Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Siadam w cieniu kolumnady i po prostu patrzę przed siebie. Wytężam wzrok tak długo, aż przestanę widzieć tę monstrualną górę marmuru, alabastru i spiżu, którą przez 161 lat wznoszono za rządów 22 kolejnych oberklechów. Kontur z wolna się zaciera, kształt pogrąża się we mgle i otchłani, którą śmiertelni nazywają przeszłością. Jakpodczas seansu u hipnotyzera skupiam się wyłącznie na jednym – na strzelistym obelisku, którym niczym gigantyczny kolec mierzy w niebiosa.
Niemal dwa tysiące lat temu stał tu podobny obelisk. To przy nim rozpędzone rydwany brały ostry zakręt. Nieraz pod działaniem potężnych sił i naprężeń pękały osie i drewniane koła, a woźnica wylatywał jak z katapulty – komicznie machając w powietrzu rękami, jakby tonął albo usiłował pochwycić jakiś niewidzialny dla widza punkt oparcia. Kiedy zaś w końcu z głuchym hukiem uderzał o ziemię – konie rżały z przerażenia, a tłum wył z rozkoszy.
Oto cyrk Gajusza i Nerona, owalna arena u stóp watykańskiego wzgórza – Ager Vaticanus, miejsce głośnych na całe imperium wyścigów rydwanów i spektakli z udziałem najdzikszych bestii, jakie znajdziesz pod słońcem. Tu, na drugim brzegu Tybru klimat jest niezdrowy i wilgotny. Malaryczny. Roi się od komarów, węży i wszelakiego robactwa. Mieszkać się nie da, ale przez kilka godzin nikomu to w niczym zaszkodzić nie zdoła. Zresztą człowiekowi w tym marnym życiu trzeba nie tylko chleba, ale i igrzysk. Zwłaszcza teraz, gdy miasto dumnie rozpościerające się na siedmiu wzgórzach: Kapitolu, Palatynie, Kwirynale, Awentynie, Wiminale, Celiusie i Eskwilinie – leży w zgliszczach. Powiadają, że tu i ówdzie wciąż ciepłych od wielkiego pożaru, który latem szalał przez sześć długich dni i siedem jeszcze dłuższych nocy.
A takie kataklizmy nie zwykły zdarzać się przypadkowo, prawda? Dlatego gdy wydarzy się coś tak strasznego, tak niepojętego, tak krzywdzącego – powinnością rządzących jest znaleźć i osądzić winnych. O co wcale nie tak znowu trudno, jeżeli naprawdę chce się winnych znaleźć.
O, patrzcie – jeden ze skazanych właśnie wchodzi na arenę. Bo dziś nie będzie ani ścigających się rydwanów, ani walk z groźnymi niedźwiedziami czy lwami. A mimo to publika dopisała. Doskonale wie, że rozrywka czeka ją ekstraordynaryjna.
Z wysoko położonych miejsc dla plebsu widać jedynie niewielką, skuloną postać. Ale z lóż patrycjuszy dostrzec można nawet grymas twarzy. Skazaniec jest już stary, lecz muskularne ramiona i uda zdradzają dawną krzepę. Teraz jednak wlecze się noga za nogą – ubiczowany, na barkach dźwigając poprzeczną belkę. Sam musi sobie przynieść narzędzie męki. To dodatkowy element kary. Na szyi zawieszono mu tabliczkę z tytułem winy: „Podpalenie”. Tak, tak – walor wychowawczy przede wszystkim!
Mamrocze coś do oprawców. Co takiego? Głupiec mówi, że nie jest godzien umierać jak jego Mistrz? Cóż, klient nasz pan. Ukrzyżuje się podpalacza głową w dół. Tego w słynnym cyrku Gajusza i Nerona jeszcze nie było!
Faktycznie, widok wart jest każdych pieniędzy. Starzec wisi głową w dół, jego rzadkie, posklejane krwią włosy sięgają niemal ziemi. Twarz z czasem czerwienieje i nabrzmiewa, ból z coraz większą siłą pulsuje w czaszce. Słabnące serce nie jest już w stanie wypompowywać krwi z mózgu i płuc...
I wtedy, drogi Piołunie, budzę się jakby z drzemki i znowu widzę plac, i monstrualną górę marmuru, alabastru i spiżu. I trudno mi pojąć, że to wszystko dokoła zbudowano na śmierci. Śmierci, która miała przecież być naszym narzędziem i sojusznikiem.
Twój kochający stryj Krętacz
©