Rząd się wybroni
Rząd się wybroni
Od ulgi po przerażenie – na tak szerokiej skali emocji mieszczą się pierwsze reakcje po ogłoszeniu przez rząd decyzji, by od środy rozpocząć „odmrażanie” instytucjonalnej opieki nad dziećmi. Źródła ulgi są oczywiste: „uwięzione” od siedmiu tygodni w czterech ścianach dzieci, rodzice miotający się między pracą zdalną a sprawowaniem opieki – to sytuacja na dłuższą metę trudna do zniesienia. Przerażenie? Rząd ogłosił swoją decyzję znienacka, samorządom dając kilka dni na decyzje, właścicielom żłobków i przedszkoli odbierając majówkę (w czwartek ruszyli w popłochu do przygotowań – do środy zostało ledwie pięć pełnych dób), w zamian dając niewiele bądź zgoła nic.
„Otwieramy przedszkola” – można przeczytać na wstępie dokumentu MEN z wytycznymi dla tych placówek (wytyczne dla żłobków – niemal bliźniacze – rozsyłało Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społeczenej). Wersja bliższa prawdy to raczej „możecie otwierać”: rządowa decyzja to bowiem tylko zielone światło dla organów prowadzących złobki i przedszkola, by taki krok poczyniły. W przypadku placówek publicznych tym organem są samorządy – prezydent Warszawy już zapowiedział, że od środy nic się nie zmieni, bo nie jest w stanie zapewnić dzieciom bezpieczeństwa; podobne decyzje zapadną prawdopodobnie we Wrocławiu i Poznaniu – w przypadku zaś niepublicznych: właściciele.
CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>
Ci zareagowali różnie: jedni zapowiedzieli, że do środy na pewno nie zdążą (rządowe wytyczne mówią o usuwaniu niektórych zabawek, dezynfekcji innych, ścisłym reżimie sanitarnym, dzieleniu dzieci na mniejsze grupy itd.), inni zgłaszają gotowość startu. Ale, co symptomatyczne, nawet ci w listach do rodziców już się asekurują: jedna z właścicielek żłobka i przedszkola na Mazowszu napisała wprost, że nie jest w stanie zagwarantować dzieciom stuprocentowego bezpieczeństwa epidemicznego; prowadząca przedszkole w Małopolsce wykluczyła możliwość ograniczania kontaktu między dziećmi czy rezygnacji z łączenia grup. Jakikolwiek reżim, w tym sanitarny, w przypadku dwulatków czy czterolatków to mrzonka – mówią. „W resorcie rodziny za opracowanie standardów opieki nad dziećmi zabrał się ktoś, kto nie ma podstawowego pojęcia o specyfice pracy z najmłodszymi” – pisała na Facebooku Iga Kazimierczyk, działaczka Przestrzeni dla Edukacji i właścicielka żłobka.
Jaka jest logika rządowej decyzji? Choć podobne ruchy (bądź ich zapowiedzi) pojawiły się w innych krajach, w Polsce nie sposób znaleźć dla nich jakichkolwiek uzasadnień epidemiologicznych. Wystarczy rzut oka na sekwencję zdarzeń. 11 marca, gdy mamy w Polsce dziewięć przypadków zakażeń, rząd ogłasza decyzję o zamknięciu żłobków, przedszkoli i szkół. 24 kwietnia, kiedy tych przypadków jest ponad trzysta, minister edukacji mówi, że powrót dzieci do placówek jest wykluczony. 28 kwietnia są 422 zakażenia i 28 przypadków śmiertelnych, a rząd nazajutrz ogłasza, że żłobki i przedszkola mogą ruszać. Owszem, decyzja z marca była dyktowana pewnością, że zachorowań będzie przybywać. Tylko skąd pewność, że teraz – zwłaszcza po „odmrożeniu” placówek – wypłaszczona od jakiegoś czasu linia zachorowań posłusznie wypłaszczona pozostanie bądź pójdzie w dół?
CZYTAJ TAKŻE: Szkoła wobec epidemii >>>
Skoro źródeł rządowej decyzji próżno szukać w epidemicznych wykresach, trzeba je odnaleźć gdzie indziej. Interpretacja pierwsza? Posłanie dzieci do placówek to część planu odmrażania gospodarki – dzieci w przedszkolach i żłobkach to więcej rodziców pracujących, za to mniej pozostających na utrzymaniu państwa.
Druga: idą wybory, nic tak nie wzmaga poczucia bezpieczeństwa narodu jak wrażenie, że wszystko wróciło w stare koleiny. Otwieramy galerie, wasze dzieci chodzą do przedszkoli i żłobków – co stoi na przeszkodzie wyborów? W tym ujęciu bezpieczeństwo dzieci, rodziców i opiekunów leży na partyjnym ołtarzyku wyborczych fantazji jednego człowieka – Jarosława Kaczyńskiego.
Wreszcie trzecia: to kolejna odsłona wojny władzy centralnej z samorządową. My w swojej przedwyborczej łaskawości dajemy znękanym rodzicom oddech – wy tę naszą decyzję musicie wykonać, ponosząc konsekwencje ewentualnych klęsk, włącznie z (odpukać) lokalnymi ogniskami zachorowań bądź pretensjami tych samych rodziców, że coś idzie nie tak. W razie czego „rząd się wybroni” – można by powiedzieć, parafrazując klasyka z czasów słusznie minionych.
„Bezpieczeństwo przede wszystkim” – tak zbiór wytycznych dla prowadzących żłobki zatytułowało na swojej stronie Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Ale decyzja o otwarciu drzwi placówek z bezpieczeństwem nie ma nic wspólnego. Chyba że chodziło o bezpieczeństwo partii władzy.
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]