Skąd ten pośpiech

Kto z bliskiego otoczenia Jana Pawła II donosił na Papieża? Ujawnienie przez IPN nazwiska o. Konrada Hejmy było nie do uniknięcia. Od lat krążące informacje, że ktoś donosił, czyniły podejrzanymi wszystkich, którzy do kategorii bliskiego otoczenia mogli być zaliczeni. Nasilenie tych domniemań przeżyliśmy kilka miesięcy temu, a historia ks. Mieczysława Malińskiego i przybliżona charakterystyka donosiciela otwierały pole dalszym insynuacjom.

08.05.2005

Czyta się kilka minut

Nasuwa się oczywiście kilka pytań. Czy rzecz była aż tak pilna, że trzeba było o niej mówić w okresie żałoby? Czy równoczesne udostępnienie - co według prof. Leona Kieresa ma nastąpić w maju - materiałów z odnalezionych teczek ukazujących sprawę w szerokim kontekście, nie wyszłoby wszystkim na zdrowie? Czy podgrzewanie nastroju dawkowanymi po trochu informacjami o istnieniu donosiciela, o rozpoznawalnym głosie na taśmie, o niektórych charakterystycznych cechach agenta (np. że jest szeroko znany, także z mediów, i ceniony) było do czegokolwiek potrzebne?

Inna seria pytań dotyczy procedur. Ustawa o IPN umożliwia wprawdzie prezesowi tej instytucji ujawnienie nazwiska agenta, ale jakie społeczne skutki będzie miała ta operacja? Informacja, którą trzeba przyjąć “na wiarę", bez znajomości dowodów, że ktoś, kogo się znało i ceniło (ojca Konrada znały i lubiły tysiące polskich pielgrzymów), donosił, i to na Papieża, budzi odruchowy sprzeciw. W internecie otwarto listę dialogową “komu wierzę: Kieresowi czy Hejmie?", co jest bez sensu, bo takie sprawy nie mają nic wspólnego z wiarą, a jeśli, to ta wiara nosi nazwę “domniemania niewinności". Przecież chodzi o zarzut, który musi być poparty niepodważalnymi dowodami.

Inna rzecz, że trudno wątpić w ich istnienie. Gdyby wykazano IPN-owi błąd, dla Instytutu, a przynajmniej dla ciała, które zdecydowało o ujawnieniu nazwiska o. Hejmy, byłaby to ostateczna kompromitacja - i o tym członkowie Kolegium IPN wiedzą doskonale.

Przyjmując zatem, że zarzut jest uzasadniony (tymczasem musimy wierzyć na słowo prezesowi Kieresowi i... o. Maciejowi Ziębie OP, któremu, jako prowincjałowi dominikanów, a więc przełożonemu o. Hejmy, te dokumenty pokazano, czyniąc go - oczywiście nieformalnie - współodpowiedzialnym za ujawnienie winy podwładnego), należy z wcześniej podanej charakterystyki skreślić, że był to ktoś “z najbliższego otoczenia papieża". Ojciec Hejmo zajmował się pielgrzymami, organizował ich spotkania z Papieżem, widziało się go blisko Jana Pawła II, jednak nie należał do grona zaufanych współpracowników i wolno mniemać, że informacje, którymi dysponował, dotyczyły raczej pielgrzymów niż Stolicy Apostolskiej. Przynajmniej dwukrotne dementi rzecznika prasowego Watykanu w sprawie publicznych wystąpień o. Hejmy, rzekomo w imieniu Papieża, i wydany o. Hejmie zakaz zabierania w ten sposób głosu, również świadczą o tym, że posiadana przezeń wiedza nie była z pierwszej ręki.

Ujawnianie teczek osób publicznych jest nie do uniknięcia. Nie są spod tego wyjęci także księża czy nawet biskupi. Propozycja, która w tych dniach padła, by ich sprawy załatwiać między IPN a Episkopatem, jest w demokracji nie do przyjęcia. Zamknięcie historykom dostępu do dokumentów jakiejś kategorii ludzi nie oczyści atmosfery, lecz wprost przeciwnie: wzbudzi nieufność. Oczywiście w każdym przypadku należy się poważnie zastanowić nad sposobem ujawniania.

Kościół może natomiast stać się wzorem rozliczenia z często dramatyczną przeszłością - sprawiedliwego, rozsądnego, biorącego pod uwagę szeroką gamę indywidualnych przypadków. Dzięki temu można uniknąć tanich sensacji czy pomawiania niewinnych, a jednocześnie - zachować autorytet Kościoła jako instytucji społecznego zaufania. Dobry przykład dał pod tym względem chociażby biskup tarnowski Wiktor Skworc: przed kilkoma tygodniami, w Wielki Czwartek zapowiedział powołanie diecezjalnej komisji, która zbada kontakty księży z SB. Kościelni historycy, korzystając z dostępu do archiwów, mogą stworzyć rzetelny opis grzechów i słabości, a zarazem bohaterstwa i oporu większości księży czasów PRL.

Trzeba wreszcie z naciskiem powtórzyć, że ujawniając nazwiska różnego rodzaju informatorów kierujemy uwagę na efekty działania machiny zła, a nie na nią samą. Najbardziej “porażające" informacje o donosicielach nie mogą rozgrzeszać mocodawców: tych, którzy ówczesne struktury zła tworzyli i animowali. Sam zaś ojciec Konrad ma święte prawo do obrony i - jak można wnioskować z jego dotychczasowych wypowiedzi - zamierza z tego prawa korzystać. Także dlatego nie należy się spieszyć z osądzaniem, audiatur et altera pars.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2005