Jak stworzono nowoczesną Japonię

Gdyby rozejrzeć się z Tokio po świecie, Japonia jawi się jako oaza spokoju i dobrobytu. To kraj zbudowany przez Japończyków dla Japończyków. Jego źródeł trzeba szukać w wydarzeniach, które zaczęły się 150 lat temu.

05.03.2018

Czyta się kilka minut

Na ulicach Kioto, maj 2017 r. / YURI SMITYUK / TASS / FORUM
Na ulicach Kioto, maj 2017 r. / YURI SMITYUK / TASS / FORUM

Była jesień roku 1868, gdy 15-letni ­cesarz Mutsuhito, usadowiony w lektyce dwa metry nad ziemią, wyruszył w najdalszą podróż swego życia – z jednej ery do drugiej. Orszak cesarski opuścił pałac w Kioto, aby po dwóch miesiącach dotrzeć do Edo. Do tej pory miasto Edo było siedzibą szogunów. Właśnie zmieniło swą nazwę na Tokio, stając się nową stolicą kraju.

Kończyło się panowanie szogunatu Tokugawy, który na ponad 200 lat odciął Japonię od świata. Nowa „era Meiji” (dosłownie: „oświeconych rządów”, datowana na lata 1868–1912) stanie się synonimem rewolucyjnych zmian i gwałtownego rozwoju. W krótkim czasie feudalna i zacofana Japonia przekształci się w nowoczesne państwo i imperialną potęgę.

Mija właśnie 150 lat od tamtych wydarzeń. Japończycy będą je celebrować przez cały rok – zastanawiając się przy okazji, jak z bagażem nabytych doświadczeń odpowiedzieć na dzisiejsze wyzwania.

Otwarcie

Impuls do zmian przyszedł z zewnątrz. W 1853 r. Amerykanie wymusili na Japonii przerwanie izolacji, pod groźbą inwazji. Szogun ustąpił, wiedząc, że w starciu z armatami wroga jego samurajskie miecze będą bez szans. Wkrótce na wyspach japońskich powstaną tzw. Porty Traktatowe – w istocie przyczółki kolonialne, gdzie obcy nie będą podlegać japońskiemu prawodawstwu.

Nie wszystkim w kraju spodobała się uległość władz. Rebelia wyszła z południowych prowincji Satsuma i Choshu, młodzi samuraje zażądali „wyrzucenia barbarzyńców i przywrócenia cesarza”.

Japonia miała do tej pory dwa ośrodki władzy. Cesarz rezydował w Kioto, oddając się głównie obrzędom religijnym i kultywowaniu tradycji. Faktycznie krajem rządził szogun, będąc kimś w rodzaju wojskowego dyktatora.

Społeczeństwo składało się z czterech kast, od góry byli to: samuraje, chłopi, artyści i kupcy. Z biegiem lat system ten stał się anachroniczny – w kraju panował pokój i bezczynni samuraje zadłużali się często u prosperujących kupców. W kraju narastała więc potrzeba zmian, zanim jeszcze pojawili się Amerykanie.

Podwójna struktura władzy umożliwiła zbuntowanym samurajom dokonanie rewolucji. Zgromadzeni wokół autorytetu cesarza, wystąpili przeciw nieudolnym rządom szoguna. Po otwarciu kraju, w atmosferze chaosu i gnicia starego porządku, dochodzi do wojny domowej. Ostatecznie wojska szoguna ponoszą klęskę, a cesarz zasiada na tronie w Tokio.

Młodzi rebelianci z dalekiej prowincji zdominują życie polityczne Japonii przez następne pół wieku.

Kopiowanie Zachodu

Krajobraz, który roztaczał się z nowej stolicy, budził jednak trwogę. Kraj był słaby, zacofany, panoszyli się po nim obcy. Co gorsza, zachodni imperializm nabierał tempa. Nawet Chiny wydawały się bezbronne i beznadziejnie anachroniczne wobec wigoru białych barbarzyńców. Wybór był zatem prosty: albo Japonia sama padnie ofiarą kolonializmu, albo szybko zbuduje silne nowoczesne państwo i obroni suwerenność. Tylko jak to zrobić?

Jeszcze z Kioto cesarz wydał dokument nakazujący „szukania wiedzy za granicą”. W 1871 r. wyrusza słynna misja Iwakury: przez blisko dwa lata 55 notabli będzie podróżować po świecie, próbując rozwikłać tajemnicę zachodniej siły. Niektórzy już w garniturach, inni ciągle w kimonach, odwiedzą USA i większość krajów Europy, przejadą pociągiem z Berlina do Sankt Petersburga, w drodze powrotnej zatrzymają się m.in. w Egipcie oraz w krajach Azji Południowo-Wschodniej.

Wysłannicy spostrzegli, że świat białego człowieka nie jest jednorodny. Rosja była zacofana wobec Anglii czy Francji, bogate kraje zaś różniły się między sobą formą rządów. Dla skutecznego rządzenia jakiś rodzaj władzy przedstawicielskiej, nawet ograniczony, wydawał się jednak niezbędny. Zauważono też rolę chrześcijaństwa w zamożnych społeczeństwach, konstatując, że w Japonii nie ma podobnego, osadzonego w mistyce systemu moralnego, który łączyłby naród.

Warto odnotować też uwagi o zachodniej dyplomacji, bo trwale wpłyną one na postrzeganie świata przez Japończyków. „Choć dyplomaci zachodnich krajów emanują przyjaźnią i manierami, sekretnie nikt tam sobie nie ufa. Zwłaszcza małe kraje (...) są jak jeżozwierze stroszące igły, cały czas wzmacniają obronę i nawet na chwilę nie mogą rozluźnić pasków od hełmów”.

W sumie jednak sytuacja Japonii nie była tak beznadziejna, jak na początku sądzono. Dystans wydawał się do nadrobienia. Dopiero co zjednoczone Niemcy przeszły rewolucję przemysłową zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej.

Ostatecznie zdecydowano, aby industrializację oprzeć na wzorach angielskich, system szkolnictwa na amerykańskich, we Francji zaś podpatrzono organizację armii i prawodawstwa. „Nasi ludzie nie są gorsi od Amerykanów czy Europejczyków, wszystko jest sprawą edukacji albo jej braku” – konkludowano po powrocie. Od początku liczyła się też budowa narodowego prestiżu. „Chodzi o to, żeby w zachodniej psychice oderwać Japonię od zacofanej Azji” – pisał słynny myśliciel Fukuzawa.

Cesarz bogiem i żołnierzem

Ameryka mogła fascynować Japończyków dynamiką, ale na pewno już nie demokracją. Dla byłych samurajów, wychowanych w konfucjańskiej tradycji, rządy ludu kojarzyły się z populizmem i chaosem. Dużo ciekawiej prezentował się model niemiecki, z ograniczoną rolą parlamentu i twardymi rządami kanclerza Bismarcka. Co więcej, w przeciwieństwie do krajów anglosaskich, gdzie członkiem wspólnoty zostawało się przez nabycie praw politycznych, w wilhelmińskich Niemczech obywatelstwo oparto na etniczności i kulturze sięgającej teutońskiej mitologii. Do pomocy w pisaniu konstytucji Meiji zaproszono więc niemieckich prawników.

Dokument, który powstał w 1890 r., był niezwykłą hybrydą. Przewidziano w nim dwuizbową legislaturę i ograniczone do najzamożniejszych wybory, ale odwoływano się też do mitologii oraz do rzekomo antycznych, a w istocie świeżo utworzonych rytuałów. Nowa religia, tzw. szinto państwowe, miała spajać naród. Jej naczelnym kapłanem, a zarazem głową państwa i zwierzchnikiem sił zbrojnych został cesarz, łącząc w sobie boskie i ludzkie atrybuty. Podważenie decyzji cesarskiej było więc bliskie naruszeniu religijnego dogmatu.

Jednak to nie cesarz zarządzał państwem, lecz skupieni wokół tronu dworzanie i oligarchowie, wymieniający się na fotelu premiera. Kraj miał więc rząd i parlament, ale o ważnych sprawach decydowano gdzieś za parawanem w imieniu cesarza.

Dopóki żyli pierwsi oligarchowie, których autorytet trudno było podważyć, system działał. Potem coraz częściej armia pozwalała sobie na niesubordynację, ingerując w świat polityki i inicjując konflikty zbrojne za granicą. Tłumaczenie było zawsze to samo: działamy w imieniu cesarza lub chronimy cesarski honor przed brudnym światem polityki. To zachowanie zawiedzie w końcu Japonię do katastrofy.

Tymczasem nastała jednak chwila, by cesarz wręczył swoim poddanym nową konstytucję. Najpierw w stroju kapłana szinto oddał on hołd swym przodkom aż do bogini słońca Amaterasu. Potem, już w mundurze wojskowym, otoczony dworzanami we frakach, podejmował zagranicznych dyplomatów.

Eksplozja wolności

Zanim państwo Meiji przystąpi do dyscyplinowania swoich obywateli, przez pierwszą dekadę po roku 1868 wielu Japończyków otworzy się na świat z rozpostartymi szeroko ramionami i zacznie korzystać z dostępnych swobód. Drugi raz taka atmosfera powtórzy się dopiero po 1945 r.

Kroniki donoszą o zdziwieniu cesarza, gdy wizytując prowincjonalną szkołę w 1876 r., usłyszał uczniów recytujących Cycerona. Po wioskach i miasteczkach ludzie spontanicznie tworzyli projekty reform kraju. Sto lat później w jednym z takich miejsc odkryto gotowy projekt konstytucji, napisanej wyraźnie pod wpływem anglosaskich filozofów oświecenia.

Najodważniejsi modernizatorzy sugerowali porzucenie japońskiego pisma, mieszane związki małżeńskie z białą rasą, a nawet chrystianizację Japonii. Do tego nigdy nie doszło, ale gdy w 1873 r. zniesiono zakaz nałożony parę wieków wcześniej na chrześcijaństwo, w ciągu zaledwie dwóch dekad stało się ono modnym „nowoczesnym” wyznaniem.

Również władze wykonają szereg gestów, aby w oczach Zachodu pokazać się jako kraj już nowoczesny i móc odzyskać suwerenność nad Portami Traktatowymi. Zakazano więc eksponowania nagości w miejscach publicznych czy sprzedaży kobiet do prostytucji. W Tokio organizowano bale, na których dawni samuraje, w obecności zachodnich dyplomatów, tańczyli niewprawnym krokiem polki i walce.

Jednak obok tej maskarady zachodziły trwałe zmiany. Do Japonii nadciągali naukowcy, misjonarze i inżynierowie, którzy zakładali szkoły, uniwersytety i szpitale. Część z tych placówek przetrwa do dziś. Pierwsze pokolenie Meiji będzie lepiej znało angielski niż następne. W ­latach 1868–1902 wydano 11 tys. paszportów na studia za granicą.

Społeczeństwo samurajów

Przywódcy Meiji byli coraz bardziej zaniepokojeni, że Japończycy ulegają obcym wpływom. Uznano, że ­społeczeństwo potrzebuje nowego uniwersalnego kodu postępowania. Rolę tę spełnią dwa dokumenty cesarskie: jeden określi obowiązki armii, drugi zasady wychowania Japończyków.

Żołnierze mieli być całkowicie posłuszni woli cesarza, lojalnością „cięższą niż góry”, gdzie „śmierć jest lżejsza od piórka”. Kult cesarski przedstawiono jako istotę japońskości i najintymniejszą z relacji. Z kolei „Rozporządzenie Cesarskie o Edukacji” miało charakter świętego pisma, przed którym każdy Japończyk musiał się pokłonić. Poza obowiązkiem zdobywania wiedzy, kultywowania cnót rycerskich i przestrzegania konstytucji, istotą dokumentu było posłuszeństwo – wobec rodziców, przełożonych, aż po cesarza, który stanowił źródło prawdy i moralności.

Oznaczało to ni mniej, ni więcej, że w świeckim wymiarze całe społeczeństwo przekształcono w samurajów. Lojalność i kodeks zachowań, które kiedyś dotyczyły wybranej kasty, teraz objęły wszystkich, a feudalnego pana zastąpił cesarz.

Japonia szła zatem wyraźnie antyliberalnym kursem. W tamtych czasach jednak ujednolicona edukacja i narodowa armia z poboru stanowiły istotny element scalenia i modernizacji kraju. Wcześniej, w czasie wojny domowej, gdy szogunat chylił się ku upadkowi, chłopi – nie poczuwając się do lojalności – sprzedawali swoje produkty obu stronom konfliktu. Teraz państwo Meiji tworzyło patriotów z wszystkich Japończyków, utożsamiających dobro ojczyzny ze swoim własnym i gotowych dla niej do poświęceń.

Wkrótce przekonają się o tym sąsiedzi Japonii.

Początki imperium

W latach 1894-95, a potem 1904-05 Japonia stoczy dwie zwycięskie wojny – z Chinami i Rosją. W obu przypadkach poszło o kontrolę nad Koreą, która obok Tajwanu stanie się japońską kolonią.

Konflikt z Chińczykami postrzegano w Tokio jako starcie dwóch cywilizacji, z których jedna potrafiła się zmodernizować, a druga, ta chińska, pogrąża w dekadencji. Z kolei triumf nad państwem carów oznaczał ugruntowanie statusu Japonii jako regionalnej potęgi. Równie istotne było to, że pierwszy raz we współczesnych dziejach białe mocarstwo imperialne musiało uznać wyższość przedstawiciela innej rasy.

Dynamika i konsekwencja, z jaką wykazali tę wyższość, mogła zaszokować – nie tylko Rosję. Japończycy uderzyli z zaskoczenia na siły rosyjskie w okolicach Port Arthur, dalej w Cieśninie Cuszimskiej niemal doszczętnie zniszczyli potężną Flotę Bałtycką wroga (przerzuconą wcześniej z Europy na morza azjatyckie), przy minimalnych stratach wśród własnych okrętów.

Walki prowadzone wtedy na lądzie, w której zginęły setki tysięcy Rosjan i Japończyków, stanowiły preludium do I wojny światowej. Obie strony wyrzynały się wzajemnie, szturmując z okopów pod zmasowanym ostrzałem wroga i przez pola minowe.

Świat był w szoku po wyczynach japońskiej armii. Zwłaszcza zniewolone narody na wszystkich kontynentach, włącznie z Polską pod zaborami, odnotowały to, co się wydarzyło: pokonanie imperialnego mocarstwa nie było niemożliwe.

Japończycy fetowali sukces, ale nie tak entuzjastycznie jak po wojnie z Chinami. Uważali, że dostali za mało w ramach wojennych reparacji. W Tokio doszło do gwałtownych demonstracji, spalono kilka kościołów. Wyczuwało się też melancholię. Kraj tracił niewinność, rosnąca potęga okupiona została tysiącami ofiar.

Bez dogmatu

Do wygrywania wojen potrzeba silnej gospodarki. Japonia czasu Meiji, jak wcześniej kraje Zachodu, przeszła rewolucję przemysłową. Warunki pracy w kopalniach i przędzalniach były równie złe albo gorsze od tych, które znamy z powieści Dickensa czy Reymonta.

Warto zatrzymać się jednak na specyfice japońskiego modelu gospodarczego.

Rozwój gospodarki niemal w całości oparto na kapitale własnym. Wyjątkiem były pożyczki na budowę pierwszej linii kolejowej oraz na wojnę z Rosją. W tym drugim przypadku pieniądze pochodziły od żydowskich bankierów, gotowych wspomóc wojnę z krajem znanym z anty­żydowskich pogromów. Niechętnie patrzono natomiast w Japonii na zagraniczne inwestycje. Przestrogą był Egipt, ubezwłasnowolniony przez obcy kapitał. Gospodarkę napędzały więc rodzime wielo­branżowe konglomeraty, tzw. zaibastu, wspierane przez państwo. Giganty takie jak Mitsui czy Mitsubishi zaczną stopniowo wychodzić na rynki zagraniczne i przynosić krajowi dewizy.

Z perspektywy czasu najważniejszy może być jednak zapis z misji Iwakury po świecie. Oto przed zacumowaniem w Anglii jedna z wielkich postaci Meiji – niejaki Ito Hirobumi – ostrzega współtowarzyszy, że miejscowi politycy i przemysłowcy będą przekonywać Japonię do wolnego handlu. „Tak długo jak obce produkty są tańsze, Japończycy nie będą kupować własnych. Dlatego nakłada się cła importowe, zwane podatkiem defensywnym. Zacofane kraje jak nasz opóźnią nadejście cywilizacji, jeśli tego nie zastosują. (...) To niemoralne, ale stanowi jedyną drogę do wzbogacenia własnego kraju. Właśnie tak Anglia osiągnęła prosperity i zdominowała światowy przemysł”.

Pojmowanie gospodarki w Japonii niewiele zmieniło się od tamtego czasu.

Rozterki duszy

Nawet gdyby przywódcy Meiji nie zdecydowali się zakotwiczyć kraju na nowo w tradycji, to część japońskiego społeczeństwa sama zapewne zaczęłaby szukać powrotu do korzeni.

Mechanizm jest uniwersalny. Po otwarciu na świat, który stoi wyżej w rozwoju, po okresie zachwytu okazuje się, że szybkie kopiowanie obcych rozwiązań prowadzi do zachwiania tożsamości. Ludzie zaczynają się zastanawiać nad tym, kim są, a niektórzy szukają twardego oparcia w wartościach.

Widać to dobrze na przykładzie literatury okresu Meiji i życiu osobistym samych pisarzy. Najsłynniejszy z nich – Natsume Soseki – przestrzegał, że zbyt szybki rozwój skończy się dla Japonii „załamaniem nerwowym”. Bohaterowie jego powieści to często ludzie osamotnieni, których świat znany z dzieciństwa runął, i którzy nie potrafią odnaleźć się w nowym. Losy autorów takich jak Tanizaki, Akutagawa czy później Kafu pokazują różne sposoby zmagania się z nową rzeczywistością. Jedni duchową pustkę wypełniają chrześcijaństwem, inni marksizmem, jeszcze inni zamykają się w świecie wyimaginowanej przeszłości.

Dla wielu Japończyków bolesne było też zderzenie wyobrażeń o Zachodzie z rzeczywistością. Uemura Kenzo, który stał się chrześcijaninem, jechał do Ameryki z przekonaniem, że spotka samych braci w wierze pozdrawiających się słowem „alleluja”. Przeżył więc szok, gdy odczuł dyskryminację rasową. Dziwiło go też, że Amerykanie zamykają drzwi na klucz, podczas gdy w pogańskiej Japonii nikt tego nie robi.

Wielu z tych entuzjastów Zachodu zrobi później zwrot o 180 stopni, stając się wiernymi wyznawcami boskości cesarza i ekspansji jego imperium. Ból rozdartej duszy będą już mieli za sobą.

Made in Japan

Restauracja Meiji stanie się dla wielu krajów przykładem do naśladowania, mimo że wtedy zaczął się też rodzić japoński militaryzm. Trudno jednak za Nanking (gdzie w latach 30. XX w. armia japońska wymorduje kilkaset tysięcy Chińczyków), za ówczesną agresywną ekspansję albo za zbrodnie popełniane podczas II wojny światowej winić dawnych samurajów. Ekstremizm zawładnął Japonią już po ich śmierci, choć również wskutek stworzonego wcześniej modelu państwa.

Wiemy o tym od dawna. Czy da się jednak dziś spojrzeć na restaurację Meiji inaczej niż np. w jej setną rocznicę? Jest to możliwe o tyle, o ile zmienia się percepcja Japonii na przestrzeni lat. To, co kiedyś uchodziło za anachronizm lub błąd, nagle jawić się może jako pragmatyzm.

Co sądzić bowiem o obecnej administracji USA, która odkryła, że kapitał ma narodowość i nakłania amerykańskie firmy do inwestowania w kraju, a nie za granicą? Japonia wie to od czasu Meiji – i nie tylko tutaj wyłamuje się z wolnorynkowej ortodoksji. Trudno wszak wąsko rozumianym rachunkiem ekonomicznym tłumaczyć obecność takich zawodów, gdzie jedynym obowiązkiem jest naciskanie guzików w windzie i kłanianie się pasażerom. Alternatywą jednak byłby wzrost bezrobocia i kosztów społecznych z tym związanych.

Uparte podążanie Japonii własną drogą może stanowić wyzwanie dla wciąż zmieniającego się świata. Kraj opiera się większości współczesnych ideologii i radzi sobie całkiem nieźle. Homogeniczne społeczeństwo uważa się tutaj za wartość samą w sobie, stąd niechęć do imigracji i zamknięte drzwi dla uchodźców.

Japonia leży na wyspach. Ale jej odrębność wynika też z faktu, że od czasów Meiji, pomimo wojennych turbulencji, nie doszło tu do zerwania ciągłości elit, które odtwarzają podobny sposób postrzegania rzeczywistości.

Zasklepianie się we własnym świecie może oczywiście prowadzić do patologii. Nie doszłoby do awarii w elektrowni atomowej w Fukushimie, gdyby nie klanowe powiązania w japońskim sektorze atomowym. Nikt rozsądny nie zaprzeczy też, że wymuszona po 1945 r. na Japończykach demokracja jest lepsza niż militaryzm i kult cesarza-boga.

Nie ma miejsc idealnych. Dziś japońska gospodarka rośnie słabo, społeczeństwo się starzeje, Chiny prężą muskuły, dylemat otwarcia się na imigrację staje się palący. Premier Abe porównuje te wzywania do tych sprzed 150 lat.

A jednak, gdy rozejrzeć się dziś z Tokio po świecie – jak kiedyś samuraje u początku ery Meiji – to Japonia jawi się jako oaza spokoju i dobrobytu. To kraj zbudowany przez Japończyków dla Japończyków.

Ktoś krytyczny mógłby dorzucić: i dla nikogo więcej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Specjalizuje się w tematyce Azji Południowo-Wschodniej, mieszka po części w Japonii, a po części w Polsce. Stale współpracuje z „Tygodnikiem”. W 2014 r. wydał książkę „Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima”. Kolejna jego książka „Hongkong. Powiedz,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2018