Rozdwojenie

29 czerwca biskup Kurt Krenn szedł do zakrystii, nie mogąc powstrzymać łez. To był dzień święceń kapłańskich pięciu kleryków. Miało być ich sześciu, ale na jednym zaciążyło podejrzenie ściągania z internetu zdjęć z dziecięcą pornografią.

25.07.2004

Czyta się kilka minut

Po raz drugi w ostatnim dziesięcioleciu wspólnota katolicka w Austrii przeżywa kryzys zaufania. Od 1956 r. nieżyjący już metropolita Wiednia, kard. Franz König, budował autorytet Kościoła - rzadko kwestionowany nawet przez zagorzałych antyklerykałów. W połowie lat 90. sędziwy kardynał musiał patrzeć, jak jego następca, Hans Hermann Groër, w ciągu kilku miesięcy niemalże obrócił w proch dzieło jego życia. W 1995 r. zadanie wewnątrzkościelnej sanacji spadło na bp. Christopha Schönborna. I kiedy wydawało się, że austriacki Kościół najgorsze ma już za sobą, przed kilkoma dniami wybuchł skandal w diecezji St. Pölten, kierowanej przez bp. Kurta Krenna.

Obie afery, causa Groër i causa Krenn, wykazują pewne podobieństwa, ale - na szczęście - także i różnice.

Podobieństwo pierwsze: nominacja

Gdy w 1985 r. kard. König odchodził z urzędu metropolity wiedeńskiego, jedno nie ulegało wątpliwości: na arcybiskupim tronie powinien zasiąść duchowny, który klasą i formatem mógłby zbliżyć się do poprzednika. Nominacja ks. Groëra (ur. 1919), znanego z konserwatywnych poglądów benedyktyna, była sporym zaskoczeniem.

Kiedy w 1987 r. Kurt Krenn (ur. 1936), doktor filozofii i wykładowca z uniwersytetu w Regensburgu, został biskupem pomocniczym w Wiedniu, wierni kładli się na ziemi przed wejściem do katedry św. Szczepana, żeby nie wpuścić go do środka (usunęła ich dopiero policja). Gdy cztery lata później szykował się do objęcia urzędu ordynariusza w St. Pölten, miejscowi katolicy zorganizowali milczący marsz protestacyjny. Demonstrowali dzień przed ingresem, by nie zakłócać powagi uroczystości.

Krenn zasłynął nie tylko tradycjonalistycznymi przekonaniami (nie życzył sobie np. ministrantek na odprawianych przez siebie Mszach; w austriackim Kościele dziewczęta przy ołtarzu stanowią normę). Nawet przychylni mu księża przyznają, że biskup ma niewyparzony język, a jego wypowiedzi - o czym za chwilę - budzą konsternację i nieraz szkodzą wizerunkowi Kościoła. Od razu dodaje się jednak, że ordynariusz odznacza się szczerą pobożnością, zaś sam Krenn podkreśla, że jest wierny (w domyśle: w przeciwieństwie do innych austriackich biskupów) Janowi Pawłowi II.

Jak po kilkunastu latach urzędowania oceniają go diecezjanie?

- Panuje rozdwojenie - wyjaśnia Hans Pflügl, pracownik referatu prasowego diecezji St. Pölten. - Biskup ma dobry kontakt z ludźmi. Podczas wizytacji jest ostatnim, który opuszcza plac przed kościołem. Swoich poglądów trzyma się bardzo konsekwentnie: jego nurtem filozoficznym i teologicznym jest neoscholastyka. Uchodzi za konserwatystę, ale nie w tym problem. W innych diecezjach także dochodzi do spięć miedzy progresywnymi a konserwatywnymi teologami. Po prostu musimy z tym żyć.

Pragnący zachować anonimowość pracownik diecezji: - Z biskupem można porozmawiać o wszystkim, nawet o meczach Rapidu Wiedeń. Nie dyskutuje się jednak na drażliwe tematy teologiczne i kościelne.

Podobieństwo drugie: skandal

W 1995 r. do redakcji tygodnika “Profil" przychodzi dawny uczeń kard. Groëra ze szkoły przyklasztornej. Twierdzi, że przed kilkunastoma laty był - jako trzynastolatek - molestowany przez późniejszego kardynała. Rozpętuje się burza; w obliczu masowych protestów wiernych kardynał ustępuje ze stanowiska przewodniczącego Episkopatu, a zarząd archidiecezji przechodzi w ręce koadiutora, bp. Schönborna. Po osiągnięciu wieku emerytalnego (75 lat) Groër opuszcza Wiedeń. W 1998 r., po prawie trzech latach, nadchodzi jednak kolejna fala oskarżeń: nie tylko o pedofilię, ale także o namawianie współbraci do stosunków homoseksualnych. Ofiarą Groëra miał być benedyktyn Udo Fischer z opactwa Göttweig. Zakonnik opowiada, że ostrzegał o skłonnościach Groëra, ale przełożeni nie zareagowali (zaraz potem Krenn odbierze Fischerowi probostwo, zaś parafianie zbiorą w jego obronie tysiące podpisów).

W lipcu 2004 r. tygodnik “Profil" publikuje dwa zdjęcia z seminarium w St. Pölten. Na pierwszym rektor Ulrich Küchl obejmuje kleryka, a jego ręka - no, właśnie... Jedni twierdzą, że dotyka rozporka alumna, inni - że nie ma w tej sprawie pewności. Jeszcze bardziej żenująca dyskusja toczy się wokół drugiej fotografii: wicerektor seminarium i doradca biskupa Krenna Wolfgang Rothe całuje się z klerykiem. Rothe tłumaczy, że zdjęcie wykonano w Wigilię, zaś pocałunek miał miejsce pod gałązką jemioły. Dziennikarze ripostują, że przecież Roth wsuwa alumnowi do ust język...

- Patrząc na fotografie, nie można jednoznacznie stwierdzić, czy mamy przed sobą sceny homoseksualne - tłumaczy Pflügl. - Nie ulega jednak wątpliwości, że sprawę musi zbadać powołana przez bp. Krenna komisja. Takie głupie żarty można by wybaczyć seminarzystom. Tragiczne, że brali w tym udział przełożeni.

Tymczasem zgorszenie się szerzy. Prasa przynosi sensacje, których należałoby czytelnikowi oszczędzić. Mowa jest m.in. - czemu zdecydowanie zaprzeczają oskarżeni - o homoseksualnym “sakramencie małżeństwa", jakiego Küchl miał udzielić dwóm klerykom; o homoseksualnych stosunkach kleryków z przełożonymi; o znalezionych w seminarium czterdziestu tysiącach zdjęć i filmów pornograficznych (niektóre z alumnami w rolach głównych), o alkoholowych libacjach; o kleryku, którego jesienią zeszłego roku wyłowiono martwego z Dunaju (zanim opuścił seminarium, miał mieć romans z jednym z alumnów). Jeden z kleryków anonimowo potwierdza, że wszyscy wiedzieli o tych “jawnych perwersjach". Rektor i wicerektor podają się do dymisji, ale nie przyznają się do winy. Küchl zapowiada, że wytoczy oskarżycielom proces.

Największe oburzenie budzą jednak nie prasowe rewelacje o praktykach homoseksualnych w seminarium - większość Austriaków wychodzi z założenia, że klerycy są dorośli i nikt ich nie molestował - ale ściągane na twardy dysk, ponoć przez kleryka z Polski, materiały pedofilskie z polskich stron internetowych. Odpowiedzialny za seminarium bp Krenn mówi, że nieograniczony dostęp do komputera miały osoby trzecie.

- Samo oglądanie stron z dziecięcą pornografią nie jest w Austrii zakazane, prawo ściga natomiast tych, którzy takie materiały zapisują w komputerze. To dlatego sprawą zajmuje się policja - tłumaczy Pflügl. - Ale w seminarium muszą obowiązywać surowsze standardy, nawet odwiedzanie takich stron musi być bezwzględnie zakazane.

Różnica: zarządzanie kryzysowe

Kard. Groër od początku zaprzeczał zarzutom. W obronę od razu wzięli go sufragani: Schönborn i Helmut Krätzl, a także bp Krenn, wówczas już ordynariusz St. Pölten. Episkopat nie podejmował żadnych kroków, wierni nie kryli oburzenia (na tej fali zdobył popularność m.in. kontestatorski ruch “Wir sind Kirche"). Z czasem jednak coraz więcej biskupów zaczęło wyrażać wątpliwości. Tylko Krenn stał niezłomnie przy emerytowanym metropolicie. W lutym 1998 r. doszło do niecodziennego wydarzenia: Schönborn przyleciał do Rzymu po kardynalski biret. Na lotnisku dowiedział się od dziennikarzy, że w Watykanie spotka... Groëra, przebywającego tam w towarzystwie sekretarza biskupa Krenna. Na konsystorzu musiał wymienić z emerytowanym kardynałem braterski pocałunek, a także ucałować pierścień tego, który wyświęcił go na biskupa.

Po powrocie wiedeński kardynał wspólnie z kilkoma biskupami opublikował dokument, w którym stwierdził, że zarzuty przeciw Groërowi “zasadniczo odpowiadają prawdzie" i zażądał przeprosin. Ostatecznie w kwietniu 1998 r. przyparty do muru benedyktyn wydał oświadczenie, w którym prosił “Boga i ludzi o przebaczenie", zastrzegając: “jeżeli wziąłem winę na własne sumienie". Tych słów nikt nie mógł potraktować jako szczerego wyznania win.

Groër usunął się w cień, ale Krenn, skłócony z większością Episkopatu, nadal działa na własną rękę. W 1998 r. podczas wizyty ad limina biskupi przedstawili Papieżowi raport, w którym pozytywnie ocenili dialog, jaki po ostatnich skandalach podjęli ze środowiskami krytycznymi wobec Kościoła. Krenn oświadczył jednak, że nie brał udział w pracach nad tym dokumentem. Schönborn ripostował, że to nieprawda. “Niech kłamcy trzymają gębę na kłódkę" - odparował Krenn.

Po opublikowaniu przez prasę kompromitujących fotografii z seminarium w St. Pölten, Krenn stwierdził, że na zdjęciach zobaczyć można “sztubackie wygłupy". Powtarza, że nie ma żadnych przekonujących dowodów, a dziennikarze kłamią. Sprawę przedstawia - i nie brak tych, którzy mu wierzą - jako prowokację obliczoną na usunięcie go z diecezji. “Chcą mnie odstrzelić" - mówi.

Tymczasem Episkopat Austrii zaraz po rozpętaniu skandalu wezwał do błyskawicznego zbadania sprawy i surowego ukarania winnych. Dziennik “Die Presse" skonstatował: “Biskupi wyciągnęli wnioski z causa Groër; zadziałało zarządzanie kryzysowe". Ordynariusz z St. Pölten, krytykowany przez prasę i opuszczony przez współbraci, stracił panowanie nad sobą. W jednym z wywiadów stwierdził np., że cała sprawa winna “g...o obchodzić Konferencję Biskupów".

- Ta wypowiedź nie wymaga komentarza - mówi Erich Leitenberger, rzecznik archidiecezji wiedeńskiej i szef agencji Kathpress, o którym Krenn powiedział z kolei, że “nie może go znieść". W kolejnych wypowiedziach dla mediów biskup stał się już jednak ostrożniejszy: mówił, że współbracia w biskupstwie dystansują się od niego, “bo brak im rozeznania, co naturalnie należy wybaczyć".

Jaka atmosfera panuje dziś w St. Pölten? - To był wielki wstrząs. Otrzymałem dotychczas czterdzieści maili od wiernych - Hans Pflügl wskazuje na ekran komputera. - Autorzy dwóch chcieli wyrazić poparcie dla biskupa. Reszta oświadcza wprost: nie do uwierzenia, nie do przyjęcia. Wielu szczerze się martwi. Niektórzy reagują emocjonalnie, dając upust złości i rozczarowaniu. Inni zastanawiają się, czy nie wystąpić z Kościoła. Jednak moim zdaniem ludzie, którzy zdecydują się na taki krok, i tak już dawno znaleźli się na wewnętrznej emigracji. Czekali na pretekst.

Skutki: podważone zaufanie

Co dalej? Debatę publiczną zdominowały apele o dymisję Krenna. Dlaczego jednak biskup miałby ustąpić, skoro nawet najzagorzalszym jego krytykom nie przychodzi na myśl, że sam mógłby uczestniczyć w praktykach homoseksualnych?

- Musimy mieć na uwadze, że wydarzenia w St. Pölten to fenomen lokalny - wyjaśnia Leitenberger. - Standardy kształcenia księży w Austrii są wysokie, a dobór kandydatów - bardzo ostrożny. Problemy St. Pölten biorą się stąd, że przed dwoma laty biskup wycofał się z krajowego systemu kształcenia kleryków i poszedł własną drogą. Wszystkie pozostałe diecezje wysyłają kandydatów do kapłaństwa na rok próby w Horn, w Dolnej Austrii. Tam w rozmowach z kandydatami można ustalić, czy rzeczywiście mają powołanie. Jeżeli nie, mówi się im z całą serdecznością: “Przyjacielu, nie nadajesz się na księdza". Już przed dwoma laty przełożeni austriackich seminariów wyrażali zaniepokojenie, że klerycy z St. Pölten przestali przyjeżdżać do Horn. Teraz musimy ze smutkiem przyznać, że mieli rację.

Wiadomo, że do seminarium w St. Pölten przyjmowano kleryków wyrzuconych bądź nieprzyjętych do innych seminariów, m.in. w Niemczech. Kiedyś biskup Krenn miał pięciu-sześciu seminarzystów, ostatnio - czterdziestu.

- Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało świetnie, ale wydarzenia ostatnich tygodni pokazały, jak wiele niebezpieczeństw kryje droga obrana w St. Pölten - mówi Leitenberger. - Wysyłanie tak wyselekcjonowanych księży do parafii też nie może przynieść nic dobrego.

Bp Krenn nie traci pewności siebie. Zapowiada, że nie ustąpi z urzędu, a nawet nie wyklucza, że mógłby kierować diecezją po ukończeniu 75. roku życia. Ostatnio poinformował, że na razie nie kontaktował się z nim nikt z Watykanu.

- Pierwszą instancją jest biskup. Musi podjąć energiczne kroki - twierdzi Pflügl. - Opinia publiczna powinna dostać jasny sygnał, że Kościół jest zainteresowany wyjaśnieniem sprawy i podejmie działania, by zapobiec takim incydentom w przyszłości. Moim zdaniem ordynariusz za późno powołał komisję do zbadania wydarzeń w seminarium.

Czy biskup Krenn poradzi sobie z nabierającym rozmachu skandalem?

- Nie wiem - odpowiada Pflügl.

Trzeba pamiętać, że największe spustoszenie, jakiego może dokonać afera z St. Pölten, dotyczy nie tyle oskarżonego kleryka, przełożonych w seminarium czy biskupa Krenna. Przede wszystkim podważone zostanie zaufanie do tysięcy Bogu ducha winnych kapłanów: - Grupa ministrantów i ministrantek prosiła mnie, żebyśmy poszli na basen - opowiada jeden pracujących w Wiedniu księży. - Zgodziłem się pod warunkiem, że pójdzie z nami jeden z rodziców. Przebieralnia, prysznice... nie chcę żadnych podejrzeń.

***

Jeżeli poważnie traktować zasadę domniemania niewiności, zarówno kard. Groëra, jak i wszystkich zamieszanych w wydarzenia z St. Pölten, należy traktować jako niewinnych. Prawda o skandalu wokół byłego metropolity Wiednia zapewne nie ujrzy już światła dziennego: Hans Hermann Groër zmarł w ubiegłym roku. Pozostaną domysły, poszlaki i dowody - nigdy jednak nie rozpatrywane ani przez sąd świecki, ani kościelny. Pozostaną także rany i podziały w austriackim Kościele.

Czy kleryk z Polski zbierał materiały z dziecięcą pornografią? - ustalą prokuratura i sąd. Czy w seminarium St. Pölten kwitła homoseksulna subkultura? - na tak postawione pytanie odpowie być może powołana przez biskupa Krenna komisja bądź sam Watykan. Czy ordynariusz diecezji St. Pölten jest winny poważnych zaniedbań i powinien złożyć urząd? - oceni Stolica Apostolska.

- Niestety, nie wszystkie rany po sprawie kard. Groëra udało się zabliźnić. Po wydarzeniach w St. Pölten otwierają się na nowo - mówi Leitenberger. - Biskupi Austrii zareagowali natychmiast i zrobili wszystko, co w ich mocy, żeby znaleźć rozwiązanie. Kolejny krok należy do Stolicy Apostolskiej. Wiarygodność Kościoła zależy przede wszystkim od codziennych, bezpośrednich kontaktów z wiernymi. Jeżeli w naszych parafiach praktykuje się wiarę, nadzieję i miłość - można być spokojnym. Nie bez znaczenia jest jednak, jak w sytuacjach kryzysowych postępuje Kościół na szczeblu diecezjalnym, a także światowym. Krytyczne spojrzenie naszych wiernych jest w tym momencie skierowane przede wszystkim na Watykan. Czekamy na rozstrzygnięcie. Nie tracimy nadziei.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2004