Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jednak reguła na tym się kończy. W 2005 r. wyraźny skok powyborczy zanotowała również Platforma - choć przegrana, to zarazem najpoważniejsza siła opozycyjna - natomiast spadek odczuły wszystkie formacje pomniejsze: nie tylko tzw. przystawki (LPR i Samoobrona), ale także PSL i SLD. Dziś, co znamienne, jest inaczej: z jednej strony sondażowe poparcie dla zwycięskiej Platformy sięga 55 proc., z drugiej - notowania PiS, najpoważniejszej siły opozycyjnej, zamiast rosnąć (jak PO dwa lata temu), gwałtownie spadają: do nieco ponad 20 proc. Trudno wytłumaczyć to inaczej niż nie najlepszym stylem, w jakim liderzy Prawa i Sprawiedliwości przyjęli porażkę; szereg zachowań polityków partii Jarosława Kaczyńskiego wyborcy mogą zinterpretować jako małostkowe. Co również znamienne: inaczej niż w 2005 r., rosną dziś także notowania "drugoligowego" PSL. Fakt, że kredytem zaufania Polacy nagradzają również ludowców, można zinterpretować dwojako: po pierwsze, PSL zostało uznane za drugiego zwycięzcę wyborów, oraz po drugie, los Stronnictwa jest odtąd na dobre i złe powiązany z losem Platformy. Wspólny sukces albo wspólna porażka: Donald Tusk i Waldemar Pawlak nie mają dziś trzeciej drogi.
A co będzie dalej? To zależy już od polityki rządu PO-PSL. Oraz od stylu jej uprawiania. Zaczęło się tak sobie: z jednej strony dobra strategia Tuska, z drugiej wątpliwe działania marszałka Sejmu, który wywołał niepotrzebną awanturę wokół mandatu Jana Ołdakowskiego (posła PiS i zarazem dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego) albo "zemsta" senackiej większości PO na Zbigniewie Romaszewskim, kandydacie na wicemarszałka izby.
Kazimierz Marcinkiewicz potrzebował około stu dni, aby stać się najpopularniejszym (czy może raczej najsympatyczniejszym) z polskich premierów po roku 1989. Czy Tuskowi też się uda? Oto jest pytanie.