Rząd Tuska: czas na miodowe sto dni

Trzy miesiące. Jak uczy doświadczenie, mniej więcej tak długo utrzymuje się kapitał zaufania, którego wyborcy udzielają in blanco zwycięzcom wyborów parlamentarnych. To już polska specyfika: znaczący skok w sondażach na korzyść zwycięzcy odnotowano zarówno po zwycięstwie SLD w 2001 r., jak i po podwójnej wygranej PiS w roku 2005. Potem, po stu "miodowych" dniach, notowania każdego rządu w coraz większym stopniu zależały już od jego sukcesów bądź porażek. Ale, przynajmniej na początku, miło jest być po stronie zwycięzcy.

19.11.2007

Czyta się kilka minut

Jednak reguła na tym się kończy. W 2005 r. wyraźny skok powyborczy zanotowała również Platforma - choć przegrana, to zarazem najpoważniejsza siła opozycyjna - natomiast spadek odczuły wszystkie formacje pomniejsze: nie tylko tzw. przystawki (LPR i Samoobrona), ale także PSL i SLD. Dziś, co znamienne, jest inaczej: z jednej strony sondażowe poparcie dla zwycięskiej Platformy sięga 55 proc., z drugiej - notowania PiS, najpoważniejszej siły opozycyjnej, zamiast rosnąć (jak PO dwa lata temu), gwałtownie spadają: do nieco ponad 20 proc. Trudno wytłumaczyć to inaczej niż nie najlepszym stylem, w jakim liderzy Prawa i Sprawiedliwości przyjęli porażkę; szereg zachowań polityków partii Jarosława Kaczyńskiego wyborcy mogą zinterpretować jako małostkowe. Co również znamienne: inaczej niż w 2005 r., rosną dziś także notowania "drugoligowego" PSL. Fakt, że kredytem zaufania Polacy nagradzają również ludowców, można zinterpretować dwojako: po pierwsze, PSL zostało uznane za drugiego zwycięzcę wyborów, oraz po drugie, los Stronnictwa jest odtąd na dobre i złe powiązany z losem Platformy. Wspólny sukces albo wspólna porażka: Donald Tusk i Waldemar Pawlak nie mają dziś trzeciej drogi.

A co będzie dalej? To zależy już od polityki rządu PO-PSL. Oraz od stylu jej uprawiania. Zaczęło się tak sobie: z jednej strony dobra strategia Tuska, z drugiej wątpliwe działania marszałka Sejmu, który wywołał niepotrzebną awanturę wokół mandatu Jana Ołdakowskiego (posła PiS i zarazem dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego) albo "zemsta" senackiej większości PO na Zbigniewie Romaszewskim, kandydacie na wicemarszałka izby.

Kazimierz Marcinkiewicz potrzebował około stu dni, aby stać się najpopularniejszym (czy może raczej najsympatyczniejszym) z polskich premierów po roku 1989. Czy Tuskowi też się uda? Oto jest pytanie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2007