Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można więc było urządzić polowanie na “czerwonego" bez względu na to, czy ma to jakikolwiek merytoryczny związek z celami postawionymi Komisjom Śledczym przez Sejm. Chodziło więc głównie o to, by w pamięci obywateli (czytaj: wyborców) pozostało, że to Aleksander Kwaśniewski chciał sprzedać Rosjanom PKN Orlen, że Marek Belka chciał niekorzystnie sprzedać PZU, a Włodzimierz Cimoszewicz w podejrzany sposób sprzedał (co prawda swoje i córki) akcje Orlenu.
Dowody na to wszystko są dotychczas bardziej niż wątpliwe. Cóż jednak poradzić, jeśli nawet były szef polskiego kontrwywiadu zdaje się brać na poważnie kserokopię czegoś napisanego ręką oskarżycielki, a sygnowanego nie podpisem, lecz pieczątką z faksymile podpisu jej ówczesnego szefa? Cóż poradzić, jeśli wiceprzewodniczący orlenowskiej Komisji Śledczej przekazuje mediom informacje, które komisja mogłaby ewentualnie uzyskać w przyszłości po przesłuchaniu świadka?
Szaleństwo się wzmaga, a główni aktorzy zapominają, że w takiej sytuacji nikt tak naprawdę nie wygrywa, lecz tracą wszyscy.