Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Równocześnie prof. Kieres sceptycznie skomentował werdykt Naczelnego Sądu Administracyjnego, że jeśli IPN odmawia komuś statusu pokrzywdzonego, musi to uzasadnić. Prezes przyznał, że dotychczasowa praktyka była dwuznaczna (odmowa wynikać mogła zarówno z tego, że nie zachowały się akta, jak i z tego, że Instytut uznał wnioskodawcę za współpracownika, a nie ofiarę reżimu). Sugerował jednak przy tym, że teraz IPN będzie musiał “w przypadku każdego wniosku przeprowadzać pełne postępowania administracyjne ze wszystkimi środkami dowodowymi", bo “mogą być materiały wskazujące wprost na współpracę, a mogą być też takie, które budzą niedające się rozstrzygnąć wątpliwości". Wątpliwości te dziwią: mogą świadczyć, że do tej pory IPN wydawał poświadczenia lekką ręką i że w Instytucie wciąż brakuje zrozumienia dla powagi i delikatności materii, którą się zajmuje. Tym razem błahostką ma być fakt, że ktoś, na kogo nie znaleziono materiałów, może czuć się urażony stawianiem go na równi z agentem. Prezes Kieres nie od dziś jest w trudnej sytuacji.