Jezus nad Rzymem

Czy Kościół w Europie umiera? Czy on również przypomina „niepłodną babcię”, jak nasz kontynent nazwał papież Franciszek? Poszukajmy odpowiedzi, zaczynając od opowieści o Włoszech.

04.06.2018

Czyta się kilka minut

Procesja z figurą św. Januarego, patrona Neapolu, maj 2018 r. / CIRO FUSCO / EPA / PAP
Procesja z figurą św. Januarego, patrona Neapolu, maj 2018 r. / CIRO FUSCO / EPA / PAP

Ulice są jeszcze puste. Na Campo de’Fiori pierwsi pojawiają się Bengalczycy. Zaczynają rozkładać stragany, znoszą skrzynki z towarem. Jest niedziela, tuż przed ósmą. Dzwony okolicznych kościołów zapowiadają poranne msze. U wejścia do Santa Maria in Campitelli czarnoskóry ksiądz w białej albie i zielonej stule zaprasza do środka. A na schodach do San Giovanni dei Fiorentini już stoją wierni. Czekają, aż zakonnica otworzy drzwi, „Buongiorno” – witają się podaniem ręki, raptem kilka osób. Więcej nie będzie.

„Rzym to przedmieścia Watykanu” – mówi s. Mary w serialu „Młody papież”. Trudno o tym nie myśleć, pisząc o włoskim Kościele. Żyje w cieniu Watykanu, choć ma własne – lokalne, a nie powszechne – problemy. Nie wiemy nawet, ile ma lat. Dwa tysiące, licząc od św. Piotra? 1200 – od powstania Państwa Kościelnego, zajmującego całą środkową część półwyspu? A może 150 – bo tyle ma włoskie państwo?

Jest różnorodny. Nie chodzi tylko o prosty – ale kulturowo ważny – podział na północ i południe, półwysep i wyspy, wielkie miasta i małe paesini. Tworzą go 224 diecezje (albo 226 – zależy, jak liczyć). Największa (Mediolan) ma 5 mln mieszkańców. W najmniejszej (opactwo Montevergine) jest 12 księży i 230 wiernych. Choć to akurat nie jest najlepszy (mimo że często przywoływany) przykład, bo opactwo zachowuje wprawdzie „odrębność terytorialną”, ale pod względem duszpasterskim zostało w 2005 r. włączone do diecezji Avellino. Jednak już sardyńską diecezję Ozieri tworzy tylko 30 parafii (52 tys. mieszkańców). Pracuje tu 39 księży.

Prymasem Włoch jest biskup Rzymu, czyli papież. Franciszek wyraźnie rozdziela te funkcje. Zmienia strukturę narodowościową kurii i kolegium kardynalskiego. Wśród 74 kardynałów, jakich mianował w ciągu pięciu lat (wliczając dopiero co ogłoszone nominacje) , tylko 13 jest Włochami, a ledwie 6 członkami włoskiego episkopatu (pozostali pracują w kurii). Papież odszedł od zwyczaju „automatycznych” nominacji kardynalskich dla biskupów najważniejszych diecezji. Mimo bliskości Stolicy Apostolskiej, Kościół włoski jest dziś jednym z wielu Kościołów lokalnych.

Cudowne lata

Helikopter z dużą, przeszkloną kabiną zawisł nad klasztorem tak, by schorowany zakonnik mógł z okna spojrzeć na przewożoną figurę. Peregrynacja Matki Bożej Fatimskiej miała się ograniczyć do największych miast, ale organizatorzy zrobili wyjątek dla maleńkiego San Giovanni Rotondo. Tyle że o. Pio właśnie zaniemógł i nie był w stanie zejść do kościoła. Matka Boża pozdrowiła go z pokładu śmigłowca.

Po kilku dniach gruchnęła wieść, że słynny stygmatyk i cudotwórca sam został cudownie uzdrowiony. Fotografię helikoptera z figurą pokazały włoskie gazety. Był sierpień 1959 r. Federico Fellini kończył zdjęcia do „La dolce vita”.

Historia kapucyna z San Giovanni Rotondo wiele mówi o tutejszym Kościele. Jego siłą wciąż jest wiara prostych Włochów, którzy bliskości z Bogiem szukają nie w wyrafinowanych lekturach, ale w kontakcie z „bożymi ludźmi”. Na nich zawsze było zapotrzebowanie. W XX wieku Włochy obfitowały w stygmatyków, w 1997 r. żyło ich 21. Jeszcze więcej było osób, które rozmawiały z Matką Bożą i świętymi – największy wysyp objawień prywatnych to lata powojenne: ponad 60 przypadków w okresie 1947-54, więcej niż we wszystkich pozostałych krajach Europy razem wziętych.

Cuda, kult relikwii, procesje z figurami świętych – to widoczny rys włoskiego katolicyzmu, naznaczonego stygmatem ludowości, emocjonalności i powierzchowności.

Nie brak co prawda we włoskim Kościele księży i biskupów dużego formatu intelektualnego, którzy wyprzedzili swój czas i byli prekursorami soborowych reform, ale to nie oni porywali serca i dusze milionów. Dziś papież Franciszek wydobywa ich z cienia, odwiedzając miejsca, gdzie żyli i pracowali – w Molfetcie (bp Tonino Bello, pacyfista), w Bozzolo (ks. Primo Mazzolari – partyzant, antyfaszysta), w Barbianie (ks. Lorenzo Milani – pedagog). Wszyscy oni – podobnie jak ojciec Pio – byli niewygodni dla hierarchii, ale to akurat Włochom nie przeszkadza. Autorytet nie wynika z urzędu. Trzeba na niego zapracować. Lekceważenie władzy – także kościelnej, która przez wieki była tożsama ze świecką – to kolejna charakterystyczna cecha tego narodu.

Słodkie życie

Najsłynniejszy film Felliniego zaczyna się lotem śmigłowca. Nad dachami rozbudowującego się Rzymu widać figurę Jezusa. Przyczepiony linami do helikoptera Chrystus ma ostatnią szansę, by spojrzeć na Wieczne Miasto i pobłogosławić mu, zanim trafi do lamusowni w Watykanie. To jedna z wielu interpretacji słynnej sceny.

Z najnowszych badań religijności wynika, że zdecydowana większość Włochów (71 proc.) uznaje się za wierzących katolików, choć tylko 20,5 proc. określa się mianem praktykujących (uczestniczą we mszy przynajmniej raz w tygodniu). Wśród młodego pokolenia (18-29 lat) odsetek wierzących jest podobny, ale praktykujący stanowią już 13 proc., a liczba młodych deklarujących ateizm w ciągu ostatnich pięciu lat wzrosła z 23 do 28 proc.

Prof. Pierpaolo Donati, socjolog, kierownik katedry procesów kulturowych i komunikacyjnych Uniwersytetu w Bolonii, unika jednak terminu „kryzys religii”. – Wolę nazywać to marginalizacją wiary, dokonującą się w dłuższym procesie historycznym – mówi „Tygodnikowi”. – Wartości religijne wciąż są obecne w naszym społeczeństwie, tyle że pozbawione zostały transcendencji. Starsze osoby zostały wychowane w kulturze przesiąkniętej wartościami chrześcijańskimi, ale młodzi wyrastają w kulturze post-zsekularyzowanej, która nie jest przeciwna religii, bo często sama przybiera jej formę, ale jest homogeniczna, ujednolicona, nakierowana na wartości ogólnoludzkie. To sublimacja osobistych pragnień i problemów, która karmi się emocjami, a pozbawiona jest refleksyjności.

W badanej grupie młodych dużą część stanowią „katolicy ze względu na tradycję i wychowanie” (36,3 proc.). Wśród nich ponad 1/5 w ogóle nie wierzy w Boga (choć nie uważa się za ateistów), zasilając grono „praktykujących niewierzących”, liczne także wśród starszych. Prof. Donati szacuje, że tylko 10-15 proc. katolików bierze sobie do serca wskazówki papieża i biskupów w kwestiach etycznych. Niemal połowa Włochów (47,8 proc.) popiera małżeństwa jednopłciowe. Eutanazję dopuszcza 60 proc., podobna liczba osób nie widzi nic złego w stosowaniu pigułki aborcyjnej RU-486 (61,3 proc.).


Czytaj także: Papież Franciszek: Kościół bez krochmalu


Bp Mariano Crociata, przewodniczący komisji ds. wychowania katolickiego, zgadza się z opinią, że formacja religijna Włochów pozostawia wiele do życzenia, prosi jednak, by nie popadać w pesymizm: – Widzę sporo oznak żywotności Kościoła: w parafiach, ruchach, wspólnotach. Są tam ludzie o naprawdę dużej dojrzałości duchowej. Tyle że ich praca nie jest żadnym newsem dla mediów.

Twarz Kościoła

Siłą włoskiego Kościoła od lat jest wolontariat i działalność tysięcy małych grup, stowarzyszeń, wspólnot – począwszy od najniższego, parafialnego poziomu. Organizują wyjazdy dla dzieci (camposcuola), niedzielne obiady dla starszych i samotnych, zbiórki na cele charytatywne.

Do największych należą Akcja Katolicka (założona w 1867 r., dziś zrzeszająca ok. 400 tys. członków), ruch Focolari (120 tys.), Comunione e Liberazione (100 tys.), wspólnota Sant’Egidio (40 tys.). Aktywne są też katolickie organizacje studenckie, skautowskie czy zawodowe. Dla bp. Crociaty to najlepszy dowód, że włoski Kościół żyje i – zgodnie z tym, co mówi Franciszek – nie zajmuje się samym sobą, ale wychodzi na peryferie.

– Kościół ma twarz wykluczonych, bezrobotnych i dzieci imigrantów – mówią „Tygodnikowi” Francesca i Angelo z Latiny, w środkowych Włoszech. Ona kieruje młodzieżówką Akcji Katolickiej, on jest pracownikiem miejscowego Caritasu.

W 2015 r. ich organizacje uruchomiły projekt „Uchodźca w moim domu”. W całym kraju zgłosiło się do niego 170 rodzin, 150 parafii i 30 wspólnot zakonnych – w sumie przygotowano blisko 1000 miejsc. Założeniem było, by uchodźcy – pojedyncze osoby lub rodziny – mogli korzystać z gościny we włoskich domach przez pół roku. Koszt pobytu pokrywały parafie i sponsorzy. Okazał się sześciokrotnie niższy od kosztów pomocy udzielanej przez państwo. Dwa lata temu Caritas i wspólnota Sant’Egidio podpisały z rządem porozumienie o „korytarzach humanitarnych”. Do czerwca 2018 r. sprowadzono blisko 600 imigrantów z Erytrei, Somalii, Południowego Sudanu i Syrii.

– Nie jest łatwo przyjąć do domu obcą osobę – przyznaje Angelo. – Nie wszystkie próby kończyły się pomyślnie, choćby dlatego, że migranci rezygnowali z gościny i uciekali do innych krajów. Ale nawet krótki pobyt zostawiał ślad, zarówno w ich życiu, jak i w historii naszych rodzin.

Taka twarz Kościoła wciąż podoba się wielu Włochom. Ale prof. Donati chłodzi entuzjazm: – Ludzie doceniają społeczną rolę Kościoła, ale równocześnie odchodzą od praktyk.

Profesor jest twórcą „teorii relacji”, którą stosuje do opisu różnych zjawisk społecznych: – Wiara to osobiste spotkanie z Bogiem. Jeśli stawiamy głównie na działalność charytatywną, relacja ulega zmianie. Kościół staje się instytucją społeczną, organizacją pozarządową, a nie wspólnotą wiernych.

Stąd – według niego – „odklejanie się” życia od wiary, społeczeństwa od hierarchii. Rośnie też odsetek katolików, którym nie podoba się mocne zaangażowanie Kościoła na rzecz uchodźców. Podzieleni są sami księża. Pół roku temu proboszcz parafii Zola Predosa pod Bolonią podał się do dymisji, bo wierni mieli mu za złe, że przyjmuje uchodźców. Gdy biskup mianował go koordynatorem Światowego Dnia Ubogich, jego pomysł – poparty przez kurię – by każda parafia zaprosiła na obiad przynajmniej kilku uchodźców z bolońskiego ośrodka, został zbojkotowany przez większość proboszczów.

Gra o tron

„Cenzura zajęła film, a ja nie chciałem, by zniszczyli negatywy. Idąc za radą znajomego jezuity (...) poszedłem do słynnego kardynała w Genui, uważanego za jednego z papabili, prosząc, by obejrzał film. W maleńkiej sali, tuż obok portu, ustawiliśmy w samym środku fotel, kupiony dzień wcześniej w antykwariacie, niczym tron, z wielką, czerwoną poduszką ze złotymi frędzlami. Kardynał przyjechał w pół do pierwszej w nocy swoim czarnym mercedesem” – zapisał Federico Fellini. Opinia kard. Giuseppe Siriego była pozytywna. Gdy minister kultury dowiedział się o tym, odblokował dystrybucję, choć dąsał się na producenta: „Czy trzeba było fatygować samego kardynała?”. „Noce Cabirii” – bo o nich mowa – reprezentowały Włochy na festiwalu w Cannes w 1957 r. (Złota Palma dla Giulietty Masiny za tytułową rolę prostytutki) i dostały Oscara dla najlepszego filmu zagranicznego.

Kard. Siri był konserwatystą, ale znał się na kinie. Trzy lata później zachwycił się „Słodkim życiem”, uznanym przez Watykan za film skandaliczny i gorszący (na jezuitów, którzy organizowali projekcje i publikowali pochwalne recenzje, Święte Oficjum nałożyło kary). „Niektórzy atakują Felliniego, bo zobaczyli w filmie siebie i samych siebie się przestraszyli” – podsumował arcybiskup Genui.

Zmiana politycznych decyzji po interwencjach Kościoła ma tutaj długą tradycję. Cała powojenna historia, pięć dekad, to rządy Chrześcijańskiej Demokracji, a wpływ biskupów na polityków tej formacji był oczywisty. Chadecy nie zawsze rządzili samodzielnie, często wchodzili w koalicję z lewicą, a nawet komunistami, ale i to spotykało się z aprobatą kościelnych gremiów.

Stabilny układ (chadecja reprezentuje interesy Kościoła w polityce, katolickie stowarzyszenia wykuwają kadry do zarządzania społeczeństwem, a biskupi zajmują się nauczaniem wiary i moralności) dawał episkopatowi kontrolę nad sytuacją społeczno-polityczną w kraju.

Po głośnym upadku Chrześcijańskiej Demokracji w 1994 r. (wskutek kompromitujących afer korupcyjnych) o głosy katolików zaczęły walczyć wszystkie partie, wykorzystując symbole i wartości religijne w kampaniach wyborczych. Kościół nie rezygnował jednak z politycznych aspiracji, głównie za sprawą długoletniego przewodniczącego episkopatu, kard. Camilla Ruiniego. Mocnym narzędziem walki stały się media – należące do episkopatu dziennik „Avvenire” i telewizja TV2000. W boju stricte politycznym zasłużyła się szczególnie gazeta, która nie skąpiła łamów choćby krytykom premiera Berlusconiego. Z kolei media wspierające centroprawicowy rząd starały się przekonać opinię publiczną, że biskupi włoscy są „lewicowi” – ten pogląd do dziś podziela wielu Włochów.

W połowie lat 90. episkopat stworzył program pracy na kolejne lata, zwany „Projektem kulturowym”, gdzie wskazywał najważniejsze wartości, jakimi powinni kierować się katolicy, także w wyborach politycznych: obrona życia, promocja rodziny, prawo do wychowania dzieci zgodnie z przekonaniami rodziców. Ale nie tylko o etykę chodziło. Rozpoczęto batalię o obecność krzyża w przestrzeni publicznej, o utrzymanie religijnego charakteru dni świątecznych, o wprowadzenie do europejskiej konstytucji wartości chrześcijańskich. W „Projekt kulturowy” zaangażowano znaczne środki (także publiczne – we Włoszech Kościół jest drugim, po państwie, ich beneficjentem), ograniczając finansowanie lokalnej i codziennej działalności duszpasterskiej.

Wybór Franciszka był kolejnym wstrząsem. Priorytetem nowego pontyfikatu stała się służba wykluczonym, a nie obrona wartości chrześcijańskich. Religia ma być wyrazem wiary, a nie kulturowym spoiwem społeczeństwa. Nowe prezydium rady stałej episkopatu – kard. Bassetti, przewodniczący od 2017 r., i bp ­Galantino, sekretarz od 2014 r. – bardzo ostrożnie wypowiada się na tematy polityczne. Zresztą, nie ma łatwo. Marcowe wybory do parlamentu potwierdziły obawy, że większość Włochów popiera partie radykalne, populistyczne i nacjonalistyczne. Tymczasem zdanie Kościoła w gorących kwestiach, jak pomoc uchodźcom czy nadawanie obywatelstwa dzieciom imigrantów urodzonym we Włoszech (ius soli), pozostaje niezmienne, a papież i biskupi są z tego powodu atakowani przez polityków.

– Mamy w pamięci czas konfrontacji między Kościołem a światem polityki, zwłaszcza zaś jego reprezentacją medialną – mówi nam bp Crociata, który był sekretarzem episkopatu w latach 2008-14. – Kościół jest instytucją o jasno określonej roli społecznej i musi starać się o poprawne stosunki z władzami. Episkopat czy poszczególni biskupi czasem interweniują w sprawach, które mają znaczenie kulturowe czy etyczne, ale starają się to robić bez wydawania uogólniających, negatywnych sądów. Mają do tego prawo, bo uczestniczą w przemianach społecznych kraju i kierują powierzoną im wspólnotą.

Pod koniec maja Franciszek, podczas obrad konferencji episkopatu, mówił o najważniejszych problemach włoskiego Kościoła. Diagnozę zawarł w trzech punktach: brak powołań, zły przykład życia i zbyt duża liczba diecezji. „Nie można głosić ubóstwa i żyć jak król” – przestrzegał biskupów. Próbował przełamać ich opór przed łaczeniem małych diecezji w większe. I apelował, by dzielili się księżmi, którzy stają się w kraju deficytowym towarem.

Kapłański niż

„Na co umarł?” – pyta, spoglądając na leżącego w jadalni kolegę, jeden z kardynałów w serialu „Młody papież”. „Na to, na co umrze nasz Kościół. Starość” – odpowiada drugi.

Kościół włoski starzeje się tak szybko, że wkrótce te słowa mogą okazać się prawdą: średnia wieku kleru diecezjalnego wynosi 61 lat. Liczba zmarłych księży co roku trzykrotnie przewyższa liczbę nowo wyświęconych. Brak powołań to zresztą problem wszystkich krajów europejskich.


Czytaj także: NIeziemski serial: Marcin Napiórkowski o "Młodym papieżu" Paola Sorrentino


– Oczywiście pierwszą przyczyną spadku powołań jest kryzys demograficzny – mówi prof. Donati. – Kiedyś odsetek narodzeń był na tyle wysoki, że pozwalał zapewnić stały dopływ powołań kapłańskich i zakonnych. Od czterech dekad przeważają rodziny bez dzieci, 30 proc. osób w wieku reprodukcyjnym żyje samotnie. Społeczeństwo włoskie popełnia demograficzne samobójstwo. Ale to tylko jeden z czynników. Nie mniej ważne są głębokie i szybkie przemiany kulturowe, odchodzenie od wartości chrześcijańskich.

Już teraz blisko 1/3 włoskich parafii jest nieobsadzona. Wielu proboszczów prowadzi dwie lub trzy placówki, zdarzają się sytuacje ekstremalne: w diecezji Trento rekordzista obsługuje 19 parafii. Mimo dużo większego niż np. w Polsce zaangażowania świeckich w życie Kościoła (organizacja parafii, katechizacja dzieci i młodzieży, a nawet – jak w diecezji Bolzano – prowadzenie pogrzebów), nikt nie zastąpi kapłana w celebracji mszy czy udzielaniu sakramentów. Ratunkiem są księża z importu.

Jak podaje miesięcznik „Popoli e missione”: w 2016 r. pracowało we Włoszech 1690 księży obcokrajowców. Najwięcej z Afryki (45 proc. – przede wszystkim z Konga i Nigerii), Europy Wschodniej (27 proc. – Polska, Rumunia, Ukraina) oraz Azji (15 proc. – Indie, Sri Lanka).

– Są diecezje, w których nie ma w ogóle obcych księży, ale są i takie, gdzie obcokrajowcy stanowią niemal cały czynny kler – mówi bp Crociata. – Trzeba przyznać: tam, gdzie jest ich dużo, ryzykujemy utratę tożsamości i jedności działań duszpasterskich.

Przyjeżdżający z zagranicy księża są młodzi i dobrze wykształceni – często po studiach na którejś z rzymskich uczelni. Znają język, a ponadto, by objąć probostwo (co wiąże się z pełnieniem funkcji państwowej, np. podczas udzielania ślubu) muszą mieć włoskie obywatelstwo. Mimo to ich obecność rodzi problemy. Nie chodzi o rasizm czy ksenofobię, bo, poza nielicznymi incydentami, Włosi są dla nowych duszpasterzy gościnni. Jednak coraz częściej skarżą się na brak zrozumienia dla swej sytuacji życiowej, a relacje z kapłanem sprowadzają się do powierzchownej życzliwości.

Powrót do korzeni

– Sekularyzacja postępuje i nie da się jej zatrzymać w krótkim czasie, ja jednak wierzę, że jej konsekwencje wstrząsną sumieniami – podsumowuje prof. Donati. – Młodzi ludzie zatęsknią do religijnych korzeni. Wyrośnie pokolenie zdolne odnaleźć prawdziwą wiarę. Badania dowodzą, że po okresie skrajnego wykluczenia, w tym wypadku religijnego, następuje proces odnowy. To oznacza powstanie i rozwój nowej wrażliwości religijnej. Mam nadzieję, że Kościół będzie potrafił z tego skorzystać.

„Od dziś nie ma nas w domu, choćby nie wiem kto pukał do naszych drzwi – mówi „młody papież” Pius XIII w telewizyjnym serialu. – Od dziś wszystko, co było szeroko otwarte, będzie zamknięte. Ewangelizacja? To już było. Ekumenizm? Stara śpiewka. Tolerancja? Już tu nie mieszka”.

Paulo Sorrentino to jeden z niewielu reżyserów, którzy nie boją się zmierzyć z proroczymi wizjami Felliniego. Nad Watykanem znów pojawia się biały helikopter, do którego na linach przyczepiona jest ogromna, drewniana skrzynia. Pius XIII sprowadza z Waszyngtonu tiarę, którą w 1963 r. Paweł VI przekazał na cele dobroczynne. Symbol tradycji, majestatu i władzy.©℗

Współpraca: ADA SERRA

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2018