1910: Odyseja słoneczna

Dość wspomnieć Thomasa Manna, jednego ze świadków monachijskiego prawykonania VIII Symfonii Mahlera, 12 września 1910 roku: osobisty kontakt z kompozytorem uświadomił mu, że miał do czynienia z autentycznie „wielkim człowiekiem”.

28.08.2015

Czyta się kilka minut

Zubin Mehta poprowadzi IX Symfonię Gustava Mahlera / Fot. ARCHIWUM NFM
Zubin Mehta poprowadzi IX Symfonię Gustava Mahlera / Fot. ARCHIWUM NFM

Niełatwo odnaleźć w historii muzyki przypadki wybitnych twórców, których własne, powstałe w bliskim sąsiedztwie czasowym dzieła byłyby bardziej spolaryzowane estetycznie niż VIII i IX Symfonia Gustava Mahlera. Symfonie napisane na przestrzeni niespełna trzech lat (1907-10), przynależą już do odmiennych światów dźwiękowych. Symfonia VIII, którą z racji monstrualnie rozbudowanej obsady szybko przezwano „Symfonią Tysiąca”, jest bodaj pierwszą kompozycją w długiej historii europejskiej symfonii, która od pierwszych do ostatnich taktów pozostaje tworem wokalno-instrumentalnym. Mimo swej eksperymentalnej formy (dwie potężne części: hymn „Veni Creator Spiritus” oraz kantata wykorzystująca tekst końcowej sceny II części „Fausta” Goethego), już przez sam fakt, że wieńczy zainicjowane jeszcze przez Berlioza poszukiwania brzmieniowe romantyków (wiodące niekiedy na absurdalne manowce gigantomanii orkiestrowej) i że jest ostatnim wybitnym dziełem muzycznym reinterpretującym „Fausta” Goethego, może być traktowana jako wielka summa klasyczno-romantycznej epoki. I tak też „Ósma” została odebrana przez współczesnych. Dość wspomnieć Thomasa Manna, jednego ze świadków monachijskiego prawykonania tej kompozycji z 12 września 1910 r. Wieczór ten zapadł w pamięć niemieckiego pisarza jako jedno z najgłębszych przeżyć muzycznych, a nawiązany przy tej okazji osobisty kontakt z austriackim kompozytorem uświadomił mu, że miał do czynienia z autentycznie „wielkim człowiekiem”. Kilkanaście miesięcy później, pisząc „Śmierć w Wenecji”, Mann nadał rysy mahlerowskie Gustavowi Aschenbachowi.

Kronika zapowiedzianej śmierci

Z kolei pisana pomiędzy 1908 a początkiem 1910 r. IX Symfonia, ostatnie ukończone dzieło Mahlera, którego autorowi nie było już dane usłyszeć, mimo zdawałoby się tradycyjnego, czteroczęściowego ujęcia, porzuca romantyczne konwencje jeszcze radykalniej niż „Ósma”. Niezwykłe jest już pierwsze (powolne!) ogniwo dzieła. Pomijając winkrustowany w jego przebieg wstrząsający kondukt żałobny czy aluzje do motywu pożegnania z Sonaty fortepianowej „Les Adieux” Beethovena, nowatorska pozostaje ogólna koncepcja formy. Część ta bowiem wyrasta z mikroskopijnej, inicjalnej komórki melodycznej wiolonczel, harfy i rogu, by wraz ze stopniowo powiększaną obsadą bardzo nieśpiesznie odsłaniać przed słuchaczem śpiewną pełnię głównego tematu. Muzykolodzy, z właściwym sobie wdziękiem, określili później formę tego ogniwa jako teleskopową, bo przypomina ona „mechanizm” niektórych, „wysuwających” się z mikrokomórki symfonii Jeana Sibeliusa, z którym Mahler swego czasu gorąco się spierał o to, czy symfonia (czego chciał fiński twórca) ma stanowić zwartą, organiczną całość, czy też (za czym optował Mahler) winna pomieścić w sobie cały świat, tak w jego majestatycznej potędze, jak i wzbudzającej ironiczny uśmiech małości. Na pierwszej części „Dziewiątej” cień Sibeliusa położył się więc wyraźnie, chociaż – trzeba to zaznaczyć – tylko w zakresie ogólnej koncepcji, a nie idiomatyki, która przecież nadal jest po Mahlerowsku niepowtarzalna. Ciekawe, że Leonard Bernstein, najbardziej empatyczny odtwórca „Dziewiątej” (szczególnie w koncertowym nagraniu z Concertgebouw Orchestra sprzed 30 lat), w początkowych taktach tej kompozycji słyszał puls bijącego serca samego Mahlera, który od 1907 r. borykał się już z poważnymi problemami kardiologicznymi. I chociaż za tę interpretację obrywało się potem Bernsteinowi od „mahlerologów” niemiłosiernie, to jeśli będziemy pamiętać, że „Dziewiąta” w pewnym sensie nawiązuje do „przedśmiertnej” VI Symfonii „Patetycznej” Piotra Czajkowskiego, którą koronuje patetyczne Adagio (pierwszy taki przypadek w dziejach muzyki, by symfoniczny cykl domykała część wolna!), z niemal klinicznie na końcu rozpisanym „wykresem” pracy serca umierającego człowieka, to nad wspomnianą hipotezą amerykańskiego dyrygenta trudno będzie przejść do porządku dziennego. Może najlepszą rekomendacją dla pierwszej części „Dziewiątej” była opinia Albana Berga, który, podzielając zresztą entuzjazm swego mentora Schönberga, uznał ją za najbardziej radykalne, a zarazem najwspanialsze dokonanie Mahlera.

Dwie kolejne części IX Symfonii to scherza. Oba często ciążące – co w „Ósmej” było jeszcze praktycznie nie do pomyślenia – ku kameralnym zestawom instrumentalnym, a przy tym bardzo zadziorne, drapieżne, sardoniczne; scherza te zwiastują już kompozytorski sarkazm Dymitra Szostakowicza, bodaj największego symfonika XX stulecia, który odpowiadając na pytanie o ulubioną symfonię Mahlera jednym tchem wymieniał wszystkie po kolei... Może warto przypomnieć, że w lawirującej pomiędzy idiomem lendlera i walca części drugiej Theodor Wiesengrund Adorno słyszał „taniec śmierci”, natomiast w demonicznej „Burlesce” z kapitalnym fugatem kołowym śmiertelnie chory Benjamin Britten odnalazł pierwowzór dla także opatrzonej fugatem burleski z III Kwartetu smyczkowego (1975), w której nawiązał jednocześnie do własnej, operowej wersji „Śmierci w Wenecji”.

No i wreszcie finałowe Adagio z IX Symfonii, może najpiękniejsza rzecz, jaka w ogóle wyszła spod pióra Mahlera. Naznaczona reminiscencjami z „Burleski”, może być odczytana w kategoriach pożegnania kompozytora ze światem, zapisanej w dźwiękach kroniki zapowiedzianej śmierci.

Audition colorée

Ostatnią ukończoną kompozycją orkiestrową Aleksandra Skriabina jest napisany w latach 1909-10 „Prometeusz. Poemat ognia”. Chociaż kompozycję tę poprzedza imponująca sekwencja złożona z pokrewnych tematycznie utworów Beethovena (III Symfonia z autocytatami z baletu „Twory Prometeusza”), Liszta (poemat symfoniczny „Prometeusz”), Wagnera („Pierścień Nibelunga” – nieodnoszący się wprost do starogreckiego tytana, ale który faktycznie mógłby zostać określony jako „w poszukiwaniu nowego Prometeusza”) czy Richarda Straussa (poemat symfoniczny „Życie bohatera” z prometejskim cytatem z Beethovenowskiej „Eroiki”), faktycznie Skriabin się od tej „linii” zdystansował. W radykalnym, całkowicie już odchodzącym od późnoromantycznej tonalności „Poemacie ognia”, przeznaczonym na fortepian, partię świetlną (określaną jako tastiera per luce), rozbudowaną orkiestrę oraz chór (nieartykułujący żadnego tekstu, lecz „barwiący” fakturę dzieła asemantycznymi wokalizami), w zasadzie nie odnajdziemy już czytelnych odniesień do muzycznej tradycji XIX stulecia. Próbując artystycznie skonkretyzować swoje przeczucia synestezyjne (koncept barwnego słyszenia – audition colorée), Skriabin wykroczył daleko w przyszłość. Na dowód przytoczmy przykład z pewnością nieoczywisty, ale ważny: Luigiego Nono, który w pierwszej połowie lat 80. XX wieku z wielką wiarą eksplorował pogranicza ciszy i dźwięku w swoim scenicznym „Prometeo. Tragedia dell’Ascolto”.

W blasku słońca

IX Symfonia Mahlera i „Prometeusz” Skriabina, partytury powstające niemal równolegle, mimo ogromnych estetycznych różnic i diametralnie odmiennych celów, jakie stawiali sobie ich twórcy, łączy jedno: wytyczenie nowych ścieżek rozwoju muzyki. A wręcz do rangi symbolu urastają pozamuzyczne idee zawarte w zakończeniach obu kompozycji. Finalny, oparty na podstawowym dźwięku fis ekstatyczny akord miał u rosyjskiego twórcy – przy założeniu wykorzystania na koncercie opracowanego przez kompozytora kodu synestezyjnego – zyskać „wzmocnienie” za pośrednictwem światła nasyconego błękitu, symbolizującego sferę czystej duchowości, w której osiągnięciu z pewnością ważna rola przypadła energii promieni słonecznych. Równie złożone, choć w zupełnie inny sposób, są ostatnie takty IX Symfonii. Jakkolwiek „tytułową” tonacją tej symfonii pozostaje D-dur, jej ostatnie dźwięki zamierają w odległym porządku tonacji Des-dur, a przecież jej akurat nie sposób nie skojarzyć z finalną sceną „Zmierzchu bogów” Wagnera, w której ogień dokonuje oczyszczającego zniszczenia starego świata, by na jego zgliszczach w przyszłości wzniesiony mógł być nowy i lepszy. Ważniejsze jednak, że ostatnia fraza smyczków z końcowego adagissimo opatrzona została przez Mahlera sekretnym autocytatem z czwartej pieśni wokalnego cyklu „Kindertotenlieder”. Fraza ta, która ma zostać odegrana „z najwyższym wyczuciem”, odpowiada słowom z Mahlerowskiej pieśni: „W blasku słońca! Dzień jest piękny na tej wysokości” i tym samym potwierdza aktualność metaforyki solarnej w muzycznym modernizmie. Jeszcze kilka lat po Mahlerze i Skriabinie odwoływali się do niej, choć już nie bez odruchu wątpliwości, w „Gurrelieder” – Schönberg, a w „Królu Rogerze” – Szymanowski. ©


IX SYMFONIĘ GUSTAVA MAHLERA wykona Israel Philharmonic Orchestra pod dyr. Zubina Mehty 7 IX, VIII SYMFONIĄ zamknie festiwal 19 IX Orkiestra Filharmonii Narodowej pod dyr. Jacka Kaspszyka, a „PROMETEUSZ” SKRIABINA zabrzmi w interpretacji Varvary i NOSPR pod dyr. Alexandra Liebreicha 12 IX. Wszystkie koncerty odbędą się w Sali Głównej NFM o godz. 19.00.

MARCIN GMYS jest muzykologiem i publicystą muzycznym, profesorem w Katedrze Muzykologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Wratislavia Cantans 2015