Miecz Bannona nad głową Trumpa

Rosyjskie śledztwo w Waszyngtonie nabiera tempa, a kluczową rolę może odegrać w nim Steve Bannon: niedawny współtwórca sukcesu Donalda Trumpa i „trumpizmu”. Chyba że kalkulacja weźmie w nim górę nad emocjami.

22.01.2018

Czyta się kilka minut

Steve Bannon (z lewej), były szef kampanii Trumpa i były główny strateg Białego Domu, po zeznaniach przed komisją ds. wywiadu Kongresu USA. Waszyngton, 16 stycznia 2018 r. / SHAWN THEW / EPA / PAP
Steve Bannon (z lewej), były szef kampanii Trumpa i były główny strateg Białego Domu, po zeznaniach przed komisją ds. wywiadu Kongresu USA. Waszyngton, 16 stycznia 2018 r. / SHAWN THEW / EPA / PAP

Jeszcze niedawno wydawało się, że rozwód Donalda Trumpa ze Steve’em Bannonem, niegdysiejszą szarą eminencją prezydenckiego obozu, będzie dla tego drugiego bardzo kosztowny.

Po ostrych słowach prezydenta, że po tym, jak został zwolniony ze stanowiska głównego stratega w Białym Domu – stało się to jeszcze w sierpniu 2017 r. – 64-letni dziś Bannon „stracił nie tylko pracę, ale i rozum”, byłą już szarą eminencję opuścili i darczyńcy, i sojusznicy. A potem został nawet zmuszony do odejścia z portalu internetowego Breitbart News, który współtworzył.

To jednak nie znaczy, że Ameryka szybko o Bannonie zapomni. Oto we wtorek, 16 stycznia, amerykańskie media obiegła wieść, że specjalny prokurator Robert Mueller – badający potencjalną zmowę między sztabem wyborczym Trumpa i Kremlem – zdobył wezwanie sądowe zobowiązujące Bannona do zeznawania przed ławą przysięgłych.

Wbrew zapewnieniom prawników Trumpa, śledztwo rosyjskie raczej się więc szybko nie zakończy. Przeciwnie: jak to ktoś ujął, rosyjski „miecz Damoklesa” nad głową prezydenta USA staje się zagrożeniem coraz bardziej realnym.

Były strateg odpala bombę

Najnowszy konflikt Trumpa z Bannonem rozpoczął się, gdy na początku stycznia do mediów wyciekły cytaty ze słynnej już książki Michaela Wolffa „Fire and Fury” [patrz „TP” nr 3/2018 r.], która ma opisywać prawdziwą atmosferę, jaka panowała w sztabie wyborczym Trumpa i potem w Białym Domu.

Obok elementów tabloidowych – jak obelgi, którymi Bannon miał raczyć córkę prezydenta („pierd... kłamczucha”, „głupia jak cegła”) – książka zawiera też prawdziwą bombę: Bannon zasugerował, że słynne już spotkanie z czerwca 2016 r., na 25. piętrze Trump Tower, było „zdradzieckie” i „niepatriotyczne”. Przypomnijmy: bliscy współpracownicy ówczesnego kandydata na prezydenta – jego syn Donald Junior, jego zięć Jared Kushner i Michael Flynn (potem, na krótko, prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego) – spotkali się wtedy z reprezentującą Kreml rosyjską prawniczką Natalią Weselnicką, zachęceni obietnicami otrzymania „brudów” na konkurentkę Hillary Clinton. „Szansa na to, że Don Junior nie zaprowadził tych Ruskich do biura swojego ojca na 26. piętrze, jest zerowa” – cytuje Wolff byłego „głównego stratega” (tak, dość megalomańsko, brzmiał oficjalny tytuł Bannona).

Te słowa podważają długo utrzymywaną przez Biały Dom wersję wydarzeń, zgodnie z którą Donald Senior nic nie wiedział o feralnym spotkaniu. Jeśli wierzyć Wolffowi – a są ku temu powody, bo Bannon nie zdementował żadnej z cytowanych wypowiedzi – Trump nie tylko wiedział, ale też sam mógł się spotkać z wysłanniczką Putina (a może też z innymi Rosjanami).

Rzuca to nowe światło na jeden z ważniejszych wątków w dochodzeniu Muellera, mianowicie ten związany z nieprawdziwym oświadczeniem, które – po ujawnieniu latem 2017 r. przez media informacji o spotkaniu w Trump Tower – wydał Donald Junior. Syn zapewniał w nim, że spotkanie to było stratą czasu i nie przyniosło sztabowi ojca żadnych korzyści.

Oświadczenie to podyktował synowi sam Donald Senior, choć z początku temu też zaprzeczano. Już wtedy Richard Ben-Veniste, specjalny prokurator z czasów afery Watergate, stwierdził, że nawet jeśli pisanie kłamliwych oświadczeń nie jest przestępstwem, to Trump zachowuje się tak, jakby miał coś do ukrycia, i śledczy nie mogą tego zignorować. Teraz słowa Bannona sugerują, że przyczyną takiego zachowania mogła być próba ukrycia własnego uwikłania, a nie ojcowski odruch udzielenia pomocy synowi znajdującemu się w tarapatach.

Nawet jeśli Bannon sam uważał, że sztab Trumpa był zbyt zdezorganizowany, by wejść w zmowę z Kremlem, to jego słowa sugerują, iż wśród ludzi z wewnętrznego kręgu wokół przyszłego prezydenta spotkanie uchodziło za co najmniej niestosowne. Innymi słowy: nawet jeśli żadnej zmowy nie było, to i tak Mueller może coś znaleźć.

Ślad rosyjskich pieniędzy

Wypowiedź Bannona została ujawniona w momencie, gdy Trump wraz z sojusznikami starali się za wszelką cenę ograniczyć potencjalne szkody – wizerunkowe i nie tylko – nowej fazy rosyjskiego śledztwa.

Na początku grudnia 2017 r. media obiegła informacja, że Robert Mueller zdobył od Deutsche Bank dokumentację kont osób związanych z Donaldem Seniorem. Klientami banku są m.in. Ivanka Trump (jego córka i zarazem doradczyni), zięć Kushner oraz jego matka Seryl Stadtmauer.

Do tego dochodzi uwikłanie samego Donalda Trumpa. Zanim jeszcze został prezydentem, pożyczył od Deutsche Bank setki milionów dolarów i w momencie obejmowania urzędu był winien mu 300 mln. Czas udzielenia tych pożyczek nie jest bez znaczenia: Trump, pomimo pozwu sądowego przeciwko niemieckiej instytucji oraz długiej historii bankructw i niespłacania długów, otrzymał je w momencie, gdy Deutsche Bank – poprzez swoje oddziały w Moskwie, Londynie i Nowym Jorku – był uwikłany w pranie rosyjskich pieniędzy.

Według Luke’a Hardinga, dziennikarza brytyjskiego „Guardiana” i autora książki „Collusion: How Russia Helped Trump Win the White House” („Zmowa. Jak Rosja pomogła Trumpowi zdobyć Biały Dom”), nowojorski stanowy Departament Usług Finansowych jest przekonany, iż dzięki tej operacji ludzie związani z Kremlem i rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa przejęli kontrolę nad moskiewskim oddziałem banku – i to w czasie, gdy przyszły prezydent USA otrzymywał kolejne kredyty.

Pikanterii sprawie dodają rzekome wypowiedzi synów Trumpa, Erica i Donalda Juniora. Ten pierwszy miał niemal cztery lata temu powiedzieć, że Trumpowie nie polegają na bankach amerykańskich i wszystkie fundusze, jakich potrzebują, otrzymują z Rosji. Potem Eric zaprzeczył, aby kiedykolwiek coś podobnego mówił, ale jego brat żadnego dementi nie wystosował. „Dużo pieniędzy otrzymujemy z Rosji” – miał natomiast stwierdzić w 2008 r. Donald Junior.

Kontratak Manaforta

Chociaż Deutsche Bank twierdzi, że prokurator Mueller nie prosił o dokumentację kont prezydenta, jego sytuacja i tak jest trudna. „Trumpa wciąż czeka wyjaśnienie, jakie umowy – i na jakich warunkach – zawarł po kryzysie finansowym z 2008 r., dzięki którym mógł pożyczyć rosyjskie pieniądze, mimo że nikt na Zachodzie nie chciał mu w tym czasie udzielać pożyczek” – tak Richard Dearlove, były szef brytyjskiego wywiadu MI6, skomentował w rozmowie z Hardingiem trójkąt Trump-Deutsche Bank-Kreml.

W odpowiedzi na zdobycie przez śledczych FBI dokumentów Deutsche Bank republikańscy kongresmeni – odwołując się do popularnego na amerykańskiej prawicy przekonania, że to finanse Hillary Clinton powinno się objąć śledztwem – oskarżyli FBI o podwójne standardy. Z kolei Sean Hannity, prezenter Fox News i prywatnie przyjaciel prezydenta, nazwał śledczych Muellera „upartyjnioną, ekstremalnie uprzedzoną, hiper-upartyjnioną grupą atakującą”, mimo że sam Mueller jest zadeklarowanym Republikaninem.

W styczniu do kontrataku przeszedł też Paul Manafort – jeden z formalnie już oskarżonych w tym dochodzeniu. Były szef kampanii Trumpa złożył pozew sądowy przeciwko Muellerowi i Departamentowi Sprawiedliwości. Muellera oskarża o przekroczenie uprawnień: rzekome pranie brudnych pieniędzy przez Manaforta i nieujawnienie przez niego faktu pracy na rzecz prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, o co Mueller oskarża Manaforta, mają odnosić się do jego działalności z czasu na długo przedtem, zanim został szefem sztabu Trumpa, i nie mają mieć żadnego związku z celem śledztwa. Z kolei Departament Sprawiedliwości – zdaniem Manaforta – miał przekroczyć prawo, uprawniając Muellera do sprawdzenia wszystkich wątków, jakie pojawią się w trakcie śledztwa, również tych niezwiązanych z kampanią wyborczą.

Wypowiedzi Bannona i moment, w którym zostały one ujawnione, mogą te wysiłki skutecznie wykoleić. Ostra reakcja Trumpa jest więc zrozumiała – choć może być dla Bannona bardzo bolesna.

Wzlot szarej eminencji

To w końcu jemu, Bannonowi, przypisywano główne zasługi w zwycięstwie Trumpa w listopadzie 2016 r.

Gdy Trump ogłosił swój start w republikańskich prawyborach, Bannon – szefujący wtedy portalowi Breitbart News – rzucił wszystkie ręce na pokład.

W Trumpie dojrzał bowiem długo wyczekiwanego lidera nacjonalistyczno-populistycznej rewolucji przeciw „skorumpowanym elitom”, w tym – a raczej przede wszystkim – przeciw elitom Partii Republikańskiej. Półżartem określał Breitbart News mianem „Trump Central”, a siebie widział w roli nieformalnego szefa sztabu wyborczego.

Kiedy został nim formalnie, w sierpniu 2016 r., namówił Trumpa – już oficjalnego kandydata Republikanów – aby zrezygnował z tradycyjnej mądrości amerykańskiej polityki, która każe po prawyborach złagodzić retorykę w celu przyciągnięcia wyborców niezdecydowanych i centrowych.

Mobilizacja gniewu białej klasy niższej średniej, spoza dużych miast, coraz bardziej niepewnej swej przyszłości i spisanej na straty przez establishment obu głównych partii, Republikanów i Demokratów, pozwoliła Trumpowi zdobyć niewielką przewagę w kilku kluczowych stanach i – wbrew ekspertom i sondażom – pokonać Hillary Clinton zdecydowaną większością głosów w Kolegium Elektorów.

Odejście Bannona z Białego Domu – niemal dokładnie rok po tej nominacji – odebrano jako zwycięstwo frakcji Jareda Kushnera i Ivanki Trump (uchodzących w ekipie prezydenta za umiarkowanych pragmatyków) oraz jako przegraną byłego już głównego stratega w bitwie o duszę „trumpizmu”.

Jednak Bannon się nie poddał. Przeciwnie: wypowiedział wojnę partyjnemu establishmentowi, a jego główną bronią był Breitbart News, któremu znów szefował.

Kolejną bitwą były jesienne prawybory w Alabamie na republikańskiego kandydata do Senatu. Wspierany przez Bannona Roy Moore, mimo licznych oskarżeń o napastowanie seksualne nieletnich dziewczynek, pokonał Luthera Strange’a – popieranego przez partyjny establishment i przez samego Trumpa.

Gorycz upadku

A to miał być dopiero początek. Bannon, jako nowy-stary szef Breitbart News, miał całą listę swoich pretendentów, których zamierzał wesprzeć w prawyborach i wyborach uzupełniających do Kongresu w 2018 r.

Także republikańscy kandydaci z własnej inicjatywy zabiegali o jego poparcie. Prokurator generalny Missouri i republikański kandydat na senatora z tego stanu Josh Hawley miał zadzwonić do Bannona i przekonywać go, że jest „dobrym konserwatystą”. Także Michael Grimm, były kongresmen z Nowego Jorku, który chce wrócić do krajowej polityki po odsiadce za unikanie płacenia podatków, zabiegał o jego względy. Poparcie Bannona wydawało się konieczne nawet na poziomie stanowym. Mike Hill, republikański kandydat do stanowego kongresu na Florydzie, chwalił się zdjęciem z Bannonem na swojej stronie internetowej.

I chociaż Moore przegrał o włos walkę o fotel senatora z Dougiem Jonesem – pierwszym od 25 lat politykiem Demokratów wybranym z Alabamy – to siła Bannona na prawicy wydawała się stale rosnąć. Opublikowane 15 grudnia wideo magazynu „Vanity Fair” o szefie Breitbart News nosiło podtytuł „Szara eminencja Partii Republikańskiej?”.

Tymczasem dziś wygląda na to, że marzenia Bannona o nacjonalistyczno-populistycznej rebelii skończyły się wraz z jego rozwodem z Trumpem.

Pierwsi od Bannona odcięli się Rebekah Mercer i jej ojciec Robert, potężni prawicowi darczyńcy i ważni udziałowcy w Breit- bart News. „Moja rodzina ani ja nie komunikowaliśmy się ze Steve’em Bannonem od miesięcy, nie wspieraliśmy jego politycznych planów ani nie popieramy jego niedawnych działań ani stwierdzeń” – oświadczyła pani Mercer. Do Mercerów dołączyli inni: jego zdjęcia znikały ze stron internetowych republikańskich kandydatów. Nawet Grimm (ten z odsiadką w życiorysie) zdystansował się od niego.

W odpowiedzi na ostatnie ostre stanowisko Trumpa – Bannon wydał oświadczenie, w którym stwierdza, że jego uwagi o „zdradzieckim” zachowaniu odnosiły się do Michaela Flynna, a nie do Donalda Juniora (choć trudno w to uwierzyć, bo to Donald Junior zorganizował spotkanie). Dodał, że prezydent i cała jego rodzina to patrioci i zapewnił o swojej lojalności wobec Trumpa oraz „trumpizmu”. To jednak nie pomogło mu zachować stanowiska w Breitbart News. Musiał odejść.

Gorycz upadku musi być tym większa, że po jego odejściu nie nastąpił eksodus pracowników portalu, a wierni prawicowi czytelnicy w komentarzach też nie wyrażali przesadnej lojalności wobec Bannona.

Wydawało się, że stracił nie tylko sojuszników, ale też swoją główną broń. A jednak...

Zmuszony do zeznań

Wezwanie sądowe wobec Bannona oznacza najpewniej, że on sam nie jest obiektem zainteresowania prokuratora Muellera – wezwania takie wobec potencjalnych podejrzanych można wystawić tylko w wyjątkowych okolicznościach. Śledczy prawdopodobnie polują na grubszą zwierzynę. A to może być dla Trumpa bardzo złą wiadomością.

Z jednej strony, Bannon nie ma wiedzy z pierwszej ręki ani w sprawie zwolnienia Jamesa Comeya z funkcji szefa FBI, ani fałszywego oświadczenia w sprawie rosyjskiego spotkania w Trump Tower – czyli tych dwóch wątków śledztwa, które mogą się skończyć formalnymi zarzutami wobec prezydenta (o utrudnianie działania wymiaru sprawiedliwości).

Z drugiej jednak strony, Bannon jest pierwszym tak wysoko postawionym doradcą Trumpa, którego Mueller wezwał. Wie również dużo na temat innych wątków śledztwa, w tym zwolnienia Flynna (który, co warto wspomnieć, przyznał się do zarzutu okłamywania FBI na temat swoich spotkań z rosyjskim ambasadorem Siergiejem Kisljakiem i od kilku miesięcy współpracuje ze śledczymi).

Podczas przesłuchania przed ławą przysięgłych Bannon będzie zobowiązany do udzielenia odpowiedzi na każde pytanie – i Trump nie może skorzystać w tym wypadku z tzw. executive privilege, który pozwala urzędującemu prezydentowi zakazać swoim podwładnym ujawniania pewnych informacji, jeśli uważa, że stanowiłoby to zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego (dodajmy, że Bannon zasłaniał się właśnie tym podczas przesłuchania przed jedną z komisji Kongresu, czym doprowadził do wściekłości zasiadających w niej i Demokratów, i Republikanów).

Steve Bannon będzie musiał więc ujawnić wszystko, co wie, jeśli sam nie chce się narazić na zarzuty krzywoprzysięstwa. A nawet jego wiedza z drugiej ręki, dotycząca zwolnienia Comeya i spotkania w Trump Tower, może okazać się przydatna dla prokuratora Muellera w późniejszych fazach dochodzenia.

Opcje (byłego?) stratega

Istotnym pytaniem jest też to, jak całą tę sytuację postanowi rozegrać sam Bannon. Były „główny strateg” ma podstawy, aby czuć się zdradzonym, i może wykorzystać nadarzającą się okazję, aby dokonać spektakularnej zemsty na prezydencie, którego poprowadził do zwycięstwa, przez którego był prywatnie upokarzany (o czym pisze Wolff w „Fire and Fury”), a który go w końcu zwolnił i obrażał, już publicznie.

Przeciwko temu iście szekspirowskiemu scenariuszowi przemawia jednak to, że lojalność Bannona wobec Trumpa i jego zaangażowanie na rzecz obecnego prezydenta nie wynikały z osobistego uwielbienia, lecz z instrumentalnych kalkulacji.

Do realizacji projektu politycznego Bannona, „trumpizmu”, Trump był i jest – jak pokazują choćby reakcje Mercerów – niezbędny. Jego znajomi twierdzą, że Bannon wierzy, iż Trump jeszcze zwróci się do niego o pomoc, gdy opuści go partyjny esta- blishment (miesiąc miodowy po przepchnięciu zmian w podatkach nie będzie trwał wiecznie) lub gdy poczuje się zagrożony przed tegorocznymi wyborami uzupełniającymi do Kongresu.

Dlatego były szef Breitbart News może nie być skory do działania pod wpływem emocji – i może zechcieć załagodzić konflikt z prezydentem, przekierowując narcystyczną wściekłość Trumpa na swojego wroga numer jeden, Jareda Kushnera, którego prezydent wini podobno za decyzję o zwolnieniu Comeya i rozpoczęcie całego śledztwa rosyjskiego.

Wtedy Bannon miałby szansę odzyskać wpływ na „trumpizm”.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2018