Russiagate: koniec Trumpa?

W takich chwilach Amerykanie mówią: „total disaster”. Katastrofa taka, że trudno o większą. Ale w przypadku prezydenta USA wyobraźnia najwyraźniej nie zna granic.

14.08.2017

Czyta się kilka minut

Prezydent USA w bazie Andrews, w tle samolot Air Force One. 3 sierpnia 2017 r. / SAUL LOEB / AFP / EAST NEWS
Prezydent USA w bazie Andrews, w tle samolot Air Force One. 3 sierpnia 2017 r. / SAUL LOEB / AFP / EAST NEWS

W pół roku po zaprzysiężeniu na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych sytuacja Donalda Trumpa nie jest godna pozazdroszczenia. Gdyby wierzyć przesłaniom, jakie regularnie rozpowszechnia za pośrednictwem Twittera, to Federalne Biuro Śledcze, Kongres oraz media zgodnie sprzysięgły się przeciwko niemu. Dochodzenie w sprawie powiązań najbliższego otoczenia Trumpa z rosyjskimi rządem to – w wersji samego zainteresowanego – polityczne polowanie na czarownice. A zdominowany przez Republikanów – czyli jego własną partię – Kongres zdradza swojego prezydenta, niemal jednomyślnie nakładając na Rosję sankcje i równocześnie wiążąc Trumpowi ręce w polityce zagranicznej. A media? One, rzecz jasna, szkalują i zmyślają. Russiagate – powiada Trump – to w końcu tylko fake news.

Do tego jeszcze przecieki. One, jak zgodnie twierdzą korespondenci akredytowani przy Białym Domu, są znakiem wyróżniającym środowisko Trumpa. „To wygląda tak, jakby personel w Białym Domu potrzebował dziennikarzy i konfrontacji, żeby mieć kontakt z normalną rzeczywistością” – mówiła w wywiadzie dla internetowego magazynu „Slate” Maggie Haberman, dziennikarka „New York Timesa”. Haberman dodała, że ma wrażenie, jakby dla otoczenia prezydenta dziennikarze pełnili rolę swego rodzaju terapeutów. Podobnego zdania jest Olivia Nuzzi, która relacje z siedziby prezydenta USA pisze dla „New York Magazine”. „Wiele osób za murami Białego Domu zdaje sobie sprawę, że z zewnątrz sytuacja wygląda inaczej” – mówiła Nuzzi, także w rozmowie ze „Slate”.

Zbadać wszystkie kwestie

A z zewnątrz sytuacja nie wygląda dobrze.

Przez moment wydawało się już, że karuzela kadrowa w Białym Domu – zmiana szefa personelu oraz dwukrotna wymiana rzeczników prasowych – oraz inne wydarzenia z ostatniego tygodnia lipca, niemal zgodnie określanego jako najgorsze siedem dni w krótkiej prezydenturze Trumpa, skutecznie przykryły historię o zeszłorocznym spotkaniu najstarszego syna prezydenta z reprezentującą Kreml rosyjską prawniczką Natalią Weselnicką (według mediów Trump junior przybył na to spotkanie, zresztą w licznej asyście sztabowców ojca, gdyż spodziewał się od Rosjanki materiałów kompromitujących Hillary Clinton).

Tymczasem w pierwszym tygodniu sierpnia amerykańskie media doniosły, że śledztwo FBI w sprawie możliwej zmowy między osobami związanymi ze sztabem wyborczym Trumpa oraz Rosją zatacza coraz szersze kręgi.

Winny jest temu w gruncie rzeczy sam Trump. Na początku pod lupą FBI znalazł się jedynie generał Michael Flynn, obecnie były już prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego. Przed nominacją nie ujawnił swoich spotkań ze Siergiejem Kisljakiem, rosyjskim ambasadorem w Waszyngtonie. Nie wspomniał też, że jako lobbysta reprezentował rząd Turcji i brał za to pieniądze. Flynn musiał odejść jeszcze w lutym, FBI podjęło śledztwo. I wtedy wkroczył Trump...

Powołanie byłego szefa FBI Roberta ­Muellera na stanowisko specjalnego prokuratora, który ma zbadać, czy istnieją „jakiekolwiek związki i/lub współpraca między rosyjskim rządem a osobami związanymi ze sztabem wyborczym prezydenta Donalda Trumpa” oraz „wszelkie inne kwestie,” które mogą wyjść na jaw w trakcie śledztwa, było właśnie odpowiedzią na prezydenckie próby ukręcenia głowy śledztwu FBI. Według byłego już szefa Biura, Jamesa Comeya, Trump miał naciskać na niego, aby Biuro pozostawiło Flynna w spokoju. A gdy naciski nie pomogły, zwolnił go w maju, w atmosferze skandalu – dodatkowo obrażając publicznie Comeya (rzecz jasna na Twitterze).

Mueller rusza na łowy

Robert Mueller dość zgodnie uważany jest za bezstronnego i niezależnego – i to zarówno przez Demokratów, jak Republikanów. Zapewnia mu to mocną pozycję.

Teraz jego zespół ma pod lupą również byłego szefa sztabu wyborczego Trumpa, Paula Manaforta. Prokuratorzy zwrócili się również do Białego Domu z prośbą o dokumenty dotyczące Flynna. I choć nie jest to oficjalny nakaz, to próba ukrycia lub zniszczenia dokumentów byłaby traktowana jak zniszczenie dowodów.

Śledczy badają też powiązania finansowe między biznesem Trumpa a Rosjanami oraz możliwe matactwo. Prezydent mógł się go dopuścić, naciskając na Comeya i w końcu wyrzucając go z hukiem.

Ostatnie rewelacje, że to prezydent miał podyktować swojemu synowi oświadczenie – nieprawdziwe, jak się wkrótce okazało – na temat przebiegu spotkania z Weselnicką, jeszcze bardziej pogrążają Trumpa. Richard Ben-Veniste – prawnik i specjalny prokurator podczas afery Watergate, która w latach 1972-74 pogrążyła i zmusiła do dymisji prezydenta Richarda Nixona – twierdził w rozmowie z tygodnikiem „Time”, że nawet jeśli kłamanie w oświadczeniu dla mediów nie jest samo w sobie przestępstwem, to działania Trumpa sugerują próbę ukrycia pewnych faktów i śledczy nie mogą ich zignorować.

Sam Trump na kolejne medialne informacje o postępach w śledztwie reaguje w sobie właściwy sposób: zaprzecza wszystkiemu i rzuca oskarżeniami na prawo i lewo. Ale jego otoczenie w Białym Domu chyba zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, przynajmniej częściowo. Jeszcze w maju, gdy okazało się, że podczas spotkania z Siergiejem Ławrowem, rosyjskim ministrem spraw zagranicznych, Trump najpewniej ujawnił tajne informacje, telewizja CNN poinformowała, że prawnicy Trumpa i Białego Domu sprawdzali, jak dokładnie wyglądałby proces impeachmentu.

Podczas tego spotkania Trump miał pochwalić się Ławrowowi, że Amerykanie dysponują informacjami wywiadowczymi z Rakki, samego serca tzw. Państwa Islamskiego, które otrzymują od jednej z zaprzyjaźnionych służb (sugeruje się, że mogło chodzić o izraelski Mosad). Tymczasem informacje te zakwalifikowane były jako supertajne – z obawy o życie swych „źródeł” ów zaprzyjaźniony wywiad miał przekazywać informacje CIA pod warunkiem, że ich pochodzenie pozostanie absolutną tajemnicą.

Konfrontowani z zagrożeniem, jakie stanowi dla nich Mueller, według doniesień mediów ludzie Trumpa zdecydowali się na obronę przez atak – i mają szukać materiałów dyskredytujących zarówno ­dziennikarzy zajmujących się śledztwem rosyjskim, jak też śledczych z zespołu ­Muellera.

Opuścić „trumpowóz”

Tymczasem w związku z Russiagate wokół Trumpa robi się coraz bardziej pusto.

Amerykańskie media – od telewizji CNN przez portal „Politico” aż po lifestyle’owe „Vanity Fair” – informują, że ­„rosyjskie śledztwo” odstrasza potencjalnych kandydatów na wciąż wakujące stanowiska w różnych agendach rządowych. Dziennik „Washington Post” wyliczył, że do początku sierpnia jedynie 117 z 577 kluczowych stanowisk, wymagających potwierdzenia przez Senat, ­zostało ­osadzonych. Barack Obama, George W. Bush i Bill Clinton obsadzili w tym samym czasie urzędowania dwa razy więcej stanowisk.

Kongres ewidentnie nie ufa prezydentowi. Zachowanie opozycyjnych Demokratów nie dziwi. Ale Republikanie również, jak ujął to sam Trump, „nie chronią swojego prezydenta”. Powołanie Muellera na specjalnego prokuratora miało zwolenników w obu partiach. Nowy pakiet sankcji przeciwko Rosji (a także Iranowi i Korei Północnej) przegłosowano przytłaczającą większością głosów – w Izbie Reprezentantów (niższej izbie parlamentu) tylko trzy głosy były przeciwne, zaś w Senacie (izbie wyższej) zaledwie dwa. Trumpowi nie pozostało nic innego, jak ustawę podpisać. Choć nie omieszkał wspomnieć, że jest ona mocno wadliwa i niekonstytucyjna.

Równie istotne jak same sankcje jest także i to, że ta sama ustawa wiąże prezydentowi ręce: uniemożliwia mu zniesienie sankcji samodzielnie, bez aprobaty Kongresu. Takiej jednomyślności nie było nawet wśród Republikanów, gdy trzykrotnie próbowali spełnić swoją obietnicę wyborczą i pozbyć się Obamacare (reformy zdrowotnej przeforsowanej przez poprzedniego prezydenta), na której od siedmiu lat nie zostawiali suchej nitki.

I Demokraci, i Republikanie

Warto dodać, że do głosowania nad sankcjami doszło dosłownie kilka godzin po zamkniętym przesłuchaniu Jareda Kushnera przed przez senacką komisję ds. wywiadu, która prowadzi własne rosyjskie dochodzenie. Jared, prywatnie zięć prezydenta (żonaty z jego córką Ivanką), pełni też funkcję doradcy teścia – i również on przewija się w relacjach na temat kontaktów z Rosjanami.

Przewodniczący senackiej komisji, Republikanin Richard Burr, pokazał już, że względy partyjne mają tu drugorzędne znaczenie. Jest to zresztą najważniejsze i najbardziej bezstronne, ale nie jedyne dochodzenie Kongresu w sprawie Russiagate­. Senatorzy przesłuchali już byłego szefa CIA Johna Brennana, byłego szefa FBI Comeya oraz prokuratora generalnego i szefa Departamentu Sprawiedliwości Jeffa Sessionsa.

Na przegłosowanie czekają też kolejne dwie ustawy – obie mające zgodne poparcie i Republikanów, i Demokratów – które w zasadzie uniemożliwią prezydentowi zwolnienie Muellera. Pogłoski, że otoczenie Trumpa ma taki plan, pojawiły się jakiś czas temu, ale szybko zostały zdementowane przez rzecznika Białego Domu. Mimo to Lindsey Graham – republikański senator z Karoliny Południowej i współautor jednej z ustaw – powiedział reporterom wprost, że „jakakolwiek próba prześladowania Muellera będzie początkiem końca prezydentury Trumpa”.

Wielki medialny świat...

W mediach mainstreamu w zasadzie nie ma tygodnia bez breaking news w sprawie Russiagate. A w dobrym okresie, jak głosi dowcip, briefingi „New York Times” czy podcasty „Playbook Politico”, od których zaczyna się dzień w Nowym Jorku i Waszyngtonie, potrafią zastępować poranną kawę i to przez kilka dni z rzędu.

Próbka ze stron opinii największych dzienników też jest warta uwagi. W tekście z 7 sierpnia Greg Sargent z „Washington Post” stwierdza, że Trump „podkopuje demokratyczne normy i procesy” w USA. „New York Times” jest jeszcze mniej subtelny. „Ucztując z fałszem i obłudą” oraz „Największy mazgaj Ameryki” – to tytuły dwóch ostatnich artykułów Charlesa M. Blowa o Trumpie. Nawet bardzo konserwatywny „Wall Street Journal”, którego właścicielem jest Rupert Murdoch (dobry przyjaciel Trumpa), opublikował wstępniak krytykujący prezydenta za mijanie się z prawdą w Russiagate.

Jednak powszechną atmosferę niedowierzania Trumpowi najlepiej chyba oddają nie te poważne programy publicystyczne i dzienniki opinii, które dzięki jego prezydenturze i niezliczonym potknięciom kwitną, lecz polityczne programy satyryczne z rodzaju infotainment.

I tak, Stephen Colbert w swoim „The Late Show” tłumaczył zawiłości Russiagate, korzystając z tytułów powieści szpiegowskich Toma Clancy’ego. Z kolei John Oliver nazwał Russiagate „głupią ­Watergate”, bo choć afera ta ma potencjalnie tak samo poważne konsekwencje jak Watergate, to wszyscy w nią zamieszani są głupi i z niczym sobie nie radzą. Najmniej dyplomatyczny był Trevor Noah z „The Daily Show”, który po aferze z mailami syna prezydenta, Donalda Trumpa juniora, zatytułował cały segment programu: „Rosjanin, mail i idiota. Czy Donald Trump Jr. dostarczył dowodów przeciw samemu sobie?”.

...i świat alternatywny

Problem polega jednak na tym, że pod strzechy dociera zupełnie inny obraz.

Poza dużymi miastami Wschodniego Wybrzeża, gdzie Demokraci i tak wygrywają wybory w cuglach, mało kto czyta „New York Times” czy „Washington Post” albo ogląda Stephena Colberta lub Trevora Noaha. Na prowincji, gdzie wygrywa Trump, królują Fox News i konserwatywne programy radiowe, a niekwestionowaną gwiazdą w telewizji Murdocha oraz w eterze jest lojalny przyjaciel prezydenta Sean Hannity.

Russiagate? W przekazie tych mediów to teoria spiskowa, na którą nie ma żadnych twardych dowodów. Spotkanie z rosyjską prawniczką, mającą związki z rosyjską bezpieką? To jedynie spisek Demokratów i służb specjalnych – chcieli wrobić biednego Donalda juniora. W tym alternatywnym świecie prawdziwym skandalem jest to, że administracja Obamy w ogóle wpuściła Weselnicką na terytorium USA, choć wiedziała, albo mogła podejrzewać, że jest groźną agentką Moskwy. Dalej: śledztwo Muellera? Toż to polowanie na czarownice. A skąd to wiadomo? Bo zespół zabiera się za finanse Trumpa, co jest najlepszym dowodem, że specjalny prokurator nie znalazł nic i nieudolnie próbuje udowodnić swą przydatność. A poza tym, to co z mailami Hillary? Nie spocznę, dopóki nie odkryję prawdy! – powtarza Sean Hannity w swoim programie radiowym.

Russiagate nie obchodzi również tych Republikanów, którzy uprawiają politykę lokalną. „To w zasadzie sprawa bez znaczenia. Większość ludzi nazywa to polowaniem na czarownice” – mówił portalowi „Politico” Carl Bunce, przewodniczący partii w Las Vegas w Nevadzie. Z tej perspektywy jedyną zmową, o jakiej można mówić, jest ta między Demokratami, którzy nie mogą się pogodzić z utratą władzy, oraz szukającymi rozgłosu mediami.

Takie opinie zdają się potwierdzać liczby. Według danych Pew Research Center wśród republikańskich wyborców dominuje przekonanie, iż ogólnokrajowe media źle wpływają na obrót spraw w kraju – wierzy w to aż 85 proc. ankietowanych. To do tego elektoratu, motywowanego resentymentem i wściekłością na „skorumpowane elity”, umizguje się Trump.

Elektorat ten żyje w gruncie rzeczy w innym świecie, w którym Trump wygrał nie tylko głosami Kolegium Elektorów, ale też zdobył absolutną większość (3 mln głosów przewagi, które uzyskała nad nim Hillary, miały zostać sfałszowane). A elity nie mogą przeboleć, że wygrał ktoś spoza „układu”.

Scenariusze i zastrzeżenia

Co dalej? Jeden z możliwych scenariuszy jest taki, że rosyjskie śledztwo Muellera skończy się postawieniem zarzutów. Na to stawiają Demokraci: że dowody w końcu pokażą, iż Trump został prezydentem nieprawomocnie.

Ale problemów z tym scenariuszem i pokładaniem w nim nadziei przez Demokratów jest kilka. Po pierwsze, do zakończenia śledztwa długa droga. Dochodzenie w sprawie Watergate trwało dwa lata. Zespołowi Muellera najwyraźniej zależy na zbadaniu wszystkich możliwych wątków. Stawka w końcu jest dużo większa: nie chodzi o to, czy prezydent USA dopuścił się – jak wtedy Nixon – nielegalnego podsłuchiwania oponentów w walce o reelekcję, lecz w najgorszym wypadku o to, czy wrogiemu mocarstwu udało się wstawić swojego człowieka na najwyższe stanowisko w państwie i czy ten człowiek świadomie brał w tym udział.

Po drugie, ewentualne zarzuty dla ludzi Trumpa czy nawet rozpoczęcie procedury pozbawienia prezydenta urzędu nie rozwiążą realnych problemów wyborców Demokratów. Według sondaży mniej wyborców przejmuje się potencjalną zmową między Trumpem i Rosjanami, a bardziej tym, że Kongres, skupiony na Russiagate, nie będzie miał czasu ani chęci zajmować się kwestiami związanymi z pobudzaniem gospodarki.

Po trzecie, na co zwraca uwagę część komentatorów, jest prawdopodobne, że największymi grzechami Trumpa i jego ekipy będą brak wyobraźni i zwykła głupota, a ewentualne zarzuty kryminalne zostaną sprowadzone do nieudolności w ograniczaniu strat wizerunkowych spowodowanych śledztwem.

Dlatego wielu wiąże większe nadzieje z tym, że Republikanie w Kongresie mogą stracić cierpliwość. „Generalnie panuje wrażenie, że Republikanie, zwłaszcza w Senacie, zastanawiają się, czy da się z Trumpem wytrzymać kolejny dzień” – mówi Agata Popęda, korespondentka „Krytyki Politycznej” w Waszyngtonie.

Trump jednak pozostanie?

Na razie jednak – poza pojedynczym wezwaniem do rokoszu przez senatora z Arizony Jeffa Flake’a – wśród Republikanów rebelii nie widać.

Powody, dla których wciąż trzymają się oni Trumpa, są oczywiste. Pierwszy to długofalowa strategia. Trump ma do obsadzenia niemal 140 stanowisk w sądach federalnych, z czego aż 19 w sądach apelacyjnych. To więcej niż jego poprzednicy. Sądy apelacyjne są o tyle istotne, że to tam kończy swój żywot 95 proc. spraw.

Nominacje Trumpa mogą więc na długie lata wpłynąć na orzecznictwo w wielu ważnych kwestiach – od praw reprodukcyjnych przez prawo do prywatności aż po prawo pracy.

Drugi powód jest prozaiczny: Republikanie chcą utrzymać się przy władzy. Republikańscy parlamentarzyści zdają sobie sprawę, że otwarta wojna z Trumpem może oznaczać też wojnę z jego bazą wyborczą. Partię Republikańską przez ostatnie lata sztucznie utrzymywały przy życiu pieniądze od braci Koch, którzy finansowali „oddolne” konserwatywne ruchy i inicjatywy, w tym ruch Tea Party. Można powiedzieć, że Trump uratował partię przed śmiercią – ale za cenę odejścia od republikańskiej ortodoksji gospodarczej – i że zreanimowane zwłoki ostemplował własną marką.

Ponadto Republikanie liczą, że mimo wszystko uda im się wspólnie z Trumpem przeprowadzić niektóre kluczowe dla nich reformy. Głównie podatkową, która na krótką metę poprawi koniunkturę (przynajmniej na to liczą konserwatyści) i pozwoli zwiększyć przewagę nad Demokratami w Kongresie po wyborach uzupełniających w 2018 r.

Jeśli więc w śledztwie zespołu Muellera nie nastąpi przełom, to jest wysoce prawdopodobne, że Republikanie będą tolerować Trumpa, ograniczając mu jedynie pole manewru w fundamentalnych sprawach – tak jak w przypadku sankcji przeciw Rosji czy możliwych jego ingerencji w śledztwo Muellera.

Owszem, raz na jakiś czas pojedynczy buntownicy sprzeciwią się w konkretnych kwestiach, jak zrobiła to Lisa Murkowski przy nieudolnej próbie rozmontowania Obamacare.

Ale poza głosami błędnych rycerzy – w stylu wspomnianego Jeffa ­Flake’a­ z Arizony – będziemy mieć do czynienia raczej z uciekaniem przed kamerami, jak robią to republikańscy przywódcy Paul Ryan czy Mitch McConnell. Albo z robieniem dobrej miny do złej gry.

Oraz z prezydentem, który swoje żale wylewa na Twitterze.©

Autor jest politologiem, pisze doktorat w ­nowojorskiej New School for Social Research. Mieszka w Nowym Jorku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2017