Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Saakaszwili wiele naobiecywał podczas kampanii wyborczej, dzięki populistycznym hasłom zyskał poparcie wszystkich Gruzinów (nawet obalonego prezydenta Eduarda Szewardnadze). Teraz będzie mu trudno się z nich wywiązać - obietnicami nie ogrzeje i nie oświetli się mieszkań, nie napełni pustych garnków. Nowy lider Gruzji będzie musiał rozwiązać kwadraturę koła: zbliżyć się (jak zapowiadał) do Zachodu i zachować dobre stosunki z Moskwą. Rosja oficjalnie wypowiada okrągłe formułki o poparciu dla suwerennego wyboru Gruzinów, a z drugiej przypomina, że nie wycofa wojsk z baz na terytorium Gruzji. Nieoficjalnie zaś wspiera separatystów. Grudniowa wizyta p.o. prezydenta Nino Burdżanadze w Moskwie nie przyniosła przełomu - nie padły żadne zapewnienia o konstruktywnym rozwiązaniu problemów. Rosja podtrzymała przywileje wizowe dla separatystycznych prowincji (Abchazja, Adżaria) i nie odstąpiła od reżimu wizowego dla pozostałych obywateli Gruzji. Ponadto Kreml od czasu do czasu przypomina, że ma “wariant zapasowy" na wypadek, gdyby Saakaszwilemu powinęła się noga, a Amerykanie zrezygnowali z walki o kaukaski przyczółek: na terytorium Rosji ukrywa się b. szef służb specjalnych Igor Georgadze (domniemany organizator zamachu na Szewardnadzego), lojalny wobec moskiewskich patronów, gotów objąć fotel prezydenta. Pozostaje mieć nadzieję, że nowy gruziński lider ma pomysł na to, jak zapobiec przekształceniu Gruzji w plac zabaw dla wielkich mocarstw. Tylko czy sam pomysł wystarczy?