Przegrany uśmiechnięty

To niezwyczajny kandydat na ołtarze: społecznik, polityk, wizjoner. Papież zatwierdził właśnie dekret o heroiczności cnót byłego burmistrza Florencji Giorgia La Piry.

17.07.2018

Czyta się kilka minut

Giorgio La Pira, Florencja, lata 60. / SERGIO DEL GRANDE / MONDADORI / GETTY IMAGES
Giorgio La Pira, Florencja, lata 60. / SERGIO DEL GRANDE / MONDADORI / GETTY IMAGES

Jeszcze przed świtem budzą go dzwony bijące na jutrznię. Cela numer 6 jest ciasna, ale okna wpuszczają dużo światła. Umeblowanie bardzo skromne: łóżko i biurko z krzesłem. Szafa jest zbędna, bo ma jedno ubranie, a też przyzwyczaił się do chodzenia na bosaka. Zapisuje w kalendarzu, że ma kupić płaszcz, bo ostatni znów oddał ubogiemu. Wybiega z klasztoru przy bazylice św. Marka. Dziś czeka go pracowity dzień. Znów będzie próbował wprowadzić pokój.

Giorgio La Pira, człowiek-paradoks. Żyje jak mnich, a jest prezydentem jednego z największych miast we Włoszech. Posiada wielu przyjaciół, lecz wybrał samotność. Sycylijczyk z krwi i kości, ale sercem z Florencji. Jest niewielkiej postury, ale energii ma za dwóch. Dużo gestykuluje, mówi szybko, ale nie chaotycznie. Bije od niego zdecydowanie, pasja i... no właśnie. Miłość do ludzi? Marzycielstwo? A może po prostu świętość? Dla mieszkańców stolicy Toskanii od zawsze był il sindaco santo – świętym burmistrzem. 5 lipca Franciszek zatwierdził dekret o heroiczności jego cnót.

Jerzy Turowicz swój tekst o La Pirze zaczyna od podsumowania działalności publicznej, a zwłaszcza politycznej tego włoskiego społecznika. Puentuje je słowami: „to zwięzłe, acz bogate curriculum vitae nic nie mówi o osobie i o jego dziele”. Nic, bo opis przez wyliczenie pełnionych funkcji i zakresów zaangażowania nie zdaje sprawy z tego, kto się za nimi kryje. Granica języka skazuje na niespersonalizowane, ogólne pojęcia, które nie ujmą niepowtarzalnej istoty konkretnego człowieka. A przecież, gdy zastanawiam się, o czym marzył Giorgio La Pira, to myślę, że o tym, by każdy żył w świecie, w którym może się czuć kimś wyjątkowym.

Zaślubiony miastu

Są ludzie, o których mówi się, że byli „mężami stanu”. W przypadku La Piry można to potraktować dosłownie, bo jego małżonką stała się Florencja. Pochodził z dalekiego południa, lecz związał się ze stolicą Toskanii, gdzie ukończył studia prawnicze, a potem znalazł zatrudnienie jako profesor prawa rzymskiego. Choć słowo „inteligent” ma środkowoeuropejskie pochodzenie, to jednak nie sposób inaczej określić La Piry, ani wielu jego kolegów z Akcji Katolickiej, którzy angażowali się społecznie, przed wojną, jak i już po niej, w odbudowę Włoch. Bardzo pouczająca jest tu lektura „Listów” bł. Piera Giorgia Frassatiego, bo wyraźnie w nich widać wspólnotę losów wielu młodych ludzi, dla których katolicyzm nie był zbiorem konfesyjnych deklaracji, ale znajdował wyraz w działaniach na rzecz drugiego człowieka.

Właśnie to pokolenie zostało wystawione na arcytrudną próbę czasu wojny. Mussolini starał się przejąć szeregi włoskich katolików, lecz wielu liderów środowisk Akcji Katolickiej zdawało sobie sprawę z zagrożenia, jakie zarówno dla wiary, jak i państwa niesie ta karykatura religii. To nie przypadek, że późniejszych założycieli włoskiej chadecji – charyzmatycznego księdza Luigiego Sturzo, wizjonera De Gasperiego czy właśnie La Pirę – połączyła wrogość wobec faszyzmu (co ciekawe, wszyscy są kandydatami na ołtarze).

Dziś niektórych niepokoi religijna motywacja dla wyborów politycznych, bo często te drugie instrumentalizują tę pierwszą. Tamto pokolenie działaczy włoskiej Akcji Katolickiej wyraźnie pokazuje, że jeśli naprawdę żyje się tym, co się głosi, na takie wykorzystanie nie ma miejsca. Prawdopodobnie właśnie dzięki głębokiej wierze ci ludzie nie tylko zachowali twarz, ale także uratowali świat dla innych, których zwiodła ideologia. Gdy się wierzy całym sercem, to kocha się ludzi – zwłaszcza tych, którzy są nam wrodzy. A gdy się ich kocha, to pragnie się im służyć.

Giorgio La Pira nie marzył o tym, by być politykiem. Został nim właśnie przez służbę innym, bo nią jest prawdziwa władza. Do kandydowania w wyborach zachęcił go jeden z jego przewodników duchowych – kardynał Florencji Elia Dalla Costa (kolejny przyszły święty). Sam kardynał jest postacią wybitną, Sprawiedliwym wśród Narodów Świata, który uratował setki Żydów i stał się prorokiem Soboru Watykańskiego II. La Pira był jego bliskim przyjacielem i wiernym uczniem. Zawdzięczał mu nie tylko decyzję o bezpośrednim zaangażowaniu w politykę, ale także dar czytania zdarzeń codziennych przez pryzmat Pisma Świętego.

Tę zdolność wykorzystuje w praktyce, bo powojenną odbudowę Florencji zaczął od najbardziej potrzebujących, ludzi pozbawionych pracy czy dachu nad głową. Nowy burmistrz koncentruje się właśnie na biednych. Doskonale ich zna z kościoła, bo to z jego inicjatywy zaczęto odprawiać msze dla ubogich, na które codziennie uczęszcza. Rozmawia po nich z wykluczonymi o dwóch najbardziej istotnych sprawach – Panu Bogu i ich codziennym życiu. Dzieli z nimi ubóstwo, samemu będąc ubogim w duchu, wystrzega się pychy i jest wrażliwy na cierpiącego człowieka.


Czytaj także: Świętość nieokrzesana: Edward Augustyn o ojcu Pio


Z myślą o nich stawia nowe osiedla mieszkalne oraz wykorzystuje znajomość prawa do przejmowania przez miasto budynków, których mieszkańcy zginęli w trakcie wojny. Broni robotników przed utratą pracy i stymuluje powstawanie jej nowych miejsc przez liczne inwestycje infrastrukturalne. W momencie kryzysu i upadku jednego z przedsiębiorstw namawia konkurentów do przejęcia likwidowanego biznesu, dzięki czemu tysiące pracowników zachowuje źródło utrzymania. Ocalona przez La Pirę elektrownia Pignone działa do dziś. Miasto nie jest dla niego po prostu przestrzenią, ale węzłem relacji, bo pytany o to, jak je rozumie, odpowie: „To miejsce, gdzie każdy winien znaleźć dom dla swej miłości, miejsce do pracy, szkołę, by się uczyć, szpital, by się leczyć, i kościół, by się modlić”. Trudno o bardziej integralny model polityki miejskiej.

Budowniczy mostów

Nie znam się na budowaniu mostów, wiem jednak, że potrzebny jest do tego zmysł organizacyjny, umiejętności inżynierskie i dobry projekt. Most stawia się albo nad rwącym nurtem, albo nad przepaścią – w obu przypadkach trzeba pokonać pustkę, by powiązać dwie całości, przeprowadzić między nimi drogę. Most to nie tylko obiekt architektoniczny – także miejsce pozwalające nawiązać dialog, miejsce, które łączy. Najważniejszym budowniczym mostów w Kościele jest zawsze papież-pontifex.

Florencję przecina rzeka Arno. Przed wojną miasto spinało kilka połączeń, po niej pozostał jedynie most Ponte Vecchio. La Pira musiał zmierzyć się z budową mostu całkiem dosłownie i rozpoczął budowę aż trzech dodatkowych przepraw przez rzekę. Co jednak ciekawsze, z samej Florencji uczynił potężny most, łączący nie tylko mieszkańców obu brzegów rzeki, ale i ludzi z całego świata. Bowiem pokój nie był dla niego abstrakcyjnym pojęciem, lecz realną płaszczyzną spotkania żywych, konkretnych ludzi. Nasza wiara jest wiarą opartą na materii – na przyjęciu przez Chrystusa ciała człowieka z Nazaretu. La Pira powtarzał: „prawdziwymi materialistami jesteśmy my, którzy wierzymy w zmartwychwstanie Chrystusa”, a to znaczy, że wiara skłania nas do pracy na rzecz tego, co ukochał Jezus. „Chrystus jest również człowiekiem? A zatem sprawy człowieka są sprawami Chrystusa, wartości człowieka są wartościami Chrystusa, troski i radości człowieka są troskami i radościami Chrystusa”.

Tam, gdzie trwa wojna

Na początku kadencji organizuje pierwszy z kongresów na rzecz pokoju, kilka lat później zaprasza do Toskanii burmistrzów wszystkich stolic świata. Dzięki niemu w prawdziwym czasie oczekiwania na możliwą apokalipsę, w mrocznych i niestabilnych latach 50., przy jednym stole zasiadają politycy z USA, ZSRR i Chin. Ciągle drąży go święte niezadowolenie, gdy przestaje działać w polityce lokalnej, angażuje się w działania zagraniczne. Nie jest to łatwe, musi często działać na własną rękę i bez wyraźnego wsparcia rządu Włoch. Jedni oskarżają go o komunizm, inni muszą uważać za wariata, gdy podczas wizyty w Moskwie w wygłoszonej na Kremlu mowie gęsto cytuje Ewangelię. W Stanach Zjednoczonych, gdzie osoby czarnoskóre nadal pozbawione są części podstawowych praw, spotyka się właśnie z nimi. Jeździ tam, gdzie trwa wojna, a działając w duchu swego znajomego, papieża Jana XXIII, próbuje powstrzymać decydentów w kwestii broni masowego rażenia. Spotyka się z ateistami i wierzącymi, a wśród tych drugich z przedstawicielami chrześcijan, żydów i muzułmanów. Dziś to może brzmieć zwyczajnie, ale mówimy o czasach przed soborowymi zmianami w postrzeganiu osób innej wiary. Burmistrz Florencji wyprzedza Sobór swoją codzienną pracą.

Może właśnie tutaj widać jego geniusz? Jako świecki katolik może więcej od hierarchów i dlatego staje się ambasadorem Kościoła, zanim oni zaczną wykonywać braterskie gesty względem naszych braci i sióstr. Giorgio La Pira nie potrzebuje do tego konstytucji soborowych. Jest apostołem pokoju i choć niełatwo go budować, czyni to niezmordowanie. Towarzyszy mu modlitwa, bo La Pira naprawdę wierzy, że ona może przemienić świat.


Czytaj także: Jezus nad Rzymem: Edward Augustyn o włoskim Kościele


Tak naprawdę pokoju nie doczekał. Nie zakończył żadnej wojny, nie doprowadził do podpisania konkretnych paktów. Bywał lekceważony przez władze, mało kto go wspierał. Wiele ze starań, które rozpoczął, wciąż nie znalazło szczęśliwego finału, jak choćby kwestia powszechnego rozbrojenia nuklearnego. Wprowadzenie pokoju wymaga zarówno cierpliwości, jak i „pogody ducha, kreatywności, wrażliwości i umiejętności”. Wołanie o rządy sprawiedliwości wychodzi od „zdrowego ­i ­trwałego ­niezadowolenia”. Ono przynosi owoc, który dojrzeje dopiero po wielu latach, ale bez każdej z małych cegiełek most pokoju nie ustoi, tylko runie w niespokojny nurt.

Żywa Ewangelia

Co to jest świętość? Kim jest święty? Kościół ma na podorędziu bardzo dobre odpowiedzi w postaci adhortacji Franciszka „Gaudete et exsultate”. Nieprzypadkowo wyżej ją zacytowałem, bo La Pira sprawia wrażenie modelowego bohatera tego dokumentu. Święty „jest zdolny do życia pełnego radości i poczucia humoru [bo] nie tracąc realizmu, oświeca innych pozytywnym i pełnym nadziei duchem”. Ta radość pozwala przechodzić przez najtrudniejsze chwile, pokonywać największe próby. Podtrzymuje zapał wtedy, gdy gaśnie nadzieja. Giorgio La Pira przemierzał cały glob, by nie tylko głosić pokój, ale go wprowadzać.

Niemal zawsze ponosił chwilową porażkę, a jednak niemal na każdym zdjęciu się uśmiecha. W dłuższym okresie, często już po jego śmierci, przychodził sukces. To nie żadna magia. Bez proroków, tych którzy głoszą, inni, którzy nie widzą, trwaliby w mroku własnych niewzruszonych przekonań. La Pira niósł światło tam, gdzie panowała ciemność, bo jego życie było „żywą Ewangelią”, jak mówił kardynał Dalla Costa.

Wszystkie jego dzieła wskazują na to, że był to człowiek nieprzeciętny. Jednak żadne z nich nie miałoby miejsca, gdyby sam La Pira nie był najprostszym z ludzi. To przecież miejski urzędnik, działacz społeczny, który po prostu spotykał się z tymi, którzy go potrzebowali. Sumiennie i z zapałem wykonywał swoją pracę. Świadczył przez autentyczność i bliskość z ludźmi. Tyle. Tyle wystarczy.

Nie był świętym jak z obrazka, cudotwórcą i lekarzem dusz, ale w świętości nie chodzi o „oczy jaśniejące w domniemanej ekstazie”, lecz o codzienne odnajdywanie oblicza Boga w twarzy drugiego człowieka. Święci nie są ulepieni z niezwykłej gliny. Święty ma po prostu lepsze oczy. Takie, które kochają.©

Autor jest redaktorem DEON.pl. Pracuje nad doktoratem z filozofii na UJ. Współpracuje z „Magazynem Kontakt”. Prowadzi blog „Notes publiczny”.

Błogosławiony burmistrz

GIORGIO LA PIRA (ur. 1904) przez większość życia był związany z Florencją, gdzie studiował prawo. W wieku 20 lat nawrócił się i został tercjarzem dominikańskim. Po przejęciu władzy we Włoszech przez Mussoliniego czynnie przeciwstawiał się faszyzmowi. Po wojnie wybrany został do parlamentu z list chrześcijańskiej demokracji, został wiceministrem pracy. Dwukrotnie był burmistrzem Florencji (1951-57 i 1961-65). Wiele energii poświęcił budowie szpitali, wspomaganiu bezdomnych, walce z bezrobociem. Działał też na arenie międzynarodowej: zabiegał o zakończenie wojny wietnamskiej, jeździł z misjami pokojowymi do Moskwy, Hanoi, Pekinu, Kairu i Jerozolimy, pisał listy do Pawła VI, Johna Kennedy’ego czy Nikity Chruszczowa. Zorganizował cykl kongresów promujących pojednanie między narodami. ©(P) MaM/KAI

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor miesięcznika „Znak", doktor filozofii, dziennikarz i publicysta. Współpracuje z Magazynem Kontakt, pisał również na portalach NOIZZ.pl, Deon.pl oraz w Tłustym Druku. Autor rozmowy-rzeki z ks. Alfredem Wierzbickim „Bóg nie wyklucza" (2021).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2018