Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Konkurs ogłoszono jesienią 2005 r., z inicjatywy ministra kultury Kazimierza M. Ujazdowskiego i Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Prócz konkursu na film fabularny, uhonorowano też laureatów - rozstrzygniętego w sierpniu - konkursu na dokument na temat: "Powstanie Warszawskie w oczach młodych Polaków".
Jury konkursu fabularnego przyznało dwie pierwsze nagrody: Krzysztofowi Steckiemu i Tomaszowi Zatwarnickiemu za scenariusz "1944: Warszawa" oraz Dariuszowi Gajewskiemu i Przemysławowi Nowakowskiemu za "Ostatnią niedzielę". Oba scenariusze są bardzo różne. Pierwszy to jakby fresk historyczny, obejmujący czas od ostatniego dnia przed wybuchem walk aż do ich zakończenia. Splatają się w nim losy kilkunastu bohaterów, a swoistym łącznikiem staje się postać... żołnierza Waffen-SS.
Akcja drugiego scenariusza toczy się jednego dnia, 13 sierpnia 1944 r. i kończy się jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń: wybuchem niemieckiego czołgu-pułapki (naładowanego materiałem wybuchowym) wśród tłumu warszawiaków, cieszących się ze zdobycia go przez powstańców. - To był ostatni dzień Powstania szczęśliwego - mówi Gajewski. I rzeczywiście, z każdym kolejnym dniem nadzieja była coraz mniejsza. Tego w filmie już nie zobaczymy. Jednak w ciągu tego jednego dnia wydarzy się wiele: i miłość, i radość, i rozpacz. - To alegoria, mieści się w niej wszystko, co ważne - zapewnia Nowakowski. - Bohaterami są ludzie, nie miasto - dodaje Gajewski.
Z kolei nagrodzony scenariusz filmu dokumentalnego napisali Katarzyna Ostrowska i Tomasz Żylski, związani z Muzeum Powstania. Opowiada o ludziach, którzy tam od dwóch lat społecznie pracują. - Usłyszałam kiedyś rozmowę dwóch naszych wolontariuszek, starszych pań, które bardzo się dziwiły, że pracować w ramach wolontariatu przychodzi także aż tylu młodych. I to było to: pomysł na film konfrontujący dwa pokolenia i pokazujący, że tak bardzo się nie różnią. Powstańcy byli kiedyś takimi samymi ludźmi jak nasi wolontariusze. Tylko my nie musimy już walczyć - opowiada Ostrowska. - Wiem, że to wielkie słowa, ale ci, którzy za darmo pracują w Muzeum, też w jakiś sposób służą krajowi.
Film ma być też odbrązowieniem: pokazaniem powstańców jako zwykłych ludzi, którzy nie urodzili się bohaterami. - Chcielibyśmy też pokazać, że młode pokolenie wcale nie jest złe. W mediach pełno teraz strasznych doniesień, które tworzą negatywny obraz. Ale przecież nie wszyscy są tacy. Tylko że o tych, którzy robią coś dobrego, często się nie pamięta - mówi Ostrowska.
- Mam poczucie, że podczas 17 lat niepodległej Polski w przestrzeni świadomości masowej brakowało i brakuje filmów, które by dotykały najważniejszych momentów dziejów Polski w XX w. - mówi Jarosław Sellin, sekretarz stanu w Ministerstwie Kultury. - Chciałbym, żeby ten film przekazywał więcej wiedzy o losach młodych ludzi, którzy stanęli wtedy do walki. I chciałbym, żeby był na tyle atrakcyjny, by pokazywał tę ważną część naszej historii także cudzoziemcom.
Wiadomo więc, że filmy powstaną. Szczegóły realizacji nie są jeszcze znane; częściowo ma je finansować Polski Instytut Sztuki Filmowej, pomoc obiecały też miasto Warszawa i minister Radosław Sikorski, przy okazji żartując, że powierzy żołnierzom "najtrudniejsze zadanie", jakim jest odegranie roli wrogów. Sikorski apelował o zajęcie się kolejnym tematem z historii Polski, tym razem zakończonym zwycięstwem, czyli wojną 1920 r.
Obrazów historycznych w najbliższym czasie można spodziewać się zresztą więcej: w 2007 r. obejrzymy zapewne film Wajdy "Post mortem. Opowieść katyńska", "Popiełuszkę" Rafała Wieczyńskiego czy "Cwaniaka z Workuty" Grzegorza Królikiewicza (o Polaku więzionym przez NKWD w latach 1945-55).
Konkurs "powstańczy" wzbudził duże zainteresowanie: wpłynęły 62 projekty scenariusza fabularnego. Można to tłumaczyć popularnością tematu, czemu sprzyja zapewne istnienie Muzeum Powstania - jednego z ważniejszych dziś miejsc na mapie Warszawy.
Wiadomo jednak, że sam temat nie zapewni filmowi sukcesu. Autorzy scenariuszy starali się szukać zrozumiałej dla współczesnego widza perspektywy i uciec przed sztampowym ujęciem "wojennej przygody"; np. Jarosław Wójcik, wyróżniony za scenariusz "1944 Odyseja", opowiadał historię mężczyzny, który rezygnuje z walki, by przedrzeć się do żony w innej dzielnicy. Inny wyróżniony scenariusz, tym razem na dokument, przedstawia dramat Wandy Lurie, która do masowej egzekucji musiała prowadzić trójkę swoich dzieci, sama będąc w dziewiątym miesiącu ciąży. Postrzelona, przeżyła i urodziła syna - którego swym bohaterem uczynił autor projektu Romuald Karaś.
Takich historii jest wiele. Nie wszystkie posłużą za kanwę filmów. Starczy, że zostaną zapamiętane.