Pożegnanie z fikcją

Do końca marca 600 japońskich żołnierzy wyląduje w Samawie, 300 km na południe od Bagdadu. Główny cel misji to pomoc w odbudowie kraju. Ważniejsze jest jednak, że po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej Japończycy jadą w obszar walki i to bez autoryzacji ONZ.

29.02.2004

Czyta się kilka minut

Po zakończeniu akcji “Pustynna Burza" w 1991 r. władze Kuwejtu wykupiły w “The New York Times" całostronicowe ogłoszenie, w którym podziękowały kilkudziesięciu krajom za pomoc w wyzwoleniu z irackiej niewoli. Japonię pominięto, mimo że wyłożyła na akcję 13 mld dolarów. Spętani pacyfistyczną konstytucją Japończycy mogli się tylko przyglądać, jak siły koalicji walczą w regionie, który w 90 proc. zasila ich gospodarkę w ropę. Japończykom zarzucono cynizm i uprawianie “czekowej dyplomacji".

Od tego czasu w Japonii sporo się zmieniło. Skończył się szybki wzrost gospodarczy, uchwalono nową ordynacją wyborczą, kraj ma wreszcie szansę na dwupartyjny system parlamentarny, a Siły Samoobrony (SDF) udzielają się w akcjach humanitarnych. Nie zmieniło się jedno: druga potęga gospodarcza świata jest zdana w polityce obronnej na łaskę Stanów Zjednoczonych. Suwerenność Japonii od ponad 50 lat krępuje nierówny sojusz wojskowy z USA i nietknięta od 1947 r. pacyfistyczna konstytucja.

Na początku lat 90. konserwatywny polityk Ichiro Ozawa chciał przywrócić Japonii normalność, tak by mogła się wreszcie zatroszczyć o własne bezpieczeństwo i odgrywać rolę zgodną z gospodarczym potencjałem. Dziś decyzją rządu japońskie Siły Samoobrony wyruszają do Iraku. Opozycja żąda głowy premiera Jun’ichiro Koizumiego za łamanie konstytucji, a ten odpowiada: “Japonia nie wzbudzi szacunku w świecie, dopóki będzie odmawiać ryzykowania życia swoich żołnierzy za granicą".

Waszyngton - nasz obrońca

“Uczciwie aspirując do pokoju międzynarodowego, opartego na sprawiedliwości i porządku, Japonia na zawsze wyrzeka się wojny jako suwerennego prawa narodu oraz gróźb lub użycia siły jako środków rozwiązywania międzynarodowych dysput. Dla osiągnięcia tego celu siły lądowe, morskie i powietrzne oraz inny potencjał wojskowy nigdy nie będą utrzymywane. Nie uznaje się prawa państwa do walki zbrojnej". Tak brzmi wymyślony przez Amerykanów artykuł 9 konstytucji, który na 60 lat przesądził o powojennej polityce zagranicznej Japonii. Doktrynę, kojarzoną z nazwiskiem jej twórcy - Shigeru Yoshidy (premier Japonii w latach 1946-54), można wyłożyć następująco: Japonia powierza bezpieczeństwo Amerykanom, a sama zajmie się robieniem pieniędzy. Realizm Yoshidy polegał na ustawieniu priorytetów: najpierw odbudowa zniszczonej gospodarki, potem, jeśli w ogóle, wydatki na obronę. Rozumiał nieufność, jaką jego kraj budził w regionie po zbrodniach wojennych i że jedyna droga powrotu do Azji po surowce, a później na rynki zbytu, prowadzi tylko przez ścisłe związki z USA i pacyfizm.

Amerykanie wkrótce pożałują pomysłu utworzenia “azjatyckiej Szwajcarii" (słowa gen. Douglasa McArthura, w latach 1945-51 dowódcy wojsk okupacyjnych w Japonii) i zaczną domagać się od Japończyków remilitaryzacji. Zrażą tym do siebie na zawsze japońską lewicę i dużą część społeczeństwa, która poczuje się oszukana i zarzucać będzie Amerykanom - nie bez racji - hipokryzję.

Do dziś toczy się w Japonii spór, czy art. 9 był dobrym rozwiązaniem. Prawica nigdy nie pogodziła się z oddaniem obrony kraju w obce ręce. Bardziej umiarkowani historycy powiedzą, że w dwubiegunowym świecie było to jedyne wyjście dla zniszczonej i obciążonej przeszłością Japonii. Tym bardziej, że wykorzystała szansę i stała się gospodarczym gigantem. Nawet jeśli mają rację, nie zmieni to faktu, że wspomniany artykuł wyrządził w późniejszych latach japońskiej demokracji wiele złego. Kraj tak znaczący jak Japonia, który za sąsiadów ma ZSRR, Chiny i Koreę Północną, mógł sobie przez dziesięciolecia pozwolić na uprawianie pacyfizmu tylko dlatego, że oddał się w militarną opiekę USA. Ian Buruma, angielski pisarz i dziennikarz, pisał: “Moralizm w polityce jest zwykle oznaką impotencji. W końcu co miał robić Japończyk, jak nie głosić (pacyfistyczne) kazania, skoro w kraju reprezentuje go skorumpowany jednopartyjny rząd, a za granicą Waszyngton".

Paraliż, w którym znalazła się Japonia, wykreślił z codziennej dyskusji politycznej sprawy tak ważne dla demokratycznego państwa, jak obronność i racja stanu. Wywołało to w społeczeństwie najpierw frustrację, a później zobojętnienie i cynizm. Kurczowe trzymanie się pacyfizmu stanowi jedno ze schorzeń japońskiej demokracji.

Próby zmiany konstytucji nigdy się nie powiodły - rządzącej przez pół wieku po wojnie Partii Liberalno-Demokratycznej brakowało wymaganej większości 2/3 głosów, a lewica, obawiając się powrotu imperializmu, była zmianom przeciwna. Później zmiana konstytucji stała się tematem tabu. Kolejni przywódcy z “akademii Yoshidy" podążali drogą wytyczoną w latach 40. przez poprzednika.

Na pierwszy rzut oka treść artykułu 9 wygląda jednoznacznie. Japonia nie powinna mieć ani jednego żołnierza. W istocie artykuł okazał się jednym z bardziej giętkich zapisów w historii konstytucjonalizmu. Koizumi mówi wprost: “Konstytucję można zmieniać wraz ze zmieniającą się rzeczywistością, a jeśli nie można, nie uważam za złe, by zmienić jej interpretację".

Formalnie Japonia nie ma więc ani sił zbrojnych (nie wolno jej), ani ministerstwa obrony. Utrzymuje za to 240-tysięczną quasi-armię, Siły Samoobrony, które podlegają premierowi. SDF dysponuje trzecim co do wielkości budżetem wojskowym na świecie. Jest “armią" nowoczesną, ale wyposażoną głównie w broń defensywną. Naginanie zapisów konstytucji do rzeczywistości umożliwiło Japończykom ochronę terytorium, a później włączanie się choćby w akcje humanitarne. Jednak trwające od pół wieku kłótnie w parlamencie o interpretację poszczególnych artykułów na pewno nie umacniają japońskiej demokracji, w której ustawa zasadnicza winna być przecież przedmiotem zgody narodowej.

Japońska droga do normalności

“Dzisiaj dokonuje się historia: pierwszy raz po drugiej wojnie światowej japońscy żołnierze udają się do strefy walki (combat zone)" - tak powitał Japończyków w Iraku rzecznik wojsk amerykańskich kpt. Randau Bancon. Czy misja stanie się przełomem dla japońskiej dyplomacji? Wydarzenia ostatnich lat - wojna z terrorem, atomowe groźby Phenianu, rozwój Chin - uświadomiły Japończykom, że świat jeszcze długo nie będzie pacyfistyczny. Nie da się już kupować spokoju za gotówkę, a dalsze chowanie się za konstytucją może sprowadzić na kraj nieszczęście.

Zaczyna to rozumieć społeczeństwo. Więcej niż połowa Japończyków popiera misję w Iraku (wg agencji Kyodo nawet 70 proc.), 47 proc. chce zmian konstytucji, a prawie nikt już nie sprzeciwia się wysyłaniu SDF na akcje humanitarne. W 1960 r. podpisanie układu wojskowego z USA wyprowadziło na ulice Tokio milion demonstrantów. Prawicowy fanatyk zasztyletował wtedy przywódcę opozycyjnej Partii Socjalistycznej, a prezydent Dwight Eisenhower zmuszony był odwołać wizytę w Tokio. Teraz na styczniową demonstrację przeciw irackiej misji do parku Hibiya przyszło 6 tys. osób. Czasy się zmieniają?

Amerykanie wciąż gotowi są bronić Japończyków, ale oczekują od swego alianta większego zaangażowania. Dlatego rząd Koizumiego od dwóch lat stoi przy swoim sojuszniku, narażając się ze strony opozycji na zarzut bycia “agentem Ameryki w jej imperialistycznych rozgrywkach". Lewicująca “Asahi" w komentarzu redakcyjnym dodaje - jak zwykle obrazowo - że “misja w Iraku została politycznie i prawnie wepchnięta w przełyk narodu, dzieląc opinię publiczną na pół".

Nie zmieniając konstytucji, Japończycy próbują uprawiać bardziej asertywną politykę obronną. W 2002 r. japoński niszczyciel wyruszył do Zatoki Perskiej, by świadczyć usługi logistyczne Amerykanom w Afganistanie (“zinterpretowano" wtedy art. 73 o “zarządzaniu sprawami międzynarodowymi"). Potem Japonia zapowiedziała kolejno: udział w programie budowy tarczy antyrakietowej, zniesienie zakazu eksportu broni, a szef Agencji Obrony i zarazem minister obrony Shigeru Ishiba nie wyklucza uderzenia wyprzedzającego na Phenian. Rysuje się wreszcie w parlamencie większość dla zmiany konstytucji, choć jak przyznaje Koizumi, na zmianę art. 9 potrzeba co najmniej pięciu lat.

Droga do “normalności" nie będzie łatwa. SDF, mimo nowoczesnego wyposażenia, nie jest regularną armią i brak jej doświadczenia. “Jestem gotów poświęcić życie za ojczyznę i rodzinę, ale nigdy nie mierzyłem do człowieka z pistoletu, więc czuję się dziwnie" - zwierzał się w telewizji jeden z młodych członków SDF przed odlotem do Iraku. Porzucenie pacyfizmu i możliwość swobodnego decydowania o własnym losie nie rozwiąże też na pewno tradycyjnego dylematu japońskiej dyplomacji: jak zapewnić sobie bezpieczeństwo w niestabilnym regionie, utrzymując multilateralną i pro-ONZ-owską politykę - konieczną ze względu na brak surowców i uzależnienie Japonii od eksportu. Pozostaje jeszcze kwestia niezagojonych ran z przeszłości; niektórzy sąsiedzi wciąż chcą widzieć w Japonii kraj, któremu nie można zaufać.

W 1853 r. “czarne okręty" amerykańskiego komandora Matthew Perry wymusiły na Japonii przerwanie trwającej 250 lat izolacji. Od tego czasu Japonia przeszła kolejno przez okres rewolucji Meiji i gwałtownego rozwoju, szaleństwa militaryzmu, klęskę i wreszcie cud gospodarczy. Jeśli przyjąć datę 1853 za początek drogi, której zwieńczeniem ma być Japonia jako kraj liberalny o dojrzałej demokracji, odpowiedzialny i przyjazny dla świata, ale też w silnym sojuszu obronnym, który najlepiej służy jego interesom, to teraz do tego celu jest bliżej niż kiedykolwiek. Pora dorosnąć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2004