Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ale po kolei. Wszyscy oczekiwali na orędzie. Nie było ono popisem oratorskim, brzmiało autentycznie. Obraz prezydentury nakreślony przez Komorowskiego jest taki, o jakim marzy ogromna większość zmęczonych wewnętrznymi sporami Polaków. Ujmujące i pozbawione cienia agresji było to, co powiedział do ośmiu milionów wyborców kontrkandydata: że będzie się starał zyskać ich zrozumienie i uznanie. Mówił o otwartym dla wszystkich domu prezydenckim, który ma się stać miejscem dialogu różnych stronnictw, światopoglądów i grup społecznych; dialogu prowadzonego w klimacie wzajemnego zaufania mimo różnic. Zapowiedział zlikwidowanie barier utrudniających start życiowy młodym ludziom i troskę, by nikt z racji urodzenia, stopnia sprawności, wieku, wykształcenia czy miejsca zamieszkania nie był pozbawiony możliwości bycia we wspólnocie i pomocy w trudnej sytuacji. Zadeklarował praktyczne zagwarantowanie równości praw mężczyzn i kobiet (miano mu wprawdzie za złe, że nie wspomniał o parytetach...). Prezydent patrzy na Polskę z realistycznym optymizmem: nasz kraj przez ostatnie dwadzieścia lat bardzo się zmienił (w domyśle: na lepsze), ale przed nami wiele jeszcze wyzwań. I odwołuje się do solidarności.
Nie wspomniał ani słowem o Kościele. Może to i lepiej. Wystarczyło, że objęciu urzędu towarzyszyły obrzędy religijne w warszawskiej katedrze, z udziałem Prymasa (to prymasi koronowali królów) i Arcybiskupa Metropolity warszawskiego. Budziło zaufanie trzeźwe stwierdzenie, że oceniać go będziemy po czynach, a nie po słowach (chociaż - dodajmy - i ze słów będzie skrupulatnie rozliczany, również tych, które padły w kampanii).
Orędzie nie jest preliminarzem budżetowym. Obejmujący najwyższy urząd w państwie prezentuje w nim swoją wizję sprawowanej od tej chwili władzy. Dlatego słowem kluczem orędzia jest "Zgoda buduje" i solidarnościowe wezwanie "Chodźcie z nami" - czyli wola współpracy ze wszystkimi i "szukanie tego, co może być fundamentem polskiej polityki".
Oby Prezydentowi udało się zapewnić nieodpłatną pomoc prawną dla ludzi ubogich i wiele innych zapowiedzi - ale w zgodę naszych polityków, po dwudziestu latach nieustannych kłótni i awantur, dziś trudno mi uwierzyć: cieniem na optymistycznej wizji Prezydenta, już w chwili jej prezentowania, legła niepojęta nieobecność na uroczystości jego rywala w wyborach. Bo i co z tego, że siedziba Prezydenta Rzeczypospolitej będzie miejscem otwartym, jeśli przywódca największej partii opozycyjnej progu tych otwartych drzwi nie przekroczy? Nawet on, który opowiada się za silnym państwem. No, chyba że niemożliwe okaże się możliwe... tak nam dopomóż Bóg.