Prawnik

06.07.2003

Czyta się kilka minut

Fotografie, wykonane w czwartek, 28 czerwca 1956 roku przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, podczas tzw. „wydarzeń poznańskich”, miały służyć za podstawę do prześladowań. Teraz, świeżo odtajnione, składają się na album „Zranione miasto”, wydany właśnie przez Instytut Pamięci Narodowej. Przy okazji promocji tego albumu w siedzibie poznańskiego oddziału IPN dokonano, w obecności prof. Leona Kieresa i zastępcy ambasadora Szwecji, Jana Henrika Amberga, odsłonięcia tablicy pamiątkowej ku czci mecenasa Stanisława Hejmowskiego. Mecenas był czołowym obrońcą robotników, oskarżonych w tzw. procesach poznańskich.

Jan Henrik Amberg, mówiący piękną polszczyzną, świetnie zorientowany w polskich sprawach, w polskiej historii i teraźniejszości, jest urodzonym w Szwecji wnukiem mecenasa Hejmowskiego. O swoim dziadku wie wszystko i mówi o nim z wielkim wzruszeniem, choć widział go zaledwie raz w życiu.

Mec. Hejmowski w latach PRL raz jeden tylko dostał paszport - po październikowej „odwilży”. Mógł wtedy odwiedzić żonę i dzieci, wysłane zaraz po wojnie, potajemnie, ,,pod węglem”, do Szwecji. Po „odwilży” był z nimi trzy tygodnie. Powrócił do kraju po telefonie kobiety, błagającej go o ratunek (jej syn dostał wyrok śmierci - uważała, że tylko mecenas Hejmowski potrafi go wybronić). Odtąd już nigdy nie otrzymał paszportu, choć podanie ponawiał co roku. Czasem, owszem, zawiadamiano go, że jego prośbę rozpatrzono pozytywnie, lecz kiedy jechał do Warszawy, by paszport odebrać, dowiadywał się, że zaszła pomyłka. Dopiero w roku 1969, gdy po drugim już wylewie leżał w szpitalu, odwiedzili go urzędnicy. ,,Pan mecenas starał się o paszport? - spytali bardzo uprzejmie. - Oto on”. Było to na trzy dni przed śmiercią Stanisława Hejmowskiego.

Obecny przy odsłonięciu tablicy pamiątkowej profesor Witold Kulesza, prokurator, wspominał szybkość działania stalinowskiego wymiaru sprawiedliwości, którego sam był ofiarą. Siedział w swojej celi, kiedy przyniesiono obiad: miskę gorącej zupy. Jednocześnie wezwany został na rozprawę. - Kiedy wróciłem do celi z wyrokiem śmierci, zupa była jeszcze ciepła - stwierdził krótko. - Nie waham się powiedzieć, że od procesów poznańskich, od chwili wystąpienia mecenasa Hejmowskiego, władze zrozumiały, że nie uda się im zamiar przeniesienia do Polski sowieckich wzorców, nie uda się organizowanie procesów pokazowych, skoro istnieją tu tacy adwokaci.

- Hejmowski zdumiał oskarżycieli. Był genialnym erystykiem - wspominał prof. Kulesza. - W swojej piętnastominutowej replice na słowa oskarżycieli, Hejmowski zwrócił się bezpośrednio do sędziów: ,,Za chwilę zostaniecie sam na sam z waszym sumieniem. Oskarżeni mają prawo do apelacji. Wy tej szansy nie macie” - i wezwał ich, by przy podejmowaniu decyzji o winie kilkunastu oskarżonych robotników mieli przed oczami dowód rzeczowy: pokrwawioną, podziurawioną kulami kurtkę dziecka, ugodzonego z okien Urzędu Bezpieczeństwa. - Kogo chcecie sądzić? Czy to oskarżeni są sprawcami, czy też ci, którzy spowodowali śmierć dziecka? - pytał. ,,Nie mogę zapomnieć tego chłopca, który trzymał na ul. Kochanowskiego sztandar w gradzie kul. Nie wiem, co się z nim stało, czy żyje. Chciałbym, żeby wspomnienie o nim z pewnym szacunkiem przechowano” - powiedział w mowie obrończej wygłoszonej 16 października 1956.

Mecenas drogo zapłacił za swoją odwagę. Chociaż w cztery dni po jego mowie, 20 października 1956, na VIII Plenum KC PZPR Gomułka powiedział: „Przyczyny tragedii poznańskiej tkwią w nas, w kierownictwie partii, w rządzie”, a prokuratura generalna PRL zarządziła rewizję wszystkich aktów oskarżenia - poznańscy adwokaci, Stanisław Hejmowski i Michał Grzegorzewicz, zostali zawieszeni na rok w obowiązkach, pod pretekstem wykrycia drobnych uchybień skarbowych w ich kancelariach. Wymierzono im olbrzymie kary grzywny i praktycznie zrujnowano. Mec. Grzegorze-wicz został przeniesiony do Koła, potem - na emeryturę. Mecenas Hejmowski stracił bardzo wielu klientów. Ludzie bali się gozatrudniać. Kolejne sprawy dyscyplinarne - cóż z tego, że bezpodstawne - ciągnęły się latami, aż do roku 1966. W 1967 mecenas Hejmowski został częściowo sparaliżowany po wylewie. Osamotniony w środowisku, pozbawiony właściwie środków do życia, zmarł po drugim wylewie, 31 maja 1969.

„Strzelano do tłumu bezbronnego, dlaczego? - pytał 16 października 1956. - Przecież ten tłum nikomu nie zrobił krzywdy (...) Przecież słyszeliśmy, że gdy na Junikowie w Komisariacie MO ktoś rzucił hasło, żeby wystąpić czynnie przeciwko milicji, to jakaś tramwajarka zasłoniła milicję i powiedziała: »Jak możecie, oni tacy sami ludzie jak my i tak samo mało zarabiają*. Na jakiej podstawie mogło się UB spodziewać, że będzie traktowane inaczej niż przedstawiciele wszystkich innych władz na terenie Poznania? Czy miało poczucie winy, o którym Zygmunt Freud mówi we »Wstępie do psychoanalizy*? (...)

Sąd ma mandat od narodu polskiego, żeby orzekać i wymierzać sprawiedliwość, i ja się pytam, czy naród polski czeka na ukaranie Kulasa, czy żąda kary dla Bulczyńskiego lub jakiegokolwiek innego? Czy naród widzi w tych tutaj ludziach sprawców nieszczęścia z dnia 28 czerwca roku bieżącego? (...) Zapewniam Wysoki Sąd, że nie na to czeka naród polski. Na swoich prokuratorów czekają biurokraci, którzy zawinili w wypadkach czerwcowych, którzy się oderwali od mas, ale co to znaczy: oderwali od mas, bo tym pojęciem bardzo często się operuje, a muszę powiedzieć, że to jest pojęcie dosyć mgliste - oderwanie się od mas. Znaczy, że biurokraci rządzący przestali być elitą ideową, stali się elitą konsumpcyjną. (...)

Wysoki Sądzie! Krew przelana 28 czerwca przypieczętowała pewien okres naszej historii, okres dziesięciolecia, które przeminęło. Co w tym dziesięcioleciu było piękne, ideowe i twórcze, to będzie żyło w naszym narodzie wiecznie, a co było złe i niegodziwe, oby nie odżyło już nigdy. Wierzę, że krew ofiar tych zajść nie została przelana na próżno. Ja wierzę, że na grobach tych, którzy polegli, spełni się zapowiedź, którą w »Nocy Listopadowej* Stanisław Wyspiański włożył w usta Korze, bogini wiekuiście odradzającego się życia:

Krwi przelanej nie zmamię,
Krwią tą pola i rolę użyźnię,
I synów z krwi i tej dam kiedyś Ojczyźnie.

Proszę Wysoki Sąd dla Romana Bulczyńskiego o wyrok ludzki. I to jest wszystko, co chciałem powiedzieć”.
(cyt. za: „Poznański Czerwiec 1956” Zofii Trojanowicz i Jarosława Maciejewskiego, Poznań 1981, Wyd. Poznańskie)

Małgorzata Musierowicz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2003