Armenia: Prezydent podaje się do dymisji

„Nic nie mogę, jestem tylko tarczą strzelniczą dla rywalizujących ze sobą stronnictw” – powiedział po czterech latach sprawowania władzy Armen Sarkisjan.
w cyklu STRONA ŚWIATA

28.01.2022

Czyta się kilka minut

Fot. President.am / Materiały prasowe /
Fot. President.am / Materiały prasowe /

Nagłe ustąpienie prezydenta zaskoczyło nawet Ormian, przywykłych w ostatnich latach do wyjątkowo dramatycznych i widowiskowych zwrotów akcji w miejscowej polityce. Wśród krewkich ormiańskich polityków Sarkisjan uchodził za statecznego, wycofanego męża stanu. Unikał awantur, a nawet publicznych kłótni, podczas gdy ormiańscy posłowie i dygnitarze co rusz wdawali się w bijatyki zarówno podczas ulicznych wieców, jak parlamentarnych debat.

Imposybilizm prezydencki

„Długo o tym myślałem i postanowiłem ustąpić ze stanowiska prezydenta, które od czterech sprawowałem najlepiej, jak umiałem – oświadczył w niedzielę Sarkisjan. – Nie kierowały mną emocje, lecz logika. Prezydent w Armenii jest niby gwarantem państwowości, ale tak naprawdę nic nie może. Nie ma żadnych uprawnień, by wpływać na politykę zagraniczną ani krajową, co zwłaszcza w tych trudnych czasach doprowadziło nas do kryzysu, w jakim się znaleźliśmy. Dlaczego tak się stało? Powód jest oczywisty. Są nim zapisy naszej konstytucji, które czynią z prezydenta jedynie tarczę strzelniczą dla rywalizujących o władzę politycznych stronnictw”.

Dobiegający siedemdziesiątki Sarkisjan miał panować do 2025 r. Wobec jego rezygnacji, przyjętej przez parlament (zgodnie z poprawkami do konstytucji z grudnia 2015 r. to posłowie wybierają w Armenii prezydenta na jedyną, siedmioletnią kadencję), obowiązki szefa państwa pełnić będzie tymczasowo przewodniczący parlamentu Alen Simonian z rządzącej partii Umowa Obywatelska premiera Nikola Paszyniana. Posłowie mają miesiąc na wybranie nowego prezydenta.

Po zeszłorocznych, przedterminowych wyborach parlamentarnych w 131-osobowym parlamencie zasiada 71 posłów z rządzącej partii Paszyniana, a także 36 posłów z opozycyjnych stronnictw Armenia i Mam Honor, którym patronują byli prezydenci Robert Koczarian (1998-2008) i Serż Sarkisjan (2008-2018), polityczni wrogowie Paszyniana. Do wyboru prezydenta już w pierwszej turze potrzeba trzech czwartych głosów, ale w kolejnych poprzeczka jest obniżana, najpierw do trzech piątych, a w końcu do ponad połowy, co powinno wystarczyć rządzącemu obozowi, by przeforsować elekcję własnego kandydata.

Czterolatka

Opozycja, partia rządząca, a także badacze ormiańskiej polityki z Erywania przyjęli prezydencką dymisję gniewem i szyderstwami. „Kiedy godził się objąć prezydenturę, musiał przecież wiedzieć, że uprawnienia będzie miał skromne, niemal wyłącznie reprezentacyjne” – powiedział internetowej gazecie „Kaukaski Węzeł” Aleksander Iskandarian, jeden z najbardziej szanowanych znawców ormiańskiej polityki. Podobnego zdania jest inny z badaczy, Benjamin Pogosjan, który także uważa, że narzekania i tłumaczenia Sarkisjana są od rzeczy.

Poprawki konstytucyjne przyjęte w grudniu 2015 r. zmieniły ustrój Armenii z prezydenckiego na parlamentarny, w którym prezydent jedynie panuje, a cała władza przechodzi w ręce premiera. „Jeśli tak bardzo doskwiera mu, że prezydent ma tak niewielkie uprawnienia, to powinien się podać do dymisji w grudniu 2018 roku, pół roku po tym, jak został wybrany – szydzi Pogosjan. – Naprawdę potrzebował aż czterech lat, żeby odkryć co może jako prezydent, a czego nie? Wydaje mi się, że wpadł po prostu na pomysł, jak usprawiedliwić się z tego, że nic nie robił”.

Opozycyjni posłowie też mają za złe prezydentowi, że podczas czteroletniego panowania tak rzadko korzystał nawet z tych skromnych uprawnień, jakie mu przysługiwały. Mógł choćby zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego czystki, jakie – naginając prawo – przeprowadzał w 2020 r. wśród sędziów premier Paszynian, żeby pozbyć się tych niewygodnych, którzy swoimi wyrokami utrudniali mu rządy. Prezydent zapowiadał, że to zrobi, ale ostatecznie nie zrobił nic.

„Cokolwiek by dziś mówił, swoją bezczynnością i milczącym przyzwoleniem dla poczynań premiera prezydent Sarkisjan nie dopełnił swoich obowiązków, a teraz ucieka od odpowiedzialności” – twierdzi opozycyjny poseł Sejran Ohanian.

Posłowie z rządzącej partii też nie współczują prezydentowi. „Najwyraźniej pan Sarkisjan ma jakąś skłonność, by podawać się do dymisji – kpi poseł Andrannik Koczarian. – Podał się do dymisji jako premier, podał się do dymisji jako ambasador, a teraz ustąpił ze stanowiska prezydenta”.

Paszynian i jego posłowie nie mogą darować Sarkisjanowi, że kiedy ten jeden, jedyny raz wkroczył do akcji, wystąpił akurat przeciwko nim. W lutym 2021 r., kiedy po przegranej wojnie z Azerami o Górski Karabach jesienią 2020 r. Paszynian próbował zrzucić winę na dowódców rządowej armii i żądał dymisji jej szefa sztabu, a wojskowi domagali się dymisji premiera, prezydent stanął po stronie generałów. Kryzys zakończył się ostatecznie przedterminowymi wyborami w czerwcu 2021 r., wygranymi przez Paszyniana.

Ze starego rozdania

Propozycję prezydentury przedstawił Armenowi Sarkisjanowi jego imiennik (ale z nim nie spokrewniony) Serż Sarkisjan, który zbliżał się właśnie do końca drugiej i ostatniej prezydenckiej kadencji. Konstytucja nie pozwalała mu na więcej, postanowił ją zatem nieco zmienić. Żeby nie drażnić zapalczywych rodaków, zdecydował się nie wykreślać – jak koledzy po fachu z Azji Środkowej czy wielu krajów Afryki – kadencyjnego limitu, lecz zastosować wybieg, jaki w Rosji z powodzeniem wcielił w życie Władimir Putin, zmieniając się z prezydenta w premiera, by potem, po obowiązkowej przerwie, znów wrócić do postaci prezydenta i liczyć kadencje od nowa.

Ormianin przeforsował w parlamencie i plebiscycie poprawki konstytucyjne, które zmieniały ustrój Armenii z republiki prezydenckiej na parlamentarną, a całą władzę przekazywały w ręce premiera. Składając prezydenturę, Serż Sarkisjan zamierzał rządzić dalej, ale jako premier, któremu kadencji nikt poza wyborcami nie ogranicza. W sąsiedniej Gruzji tego samego próbował wcześniej ustępujący prezydent Micheil Saakaszwili, nienawistny wróg Putina, ale nie przewidział, że może przegrać wybory, i plan spalił na panewce.

Serż Sarkisjan wybory wygrał. Ale wiosną 2018 r. prezydenturę przekazał Armenowi Sarkisjanowi. Sam szykował się do objęcia urzędu premiera, w Erywaniu wybuchła uliczna „aksamitna rewolucja”, która w dziesięć dni wywróciła do góry nogami polityczne porządki w Armenii. Nowym premierem został przywódca rewolucji Nikol Paszynian, a ze starej układanki pozostał jedynie prezydent Armen Sarkisjan, wyniesiony do władzy przez Serża.

Należał do starego pokolenia z pierwszego ćwierćwiecza, gdy po rozpadzie Związku Radzieckiego Armenia odzyskała niepodległość, trwała wojna – wtedy zwycięska – z Azerami o Górski Karabach, a po upadku komunistycznej gospodarki królowała prywatyzacja i rosły fortuny oligarchów.

Armen Sarkisjan – uczony, fizyk, który spędził sporo czasu w Wielkiej Brytanii, na stypendium naukowym w Cambridge, został wysłany do Londynu na ambasadora niepodległej Armenii. Wrócił do kraju w 1996 r., żeby objąć stanowisko premiera w rządzie pierwszego prezydenta niepodległej Armenii Lewona Ter-Petrosjana. Sprawował je jednak tylko parę miesięcy i sam podał się do dymisji, tłumacząc się kiepskim zdrowiem. Wrócił do Londynu, ale zajął się nie nauką, lecz interesami. Z równie wielkim powodzeniem. Jego majątek, znajomość świata i kontakty z ormiańską diasporą sprawiły, że władze Armenii znów wyznaczały go na ambasadora. Żeby ułatwić sobie podróże po świecie w interesach, przyjął brytyjskie obywatelstwo i brytyjski paszport, z których w 2011 r. zrezygnował. Był też ambasadorem przy Radzie Europy i Unii Europejskiej, a także w Belgii, Luksemburgu i Watykanie.

Jako prezydent próbował lawirować między swoimi dobrodziejami ze starych czasów, którzy wynieśli go na fotel prezydenta, a nowymi przywódcami, którzy od początku odnosili się do niego nieufnie. „Był we władzach jedynym, który nie należał do rewolucyjnego obozu. Nie było im ze sobą po drodze i to jest jedynym powodem jego dymisji” – uważa badacz ormiańskiej polityki Aleksander Iskandarian.

Drugie dno

W tak prozaiczne powody dramatycznego wydarzenia Ormianie zdają się jednak nie wierzyć i przyczyn prezydenckiej dymisji doszukują się w burzowych chmurach zbierających się nad Europą, z których polityczni wróżowie przepowiadają wojnę.

Ormianie, od lat skazani na przymierze z Rosją, mają do niej żal, że w karabachskiej wojnie nie wsparła ich tak, jak Turcja wsparła jej bratni Azerbejdżan (Azerowie rozgromili Ormian głównie dzięki tureckim samolotom bezzałogowym). Rosja, pozostająca z Armenią w obronnym sojuszu, odmówiła zbrojnej pomocy tłumacząc, że Azerowie nie zaatakowali Armenii, lecz Górski Karabach, który – choć ogłosił samozwańczą niepodległość – pozostaje formalnie częścią Azerbejdżanu.

W styczniu, gdy uliczne rozruchy zagroziły władzom w Kazachstanie, wezwana na pomoc Rosja nie odmówiła pomocy wojskowej, a ironią losu decyzję o wysłaniu wojsk do Ałmaty ogłosił Paszynian, ponieważ akurat na Armenię wypadło przewodnictwo sojuszu obronnego Armenii, Rosji, Białorusi, Kazachstanu, Tadżykistanu i Kirgizji.


Strona świata to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet.


 

Po przegranej wojnie w Górskim Karabachu (pochodzą stąd jego najgorsi wrogowie, Koczarian i Serż Sarkisjan) Paszynian zdecydował się podjąć ryzykowną próbę pogodzenia się z Azerbejdżanem i Turcją – ryzykowną, bo wielu Ormian uzna go za to za zdrajcę. Zgodził się wspólnie z Azerami wytyczać państwową granicę na ziemiach, którą karabachscy Ormianie uznają za swoją. A w styczniu wysłał do Moskwy emisariuszy na spotkanie z delegacją Turcji, by rozpocząć rozmowy o pokoju kończącym stuletnią wrogość, wyrosłą z dokonanego przez Turków ludobójczego mordu Ormian z początków XX w.

Paszynian nie cieszy się zaufaniem Rosji. Wystarczającym powodem jest już to, że doszedł do władzy wskutek ulicznej rewolucji, czego na Kremlu nie znoszą, a dodatkowo odsunął od władzy i wpływów w Erywaniu moskiewskich faworytów, Roberta Koczariana i Serża Sarkisjana. Ale nawet oni drażnili Kreml, gdy sprawując władzę dbali o przyjaźń Rosji, lecz starali się jednocześnie zabiegać o względy Zachodu.

Dziś, wszedłszy w konflikt z Zachodem, Rosja oczekuje, by jej dotychczasowi sojusznicy jednoznacznie opowiedzieli się, po której są stronie. Odpowiedzi udzielić musi Paszynian, premier sprawujący władzę w Armenii.

Trudny wybór, który jako prezydent, nominalny przywódca państwa, musiałby usankcjonować swoim podpisem, jest zdaniem części ormiańskich badaczy powodem prezydenckiej dymisji Armena Sarkisjana. Według nich prezydent-kunktator chciał się w ten sposób wykręcić zarówno od układów z Azerami i Turkami, jak z Rosją.

Inna wersja mówi, że to Paszynian szykując się na najważniejszą rozgrywkę postanowił pozbyć się z otoczenia nieprzyjaciół, potencjalnych rywali czy nawet ludzi niepewnych. Powołując się na źródła z pałacu prezydenckiego gazeta internetowa „Eurasianet” pisze, że „propozycję nie do odrzucenia” złożył Armenowi Sarkisjanowi przewodniczący parlamentu Alen Simonian, który przez najbliższy miesiąc zastąpi go na stanowisku prezydenta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej