Recykling

Ależ oczywiście - wszystko już było. Żenujące filmy na podstawie beznadziejnych gier komputerowych, dobre gry komputerowe na podstawie znakomitych filmów, kiepskie filmy na podstawie ciekawych komiksów, ciekawe ekranizacje świetnych komiksów, a nawet Nibelungi przerabiane na komiksy oraz plastikowe zabawki przerabiane na Nibelungi (casus "Gwiezdnych wojen"). Ale tego jeszcze nie było - gry planszowe wkroczą na ekrany. Najpierw ujrzymy film "Monopol".

29.07.2008

Czyta się kilka minut

Dlaczego? Bo wszystko już było, a teraz należy z tego skorzystać i sprzedać na nowo.

Trudno mówić o przepakowywaniu, to raczej recykling. Klienci lubią te melodie, które już słyszeli, lubią, kiedy im się kojarzy, ponieważ są rozkojarzeni oraz zmęczeni zarabianiem pieniędzy w czasie, kiedy akurat nie są klientami. Z tego powodu klienci nienawidzą myśleć miast się relaksować, liżą "Loda na patyku 6" i się cieszą, bo przecież są klientami, więc mają wolne. Marka, marka, marka! Marka raz ustanowiona jest wartością samą w sobie. Dlatego wytwórnia filmowa Universal oraz zabawkarski koncern Hasbro wykładają 100 mln dolarów na ekranizację najlepiej sprzedającej się gry planszowej na świecie.

Naturalnie, można trzeźwo spostrzec, że gra planszowa to nie to samo co gra komputerowa czy komiks o superbohaterach, że brak bohatera, konfliktu, fabuły etc. No i co z tego, jeśli każdy kiedyś grał w "Monopol" (przynajmniej każdy w Ameryce). Rzuca się kostką, chodzi pionkiem po planszy, kupuje, sprzedaje, idzie do więzienia. Samo życie. Każda marka ma swoją mitologię, a mitologia marki "Monopol" jest szczególnie silna, by nie rzec - wszechogarniająca. Mocniejsza jest tylko marka "Sims". Swoją drogą, ekranizacja "Simsów" byłaby strzałem w dziesiątkę! To zadanie dla Ilony Łepkowskiej.

Hasbro, drugi na świecie producent zabawek po Mattel Inc. (to ci od Barbie), jest przekonany, że może "ożywić swoje znane od wielu dekad produkty" oraz "tchnąć życie w kluczowe marki". Bardzo poetyckie wyrażenia oznaczają po prostu dojenie marki. W firmie pojawił się nowy dyrektor, który, zapewne wychodząc z założenia, że jak ktoś poradził sobie z "Gladiatorem", to da radę z "Monopolem", zaczął prowadzić rozmowy z Ridleyem Scottem.

Dokąd zaprowadzą te rozmowy? Wiele ważkich pytań ciśnie się na usta. W jakim kierunku zmierza kino, ba!, w jakim kierunku pójdą gry planszowe? Scott jest reżyserem nie lada, przecież "Blade Runner" czy "Thelma i Louise" same się nie nakręciły. Czy pochyli się nad planszą i podniesie rękawicę? Czy Scotta skusi mamona? Czy zachwyci się tysiącprocentowo amerykańską historią powstania "Monopolu", wymyślonego podczas Wielkiego Kryzysu przez bezrobotnego sprzedawcę AGD? Czy inni wielcy twórcy światowej kinematografii podejmą wyzwanie... idąc jeszcze dalej, jak to oni mają w zwyczaju? Czy Andrzej Wajda nakręci ekranizację gry w bierki?

Na odpowiedź jeszcze za wcześnie. Jedno jest pewne - wszystko już było.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2008