętnaście punktów, do których księża powinni się zastosować przygotowując homilię. Ewenementem jest to, że po raz pierwszy takie wskazówki trafiają nie do podręcznika z homiletyki, ale do dokumentu wysokiej rangi, który powstał po synodzie. Jakość homilii musiała być jednym z tematów omawianych przez ojców synodalnych. To pokazuje, że problem jest światowy.

Co papież radzi księżom?
Zaczyna od tego, by znaleźli odpowiednio dużo czasu na przygotowanie. Mają go wygospodarować ze swojego czasu wolnego, a jeśli tego zabraknie, to poświęcić czas wspólnotowy przeznaczony na spotkania towarzyskie. A jeśli się okaże, że i tego jest za mało, powinni zrezygnować z ważnych, nawet pilnych obowiązków duszpasterskich, bo nie ma nic ważniejszego od przygotowania niedzielnej homilii. Mówi też, że zaniechanie przygotowania i liczenie na pomoc Ducha Świętego podczas głoszenia jest nadużyciem. Bo Duch Święty wspiera narzędzie aktywne. Dlatego ci, którzy nie przygotowują się do niedzielnej homilii, nie są duchowi – stwierdza papież.

Ostro.
Franciszek mówi więcej: nieprzygotowani księża są nieuczciwi, bo kradną ludziom czas, który ci przeznaczyli na to, by posilić się Słowem Bożym.

Na czym polega ta nieuczciwość względem wiernych?
W czasie liturgii eucharystycznej dokonuje się wymiana darów między wiernymi a księżmi. Ludzie przychodzą do kościoła, by posilić się Słowem i Ciałem Pańskim. Słowo Boże jest „przystawką”, a Ciało Pańskie „daniem głównym”. Wierni oczekują, że Kościół przez swoich duszpasterzy zapewni im pokarm dający życie wieczne. Że będzie on pożywny, smaczny i świeży. Oni w zamian też mają dar – składkę, którą ofiarują na potrzeby Kościoła, by zapewnić księżom pokarm doczesny – chleb powszedni. I myślę, że ten pokarm doczesny nie jest najgorszy. To co wierni mają zrobić, jeśli pokarm życia wiecznego, który otrzymują, jest suchy, twardy, niestrawny i często spleśniały?

Raczej – co księża powinni zrobić?
Wszystko, by pokarm Słowa Bożego serwowany zgromadzonym na niedzielnej mszy był tak pożywny i smaczny jak chleb powszedni, który zapewniają im swoją pracą słuchacze. Po to, by wierni nie traktowali religii jak szwedzkiego stołu, z którego mogą wybrać tylko to, co lubią, i czego ewentualnie chcą spróbować. ©℗

Ks. prof. WIESŁAW PRZYCZYNA jest profesorem teologii homiletycznej, kierownikiem Katedry Komunikacji Religijnej UPJPII w Krakowie, do 2014 r. był przewodniczącym Stowarzyszenia Homiletów Polskich, jest przewodniczącym Komisji Języka Religijnego PAN. Autor wielu książek, m.in. „Fenomen kazania” (1994).

W "Tygodniku Powszechnym" nr 25/2015 pisaliśmy o tym, jakie są kazania w Polsce A.D. 2015. Oprócz rozmowy z ks. Przyczyną opublikowaliśmy także:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2015