Przedsmak kampanii

Zakończenie śledztwa w sprawie Russiagate nie oznacza końca prawnych kłopotów Trumpa. Ale jego przeciwnicy powinni pogodzić się z tym, że nie jest on uzurpatorem, lecz wytworem obecnej kondycji amerykańskiej polityki.

01.04.2019

Czyta się kilka minut

Donald Trump i jego sympatycy w Van Andel Arena w stanie Michigan, 28 marca 2019 r. / SCOTT OLSON / GETTY IMAGES
Donald Trump i jego sympatycy w Van Andel Arena w stanie Michigan, 28 marca 2019 r. / SCOTT OLSON / GETTY IMAGES

Rzeczniczka Białego Domu, Sarah Huckabee-Sanders, nie miała wątpliwości. „Ustalenia Departamentu Sprawiedliwości są całkowitym i kompletnym oczyszczeniem z zarzutów prezydenta USA” – pisała w niedzielę 24 marca na Twitterze. Takich samych słów (tyle że pisanych wielkimi literami) użył w swoim tweecie Donald Trump.

Ustalenia, o których mowa, to list prokuratora generalnego i szefa Departamentu Sprawiedliwości Nicholasa Barra do członków Kongresu, podsumowujący raport ze śledztwa specjalnego prokuratora Roberta Muellera w sprawie tzw. Russiagate.

LIST NICHOLASA BARRA został wysłany w niedzielę 24 marca wieczorem – i przez cały poprzedni tydzień zdominował dyskusję publiczną w Stanach.

Republikanie odtańczyli taniec zwycięstwa, bo – według podsumowania Barra, śledztwo Muellera nie doszukało się dowodów na zmowę przestępczą między członkami sztabu wyborczego Trumpa lub samym prezydentem a Rosją, w celu wpłynięcia na wynik wyborów prezydenckich w 2016 r. Podobnie Mueller nie zdecydował się jednoznacznie stwierdzić, czy prezydent utrudniał prowadzenie śledztwa. Tutaj sam Barr stwierdził, że do takiego przestępstwa nie doszło.

Część Republikanów przeszła do ofensywy, odgrzewając znaną opowieść o śledztwie Muellera jako „politycznym polowaniu na czarownice”. Trump sugerował, że mówiący o zmowie z Rosją są „zdradzieckimi” ludźmi. Sean Hannity z konserwatywnej Fox News obiecał, że dowie się, kto stał za „kłamstwami”, i poinformuje o tym swoich widzów.

Słowa Hannity’ego można łatwo zbyć, bo Fox News w ogóle, a program Hannity’ego w szczególności specjalizuje się w podgrzewaniu nastrojów. Trudniej zignorować to, co mówił szef senackiej komisji ds. sądownictwa Lindsey Graham, niegdyś wróg Trumpa w Partii Republikańskiej, a dziś jego zwolennik: zapowiedział śledztwo w sprawie rzekomych antytrumpowskich uprzedzeń w FBI i okoliczności rozpoczęcia śledztwa Muellera.

OFENSYWA REPUBLIKANÓW nie dziwi, bo – wbrew interpretacji Białego Domu – jednak nie można mówić o całkowitym oczyszczeniu Trumpa i jego obozu z zarzutów, co zresztą wyraźnie napisał w swoim liście Barr. Mowa jest raczej o niewystarczających dowodach na przestępstwa, które zdefiniowano bardzo wąsko. Partia Demokratyczna kwestionuje decyzję Barra, przypominając, że zanim został prokuratorem generalnym, ostro krytykował śledztwo Muellera. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że jego nominacja miała na celu ochronienie prezydenta przed zarzutami. Czy to podejrzenie uzasadnione, dowiemy się, gdy raport ujrzy światło dzienne (chcą tego Demokraci).

Opowieść o nieuzasadnionym „polowaniu na czarownice” też nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Dzięki śledztwu Muellera zarzuty usłyszeli: były osobisty prawnik prezydenta Michael Cohen, były szef sztabu wyborczego Paul Manafort, były doradca ds. zagranicznych w sztabie George Papadopoulos, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Flynn czy długoletni przyjaciel Roger Stone. W każdym wypadku zarzuty były powiązane z kontaktami z Rosjanami.

List Barra podsumowuje na zaledwie czterech stronach kilkusetstronicowy raport (oparty na zeznaniach 500 świadków) i mówi tylko o tym, że Trump nie popełnił przestępstwa. Milczy natomiast w sprawie działań prezydenta, które – choć nie były podstawą do stawiania zarzutów kryminalnych – świadczą o tym, iż jest on skorumpowany lub podatny na obce wpływy. Dlaczego kłamano w sprawie spotkań między otoczeniem Trumpa a Rosjanami? Dlaczego kłamano w sprawie negocjacji dotyczących budowy Trump Tower w Moskwie, które trwały jeszcze w trakcie kampanii wyborczej? Wiele wskazuje, że to właśnie kontrwywiadowcze fragmenty raportu, o których podsumowanie Barra milczy, mogą udzielić odpowiedzi na te pytania.

KONIEC ŚLEDZTWA MUELLERA nie oznacza końca prawnych kłopotów Trumpa. W Nowym Jorku toczy się przeciw niemu śledztwo w sprawie nielegalnych działań, jakich miała się dopuścić jego organizacja charytatywna. Przeciw Trumpowi toczy się też federalne śledztwo w sprawie łamania reguł finansowania kampanii (chodzi o kupienie milczenia aktorki porno Stormy Daniels, z którą miał mieć romans) oraz w sprawie finansowania i wydatków jego komitetu inauguracyjnego. Kolejna sprawa dotyczy molestowania: Trump miał na siłę całować i dotykać uczestniczkę swojego reality show „Apprentice”, Summer Zervos. Ten proces jest szczególnie dla Trumpa niebezpieczny, bo niewykluczone, że zostanie wezwany do zeznawania pod przysięgą. To tylko trzy z wielu śledztw, które trwają.

Jednak niezależnie od tych problemów podsumowanie raportu Muellera rozwiało fantazje, które zdawała się snuć część amerykańskiej centrolewicy: o tym, że Trump znalazł się w Białym Domu na skutek jakiegoś spisku. Wydaje się, że traktowali oni Muellera jak rycerza na białym koniu, który wykaże, iż Trump jest nieprawomocnym prezydentem i uzurpatorem. Spisek miał w ostateczny sposób udowodnić też, że demokracja w USA, mimo niedoskonałości, jest odporna na flirtujący z autorytaryzmem prawicowy populizm.

Nic takiego się nie stało i im szybciej przeciwnicy Trumpa pogodzą się z faktem, że jest on wytworem obecnej kondycji polityki w USA, tym lepiej dla nich. Wybory uzupełniające z 2018 r. pokazują możliwe wyjście: to skupienie się na problemach obywateli – wysokich kosztach życia, edukacji i opieki zdrowotnej czy niskich płacach. Russiagate nie była w tych wyborach aż tak istotna.

REAKCJE Z TEGO TYGODNIA pozwalają sądzić, jak brutalna będzie kampania przed wyborami prezydenckimi w 2020 r. Ocena prezydentury Trumpa nie należy już bowiem do sądów, lecz jest kwestią czysto polityczną. Będzie ona w rękach wyborców, których trzeba przekonać i mobilizować. Trump może grać na chęci odwetu i ma do tego narzędzie: raport, który rzekomo pokazuje, iż od początku miał rację. I nie ma znaczenia, że fakty niekoniecznie są po jego stronie. Na rzecz Trumpa przemawia nie tylko poziom skomplikowania sprawy i jej niuanse, ale także upraszczająca przekaz polaryzacja. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2019