Przy stole z tyranem

W cieniu światowych konfliktów w Nikaragui trwa od roku rewolucja przeciw skorumpowanemu lewicowemu reżimowi. Czy mediacja Kościoła pomoże zakończyć kryzys, w którym zginęło już 500 ludzi?

01.04.2019

Czyta się kilka minut

Zatrzymanie opozycjonistki Marii José Castillo podczas protestu przeciwko rządom Daniela Ortegi. Managua, 16 marca 2019 r. / OSWALDO RIVAS / REUTERS / FORUM
Zatrzymanie opozycjonistki Marii José Castillo podczas protestu przeciwko rządom Daniela Ortegi. Managua, 16 marca 2019 r. / OSWALDO RIVAS / REUTERS / FORUM

Od wielu miesięcy jesteśmy świadkami burzliwych zmian w dwóch krajach Ameryki Łacińskiej. Łączy je to, że ich władze usiłowały wprowadzać socjalizm, a skończyły na dyktaturze. Po masowych protestach w Wenezueli, która obecnie ma dwóch prezydentów – jednego uznanego przez demokratyczną część kontynentu i Zachód, a drugiego uznanego przez zwolenników rewolucji kubańskiej w wersji à la Chávez oraz Rosję; obaj trzymają się w szachu – przyszedł czas na Nikaraguę.

W lutym opozycyjna koalicja, Alianza Cívica, podjęła kolejną próbę nawiązania negocjacji z 73-letnim prezydentem Danielem Ortegą. Od kwietnia 2018 r. w kraju trwa bowiem pełzająca rewolucja, której towarzyszą co chwila masakry demonstrantów.

W ciągu ostatnich 11 miesięcy w nikaraguańską ziemię wsiąknęło więcej krwi niż podczas ostatnich dekad – od zakończenia wojny domowej niemal 30 lat temu. Podczas protestów zginęło już prawie 500 osób (uwzględniając liczbę ludności to tak, jakby w Polsce zginęło ok. 3 tys.). Ponad 700 osób uznaje się za więźniów politycznych. Jeśli dodamy przymusowych emigrantów (ich liczbę szacuje się na 600 tys.) oraz kilkuset zaginionych, okaże się, że odsetek ludności tego sześciomilionowego kraju, który ucierpiał od 2018 r., jest znaczący.

Czy jest nadzieja na ugodę, na demokratyczne zmiany? Historia Nikaragui pokazuje, że kraj ten rzadko cieszył się trwałym pokojem. Ale Nikaraguańczycy, z którymi rozmawiałam, deklarują, że są gotowi zaryzykować wszystko, nawet życie, byle móc cieszyć się wolnością.

Z ojca na syna

Prezydentem Ortega jest od 2007 r. Urząd ten sprawuje po raz drugi – pierwszy raz było to w latach 1985-90. Wówczas zyskał miano ikony – zwłaszcza w ówczesnym bloku wschodnim i wśród zachodniej lewicy. Propaganda PRL przyrównywała go do Che Guevary i Fidela Castro. Jako lider Sandinistowskiego Frontu Wyzwolenia Narodowego (FSLN; w skrócie: sandiniści), uznawany był za pogromcę prawicowego reżimu rodziny Somozów.

Bo Nikaragua nigdy nie była wolna od dyktatorów. Anastasio Somoza García, jego starszy syn Luis i młodszy syn Anastasio junior rządzili autorytarnie krajem od 1937 r. Przez ponad cztery dekady władza przechodziła z ojca na syna i tylko sporadycznie była przejmowana przez innego konserwatystę. Zwykle do czasu, aż kolejny Somoza podrósł na tyle, że wojskowy mundur ojca pasował jak ulał.

Patrząc na statystyki, ktoś mógłby powiedzieć, że za Somozów nie działo się źle. Wszystkie wskaźniki ekonomiczne utrzymywały świat w przekonaniu o dużym potencjale produkcyjnym kraju. Między rokiem 1948 i 1956 PKB wzrósł prawie dwukrotnie. W tamtych czasach Nikaragua była czymś w rodzaju dzisiejszych azjatyckich „tygrysów”. Jednak w praktyce tylko wąskie grono uprzywilejowanych – rodzina Somozów i jej otoczenie – mogło korzystać z rosnącego PKB. Przeciętnemu obywatelowi musiały wystarczyć okruchy.

Sandiniści obejmują władzę

Lud nie miał zamiaru trwać biernie. Wygrana w 1959 r. rewolucja kubańska szybko stała się inspiracją dla Nikaragui. Idee socjalistycznej rewolucji jednoczyły zresztą wtedy guerrilleros w Ameryce Południowej i Środkowej. Nikaraguańczycy, podobnie jak ich kubańscy towarzysze, walczyli przeciw burżuazji. Aby to osiągnąć, musieli pozbyć się Somozów, a to wymagało sprawnej organizacji: w 1961 r. powstał Sandinistowski Front Wyzwolenia Narodowego.

Przez prawie 20 lat sandiniści nie mogli pochwalić się większymi sukcesami. Dopiero w 1979 r. doszło do zdecydowanego zwrotu akcji. W lipcu tego roku partyzanci zdobyli Managuę, stolicę kraju, wraz z jej najważniejszą fortecą – pałacem prezydenckim. W ten sposób sandiniści przejęli władzę w kraju.

Anastasio Somoza junior rzucił się do ucieczki. Na pokład samolotu do Asunción, stolicy Paragwaju, zabrał synów i kochankę. Ucieczka pozwoliła mu przeżyć jeszcze tylko kolejny rok: w sierpniu 1980 r. został zamordowany przez argentyńskich partyzantów.

Kontratak

Przejęcie władzy przez FSLN było jednoznaczne z utratą strefy wpływów Stanów Zjednoczonych nad tą częścią Ameryki Środkowej. W porozumieniu z niewielką grupą nikaraguańskich opozycjonistów amerykańskie tajne służby utworzyły partyzanckie oddziały kontrrewolucyjne o nazwie Contras.

Partyzanci w mgnieniu oka zorientowali się, że wojna z rewolucjonistami jest nie tylko misją, ale też doskonałym biznesem. Członkowie Contras, oprócz walki zbrojnej, zaczęli zajmować się również przemytem kokainy do Stanów i sprzedażą broni Iranowi (także tej, którą otrzymali od CIA).

Coraz skromniejszy budżet państwa i załamanie się komunizmu oraz rozpad Związku Sowieckiego – oznaczający koniec (lub przynajmniej znaczące ograniczenie) wsparcia dla sojuszników Moskwy z czasu zimnej wojny – ostatecznie skłoniły Ortegę do podjęcia negocjacji z opozycją. W 1990 r. zorganizowano wybory, które wygrała prawicowa Violeta Chamorro. Po przejęciu władzy przez konserwatystów gospodarka została zreformowana, a rynek otwarty.

Ale i tym razem coś było nie tak. Najbiedniejsi Nikaraguańczycy nie chcieli czekać na długofalowe efekty reform gospodarczych. Chcieli wzbogacić się w możliwie jak najkrótszym czasie. A tylko Ortega – teraz w opozycji – twierdził, że potrafi dać każdemu tyle pieniędzy, ile potrzebuje, i to natychmiast.

Dyktatura jak bumerang

Jednak Ortedze nie leżało na sercu polepszenie sytuacji obywateli. A przynajmniej nie to było jego główną motywacją. Zależało mu na władzy: chciał ją odzyskać za wszelką cenę.

Jak na ironię, pomogli mu w tym konserwatyści. W 2000 r. Ortega podpisał pakt z Arnoldem Alemànem, prezydentem Nikaragui w latach 1997–2002. Na mocy paktu, zwanego „El Pacto”, progi wyborcze obniżono tak, aby można było wygrać wybory prezydenckie, zdobywając już 35 proc. głosów. W 2007 r. dyktatura wróciła niczym bumerang: Ortega po raz drugi został prezydentem, zdobywając zaledwie 38 proc. głosów.

Początkowo zapewnił prywatnych przedsiębiorców o zachowaniu status quo. „Wy zyskacie, ja zyskam” – mawiał i przez chwilę wszyscy mieli wrażenie, że teraz Ortega będzie mniej rewolucyjny, a bardziej przedsiębiorczy. Szybko okazało się, że prezydentowi postrewolucjoniście chodziło o zagarnięcie wszystkiego dla siebie.

W 2014 r. biskupi Nikaragui nie wytrzymali: wystosowali list, w którym skrytykowali coraz mniej demokratyczne poczynania rządu. Ostrzegali Ortegę, że „lata mijają i nikt nie jest nieśmiertelny”, a jego dyktatorskie zapędy prędzej czy później doprowadzą do rewolty.

Cztery lata później okazało się, że mieli rację.

Ulica w ogniu

Wiosną 2018 r. doszło do szeregu katastrof.

Na początku kwietnia zapłonął las tropikalny Indio Maíz. Rząd nie zareagował jak należy, nie podawał komunikatów o stanie sytuacji. Wiceprezydent – prywatnie żona prezydenta – stwierdziła jedynie, że „nie ma sposobu, żeby zapanować nad pożarem”. Widząc, jak jeden z najważniejszych lasów tropikalnych Ameryki Środkowej ginie w płomieniach, obywatele wyszli na ulice i wzywali rząd do działań.

To był początek dramatu.

Kilkanaście dni po pożarze rząd zaproponował reformę systemu ubezpieczeń społecznych. Zakładała podwyższenie składki i obniżenie o 5 proc. emerytur, i tak już mizernych. Wpływy uzyskane dzięki tym zmianom miały załatać dziurę budżetową powstałą w wyniku obsesyjnej korupcji.

W proteście przeciw poczynaniom rządu na ulicę wyszli najpierw emeryci. Potem dołączyli studenci: bronili rodziców, dziadków i swojej przyszłość. To był zwykły protest. Wystarczyłoby kilka godzin, może jeden dzień. Gdyby 18 kwietnia rząd spełnił żądania, protestujący wróciliby do domów. Ale padł strzał. Zabito człowieka. Od tego momentu nie było odwrotu, Nikaragua stanęła w ogniu.

Pobici, bo chcieli okna

Międzyamerykańska Komisja ds. Praw Człowieka twierdzi, że w starciach z policją zginęło ponad 325 osób. Nikaraguańskie Stowarzyszenie na rzecz Praw Człowieka podaje liczbę 586 zabitych. Setki ludzi aresztowano.

Wśród nich jest Rodrigo. Dla jego matki, Brendy Gutierrez, opowiadanie historii syna stało się misją. Walcząc o aresztowanych, Brenda ryzykuje. Byłyśmy umówione na rozmowę 12 marca. Na kilka godzin przedtem jej dom otoczyło wojsko, chcieli ją aresztować. Udało jej się schować w domu przyjaciół. Zadzwoniła do mnie kilka dni później. Chciała opowiedzieć światu o tragedii więźniów politycznych w jej kraju.

– Mojego syna aresztowali 11 lipca 2018 r., gdy wracał z protestów w Masai. Zakapturzeni mężczyźni zatrzymali go i jego dwóch kolegów. Zaczęli do nich strzelać. Kiedy ich złapali, zabrali im ubrania, buty i zaczęli ich bić – opowiada Brenda. O aresztowaniu syna dowiedziała się przez internet. Od razu pojechała do El Chipote, najsurowszego więzienia w kraju, gdzie syn był przesłuchiwany.

Od tych wydarzeń minęło 10 miesięcy. Rodrigo został skazany na 16 lat i 6 miesięcy więzienia za „akty terroryzmu”. W celi, którą dzieli z kilkunastoma mężczyznami, nie ma okna. Wielu więźniów cierpi na infekcje skórne. Nie mają dostępu do opieki medycznej. Krótkie wizyty, przez szybę i w obecności policji, nie pozwalają na ocenę, w jakim stanie jest syn Brendy. – W ubiegłym tygodniu, gdy u niego byłam, podniósł rękę i zobaczyłam, że ma sine ramię. Słyszałam, że jacyś więźniowie zostali pobici, bo domagali się okna w celi. Ale nie wiedziałam, że pobili też syna – mówi „Tygodnikowi” Brenda.

Byli więźniowie kontaktują się z nią, aby opowiedzieć to, o czym syn nie może mówić. Stąd wie, że syn jest torturowany, że do jedzenia dodają mu kawałki szkła i metalu, żeby wywołać krwawienia wewnętrzne. Historia Rodriga jest jedną z kilkuset. Matki więźniów oraz zabitych założyły ruch Madres de Abril (Matki Kwietnia), którego celem jest przekazywanie informacji o więźniach i nakłanianie świata do interwencji.


CZYTAJ TAKŻE:

ENRIQUE BOLAÑOS GEYER, BYŁY PREZYDENT NIKARAGUI: Po raz pierwszy w historii mojego kraju obywatele prowadzą rewolucję w sposób pokojowy.


Aresztowania w katedrze

Zatrzymania dotyczą nie tylko studentów. Władze prześladują też przedstawicieli Kościoła katolickiego.

Biskupi i księża otwarcie krytykują działania rządu i to w Kościele protestujący znajdują pocieszenie i schronienie. Również dosłownie. W czasie jednego z pierwszych protestów grupa manifestantów schowała się w stołecznej katedrze. Musieli zostać w niej na dłużej, wolontariusze dowozili im więc jedzenie i wodę. W odpowiedzi wojsko zatrzymywało każde auto, które jechało w stronę katedry. Na elewacji kościoła do dziś widać ślady po pociskach.

Księża są też nieustannie podsłuchiwani. Procesje religijne są zakazane.

W maju 2018 r. Episkopat Nikaragui zgodził się na rolę mediatora w negocjacjach między opozycyjną Alianza Cívica a rządem Ortegi. Negocjacje zostały przerwane po czterech dniach, Ortega nazwał ludzi Kościoła „zdrajcami”. Rozmowy wznowiono pod koniec lutego tego roku. Tym razem Episkopat nie zgodził się mediować, w negocjacjach bierze za to udział nuncjusz apostolski – Polak, Waldemar Stanisław Sommertag.

W marcu wskutek jego interwencji uwolniono sto osób. Opozycja chciała uwolnienia wszystkich więźniów politycznych i przyspieszenia wyborów prezydenckich, ale jeszcze do połowy marca Ortega nie był skłonny pójść na tak daleko idące ustępstwa.

Przebudzony

Alex Arana wyemigrował po przejęciu władzy przez Ortegę w 2007 r. W ojczyźnie nie było dla niego przyszłości. – Przez te lata na emigracji nie interesowałem się moim krajem. Chciałem się odciąć od wszystkiego, co związane z Nikaraguą – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem”. – Pamiętam, kiedy zaczęły się protesty. Obudziłem się 19 kwietnia i pomyślałem, że muszę coś zrobić. To było prawdziwe przebudzenie.

Od tego czasu Alex, wraz z grupą innych Nikaraguańczyków, zachęca społeczność międzynarodową do podjęcia działań na rzecz ich ojczyzny. W rozmowach z przedstawicielami ONZ i kongresmenami z Waszyngtonu mówi o potrzebie zastosowania sankcji wobec rządu Ortegi. Organizuje też protesty za granicą.

Do ojczyzny na razie nie wróci. Gdyby dziś wylądował w Managui, mógłby zniknąć bez śladu.

Dwa dni po naszej rozmowie w czasie protestu została aresztowana jego była żona Virginia Amador. Zatrzymani głośno krzyczeli swoje nazwiska, by inni protestujący wiedzieli, kogo wojsko zabrało. Alex natychmiast opublikował w mediach społecznościowych nazwiska aresztowanych.

Dzięki temu rodziny szybko dowiadują się, czy ich najbliżsi wrócą z manifestacji.

Gallo – Nikaraguanka, która mieszka w Polsce – też organizuje protesty. Co prawda na mniejszą skalę. Pomagają jej polscy przyjaciele. Jednak przyznaje, że czuje się niezrozumiana przez większość Polaków. Gdy protestowała, trzymając flagę Nikaragui w parku w Koszalinie, ludzie odwracali głowy. – Polacy, wspierajcie nas – apeluje Gallo. Chce, by prawda o sytuacji w jej ojczyźnie dotarła do polskiego rządu i do świadomości Polaków.

Ciąg dalszy nastąpi

W wyniku negocjacji w środę 20 marca rząd zgodził się na uwolnienie wszystkich więźniów politycznych w przeciągu 90 dni. Pięć dni później papież Franciszek wezwał do jak najszybszego i pokojowego zakończenia kryzysu w Nikaragui.

Na razie jednak końca nie widać. Rozmowy trwają, ale trudno przewidzieć ich wynik. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Studiowała nauki polityczne na Universidad de los Andes w Bogocie. W latach 2015-16 pracowała dla Hiszpańskiego Instytutu Nauki CSIC w departamencie antropologii w Barcelonie. Mieszkała w Kolumbii, Meksyku, Peru i Argentynie. Przeprowadzała wywiady m.in. z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2019