Projekt niedokończony: kompozytor

Čiurlionis zaczyna pisać dzieła muzyczne, które ze współczesnej nam perspektywy stoją w samej szpicy europejskiej awangardy.

07.12.2015

Czyta się kilka minut

M.K. Čiurlionis, „Sonata nr 6 (Sonata gwiezdna) Andante”, 1908, tempera na papierze  /
M.K. Čiurlionis, „Sonata nr 6 (Sonata gwiezdna) Andante”, 1908, tempera na papierze /

Z rozlicznych talentów Čiurlionisa zapewne najszybciej ujawniły się jego uzdolnienia muzyczne. Ten syn kościelnego organisty z Druskienik zaczął się uczyć muzyki pod okiem ojca w wieku czterech lat. Był typowym wunderkindem. Podobno już jako trzylatek bez trudu imitował na klawiaturze zasłyszane melodie, a jako pięcio-sześciolatek sprawnie grał na fortepianie i organach.

Od początku zadziwiał wszystkich darem improwizacji, toteż szybko zainteresował się nim utrzymujący w Płungianach (lit. Plungė) własną orkiestrę książę Michał Ogiński. Umożliwił chłopcu regularne kształcenie się przy tym zespole, a potem ufundował mu stypendium, dzięki któremu Čiurlionis w latach 1894-99 podjął w Warszawie studia muzyczne. Tam przez pierwsze trzy lata ćwiczył w klasie fortepianu pod kierunkiem wybitnego pisarza i krytyka muzycznego Antoniego Sygietyńskiego, ostatecznie zaś skoncentrował się na kursie kompozycji u Zygmunta Noskowskiego.

Noskowski był rzetelnym, choć konserwatywnym kompozytorem, a przy tym sprawnym pedagogiem, który wykształcił większość liczących się kompozytorów młodopolskich. Čiurlionis go specjalnie nie cenił, chociaż uważał, że pewnych technicznych umiejętności potrafił całkiem nieźle nauczyć. Prawdopodobnie znacznie ważniejszą rolę w uformowaniu się Čiurlionisa odegrał Sygietyński, który zachęcił podopiecznego do pogłębiania studiów kompozytorskich w Lipsku u swych dwóch dawnych mentorów i powszechnie wtedy cenionych twórców: Salomona Jadassohna i Carla Reineckego. Mówiąc o estetycznych inspiracjach, nie można zapomnieć o najserdeczniejszej w życiu Čiurlionisa artystycznej przyjaźni z Eugeniuszem Morawskim (1876–1948), dopiero w ostatnich latach odkrywanym uczniem Noskowskiego, kompozytorem równie wybitnym, co Mieczysław Karłowicz i Karol Szymanowski.

Morawski, błyskotliwy rozmówca i epistolograf, także utalentowany plastycznie, ochoczo, za zgodą Čiurlionisa, podsuwał Noskowskiemu fugi autorstwa przyjaciela jako własne, dzięki czemu sprawnie pokonywał kolejne etapy studiów w zakresie kontrapunktu. W pewnym też momencie Gieniuś o mało nie został szwagrem Kostka, gdy ten ze wzajemnością zakochał się w jego siostrze Marii. Niestety na drodze do małżeństwa stanął ojciec Eugeniusza, który nie chciał słyszeć, by jego córka wyszła za ubogiego litewskiego studenta kompozycji, z którym godzinami czytywała poezje Verlaine’a, Asnyka i Poego.

Około 1907 r. Čiurlionis z Morawskim planowali w Filharmonii Warszawskiej wspólny koncert kompozytorski, który jednak nie doszedł do skutku z powodu aresztowania Eugeniusza przez carską ochranę za działalność w bojówkach PPS-u. Obaj twórcy interesowali się też poematem symfonicznym: Čiurlionis był już autorem poematu „W lesie” nagrodzonego w 1901 r. w prestiżowym konkursie hrabiego Maurycego Zamoyskiego, a w 1907 r. ukończył pisane z wielkimi przerwami od czterech lat – jak się miało okazać – swoje orkiestrowe opus magnum: poemat symfoniczny „Morze”. Dzieło to, najpewniej inspirowane własnym poetyckim ujęciem żywiołu marynistycznego, ukazuje konflikt wiatru z morzem w sposób nie mniej sugestywny niż wydany w 1905 r. słynny tryptyk Claude’a Debussy’ego „La Mer”.

Gdyby porównać obie późnoromantyczne partytury orkiestrowe Čiurlionisa, tworzące mit założycielski symfoniki litewskiej, z ukończonym przez Morawskiego dwa lata po „Morzu” poematem symfonicznym „Don Quichotte”, można by zaryzykować tezę, że Eugeniusz, jako kompozytor, Mikalojusa nieco przewyższał. Inaczej ta ocena wypadnie, jeśli uwzględnimy pozostały dorobek muzyczny Čiurlionisa. Poza poematami pozostawił on około czterystu innych kompozycji, z czego ponad połowę tworzą dzieła fortepianowe.

W fascynujących odmętach tego istnego morza pianistycznej muzyki odnajdziemy aforystyczne lub rozbudowane wariacje, preludia, mazurki, kanony czy fugi, z których część tworzy głęboko w swej strukturze zaszyfrowane odpowiedniki własnych wizji malarskich. Co ważne, począwszy od lat 1904-05 Čiurlionis zaczyna pisać dzieła zrywające z coraz mniej modnym romantyzmem, które – jak „Wariacje Besacas” z „wdrukowanym” w jej zmatematyzowaną formę palindromem – ze współczesnej nam perspektywy stoją w samej szpicy europejskiej awangardy. Komponując utwory oparte na niedługich, kilkudźwiękowych seriach, genialny Litwin o całą dekadę wyprzedził Arnolda Schönberga, „podręcznikowego” ojca serializmu (w wydaniu dwunastodźwiękowym).

Jako malarz-kompozytor całe swoje twórcze życie dążył Čiurlionis do osiągnięcia synkretyzmu sztuk. A ponieważ najlepiej do takich założeń predestynowana jest opera, pod koniec życia zaczął projektować stworzenie wielkiego dzieła dramatyczno-muzycznego. Libretto opery „Jūratė” napisała poślubiona przez kompozytora na początku 1909 r. poetka Sofija Kymantaitė. Sam Čiurlionis w liście do Sofiji z 28 listopada 1908 r. snuł m.in. wizje swojej przyszłej muzyki dramatycznej: „Wstęp do prologu, czyli tzw. Ouverture – chcę, by była mroczna, prawie ponura, dziwna i fantastyczna jak głębina morska. Nawet może się nazywać »Głębią morza« i powinno się ją wykonywać w ciemnej sali”.

Niestety nigdy się nie dowiemy, jak owa uwertura zaczynała pobrzmiewać w wyobraźni Čiurlionisa. Kto wie, czy nie ma jednak racji prawnuk kompozytora, pianista i znakomity odtwórca kompletu jego dzieł fortepianowych Rokas Zubovas, według którego pewne wyobrażenie o tej nieistniejącej muzyce może nam dać ostatnia w katalogu litewskiego artysty – mroczna, rozbudowana i mistrzowska Fuga b-moll, pochodząca, jak cytowany list do Sofiji, z listopada 1908 r.

​ČIURLIONIS UMARŁ WIOSNĄ 1911 R., wcześniej ponad siły absorbowany swoimi projektami malarskimi i ideą operowej „Jūratė”. W tym samym roku Eugeniusz Morawski skomponował poemat symfoniczny „Nevermore” według „Kruka” Poego. Otwierająca to arcydzieło mroczna fuga, której temat, wykorzystujący 11 dźwięków skali chromatycznej, nasuwa skojarzenia z myśleniem serialnym, brzmi jak przejmująca elegia na śmierć przyjaciela. ©

MARCIN GMYS (ur. 1970) – muzykolog i publicysta muzyczny, profesor w Katedrze Muzykologii UAM, redaktor naczelny czasopisma „Res Facta Nova”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Mikalojus Konstantinas Ciurlionis