Skandal po japońsku

Ponura sekta religijna, z którą okazuje się powiązana znaczna część elit politycznych – to nie teoria spiskowa, lecz japońska rzeczywistość. Co mówi o tym kraju i jego powojennej historii?

14.11.2022

Czyta się kilka minut

Uroczystości upamiętniające byłego premiera Shinzo Abego w prefekturze Yamaguchi. Japonia, 15 października 2022 r. / DAISUKE URAKAMI / AP / EAST NEWS
Uroczystości upamiętniające byłego premiera Shinzo Abego w prefekturze Yamaguchi. Japonia, 15 października 2022 r. / DAISUKE URAKAMI / AP / EAST NEWS

8 lipca tego roku 41-letni Tetsuya Yamagami zastrzelił byłego premiera Japonii Shinzō Abego. Strzelał z własnoręcznie skleconej broni. Zamach wywołał szok wśród Japończyków, nieprzywykłych do politycznej przemocy, jak również za granicą, gdzie Abe dał się poznać jako najbardziej wyrazisty japoński lider od dekad. Zatrzymany na miejscu sprawca oświadczył, iż kierował się zemstą: Abe miał być powiązany z sektą religijną, która przed laty uwiodła jego matkę, na koniec doprowadzając do finansowej ruiny całą jego rodzinę.

Z początku zeznania zamachowca mogły wydać się majaczeniem człowieka nieszczęśliwego lub chorego psychicznie. Jednak stopniowo zaczęły się potwierdzać. Okazało się, że związki z tajemniczą organizacją religijną – znaną jako Kościół Zjednoczeniowy lub sekta Moona – miał nie tylko Abe, ale niemal połowa parlamentarzystów rządzącej Partii Liberalno-Demo- kratycznej. Na skutek tych informacji z udziału w pogrzebie Abego, który odbył się 27 września, zaczęli wycofywać się kolejni światowi dygnitarze. Tragedia wywołała też kryzys rządowy: wielu ministrów musiało złożyć rezygnację zaraz po tym, jak przyznali się do kontaktów z sektą.

Decyzja, by pogrzebowi Abego nadać status państwowy, podzieliła społeczeństwo. W proteście pewien starszy mężczyzna podjął próbę samospalenia. Japońskie media tymczasem, drążąc temat penetracji świata polityki przez ową sektę, podjęły też debatę o miejscu religii w demokracji. A na dalszym planie tych dyskusji pobrzmiewać zaczęły echa sporów toczących Japonię po II wojnie światowej, kiedy to prominentną pozycję publiczną zajmowali dziadek i ojciec zabitego premiera.

STO OSIEMDZIESIĄT TYSIĘCY | Popularne powiedzenie głosi, że Japończycy witają świat w obrządku szintoistycznym, ślub biorą chrześcijański, a po śmierci przywołują buddyjskiego mnicha.

Żarty żartami, ale faktem jest, że wielu Japończyków ma kłopot ze zdefiniowaniem własnej religijności. W sondażach ponad 60 proc. deklaruje się jako osoby niereligijne, co piąty wyznaje buddyzm, a kolejne miejsca w tym zestawieniu zajmują szintoizm i chrześcijaństwo. Równocześnie jednak 47 proc. Japończyków wierzy w bóstwa (buddyjskie lub szintoistyczne), 71 proc. odprawia jakieś rytuały religijne, a 60 proc. przywiązuje wagę do życia duchowego.

Ogólnie można chyba postawić tezę, że z jednej strony większość Japończyków nie żyje według wskazań jakiejś jednej konkretnej świętej księgi i ma raczej znikomą wiedzę o systemach religijnych – z drugiej jednak jest otwarta na sferę duchową czy mistyczną, która może zostać zagospodarowana przez nowy obiekt kultu. Wystarczy popatrzeć, jaką fascynację budzą opowieści o siłach nadprzyrodzonych w japońskiej telewizji. Wymiar duchowy obejmuje też deifikację maskotek, pamiątek rodzinnych albo nawet celebrytów.

Od końca II wojny światowej i upadku „szinto państwowego” – ­quasi-religii, która wymagała od całego narodu oddania się boskiemu cesarzowi – jak grzyby po deszczu wyrastały i nadal wyrastają w Japonii nowe organizacje religijne. Zarejestrowanych jest ich dziś ponad 180 tys. Wśród przyczyn tego zjawiska wymienia się powojenny rozwój i urbanizację, a w rezultacie wykorzenienie oraz duchową pustkę. Zarazem religia bywa też, ze względów podatkowych, tylko przykrywką dla zupełnie innej działalności.

SKROJONY POD JAPONIĘ | Jedną z bardziej znanych „nowych religii” staje się właśnie Kościół Zjednoczeniowy.

Rodem z Korei Południowej, w Japonii działa od roku 1959. Jego założyciel Sun Myung Moon, zmarły w 2012 r., uważał się za mesjasza, który został powołany, by naprawić ziemskie błędy Chrystusa. Sekta ta szerzej znana jest ze stadionowych małżeństw tysięcy par, które spotykają się tego dnia po raz pierwszy, błogosławionych przez swojego guru.

Kościół Zjednoczeniowy rozwija się w Japonii dynamicznie, w apogeum osiągając liczbę 600 tys. członków. Od lat 80. pojawiają się jednak sygnały o wątpliwych praktykach stosowanych przez jego władze. Pod pretekstem ukojenia dusz nieżyjących krewnych, lub też żeby odgonić szatańskie pokusy, wyznawcy zmuszeni są nabywać horrendalnie drogie wazony i inne dewocjonalia o rzekomo boskiej mocy.

Elementem teologii, skrojonym wyłącznie dla Japonii, było zaś prezentowanie tego kraju jako biblijnej Ewy, która w czasie II wojny uwiodła Adama, czyli Koreę. Wierni, którym wpajano poczucie winy za zbrodnie armii japońskiej, musieli więc dla odkupienia grzechów wysyłać do Korei Południowej – a konkretnie Moonowi – swoje pieniądze. Przez dekady wytransferowano tak z Japonii setki milionów dolarów, umożliwiając globalną ekspansję organizacji. Także do USA, gdzie – obok działalności religijnej – stanie się ona z czasem poważnym inwestorem na rynku mediów i nieruchomości.

HISTORIE ZNACZONE NIESZCZĘŚCIEM | Japońskie media rozpisują się dziś o sposobach naboru do sekty.

Jej ludzie prezentowali się często z początku jako wróżbici, ankieterzy uliczni albo po prostu chrześcijanie, co nie budziło złych skojarzeń. Dopiero po połknięciu haczyka, krok po kroku, następowała indoktrynacja.

Do wyjątkowo perfidnych metod należało wyszukiwanie ofiar poprzez nekrologi. Sądzono bowiem, że krewnych zmarłego, a zwłaszcza samobójcy, łatwo będzie zmanipulować. Kimś takim okaże się również matka zabójcy Abego, której mąż odebrał sobie życie. W efekcie przekazała ona Kościołowi Zjednoczeniowemu cały majątek rodzinny o równowartości 3,5 mln złotych. Trójka dzieci musiała zapomnieć o studiowaniu; bywało nawet, że w domu brakowało jedzenia.

Tetsuya Yamagami został zapamiętany przez rówieśników jako dobry uczeń i kolega. Jednak trauma wyniesiona z dzieciństwa, a potem brak życiowej stabilizacji rodziły w nim frustrację i poczucie zmarnowanego życia. Winił za to sektę, która opętała mu matkę. Najpierw planował zabić wdowę po Moonie, we wrześniu 2021 r. trafił jednak na zapis wideo, gdzie Shinzō Abe przesyłał członkom Kościoła pozdrowienia. Ciąg dalszy jest znany.

Po wyświetleniu wszystkich okoliczności zabójstwa Yamagami – przechodzący teraz obserwację psychiatryczną – zaczął dostawać od zwykłych ludzi słowa otuchy, prezenty i pieniądze. Przy okazji wyszło na jaw, że istnieje w Japonii liczna grupa podobnych osób, których rodzice związali się kiedyś z tym Kościołem. Są to często indywidualne historie naznaczone nieszczęściem, depresją, a nawet samobójstwem.

Co robił jednak w tym towarzystwie polityk Abe – zdeklarowany konserwatysta, który z pietyzmem odnosił się do tradycji? Wszak ktoś taki powinien szerokim łukiem omijać wszelkie wynaturzone formy chrześcijaństwa, a tym bardziej pochodzące z nieprzyjaznej Korei.

Odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać w pierwszych latach powojennych.

„WSZYSCY JESTEŚMY DEMOKRATAMI” | Ojciec zabitego polityka, Shintarō Abe (1924-1991), zwykł mawiać z ironią: „Ja nie żeniłem się z córką premiera, tylko wojennego kryminalisty”.

W istocie jego teść Nobusuke Kishi był i jednym, i drugim. Uchodzący za świetnego administratora i specjalistę od gospodarki, Kishi stanowił część elity rządzącej w okresie japońskiego militaryzmu. Po klęsce roku 1945 zostaje uwięziony na trzy lata pod zarzutem przestępstw wojennych. Japonia przechodzi w tym czasie burzliwe zmiany.

Z początku Amerykanie z werwą biorą się za demokratyzowanie niedawnego wroga. Rezultat to nowa pacyfistyczna konstytucja i swobody polityczne. Znaczące poparcie zdobywają wówczas tłamszona dotąd lewica oraz komuniści. Jednocześnie w Tokio odbywa się trybunał mający osądzić zbrodniarzy wojennych.

Liberalizacja nie potrwa jednak długo. Początek zimnej wojny wymusi na Stanach Zjednoczonych zmianę priorytetów: przede wszystkim będą chciały mieć teraz stabilną Japonię, twardo zakotwiczoną po swojej stronie. Oznacza to pomoc gospodarczą, ale też ukrócenie strajków i lewicowej aktywności, niekoniecznie demokratycznymi środkami. Swoją szansę uzyskują na nowo ludzie byłego systemu: obok kompetencji liczy się ich szczery antykomunizm.

Kimś takim jest również Nobusuke Kishi. Opuszczając więzienie, miał powiedzieć: „A, to teraz wszyscy jesteśmy demokratami”. Szybko rzuca się w ferwor działalności politycznej. Stoi za powołaniem Partii Liberalno-Demokratycznej, która rządzi Japonią niemal bez przerwy od siedmiu dekad. Funkcję premiera pełnił tylko trzy lata (1957-60), ale wpływową osobistością japońskiej polityki pozostawał do śmierci w 1987 r.

W BLISKIM SĄSIEDZTWIE | Kishi był konserwatystą, reprezentującym tę część establishmentu, która nigdy nie pogodziła się z artykułem 9. konstytucji – Japonia wyrzeka się w nim wojny i posiadania sił zbrojnych (armia istnieje, ale nosi oficjalną nazwę sił samoobrony i do tego do niedawna ograniczała się jej misja). Kishi uważał pacyfizm za fikcję; był przekonany, że status i położenie Japonii wymagają od niej prowadzenia nieskrępowanej polityki obronnej. Chciał też faktycznego, opartego na obustronnych zobowiązaniach, sojuszu z USA.

Takie poglądy, zwłaszcza głoszone przez kogoś z życiorysem Kishiego, działały jak płachta na byka na japońską lewicę. Lata 50. i 60. XX w. – już po zakończeniu amerykańskiej okupacji kraju – to czas jej gwałtownych protestów. Przywódcy partii socjalistycznej w swojej retoryce przeciwstawiali „lud Chin i Japonii” „amerykańskiemu imperializmowi”. Prawica na serio brała wówczas groźbę komunistycznej rewolty. Sen z powiek spędzała jej też „masochistyczna” (jak mówiono) wersja historii, propagowana przez lewicowe szkolnictwo. Jako kontrnarracja funkcjonować zaczyna więc historyczny rewizjonizm, m.in. wybielający japońskie zbrodnie wojenne.

Tak wygląda polityczny kontekst, w którym na horyzoncie pojawia się sekta Moona.

Okoliczności jej osiedlenia się na terenie Japonii wciąż wymagają wyjaśnień; wedle jednej z wersji pomagała w tym japońska mafia. Natomiast faktem są bliskie kontakty Moona z Kishim, niemal od początku. Tak się składa, że organizacja, którą tworzy jego Kościół Zjednoczeniowy – Międzynarodowa Federacja dla Zwycięstwa nad Komunizmem – ma siedzibę tuż obok rodzinnego domu Kishiego.

Istotne jest, że w owym czasie ludzie Moona znani są głównie z działalności antykomunistycznej – dlatego mogą liczyć na wsparcie konserwatywnego establishmentu. Przykładowo, kiedy Japonią wstrząsają demonstracje studenckie pod hasłami antyamerykańskimi, sekta rekrutuje – przez powiązane z nią organizacje – młodych ludzi o prawicowych poglądach.

CHARAKTER TRANSAKCYJNY | W kolejnych dekadach konglomerat ­Moona, mający także swoje media, rozrasta się, tworząc setki placówek w całej Japonii. Ich wolontariusze roznoszą ulotki na rzecz wskazanych polityków i organizują im wiece wyborcze. W ponad stumilionowej Japonii są grupą może niezbyt liczną, ale karną, religijnie zmotywowaną.

Wraz z końcem zimnej wojny i upadkiem komunizmu sekta przeistacza się w adwokata „tradycyjnych wartości”. Występuje teraz – często pod przykrywką którejś z pokrewnych organizacji – przeciw małżeństwom jednopłciowym czy LGBT, a polityków o poglądach zbliżonych do swoich wspiera w wyborach do parlamentu i na szczeblu lokalnym.

Równolegle Kościół Zjednoczeniowy prowadzi aktywność religijną, łowiąc kolejnych członków. Pomimo doniesień o nadużyciach odbywa się to bez większych przeszkód, stąd wizerunek organizacji mającej możnych protektorów. W 1984 r. dziennikarz, który zaczyna opisywać sekrety Kościoła i jego relacje z polityką, otrzymuje cios nożem w niewyjaśnionych okolicznościach. Kilka lat później Moon, ścigany listem gończym za nadużycia podatkowe, najpierw zostaje zatrzymany na tokijskim lotnisku, a potem szybko odzyskuje wolność i bez przeszkód wjeżdża do Japonii.

Tymczasem po Kishim, patronie rodu, siatkę kontaktów z Kościołem przejmie jego zięć Shintarō Abe, a potem jego wnuk Shinzō Abe.

Nasuwa się pytanie, czy przez te lata teologia Moona mogła jakoś przeniknąć do świata japońskiej polityki? Wydaje się to wątpliwe. Relacje z sektą miały raczej transakcyjny charakter: walka z lewicą czy pomoc wyborcza w zamian za możliwość działania. Oczywiście profil Kościoła nie był bez znaczenia – anty- komunizm i tradycyjne wartości wpisują się w agendę konserwatyzmu.

Dodać trzeba jednak, że japońscy politycy, obok sekty Moona, utrzymują często kontakty także z innymi organizacjami religijnymi, szintoistycznymi czy buddyjskimi. Wszystkie je łączyć może konserwatyzm, ale teologicznie pozostają sprzeczne. Dla byłego premiera Abego ktoś taki jak Moon był zapewne cwanym, lecz pożytecznym biznesmenem, z którego usług warto było korzystać.

ARCHITEKT ANTYCHIŃSKIEGO SOJUSZU | Shinzō Abe nigdy nie ukrywał, że czuje się politycznym spadkobiercą swego dziadka, że chce zmienić konstytucję oraz pragnie Japonii silnej i dumnej. To wystarczyło, by budzić kontrowersje, zwłaszcza u starszego pokolenia, w którym silne są poglądy lewicowe. Podejrzewano, że marzy on skrycie o przywróceniu militaryzmu, a nawet boskiego wizerunku cesarza. Zarazem jednak Shinzō Abe, najdłużej urzędujący premier w historii, miał mandat demokratyczny.

Gdy teraz ujawniono jego powiązania, część znanych nazwisk istotnie wycofała się z udziału w jego pogrzebie: Macron, Obama czy Trudeau. Istotniejsze może jest jednak to, kto mimo wszystko przyjechał: premierzy Indii i Australii (przyznała ona Abemu swe najwyższe odznaczenie) i wiceprezydent USA Kamala Harris. Prezydent Biden zarządził natomiast po śmierci Abego żałobę narodową i opuszczenie amerykańskich flag do połowy masztu. Te trzy kraje oraz Japonia tworzą nieformalny sojusz o nazwie Quad, który ma równoważyć wpływy Chin w regionie. Jego głównym architektem był właśnie Abe.

Podczas jego ośmioletnich rządów Japonia pierwszy raz po 1945 r. zaczęła odgrywać w dyplomacji rolę współmierną do swojego potencjału gospodarczego. Zostało to zauważone na świecie, zwłaszcza w Waszyngtonie. O dyplomatycznej zręczności byłego premiera niech świadczy fakt, że zbudował dobre osobiste relacje z Obamą, Trumpem i Bidenem.

To Abe stał za koncepcją otwartego Indo-Pacyfiku, gdzie współpraca odbywa się z poszanowaniem prawa międzynarodowego. I to również on, po wycofaniu się Trumpa, ratował porozumienie o wolnym handlu w regionie. Testamentu dziadka do końca nie wypełnił – konstytucja pozostaje niezmieniona, ale dzięki wprowadzonej reinterpretacji Japonia mogłaby już dziś wesprzeć militarnie sojusznika poza swoim terytorium, gdyby okazało się to konieczne.

KTÓRY ABE BYŁ PRAWDZIWY? | Ta ostatnia decyzja wywołała protesty w Japonii. Jednak za granicą największe kontrowersje budził zawsze stosunek Abe do wojennej przeszłości.

Jako młodemu politykowi zdarzało mu się podważać masakrę w Nankinie (w latach 1937-38 armia japońska zamordowała w tym chińskim mieście co najmniej 100 tys. cywilów) i cenzurować materiały o wykorzystywaniu seksualnym kobiet z podbitych terenów. Mówił też o niesprawiedliwych, jego zdaniem, wyrokach tokijskiego trybunału wojennego i odwiedzał słynną tokijską świątynię Yasukuni – poświęcona jest ona duchom tysięcy żołnierzy, którzy oddali życie za kraj i cesarza, a w tym gronie także kilkunastu zbrodniarzom wojennym.

Jedyną wizytę w tej świątyni jako premier Abe złożył w 2013 r., za co spotkała go surowa reprymenda Waszyngtonu. Szesnaście miesięcy później wygłosił dobre i historycznie poruszające przemówienie w Kongresie USA. Większość jego późniejszych wystąpień kierowanych do sąsiadów będzie łączyć żal za popełnione zbrodnie z apelem o budowę lepszej przyszłości.

Który Abe był prawdziwy? Nagła zmiana poglądów u dojrzałego polityka może budzić wątpliwości. Rację wypada chyba przyznać tym, którzy twierdzili, że przeszkodę do zrzucenia historycznego balastu stanowi ograniczona japońska suwerenność po 1945 r. Jeśli bowiem obronność zostaje scedowana na USA i kraj ma ograniczone pole manewru w dyplomacji, wtedy jego politykom wiele zachowań uchodzi bezkarnie. Z chwilą jednak, gdy Abe podejmuje działania niezależne i sprawcze, ponosi też za nie odpowiedzialność – i musi kalkulować, co jest dla kraju dobre, a co nie.

Swoją drogą, nie zaszkodziłaby też Japonii depolityzacja sporu o historię – ma on wszak swoje źródła w chaosie lat powojennych, gdy służył za amunicję do rozgrywki między lewicą a prawicą.

PRAGMATYZM I CYNIZM | Wracając do sekty Moona i zabójstwa Abego: na działającą od września gorącą linię dla poszkodowanych przez Kościół Zjednoczeniowy tylko w ciągu pierwszego miesiąca zgłosiło się 1,7 tys. osób. Władze poczuły się więc zmuszone do wszczęcia postępowania, które może zakończyć się zdelegalizowaniem organizacji.

Biorąc pod uwagę skalę jej powiązań z partią rządzącą, byłby to ryzykowny ruch dla obecnego premiera Fumio Kishidy, którego popularność spadła ostatnio do 30 procent. Japonia przechodzi też bardzo potrzebną debatę na temat relacji państwo–Kościoły oraz jak definiować sektę i czy wyznaczyć dopuszczalny limit datków dla organizacji religijnych, np. procentowo od rocznych dochodów.

Ujawniony skandal nadwyrężył i tak kontrowersyjny wizerunek Shinzō Abego. Jego polityczny ród, który marzył o liczącej się w świecie konserwatywnej Japonii, dla osiągnięcia tego celu kierował się pragmatyzmem i cynizmem.

Ten pierwszy każe dziś Japonii zwiększyć wydatki na obronę, ale też szukać porozumienia z Koreą Południową w sprawie odszkodowań wojennych. Za ten drugi Shinzō Abe zapłacił ostatecznie życiem. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Specjalizuje się w tematyce Azji Południowo-Wschodniej, mieszka po części w Japonii, a po części w Polsce. Stale współpracuje z „Tygodnikiem”. W 2014 r. wydał książkę „Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima”. Kolejna jego książka „Hongkong. Powiedz,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2022