Przedwczesna rewolucja

Masowy protest Chińczyków - taki jak 20 lat temu na placu Niebiańskiego Spokoju - dziś nie ma szans się powtórzyć.Choćby dlatego, że gros postulatów z 1989 r. zostało spełnionych.

01.06.2009

Czyta się kilka minut

Słyszę strzały. Tragedii, która zaszokuje świat, nie udało się powstrzymać" - tak zapisał w swoich notatkach 4 czerwca 1989 r. Zhao Ziyang. Ówczesny "umiarkowany" gensek Komunistycznej Partii Chin, został odsunięty od władzy i osadzony w areszcie domowym.

Wykładnia oficjalna

Jego wydane właśnie (pośmiertnie) wspomnienia nie wnoszą wiele nowego do historii tego, co wydarzyło się 20 lat temu w Pekinie. Ale odsłanianie "sensacyjnych" kulis tragedii należy do rytuału obchodów kolejnych rocznic pacyfikacji protestu. Mieszkańcy Hongkongu czuwają przy świecach. W petycji do rządu "Matki Tiananmen" proszą o zmianę oficjalnej oceny tamtych wydarzeń i uznanie, że ich zabici wtedy synowie i córki byli patriotami, a nie kontrrewolucjonistami. Obrońcy praw człowieka apelują o zwolnienie z więzień ostatnich uczestników protestów - gdyż według organizacji Dui Hua, za kratami przebywa ich jeszcze około 30 (głównie robotników, skazanych za "sabotaż").

Ale rytualizacja pamięci o Tiananmen i brak chętnych do naśladowania buntowników sprzed 20 lat nie przeszkadzają władzom nerwowo oczekiwać każdego 4 czerwca. W tym roku za zapobieżenie rocznicowym niepokojom odpowiadał sam wiceprezydent Xi Jinping. Jak zawsze, utrudniono wydawanie wiz cudzoziemcom i wzmożono inwigilację dawnych liderów protestu. Jednego z nich, mieszkającego w USA Zhou Yongjuna (to student, który 22 kwietnia 1989 r. klęczał na schodach parlamentu z petycją do premiera Li Penga) uwięziono, gdy próbował wjechać do Chin.

Obecne władze - spadkobiercy w prostej linii kierownictwa z 1989 r. - zdają sobie sprawę z wagi tamtych wydarzeń i nie chcą pozwolić, by ktokolwiek zakwestionował ich wykładnię. Ani myślą przyznawać, że stłumienie protestów - kosztem życia co najmniej kilkuset osób, do czego też się nie przyznają - było błędem.

Bo też nie uważają tego za błąd. Deng Xiaoping przekonywał, że gdyby "rebelianci" zwyciężyli, rzekami popłynęłaby krew, a miliony Chińczyków uciekłyby z kraju, destabilizując sytuację w regionie. Przeciwnego zdania jest dziś niewielu Chińczyków. - Gdyby rząd nie wysłał czołgów na plac Tiananmen, Chiny byłyby kolejnym służącym Zachodu albo rozpadłyby się na kilka części, tak jak Związek Radziecki - mówi mi Jian Junbo, 33-letni politolog z szanghajskiego Uniwersytetu Fudan.

Co by było, gdyby...

Tymczasem krytycy reżimu w Pekinie przekonują, że zdefiniowany decyzją o bezwzględnym zduszeniu buntu kurs polityczny - "rozwój ekonomiczny tak, reformy polityczne nie" - a co za tym idzie, odmowa poddania się przez władzę kontroli społecznej, stały się pożywką dla korupcji, rosnących nierówności i niestabilności. - Po 1989 r. społeczeństwo i władzę ogarnęła choroba lęku, niepewności i zepsucia moralnego. Gdyby nie doszło do masakry, Chiny tylko by skorzystały - mówi Perry Link, sinolog z Uniwersytetu Princeton.

- Zalegalizowano by niezależny związek studentów, zwolniono więźniów politycznych - dodaje prof. Edward Friedman z Uniwersytetu Wisconsin. - W Chinach stopniowo rozwijałaby się demokracja i społeczeństwo obywatelskie. Pekin nie chroniłby skorumpowanych dyktatorów w Afryce, wspierałby siły demokratyczne w Birmie i Kambodży, nie stałby na drodze zjednoczenia Korei. W świecie Chiny byłyby traktowane jak prawdziwa potęga, także moralna.

Wizja piękna, ale mało realna. Teoretycznie "umiarkowana" frakcja Zhao Ziyanga mogła wygrać z "twardogłowym" premierem Li Pengiem, ale chiński "okrągły stół" nie był możliwy. Nie istniała spójna opozycja, która stanowiłaby dla rządu partnera do rozmów. Nie było społeczeństwa obywatelskiego, związków zawodowych, silnych wspólnot wyznaniowych... Dlatego u władzy pozostałaby partia komunistyczna - choć trudno byłoby jej zasklepić wyłom, powstały w murze dyktatury.

- Początkowo mielibyśmy chaos, bo maoizm nauczył ludzi przemocy, a rządy lokalne wykorzystałyby sytuację do walki o władzę z rządem centralnym - mówi Ming Wan z Uniwersytetu George’a Masona. - Pewnie wyklułaby się z tego jakaś kulawa demokracja, z partią komunistyczną jako siłą dominującą. Trudno sobie wyobrazić, aby gospodarczo Chiny mogły się rozwijać szybciej, niż to robiły. Ale dzięki bardziej liberalnemu systemowi politycznemu sektor prywatny rósłby szybciej. Wzrost byłby wolniejszy, ale łatwiejszy do utrzymania.

Jeszcze dalej idzie Yu-Shan Wu, politolog z Narodowego Uniwersytetu Tajwanu: przekonuje on, że taka czy inna reakcja władz na protest w ostatecznym rozrachunku nie miała znaczenia: - Gdyby placu Tiananmen nie rozjechano czołgami, Chiny przez pewien czas szłyby w tym samym kierunku, co Europa Wschodnia. Ale ponieważ chińskie społeczeństwo nie dojrzało jeszcze do demokratycznej zmiany i, inaczej niż w Polsce, nie było w pobliżu Europy Zachodniej, która wskazywałaby właściwy kierunek reform, Chiny szybko skończyłyby flirt z demokracją. Jak Wietnam, który pod koniec lat 80. wahał się między otwarciem politycznym a autorytaryzmem, aż zdecydował się na kapitalizm państwowy pod kontrolą partii (który dziś nazywa się "drogą chińską").

- Demokratyczna rewolucja na Tiananmen była przedwczesna - uważa Yu-Shan Wu. - Dzisiejsze społeczeństwo chińskie jest jednak silniejsze, a władza i kontrola reżimu już tylko pozorna. Gdyby Tiananmen zdarzył się dzisiaj, Chiny miałyby większą szansę.

Bunt, którego nie będzie

Ale się nie zdarzy. Partia odrobiła lekcję roku 1989: z tego, co się działo w Chinach, i tego, co działo się w Europie. Chińscy przywódcy zrozumieli, że aby uniknąć buntu, trzeba pozwolić narodowi się bogacić. Całemu narodowi, a nie tylko miastowej elicie, stąd nacisk na zmniejszanie różnic między regionami. Zrozumieli też, że trzeba dać ludziom możliwości wyboru (oczywiście z wyjątkiem wyboru samej władzy). Partia poluzowała żelazny uchwyt, zaprzestała inwigilacji na poziomie domów prywatnych i akademików, pozwalając młodym uczestniczyć w kulturze globalnej i studiować na zachodnich uczelniach.

Poza tym chińscy liderzy zapamiętali, jak niebezpieczne są ruchy zdolne zmobilizować przedstawicieli różnych klas społecznych - bo takim były studencko-robotniczy protest na Tiananmen czy polska Solidarność. I bezwzględnie się z takimi ruchami rozprawiają, czego przykładem walka z niegroźną politycznie, lecz masową sektą Falun Gong. Zarazem pobłażają protestom lokalnym, angażującym zwykle jedną grupę społeczną.

Pekińscy władcy wiedzą także, że powinni sterować niezadowoleniem ludzi, a nie biernie przyglądać się rozwojowi wypadków. Dlatego nagle wygasili np. antyamerykańskie protesty młodzieży po zbombardowaniu chińskiej ambasady w Belgradzie w 1999 r., gdy groziło, że wymkną się one spod kontroli.

Tiananmen się nie powtórzy również dlatego, że zasadnicze postulaty protestu zostały spełnione. Mając w pamięci wzniesioną przez studentów na placu Niebiańskiego Spokoju "Boginię Demokracji" - wzorowaną na Statui Wolności - mylnie wyobrażamy sobie na Zachodzie, że demonstracje z 1989 r. były zrywem prodemokratycznym. Tymczasem (choć był też postulat wolnej prasy) demonstrantom chodziło nie tyle o zmianę reżimu politycznego, co o ukrócenie korupcji i nepotyzmu, ujawnienie majątków partyjnych bonzów czy zduszenie inflacji.

Kolejnym nieporozumieniem jest przeciwstawianie ówczesnej młodzieży, "ogarniętej ideałami wolności", ich dzisiejszym rówieśnikom - malowanym jako egoiści, materialiści i nacjonaliści. Uczestnikami protestu sprzed 20 lat też kierował patriotyzm i nacjonalizm. Studenci twierdzili, że aby Chiny mogły być znów wielkie, przywódcy muszą bardziej otworzyć się na świat i zwracać większą uwagę na potrzeby ludu. Ich hymn, "Dzieci smoka", miał mocno nacjonalistyczne zabarwienie. Od tego czasu młodzi Chińczycy nie zmienili się aż tak bardzo. Nadal kochają swój kraj, ale też wygodne życie. Są skupieni na sobie, ale potrafią się zmobilizować, np. do pomocy ofiarom trzęsienia ziemi.

Jedno, co się zauważalnie zmieniło, to krytyczny stosunek tych współczesnych młodych ludzi do innych: ich gniew jest teraz skierowany przeciw Zachodowi (zwłaszcza Stanom Zjednoczonym), który próbuje "zepsuć" im igrzyska olimpijskie czy broni tybetańskich "separatystów".

Zamożniejsi i bardziej wolni

Protest z 1989 r. miał też mocne podłoże ekonomiczne i pokoleniowe: młodzi ludzie pragnęli pełniej uczestniczyć w kulturze masowej, cieszyć się dobrami materialnymi - tak jak ich rówieśnicy na Zachodzie - i móc wyrażać swój indywidualizm, w czym przeszkadzała im państwowa inwigilacja. W filmie dokumentalnym "Wrota niebiańskiego spokoju" jeden z liderów studenckich Wu’er Kaixi mówi: "Czego chcemy? Butów Nike’a. Dużo wolnego czasu, żeby zabierać nasze dziewczyny do baru. Wolności dyskutowania".

Jeśli tak, to młodzi Chińczycy dostali, co chcieli. Wprawdzie po 1989 r. reformy polityczne stanęły, ale Chinom udało się zbudować potęgę ekonomiczną, zorganizować Olimpiadę, wysłać człowieka w kosmos i poprawić byt wielu swoich obywateli...

Korupcja władz jest nadal olbrzymim problemem, ale Chińczycy są dziś zamożniejsi i wolniejsi niż w 1989 r. Bo choć masakra na placu Tiananmen na lata przyhamowała reformy, to ich kierunek jest nieodwracalny - w Chinach jest i będzie coraz więcej kapitału, własności prywatnej, indywidualizmu, obcych wpływów kulturowych. A rewizja oceny wydarzeń z roku 1989? Ona, być może, też nadejdzie - kiedyś...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2009