Powrót do Maroka

Ludzie, których identyfikuje, najczęściej nie mają dokumentów. Jednak Martin Zamora zwykle potrzebuje kilku godzin, by ustalić ich tożsamość – dzięki kontaktom, które gromadził przez 20 lat.
Z Algeciras(południowa Hiszpania)

14.10.2019

Czyta się kilka minut

Na tym cmentarzu pochowano ciała niezidentyfikowanych imigrantów bądź tych, których rodzin nie stać było na sprowadzenie zwłok do kraju. / AGNIESZKA ZIELIŃSKA
Na tym cmentarzu pochowano ciała niezidentyfikowanych imigrantów bądź tych, których rodzin nie stać było na sprowadzenie zwłok do kraju. / AGNIESZKA ZIELIŃSKA

Od Maroka dzieli je tylko kilkadziesiąt kilometrów morza. Algeciras, nieco ponad 120-tysięczne andaluzyjskie miasto, położone jest na hiszpańskim wybrzeżu w pobliżu Cieśniny Gibraltarskiej.

To tutaj, na Cementerio del Rincocillo Algeciras, odnajdziemy groby wielu imigrantów, którym nie udało się przepłynąć przez tych kilkudziesięciu kilometrów. Pozostali, którzy również zginęli w drodze i których morze wyrzuciło na hiszpański brzeg, chowani są zwykle na cmentarzach w Tarifie, Barbate, San Roque – w zależności od miejsca, w którym zostali znalezieni.

Przewodnikiem po cmentarzu w Algeciras jest Martin Zamora. Ten 59-latek z bujną siwiejącą czupryną i równie siwymi wąsami oraz krótką brodą o procedurze identyfikacji i chowania zmarłych imigrantów prawdopodobnie wie wszystko. Kiedyś przede wszystkim przedsiębiorca pogrzebowy, a dziś także grabarz i wolontariusz, tematem zainteresował się 1998 r., kiedy w okolicach Tarify znaleziono ciała 16 imigrantów.

Zamora nie ukrywa, że początkowo zamierzał potraktować to jako sposób na biznes; tym bardziej że otworzył wtedy dom pogrzebowy w Los Barrios.

– Nie miałem pojęcia, jak zacząć – wspomina. – Przeszukałem więc rzeczy tych 16 imigrantów. W kieszeni jednego z nich znalazłem kawałek papieru z numerem telefonu. Postanowiłem wysuszyć go, aby móc odczytać i zadzwonić. Udało się, ale osoba, do której zadzwoniłem, zaprzeczyła, że zna kogoś, kto wyruszyłby w podróż przez Morze Śródziemne. Dopiero parę dni później ten mężczyzna oddzwonił i powiedział, że być może chodzi o jego bratanka.

Okazało się, że mężczyzna to Marokańczyk, który mieszka w Hiszpanii. Gdy zidentyfikował ciało bratanka, wciąż pozostawało 15 ciał do rozpoznania. Kiedy hiszpański sąd wyraził zgodę na repatriację jednego ciała, Zamora zebrał rzeczy znalezione przy pozostałych imigrantach i wyruszył do Maroka – wraz ze stryjem zmarłego i trumną.

Po pogrzebie podróżował po pobliskich miejscowościach, pokazując przy tym zabrane ze sobą rzeczy. Wkrótce odnalazł członków rodzin pozostałych zmarłych.

Tak się wszystko zaczęło.

Prawo do imienia

Pomysł na biznes wkrótce upadł. Zamora wspomina: – Rodziny identyfikujące ciała zwykle nie miały pieniędzy na repatriację krewnych do Maroka, a bardzo zależało im, aby zmarli spoczęli na ich rodzinnej ziemi. Wykładałem więc swoje pieniądze. Postawiłem się w miejscu rodzica, który dowiaduje się o śmierci swojego dziecka. Po prostu nie mogłem tak zarabiać.

Tamta pierwsza wyprawa Zamory do Maroka stała się w 2008 r. inspiracją dla znanej reżyserki Chus Gutiérrez. W filmie fabularnym „Retorno a Hansala” (Powrót do Hansali; Hansala to marokańska wieś) opowiada historię podróży Martina Zamory i Marokańczyka, która na zawsze ich zmieniła. W filmie wystąpiło także kilkoro rodziców, którzy wtedy, w 1998 r., dowiedzieli się o śmierci swoich dzieci.

Zamora podczas rozmowy unika tematu własnej rodziny. Natomiast z artykułu w hiszpańskim dzienniku „El Mundo” z 2003 r. można się dowiedzieć, że żonę, Marokankę, poznał właśnie podczas repatriacji ciał do Maroka. 19 lat temu poślubił ją i przeszedł na islam, urodziło im się siedmioro dzieci.

Najważniejsze jest zdjęcie

Z pozoru Zamora wydaje się być silny i niewzruszony rzeczami, o których opowiada. Dopiero po pewnym czasie ujawnia emocje. – Płaczę codziennie – przyznaje lakonicznie.

Dzisiaj, po ponad 20 latach tej działalności (z przerwami), nie pamięta już, ile dokładnie ciał imigrantów pochował czy zidentyfikował. Szacuje, że kilkaset. A robi to często z własnych pieniędzy, częściowo wspierany jest przez organizacje pozarządowe, które zapewniają mu np. tłumaczy.

W telefonie przechowuje zdjęcia ludzi, których identyfikował. – Mógłbym wam opowiedzieć historię każdego zmarłego. Trudno jest żyć z cierpieniem, z żalem ich rodzin. Często zdarza się, że jako pierwsi informujemy rodziców o śmierci ich dzieci. Oni czasem nawet nie wiedzą, że planowały podróż – wspomina.


Czytaj także: Agnieszka Zielińska: Podpis za jeden uśmiech


Jak mówi, zajmuje się czymś, czego prawdopodobnie nikt inny nie chciałby się podjąć. – Dwa razy rezygnowałem, ale zrozumiałem, że muszę to robić. Łzy matki, która dostaje swoje zmarłe dziecko i może wyprawić mu pogrzeb, są bezcenne. To jest rodzaj zapłaty. Pokazuje mi, że moja praca ma sens.

Dodaje: – Sam mam dzieci i wiem, co mogą czuć ich rodziny.

Wcześniej ciała zmarłych imigrantów chowano po prostu z podpisem „Nieznany” lub „Imigrant”. Tymczasem Martin Zamora walczy o to, aby imigranci mogli spocząć w grobie ze swoim imieniem i nazwiskiem, pochowani w obrządku zgodnym z ich religią.

Rodzinie, która nie mogła uczestniczyć w pogrzebie, wysyłał film. – Koszty repatriacji ciała są tak wysokie, że większość rodzin imigrantów, którzy najczęściej pochodzą z Maroka i Senegalu, nie mogą sobie na to pozwolić – wyjaśnia. – Czasem uda im się wywrzeć presję na ambasadzie swojego kraju, aby to ona sprowadziła ciało. Kiedy wszystkie metody finansowania zawodzą, pozostaję ja.

Sam proces identyfikacji ciał, tłumaczy Zamora, zwykle nie trwa długo, mimo że najczęściej nie mają oni przy sobie żadnych dokumentów: – Potrzebuję przede wszystkim zdjęcia. Następnie muszę ustalić, z jakiego kraju pochodzi zmarły, rozpowszechniam informację wśród kontaktów, które zgromadziłem przez lata. W większości przypadków zajmuje to tylko kilka godzin. To siła internetu, kiedyś było znacznie trudniej.

Ludzie mówią, że aby pozyskać pieniądze na repatriację ciała jednego z imigrantów, niedawno Zamora sprzedał swoją ślubną obrączkę. On sam przyznaje tylko, że tak było. Więcej nie chce o tym powiedzieć.

Przepisy i interpretacje

Prawo nie ułatwia pracy Martina Zamory.

Hiszpańskie przepisy dotyczące identyfikacji zmarłych imigrantów, których wyłowiono z morza lub znaleziono na plażach, pozostawiają pole do interpretacji. Ángeles Colas Herrera z utworzonego niedawno Międzynarodowego Centrum Identyfikacji Zaginionych Migrantów (CIPIMD) tłumaczy: – Wszystko zależy od woli sędziego i jego interpretacji ­prawnej. Czasem, aby zidentyfikować zmarłego, wystarczy porównanie jego zdjęcia po śmierci z fotografią, którą przesyła nam rodzina. Ale innym razem sędzia wymaga badania DNA lub odcisków palców. To znacznie utrudnia i wydłuża cały proces.

Zamora krytykuje obowiązujące prawo. Jako przykład podaje sprawę, gdy rodzina z Maroka rozpoznała ciało zmarłego i chciała sprowadzić je do kraju. Jednak sędzia nie chciał się na to zgodzić i domagał się DNA oraz odcisków palców. Zamora: – Tłumaczyłem, że któraż rodzina chciałaby sprowadzać obcą osobę, organizować jej pogrzeb i jeszcze za to wszystko płacić? Sędzia pozostał jednak nieugięty.

Ángeles Colas Herrera dodaje: – To, czy ciało zostanie pochowane anonimowo, czy też będziemy mieli czas na jego identyfikację, zależy również od tego, czy w mieście, w którym je znaleziono, jest miejsce do dłuższego przechowywania zwłok. Zgodnie z prawem ciało może być przechowywane do sześciu miesięcy. Po tym czasie sędzia wydaje decyzję o anonimowym pochówku na najbliższym cmentarzu.

Liczby i szacunki

Statystki z ostatnich lat pokazują, że w zachodniej części Morza Śródziemnego ginie coraz mniej imigrantów.

Kate Dearden z organizacji Missing Migrants Project zaznacza: – Od stycznia do 18 września odnotowaliśmy 250 zgonów, z czego 17 ciał trafiło do Hiszpanii kontynentalnej, a siedem do Ceuty lub Melilli [hiszpańskich enklaw w Afryce Północnej – red.]. W tym samym okresie w ubiegłym roku ta liczba była prawie dwa razy większa, a do Hiszpanii kontynentalnej trafiły 53 ciała.

Natomiast łącznie w latach 1998–2018, jak wynika z danych Missing Migrants Project oraz hiszpańskiej organizacji pozarządowej Asociación Pro Derechos Humanos de Andalucía (APDHA), w zachodnim obszarze Morza Śródziemnego zginęło co najmniej 7220 imigrantów.

Przedstawiciele obu organizacji zaznaczają, że to jednak tylko potwierdzone przypadki. Statystyka nie obejmuje osób zaginionych i nieudokumentowanych przypadków.

– Większość ofiar śmiertelnych dotyczy imigrantów, którzy celowo wybierają odległe i trudne trasy, z powodu braku legalnych tras. W rezultacie często nie można znaleźć szczątków, a zgonów nie można zgłaszać władzom – mówi Marta Sánchez Dionis z Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji. Faktyczne liczby zaginionych lub/i zmarłych imigrantów mogą być więc nawet kilka razy wyższe.

Martin Zamora: – Kilka lat temu byłem na konferencji o imigracji, w której uczestniczyło wiele instytucji i organizacji pozarządowych, wśród nich Guardia Civil, Czerwony Krzyż i wiele innych. Liczyłem, że ktoś poruszy w końcu temat identyfikacji ciał imigrantów. Tego, jak polepszyć, usprawnić ten proces. Nikt jednak nie chciał o tym rozmawiać. To przykre, bo zmarli nie mają już głosu. My musimy mówić za nich i walczyć w ich imieniu, o ich godność. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka mieszkająca w Andaluzji, specjalizująca się w tematyce hiszpańskiej. Absolwentka dziennikarstwa, stosunków międzynarodowych i filologii hiszpańskiej. Od 2019 roku współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W przeszłości pracowała m.in. w telewizji… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2019