Siła spojrzenia

Informacja, że jakieś przedsięwzięcie wzięło się zentuzjazmu, budzi niepokój; zawsze może się za nią kryć usprawiedliwienie dla braku profesjonalizmu albo chwyt marketingowy. Kiedy jednak wkatalogu Miesiąca Fotografii wKrakowie czytam, że "jest taki czas, gdy ludziom zaczyna się więcej chcieć - wierzę.

13.06.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Dyskretnym tematem tegorocznej edycji tego równie klasycznego, co nowoczesnego (a więc w najlepszym sensie arcykrakowskiego) festiwalu, obejmującego aż 50 wydarzeń artystycznych, jest portret. Rozumiany szeroko, bo nie odnoszący się wyłącznie do człowieka, ale także np. do natury: czym innym jest bowiem zwykły pejzaż, a czym innym prawdziwa "twarz" przestrzeni - i nie wiąże się to ani z wartościowaniem, ani z prostą psychologizacją. Chodzi raczej o to, co zauważyli romantycy, o podwójność pojęcia "natura", które oznaczało dla nich zarówno determinizm biologii, jak i nieprzewidywalność wolnej woli.

Wpisani w funkcję

Kluczem do zrozumienia wielowątkowej definicji portretu okazuje się znakomita wystawa prac Augusta Sandera - artysty, który do dzisiaj uznawany jest za autorytet. Nie tylko zresztą w dziedzinie fotografii. W Galerii Turleja oglądać można 60 portretów, które wykonał w latach 1912-1929.

To niemiecki świat jeszcze sprzed Hitlera. Świat młodych rolników, ubranych w identyczne czarne garnitury z identycznymi czarnymi kapeluszami na głowach i eleganckimi laskami w ręku. Jak to jest, że błoto wiejskich dróg w ogóle nie ima się nogawek ich spodni? Świat cukiernika, którego kształty zdają się świadczyć o umiłowaniu zawodu. Policjanta, groźnego mundurem, sumiastymi wąsami i szpadą. Sprzątaczki przypominającej jakąś świętą, której atrybutem jest miotła. Murarza - niczym Atlas podtrzymującego budowlę.

Wszyscy oni wydają się tak archetypiczni, tak mocno wpisani w swoją funkcję, że trudno dziwić się Alfredowi Döblinowi, który podkreślał socjologiczną funkcję Sanderowskiego cyklu "Ludzie XX wieku". Każą jednak zadać sobie pytania, które dziś pojawiają się dość rzadko: w jaki sposób praca, ta najzwyklejsza, rozumiana jako obowiązek lub konieczność (na pewno zaś nie jako kariera czy "wyścig szczurów"), określa naszą indywidualność? W jakim stopniu wyraża naszą godność i wyjątkowość? Przecież właśnie dzięki wspólnocie pracy nie jesteśmy tacy sami - i to przesłanie, poza perfekcyjną techniką, jest główną wartością dzieła Sandera.

Fotografia niemiecka stanowi zresztą ważny kontra­punkt całego tegorocznego festiwalu. Dobrze pokazała to wystawa w Bunkrze Sztuki, gdzie znalazły się prace młodych twórców z Nadrenii Północnej-Westfalii. Okazało się, że portretem, indywidualnym bądź zbiorowym, może okazać się ślad, jaki człowiek zostawia w przestrzeni. Simone Nieweg fotografuje zwykłe, często zaniedbane ogrody warzywne. Bernhard Fuchs zderza plamy kolorowych samochodów z zielenią lasu. Anja Bohnhof przedstawia bloki i ukryte w nich banalne, biedne mieszkania. Na żadnym z tych zdjęć nie widać człowieka, a jednak to on jest głównym ich bohaterem: niepiękny i nieheroiczny, borykający się z codziennością.

Oczywiście w większości przypadków pracom tym brakuje jeszcze warsztatowej biegłości Sandera. Jednak odnaleźć w nich możemy coś z jego ducha: harmonijne zespolenie tego, co typowe, powtarzalne, a więc - wydawać by się mogło - pozbawione indywidualności, ze spostrzegawczością, pozwalającą dostrzec to, co pojedyncze.

Człowiek i kogut

Dlatego tak ważne staje się spojrzenie, towarzyszące nam na każdej krakowskiej wystawie (a także w katalogu, który sam w sobie jest niemal dziełem sztuki). To ono stanowi zarówno kwintesencję portretu, jak i najważniejszą część warsztatu fotografa. Herbert Weber patrzy na nas niejako potrójnie: jako autor i bohater swoich prac, a także jako pośrednik, parafrazujący dzieła wcześniejszych artystów. Najczęściej widzimy go w pustej przestrzeni - łąki albo potężnego studia - samotnego, a raczej towarzyszącego jedynie sprzętowi fotograficznemu. Oko obiektywu uważnie kieruje się bądź na odbiorcę zdjęcia, bądź wprost na artystę.

Duńczyk Jacob Aue Sobol (laureat ubiegłorocznej World Press Photo) zdradza intymność swojego spojrzenia, które jest dlań motorem i zapisem procesu zakochiwania się. Cykl "Sabine" opowiada o poznanej na Grenlandii dziewczynie, o budowaniu związku, który tworzy się poprzez czułość, pozwalającą przekraczać kolejne granice: wstydu, lęku, obcości. Te fotografie nie mają w sobie nic z naiwności. Bywają nawet biologicznie brutalne. Ale kryje się w nich prosta i naturalna tęsknota za szczęściem.

Paradoksalnie, podobną intymność znaleźć można w "Rytuałach przejścia" Przemysława Pokryckiego. Artysta rejestrował uroczystości religijne w różnych częściach Polski, przy czym interesował go wyłącznie ich rodzinny aspekt. Obserwujemy więc wnętrza domów, a w nich chrzty albo przygotowania do pogrzebu. Lamperie, paprotki, suto zastawione stoły, odświętne ubrania... Ale nie jest to bynajmniej "realizm krytyczny". To prawda, w pierwszej chwili trudno zauważyć w tych scenach choćby cień sacrum. Raczej blichtr, materialność, doczesność. Jednak czy sacrum nie kryje się już w samej potrzebie rytuału, nawet jeśli został on zredukowany wyłącznie do formy?

Co nie oznacza, że "złe oko" nie istnieje. Przy czym zło nie kryje się w samych patrzących, ale w ich cierpieniu albo wiedzy o cierpieniu. Dobrze pokazują to dwa - bardzo różne - cykle: Andersa Petersena oraz duetu Adam Broomberg i Oliver Chanarin. Obydwa wykonano w szpitalu psychiatrycznym. Petersen skupia się na fenomenie choroby, na groźnych światach, które rodzą się w ludzkim wnętrzu. Drugi cykl, zrealizowany na Kubie, w większym stopniu dotyczy władzy i zniewolenia, przełamywanego tym, że chorzy modele mogli współuczestniczyć w wykonywaniu fotografii, naciskając migawkę aparatu fotograficznego w wybranym przez siebie momencie.

Ważne, że spojrzenie wcale nie musi być spojrzeniem człowieka. Z prac Słowaka Tomáša Agata Blonskiego, które mimo wielkich formatów przypominają czasem zdjęcia paszportowe, patrzą na nas... kury. Zdumieni, dopiero po chwili dostrzegamy, że ptaki nie są takie same. Co więcej, zdają się świadomie pozować fotografowi: przekrzywiają głowy, "zaczesują" grzebienie, przybierają pozy. Podobnie jak młodzi japońscy punkowie, których sportretował Niemiec z Düsseldorfu Oliver Sieber.

Tytuł "kurzego" cyklu Blonskiego jest znaczący - "My jesteśmy...". Czyżby chodziło o manifest w imieniu tych, którzy sami nie potrafią mówić? Tu wracamy do uczłowieczonych lasów i gór, portretowanych przez Daniela Gustava Cramera. Albo do morsko-śnieżnych pejzaży Nathalie Grenzhaeuser. Natura jest osobą.

***

Miesiąc Fotografii przypadł na czas, w którym obchodziliśmy 750-lecie lokacji Krakowa. To znaczące tło dla tego wydarzenia: od kakofonii dźwięków dobiegających z monstrualnych estrad, od urzędniczej pompy uciec można było do wypełnionych zdjęciami kameralnych wnętrz, rozrzuconych od Podgórza po Nową Hutę.

Miesiąc Fotografii - dzięki rozległemu planowi topograficznemu wpisanych weń wydarzeń - postawił bowiem jeszcze jedno pytanie: o skalę przestrzeni sztuki w Krakowie i jej artystyczny potencjał. I znów okazało się, że daleko od celebry, dyskretnie, powstają projekty zakrojone na naprawdę dużą skalę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2007