Rekolekcje polskie

Wszystkie omawiane tu sprawy dzielą nasze społeczeństwo i nasz Kościół. W trakcie tegorocznego Adwentu spróbuję przyjrzeć im się jeszcze raz – z nadzieją, że pozwoli to skierować dyskusję na właściwe tory.

23.11.2014

Czyta się kilka minut

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... „Bardzo trudne mają zadanie głosiciele prawdy Dobrej Nowiny. Stają przed światem nie tylko im wrogim, ale również światem, który wprost nienawidzi Boga, łamie sumienia, hołduje wyuzdaniu i wynaturzeniom, który ma do swojej dyspozycji większość mediów. Za tym światem stają potęgi i moce księcia ciemności, tego, który jest kłamcą i zabójcą od początku. Głosicielom Prawdy grozi prześladowanie, szykany aż do społecznego unicestwienia” – pisał bp Czesław Napierała w „Naszym Dzienniku”. Można podobne teksty cytować w nieskończoność. Zdecydowałem się więc na sporządzenie rejestru problemów, których mylne interpretacje stały się ostatnio zarzewiem nieporozumień groźnych dla państwa i dla Kościoła. Oby udało nam się przyczynić do ich wygaszenia.

Klauzula sumienia

W naszych debatach nieustannie mylimy: klauzulę sumienia, sprzeciw sumienia i nieposłuszeństwo obywatelskie. Ta pierwsza regulowana jest prawem i ma zastosowanie w dwóch sytuacjach: z mocy ustawy mogą korzystać z niej lekarze, pielęgniarki i położne, natomiast z mocy konstytucji – poborowi. Korzystanie z klauzuli sumienia związane jest jednak ze zobowiązaniami. Lekarz odmawiający dokonania legalnej aborcji ma wskazać miejsce, gdzie można to zrobić, a poborowy – kiedy armia nie była jeszcze zawodowa – musiał odbyć służbę zastępczą. Mówienie, że prawo do klauzuli sumienia przysługuje wszystkim, to nieporozumienie.

Każdy ma natomiast prawo do sprzeciwu sumienia, tak jak każdy ma prawo do wolności sumienia. Jednak sprzeciw sumienia w państwie prawa może być szanowany jedynie wtedy, kiedy, po pierwsze, jest sprzeciwem konkretnej osoby. To ja osobiście decyduję się na protest; zespół ludzi czy instytucja zrobić tego nie może, bo instytucja nie ma sumienia. Drugi warunek to gotowość poniesienia osobistych konsekwencji, np. wykluczenia z zawodu. Gdy więc abp Stanisław Gądecki pisze: „Kto powołuje się na sprzeciw sumienia, nie może być narażony nie tylko na sankcje karne, ale także na żadne inne ujemne konsekwencje prawne, dyscyplinarne, materialne czy zawodowe”, jest w błędzie. Decyzje sumienia, za którymi człowiek winien iść, są przecież zawsze subiektywne. Sprzeciw, który nie podlegałby ocenom i sankcjom, pozwalałby każdej jednostce z jakiegokolwiek powodu nie przestrzegać prawa, a ludzie o mentalności fanatycznej mogliby bezkarnie dopuszczać się nawet wielkich nieprawości.

Ze sprzeciwem sumienia często myli się nieposłuszeństwo obywatelskie. Hannah Arendt zauważa, że pierwszą cechą nieposłuszeństwa obywatelskiego jest to, iż jest działaniem wspólnym. Grupa osób dochodzi do przekonania, że normalne kanały dokonania koniecznej zmiany nie istnieją. Stosujący ten rodzaj protestu uznają, że przestrzeganie prawa w systemie demokratycznym jest wartością samą w sobie, ale tym razem złamana została wzajemność – uzasadnieniem nieposłuszeństwa obywatelskiego jest bezdyskusyjne naruszenie prawa przez organ państwowy. Trzeba tu być ostrożnym, ponieważ pochopne wezwanie do nieposłuszeństwa podkopuje fundamenty państwa demokratycznego; podjęte działania muszą też wykluczyć stosowanie przemocy. Manifestacje w sprawie Telewizji Trwam można by zaliczyć do działań o charakterze nieposłuszeństwa obywatelskiego, ale ponieważ nie było przy tej okazji naruszenia prawa przez organ państwowy (o czym szeroko pisałem na tych łamach przed rokiem), nie można ich usprawiedliwić.

Przy dyskusjach o wierności sumieniu zawsze trzeba pamiętać o powadze prawa państwowego. Ustawodawstwo to nie jest nic niewarty śmieć. Mamy na tym polu spore zaległości, które są konsekwencją tego, że zaborca lub okupant narzucał nam niesprawiedliwe prawa. Jeśli obywatel demokratycznego państwa uznaje prawo za niewystarczające, a nawet za niesprawiedliwe, powinien starać się o jego zmianę, ale nawet wtedy, decydując się na osobisty sprzeciw sumienia, powinien je uznawać, a tych, którzy prawo uważają za sprawiedliwe, nie traktować z pogardą.

Wiąże się z tym kwestia moralnych kompromisów, bez których po prostu nie da się żyć. Naturalnie kompromisy mają swoje granice, które ostatecznie wyznacza sumienie. Ale nie potrafilibyśmy funkcjonować w jednej rodzinie, w jednym Kościele i w jednym kraju, gdybyśmy nie byli do nich zdolni. Ktoś, dla kogo najważniejszym przykazaniem jest bezkompromisowość, czyli troska o czystość swojego sumienia, staje się dla innych nieprzyjazny, a często nawet okrutny. To chyba dlatego Albert Schweitzer miał powiedzieć, że „czyste sumienie jest wynalazkiem diabła”.

Moralny kompromis bywa więc nieunikniony i staje się nośnikiem dobra. Jego najwyższym uzasadnieniem jest miłość złączona z nadzieją, że dzięki niemu buduje się dobro w sobie i w drugim człowieku. Chyba tak widzą sprawę rodzice, którzy przecież nie zrywają kontaktu z niemoralnie żyjącym dzieckiem, wierząc, że w ten sposób nie zamykają mu drogi ku światłu.

Sprawa profesora Chazana

Czy prof. Bogdan Chazan złamał prawo? Prof. Janusz Gadzinowski, kierownik kliniki neonatologii z Poznania, twierdzi, że tak, bo „klauzula sumienia w obecnym kształcie pozwala odmówić wykonania aborcji, ale nakłada obowiązek wskazania innego ośrodka, gdzie zostanie ona dokonana”. Sam prof. Chazan, w rozmowie, którą „Gość Niedzielny” zatytułował „Nie »odłożę« sumienia”, poniekąd to przyznaje. Na pytanie, czy czuje się prześladowany, odpowiada: „Raczej niesprawiedliwie potraktowany. Za to, że nie zabiłem pacjenta i nie wskazałem lekarza, który by się tego podjął, grozi mi nawet odebranie prawa do wykonywania zawodu”.

Problem w tym, że jeśli prof. Chazan złamał prawo, to choć jest zasłużonym lekarzem, słusznie ponosi konsekwencje swojej decyzji, a potępianie prezydent Warszawy za zwolnienie go z funkcji jest nieprzyzwoite. Niestety, wielki lekarski autorytet wprowadza w błąd opinię publiczną i pozwala sobie na brzydkie insynuacje wobec Hanny Gronkiewicz-Waltz, o której wie, że jest przeciwniczką aborcji. Pan profesor mówi bowiem „Naszemu Dziennikowi”, że poszło o to, czy człowiek ma prawo do życia niezależnie od wieku, oraz że wnioskuje, iż „pani Prezydent (...) jest innego zdania”.

Sprawa jest trudna i bolesna, a równocześnie upraszczana, a nawet przeinaczana. Zacytuję wywiad „Naszego Dziennika” z dr. Januszem Chudybą. Dziennikarz pyta: „Uderzenie w prof. Bogdana Chazana (...) stanowi ostrzeżenie, by lekarze nie kierowali się w swojej pracy sumieniem?”. Odpowiedź brzmi: „Oczywiście, że tak. Mamy być bezwolną, bezmyślną i bez sumienia masą wyrobników. Bez sumienia może być tylko bestia”. Następne pytanie: „Prezydent Warszawy (...), która związana jest z Odnową w Duchu Świętym, zwolniła jednak prof. Bogdana Chazana z zajmowanego stanowiska”. Odpowiedź: „Duch Święty na pewno nie ma nic wspólnego z czynami tej pani. Usta zwykle mówią z obfitości serca. Trzeba być czujnym wobec takich ludzi. Nigdy nie wiemy, z której strony nastąpi atak. Z uśmiechem na ustach czynią zło. Co za cynizm. Bardzo podobała mi się niezwykle trafna wypowiedź ks. prof. Pawła Bortkiewicza, który stwierdził, że pani Gronkiewicz-Waltz sama skazała się na ekskomunikę”. Lekarz, który wypowiedział te słowa, podpisał „Deklarację wiary”. Jeśli w tej wypowiedzi ukazał nam jej konsekwencje, to można się tylko zdumiewać nad tym, jaką formę przybrało w jego sumieniu orędzie prawdy i miłości.

W związku ze sprawą prof. Chazana głos zabierało wiele autorytetów, także kościelnych. Pojawiły się stanowcze wypowiedzi księży biskupów, których nie rozumiem. Pojawiła się także kuriozalna wypowiedź ks. prof. Piotra Kieniewicza z KUL: „Tak więc decyzja pani Prezydent Warszawy (...) wyznacza smutny początek totalitaryzmu moralnego w Polsce” (może warto byłoby powołać jakiś instytut, który wyjaśniłby profesorom, co to jest totalitaryzm?). Wszystko „przebiły” jednak zorganizowane przed warszawskim ratuszem egzorcyzmy w intencji uwolnienia urzędu od „wpływu złego ducha”, a konkretnie: „by rządzący zaprzestali popierania morderczych praktyk, zabijania nienarodzonych dzieci oraz szerzenia nienawiści wobec swych przeciwników”. Jak widać, każdy obrzęd religijny można zohydzić. Egzorcystów sprzed ratusza trzeba ostrzec, że zły duch może się na nich zemścić.

Wypowiedź księdza Szostka

Na temat klauzuli sumienia głos zabrał znakomity etyk i były rektor KUL, ks. prof. Andrzej Szostek. W wywiadzie dla PAP powiedział m.in.: „Lekarz musi znać prawo i je respektować. Jeśli obowiązujące prawo stanowione kłóci się z jego sumieniem, to powinien zabiegać o zmianę prawa (...) ale nie może go ignorować pracując w ramach systemu, w którym to prawo obowiązuje (...) kto deklaratywnie prawo uznaje, a faktycznie nie zamierza go respektować i łamie je w trakcie wykonywania swego zawodu, ten po prostu oszukuje ludzi i państwo”. I dalej: „Wskazanie możliwości dokonania aborcji przez innego lekarza, jakkolwiek dla przeciwnika aborcji bolesne, nie może być traktowane jako uczestnictwo w dokonaniu aborcji. Uczestnictwo jest wtedy, gdy ktoś faktycznie dokonuje aktu aborcji. Obejmuje także tych, którzy mu w tym zabiegu aktywnie pomagają, zapewne także tych, którzy do dokonania aborcji kogoś namawiają. Ale przewidziany polskim prawem obowiązek udzielenia stosownych informacji to nie namowa, ani tym bardziej aktywne uczestnictwo w dokonaniu aborcji”.

Tomasz Terlikowski skomentował: „Ta wypowiedź jest skandaliczna – kapłan i etyk uczestniczy w atakach na lekarzy walczących o życie. To »krecia robota« wobec tych, którzy mają odwagę zachowywać wierność prawu naturalnemu”. O. Marcin Radomski z kolei wypowiedź ks. Szostka określił jako „przejaw diabelstwa”. A ks. Kieniewicz stwierdził, że wskazanie lekarza lub ośrodka, który może dokonać aborcji, jest zawsze niedopuszczalnym uczestnictwem w niemoralnym czynie.

Ks. Kieniewicz argumentuje następująco: współudział może mieć charakter formalny lub materialny. Współudział formalny oznacza wewnętrzną zgodę osoby trzeciej na dokonywany przez głównego sprawcę czyn. Współudział materialny może być z kolei bliższy lub dalszy, „przy czym rozróżnienie to odpowiada intuicyjnemu wyczuciu związku fizycznej zależności danej czynności (wykonywanej przez współsprawcę) z działaniem sprawcy głównego”. Kiedy lekarz wskazuje ośrodek, który może dokonać tego, na co nie może zgodzić się on sam, to „wydaje się, że raczej nie ma tu współudziału formalnego per se, niemniej trudno takie działanie uznać za współudział dalszy (...) Takie wskazanie potencjalnego kata należałoby zatem uznać za współudział materialny bliższy, a zatem ciężko grzeszny”. W tym głosie imponuje troska o życie nienarodzonych, jednakże argumenty „wydaje się”, „należałoby uznać” są słabe i przypominają dyskusje kazuistów, którzy zażarcie spierali się o to, czy dany czyn jest grzeszny lekko, trochę ciężej czy bardzo ciężko.

Dla lekarza, który jest przeciwnikiem aborcji, wskazanie ośrodka, gdzie odbywa się przerywanie ciąży, zawsze będzie moralnie bardzo trudne – mówi o tym ks. Szostek. Ale nie może zachowywać się jak faryzeusz, dla którego najważniejsza była rytualna czystość. Lekarz-przeciwnik aborcji nie tylko odsyła kobietę do innego lekarza, ale także po ludzku wyjaśnia, dlaczego sam nie może tego dokonać, zostawiając jej jednak wolność decyzji. Taki lekarz, pamiętając, z jakim trudem została uchwalona ustawa w dzisiejszym kształcie i nie chcąc burzyć niedoskonałego, ale jednak pokoju; mając przed oczyma zagubioną, czasem przerażoną kobietę i nie chcąc jej narażać na dalsze stresy odsyłaniem od „Annasza do Kajfasza”, wreszcie lekarz mający zaufanie do kolegi ginekologa, który przecież nie jest (według słownictwa ks. Kieniewicza) katem, i który także ma sumienie oraz wolę ratowania życia – taki oto lekarz decyduje się na odesłanie pacjentki do kolegi. Widzieć tu grzeszne współdziałanie to doprawdy przesada.

Oczywiście trzeba w tym miejscu dodać, że jeśli konkretny lekarz uznałby, iż takie działanie łamie jego sumienie, powinien zrezygnować z pracy – tak jak to mówi ks. Szostek.

In vitro

Zapłodnienie pozaustrojowe można kwestionować z wielu powodów, ale najważniejszy wynika z przekonania, że z człowiekiem mamy do czynienia od momentu połączenia dwu gamet, męskiej i żeńskiej – w tym bowiem momencie zarodek posiada już cały materiał genetyczny. Wydawałoby się zatem, że pytanie, które przez wieki nurtowało teologów, a mianowicie: kiedy embrion staje się człowiekiem, to znaczy, w jakim momencie otrzymuje duszę stworzoną przez Boga, przestało być aktualne. Z pewnym rozbawieniem czytamy, że św. Tomasz uważał, iż chłopcy otrzymują duszę w 40. dniu, a dziewczęta w 80.

A jednak i dzisiaj pytanie o początek ludzkiego życia nie przestało być aktualne. Jedni teologowie i biologowie uważają, że moment animacji następuje w zakończeniu kariogamii, kiedy łączą się definitywnie gamety męska i żeńska. Inni upatrują go w akcie nidifikacji, implantacji, czyli zagnieżdżenia się zygoty w macicy. Pierwsza teoria wydaje się najbardziej logiczna: powstaje zygota z pełnym ludzkim genomem, powstaje zatem człowiek. Ale druga ma także poważne argumenty, tłumaczy np. pewne fakty zachodzące niekiedy przed nidifikacją, a mianowicie, że z jednej zygoty mogą wyłonić się dwa lub trzy organizmy – bliźnięta lub trojaczki. W takim przypadku trudno zrozumieć podział duszy ludzkiej uprzednio stworzonej i przeznaczonej dla jednej zygoty. Drugi argument, jeszcze poważniejszy, pochodzi z tzw. konweniencji, czyli z tego, „czy wypada albo nie wypada”, aby Boża Opatrzność w ten sposób działała. Badania wykazują, że więcej zygot bywa wydalonych z macicy, niż rodzi się dzieci. Otóż – mówią zwolennicy animacji w akcie nidifikacji – „nie wypada”, aby Pan Bóg tak nielitościwie traktował zygoty, które byłyby już prawdziwymi ludźmi. Trzeci argument pochodzi z obserwacji przyrody: ziarnko pszenicy nie jest rośliną, dopóki nie będzie miało warunków do rozwoju i nie zakiełkuje.

Jak jest naprawdę? – to pytanie, którego nie da się rozstrzygnąć, i dlatego z szacunkiem należy obchodzić się z każdym ludzkim embrionem. Jednakże trzeba zachować powagę: darować sobie nazywanie in vitro „wyrafinowaną aborcją” i nie powtarzać, że „każde narodzone dziecko metodą in vitro jest okupione śmiercią jego sióstr i braci”. Oraz zaprzestać poniżania ludzi, którzy decydują się na poczęcie dziecka tą metodą, i nie mówić, że ich dziecko nie jest owocem miłości.

Wszyscy wiemy, że istnieje pilna potrzeba prawnego uregulowania kwestii bioetycznych w naszym kraju. Prof. Andrzej Zoll twierdzi, że dobrą propozycję przygotował Jarosław Gowin, i że źle się stało, iż Kościół tę propozycję oprotestował. Miejmy nadzieję, że taka ustawa zostanie w końcu uchwalona.

Deklaracja wiary

Wiem, że „Deklaracja wiary lekarzy” zrodziła się z najszlachetniejszych pobudek: była swoistym „krzykiem” w obronie nienarodzonych i oddaniem hołdu św. Janowi Pawłowi II. Jednakże, mówię to z zażenowaniem, miała zasadniczą wadę: dzieliła pracowników służby zdrowia na złych i dobrych. Gdyby to była „odezwa” grupy lekarzy, gdyby to była „proklamacja” zasad, które uważają oni za święte, można by uznać taki dokument za pożądany. Ale to jest „deklaracja”, pod którą zbiera się podpisy, a w takich przypadkach obowiązuje zasada „Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam”.

Dzielenie ludzi to niejedyny problem. W punkcie 4 czytamy: „podstawą godności i wolności lekarza katolika jest wyłącznie »jego sumienie oświecone Duchem Świętym i nauką Kościoła«”. To nieprecyzyjne sformułowanie sugeruje, że są dwa rodzaje sumień: jedno oświecone Duchem Świętym i nauką Kościoła, a drugie nieoświecone. Nic dziwnego, że prof. Zbigniew Szawarski, przewodniczący Komitetu Bioetyki PAN, stwierdził: „Stoimy wobec wyboru dwóch modeli ładu moralnego. Jeden to społeczeństwo ludzi wiary, których sumienia – oświecone Duchem Świętym i nauką moralną Kościoła – roszczą sobie prawo do narzucania innym, co mają myśleć i jak mają żyć. Drugi model to społeczeństwo, w którym nie istnieje podział na sumienia oświecone i nieoświecone, lepsze i gorsze, zdrowe i chore. Wszystkie sumienia są równe i każdy ma prawo żyć zgodnie z własnym, szanując wspólnie przyjęty porządek prawny”.

To nie koniec merytorycznych zastrzeżeń. W punkcie 2 czytamy: „moment poczęcia i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga. Jeżeli decyzję taką podejmuje człowiek, to gwałci nie tylko podstawowe prawa dekalogu, popełniając czyny takie jak aborcja, antykoncepcja, sztuczne zapłodnienie, eutanazja, ale poprzez zapłodnienie in vitro odrzuca samego Boga”. Jest w tym tekście szereg niedopuszczalnych skrótów myślowych. Po pierwsze, decyzję o poczęciu podejmuje nie tylko Bóg, ale także człowiek – na tym polega „świadome rodzicielstwo”. Po drugie, stawianie na tej samej płaszczyźnie aborcji i antykoncepcji jest wielkim i fatalnym dla naszego duszpasterstwa nieporozumieniem. Tu nie ma żadnej proporcji! I wreszcie po trzecie: głoszenie, że in vitro jest aktem odrzucenia Boga, to nieuprawniona, wymyślona chyba dla postrachu teza.

A punkt 3, w którym czytamy: „tylko wybrani przez Boga i związani z Nim świętym sakramentem małżeństwa mają prawo używać tych organów, które stanowią sacrum w ciele ludzkim”? To przecież znowu niebezpieczne uproszczenie. Dla świadomych katolików sakrament małżeństwa nie może być niczym zastąpiony, ale jak ma się sprawa z nie-katolikami: buddystami, muzułmanami, ale także niewierzącymi? Czy ich akt seksualny naprawdę nie jest godny?

Trzeba ubolewać, że piękna w swych intencjach inicjatywa lekarzy stała się zarzewiem nieporozumień. Przykładem choćby drukowana przez „Nasz Dziennik” rozmowa o. Zdzisława Klafki z kard. Gerhardem Müllerem, prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Kardynał podkreśla niezmienność nauki moralnej Kościoła i wygłasza jednoznaczną pochwałę „Deklaracji wiary”. Niestety, o. Klafka przedstawia mu ją nierzetelnie: „Kilka tysięcy (...) podpisało tzw. Deklarację Wiary, uznającą pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim (stanowionym). W konsekwencji może im grozić utrata pracy, albo niedopuszczenie do realizacji zawodu lekarza”. Ojcze Rektorze Zdzisławie, nie można w ten sposób ułatwiać sobie dyskusji. Za samo uznawanie pierwszeństwa prawa Bożego nad ludzkim nikomu nie grozi usuwanie z zawodu.

Prof. Andrzej Kochański, członek zespołu ekspertów ds. bioetycznych przy Episkopacie, mówi z kolei „Gościowi Niedzielnemu”: „Jesteśmy w sytuacji, w której wybitny lekarz i uczony, kierujący się sumieniem, staje się przedmiotem straszliwego polowania”. Na pytanie, jakie znaczenie ma „Deklaracja wiary”, którą podpisał, dodaje: „Podobno 25 lat temu odzyskaliśmy wolność. I w tych naszych »pięknych« czasach ludzie o moich poglądach tracą pracę, są szkalowani, nazywa się nas »fanatykami religijnymi«, »arogantami«, »krzyżowcami moralnymi« (...) Dlatego jestem pełen nadziei i wdzięczności za „Deklarację wiary”.

W pewnym momencie wydawało się, że „Deklaracja wiary” będzie miała drugą odsłonę, bo analogiczny dokument przygotują nauczyciele. Pomysł wsparli niektórzy teologowie: ks. prof. Wojciech Góralski z UKSW oznajmił „Naszemu Dziennikowi”, że „każdy człowiek, a tym samym każdy nauczyciel ma prawo do wolności sumienia i nie może wykładać treści, z którymi się nie zgadza”. Słysząc podobne głosy minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska zadeklarowała, że szkoła musi być neutralna światopoglądowo, a ci, którzy chcieliby podpisać „Deklarację wiary nauczycieli”, muszą liczyć się z konsekwencjami. Na co błyskawicznie zareagował przewodniczący KEP, abp Stanisław Gądecki, stwierdzając, że szkoła nie może być neutralna światopoglądowo, i że „Deklaracja wiary” może być zasadna, gdyby ministerstwo „zmierzało w tym kierunku, by pod pozorem bezstronności szkoły wprowadzać do niej skrajne ideologicznie programy nauczania, stojące w sprzeczności z godnością człowieka, z Konstytucją (art. 48 i 53), zdrowym rozsądkiem...”. Podejrzliwość arcybiskupa o niecne, a nawet wrogie zamiary ministerstwa wzburzyła wielu ludzi, ale na szczęście sprawa się na tym zakończyła.

Zbyt długo czekaliśmy na odzyskanie niepodległości, zbyt wiele ofiar ponieśliśmy walcząc o wolność, aby obrzucać się błotem.

OD REDAKCJI: ciąg dalszy „Rekolekcji polskich” o. Ludwika Wiśniewskiego w kolejnych adwentowych numerach „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dominikan, długoletni duszpasterz akademicki. W PRL działacz opozycji antykomunistycznej. Laureat Medalu Świętego Jerzego. Na łamach „Tygodnika Powszechnego” dokonywał wnikliwej diagnozy sytuacji w polskim Kościele, stawiając trudne pytania niektórym biskupom… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2014