Proza Leśmiana

Bolesław Leśmian: DZIEŁA WSZYSTKIE 3. BAŚNIE I UTWORY PROZĄ

24.07.2012

Czyta się kilka minut

„Nazywam się Sindbad. Mieszkam stale w Bagdadzie. Rodzice moi, umierając, zostawili mi w spadku tysiąc worów złota, tysiąc beczek srebra, sto pałaców, sto ogrodów i jeden trzonowy ząb pradziadka...”. Sindbad wyruszający w kolejne podróże, podstępny Diabeł Morski i komiczny wuj Tarabuk, który bez wytchnienia produkuje grafomańskie wierszydła, byli mieszkańcami niejednego dziecinnego pokoju. Jednak baśnie wielkiego poety czytać można zawsze – śmiałość wyobraźni, uroda języka, humor z domieszką niesamowitości nie starzeją się wcale.

Trzeci tom „Dzieł wszystkich” zawiera przede wszystkim dwa arcydzielne cykle baśni wschodnich, „Przygody Sindbada Żeglarza” i „Klechdy sezamowe”. Napisane na zamówienie Jakuba Mortkowicza, były po „Sadzie rozstajnym” (1912), debiutanckim tomie wierszy Leśmiana, pierwszymi publikacjami książkowymi trzydziestokilkuletniego już poety. Książka następna, „Klechdy polskie”, nie ukazała się na skutek nieporozumień z wydawcą i opublikowana została z ocalałego szczęśliwie, choć niepełnego rękopisu dopiero po śmierci autora, w 1956 roku w Londynie. Tom uzupełnia pięć tekstów rozproszonych w czasopismach, zachowany w niepełnym rękopisie utwór „Satyr i Nimfa” oraz przekłady dwudziestu „Opowieści nadzwyczajnych” Edgara Allana Poego, dokonane za pośrednictwem francuskiego tłumaczenia Charles’a Baudelaire’a.

Poe do dziecinnego pokoju zupełnie się już nie nadaje, ale także „Sindbad” i „Klechdy sezamowe”, stanowiące mniej lub bardziej swobodne wariacje na temat baśni orientalnych z cyklu „Tysiąca i jednej nocy” (o ich stosunku do pierwowzoru pisał Roman Zimand), kryją w sobie rozmaite podteksty i aluzje, czytelne dopiero dla dorosłego. Jakże aktualnie w każdym czasie brzmi monolog rycerza, odczarowanego przez Sindbada ze spiżowego posągu na szczycie Góry Magnetycznej!

„Jestem człowiekiem – mówi rycerz – który byłby zupełnym zerem, gdyby nie obdarzono go pomnikiem... Jestem jednym z tych, którzy są do wszystkich podobni, i wyróżniam się tylko pomnikiem. Za życia słynąłem z pomnikowej głupoty, słuszna tedy, iż po śmierci mam – pomnik. Kochałem życie w jego przejawach codziennych i nienawidziłem go w jego wzlotach ku wyżynom... Zbudowałem świątynię bożkowi codzienności i ściągałem do niej wiernych, obiecując im dnie powszednie i noce bez widzeń sennych...”. I z jakąż ulgą przyjmujemy decyzję Sindbada, by owego rycerza, za sprawą którego kwitnące niegdyś miasto zupełnie zszarzało i umarło, obrócić na powrót w spiż. Za pomocą jednego słowa – brzmi ono „osioł”.

W pięciostronicowej nocie „Od wydawcy” Jacek Trznadel całą stronę poświęca wydziwianiu nad „poprawnościową” cenzurą, jakiej po wojnie poddano baśnie Leśmiana, usuwając z nich np. umieszczone w negatywnym kontekście słowo „Murzyn”. I dodaje: „Niewykluczone, że »opiekunem« pierwszych powojennych wydań był brat stryjeczny Leśmiana, Jan Brzechwa”. Niewykluczone? Są dowody? Czy to tylko hipoteza, wysunięta ot, tak sobie, by móc kopnąć Brzechwę, co ostatnio modne?

Zajrzyjmy jednak trzy strony dalej, do informacji o „Poprawkach do tekstów”. Dzwonek alarmowy dźwięczy już, gdy czytamy: „Wyjątkowo poprawiano niektóre formy językowe, brzmiące dziś obco lub niezrozumiale, co przecież nie było celem autora”. Chodzi o „Dzieła wszystkie”, nie o wydanie popularne dla dzieci! Dalej jest o decyzji – wątpliwej! – by „przestarzałą formę »tłomaczyć«” zmieniać na „tłumaczyć”. A potem następuje zdanie zupełnie już kuriozalne z punktu widzenia zasad edytorstwa: „Podobnie usuwałem częstą, a archaiczną formę »jeno« – zmieniałem ją na »tylko«”. Czyszczenie Leśmiana z archaizmów? – w porównaniu z tym nieszczęsny „Murzyn” to doprawdy drobnostka. No i Bóg strzegł Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, że nie zajął się nim Trznadel – słynna fraza „Jeno wyjmij mi z tych oczu” też by pewnie poległa. (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2012, ss. 900. Zebrał i opracował Jacek Trznadel. Mam nadzieję, że mimo bankructwa PIW-u ukaże się jednak czwarty i ostatni tom „Dzieł”, zawierający utwory dramatyczne i listy.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2012