Powolny zmierzch putinizmu

Rozpętana przez Putina wojna wstrząsnęła posadami jego systemu. Jak zmienia się polityczny krajobraz Rosji po ośmiu miesiącach kampanii, która miała trwać kilka dni?

07.11.2022

Czyta się kilka minut

Policja zatrzymuje uczestniczkę protestu przeciwko mobilizacji. Moskwa, wrzesień 2022 r. / AFP / EAST NEWS
Policja zatrzymuje uczestniczkę protestu przeciwko mobilizacji. Moskwa, wrzesień 2022 r. / AFP / EAST NEWS

Szybka „operacja specjalna” miała do- prowadzić do powrotu Kijowa pod skrzydła Moskwy. Nagłe zwroty akcji, heroiczny opór Ukraińców, zachodnia solidarność i wszelkie nieprzewidziane skutki wojny zmuszają władze Rosji do szukania coraz to nowych rozwiązań i obnażają mielizny systemu. Putin walczy o życie – z punktu widzenia logiki jego rządów przyznanie się do porażki nie wchodzi w grę. Popatrzmy, jakich metod się chwyta i jakie to może mieć skutki dla trwałości jego władzy.

W obliczu porażek

Wojna okazała się sprawdzianem dla mitologii putinizmu. W cią- gu kilku miesięcy padł utrwalany przez propagandę mit „drugiej armii świata”: wielkiej, niezwyciężonej, szlachetnej. Rosjanie w mundurach okazali się maruderami, zbrodniarzami i gwałcicielami, prowadzonymi przez nieudolnych dowódców. Co więcej: na froncie zaczęli zbierać cięgi. W ostatnich tygodniach armia ukraińska przeprowadziła udane kontrofensywy w obwodach charkowskim i chersońskim, odbijając znaczne obszary. Odpowiedzią Kremla stała się mobilizacja, aneksja okupowanych terenów i wprowadzenie tam stanu wojennego.

21 września w telewizyjnym przemówieniu Putin uszczęśliwił rodaków ogłoszeniem „częściowej mobilizacji”. Zgodnie z zapowiedzią, miała dotyczyć tylko rezerwistów, zwłaszcza tych mających wojskowe specjalności. W praniu okazało się, że osiągnięcie wyznaczonego celu zmobilizowania 300 tys. mężczyzn wymagało wręcz łapanek na ulicy, bo chętnych do wysłania na front w charakterze mięsa armatniego nie było wystarczająco wielu.

Ogłoszenie mobilizacji zakończyło ten etap „operacji specjalnej”, w którym władze starały się minimalizować zaangażowanie społeczeństwa – jednostki frontowe uzupełniano żołnierzami kontraktowymi, a pojawiającym się co rusz pogłoskom o mobilizacji zaprzeczano (jeszcze 13 września rzecznik prasowy Kremla zapewniał, że jej nie będzie). W końcu skala porażek zmusiła władze do zmiany tonacji i sposobu prowadzenia wojny.

Strategie przetrwania

Komunikat o niej brzmiał łagodnie, by nie doprowadzać do wrzenia w społeczeństwie. Przymiotnik „częściowa” miał być środkiem uspokajającym. I Putin, i minister obrony Siergiej Szojgu zapewniali: Rosjanie, nic się nie stało, to dotknie tylko niektórych, nie będziemy przecież ruszać z kanapy tych, którzy oglądają wojnę w telewizji i ją popierają.

Wielu ekspertów wojskowych uznało ogłoszenie mobilizacji dopiero po kilku miesiącach nieudanej kampanii za decyzję spóźnioną. O jej efektach na froncie będzie można mówić za jakiś czas. Natomiast już teraz można powiedzieć o skutkach społecznych.

Masowych protestów mobilizacja nie spowodowała. Część społeczeństwa się wprawdzie ocknęła, ale była to część niestanowiąca masy krytycznej. W Moskwie i Petersburgu protestowały matki młodych chłopaków, którzy mogą dostać wezwanie, ale protesty zgaszono w zarodku i nie miały rezonansu społecznego.

Największą grupę protestujących stanowili natomiast ci, którzy zamiast wychodzić z transparentami na Arbat, wybrali indywidualną strategię przetrwania: spakowali się i opuścili kraj. Przy przejściach granicznych pod koniec września tworzyły się gigantyczne korki – łącznie ponad 700 tys. mężczyzn uciekających przed mobilizacją chciało jak najszybciej opuścić Rosję z obawy przed rychłym ogłoszeniem stanu wojennego i zamknięciem granic. W mediach pojawiły się zdjęcia satelitarne tych kolejek i stały się światową sensacją.

Kreml udał, że ich nie widzi. Wyjechali głównie ludzie młodzi, przedsiębiorczy, kreatywni. Tacy, którzy nie wpisują się w paradygmaty społeczne Kremla: nie popierają wojny, krytycznie patrzą na poczynania władz i nie identyfikują się z hasłami propagandy. Takich Putin rad się pozbyć, by nie psuli pejzażu posłusznych mas, podążających za wodzem i nie myślących o tym, aby go zmienić na innego.

Nagroda pocieszenia

Wobec niemożności zrealizowania celów głoszonych na początku inwazji (pełnego podporządkowania Ukrainy i defilady zwycięstwa w Kijowie), reżim wygenerował nagrodę pocieszenia: ogłosił aneksję czterech ukraińskich obwodów.

Zaraz po ogłoszeniu mobilizacji władze okupacyjne pospiesznie zorganizowały na odebranych Ukrainie obszarach – w tzw. republikach ludowych Donieckiej i Ługańskiej oraz obwodach chersońskim i zaporoskim – quasi-referenda. Przeprowadzono je z pogwałceniem wszelkich norm; ich wyników (prawie sto procent za przyłączeniem do Rosji) społeczność międzynarodowa nie uznała. Choć był wyjątek: Korea Północna.

Kreml sięgnął po scenariusz krymski, sprawdzony w 2014 r.: najpierw wyrażenie woli przez ludność (zachwyconą perspektywą włączenia do Rosji), potem uroczyste podpisanie traktatów na Kremlu i koncert na placu Czerwonym dla rozentuzjazmowanego tłumu, dumnego z powiększenia państwa.

W 2022 r. ramy zostały te same, ale obrazek różnił się od tego sprzed ośmiu lat: Putin anektował tereny, o które nadal trwają walki. Kijów oświadczył, że nie uznaje rabunku swych ziem i będzie walczyć o ich odzyskanie. Co więcej, Wołodymyr Zełenski ogłosił, że Ukraina wstępuje na przyspieszoną ścieżkę członkostwa w NATO, a rozmowy pokojowe z Rosją, owszem, podejmie, ale dopiero z nowym prezydentem, który nastanie po Putinie.

Nieudany scenariusz

Przyłączenie podbitych terytoriów miało pokazać, jak to ujęli analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich, że „Rosja nie utraciła zdolności do odzyskiwania terytoriów uznawanych przez nią za własne. Przyłączenie stanowi próbę politycznego i propagandowego przykrycia ponoszonych na froncie porażek. Sygnalizuje również, że konflikt zbrojny nie zostanie »zamrożony«, jeśli Kijów nadal będzie odrzucał rosyjską politykę faktów dokonanych. Kreml, zdając sobie sprawę, że zmiana postawy prezydenta Zełenskiego w tej kwestii nie jest możliwa, będzie się starał – wykorzystując straszak atomowy – doprowadzić do ograniczenia zachodniego wsparcia wojskowego dla Ukrainy i wpłynąć na ograniczenie działań bojowych armii ukraińskiej”.

Ale z tych starań nic nie wyszło: armia ukraińska nie wstrzymała kontrnatarcia. W dniu „zjednoczeniowej” fety na Kremlu odbiła miasto Łyman, wpisane już w traktaty akcesyjne jako przynależne Rosji. Kreml musiał w biegu wnosić korekty do dokumentów.

W 2014 r. Putin był pewny swego: o Krym nie musiał walczyć, wystarczyły „zielone ludziki”. Nowe władze Ukrainy, wyłonione w wyniku Majdanu, nie panowały jeszcze nad sytuacją i nie podjęły walki. Rosjan ogarnął amok: „Krym nasz!” – wiwatowali autentycznie. Zachód z trudem, ale przełknął tę aneksję – choć wprowadzono sankcje, Rosja nie miała problemów, by z ważnymi partnerami wrócić do business as usual. Teraz sytuacja jest inna.

Oczekiwanie na zwycięstwo

Widać to było podczas wrześniowej uroczystości na Kremlu. Zebrana elita słuchała przemówienia Putina z grobowymi minami, niektórzy zapadali w drzemkę. To symbol stanu umysłów wysoko postawionych putinistów, którzy od początku inwazji nie drgnęli, sparaliżowani strachem, i posłusznie realizują polecenia. Czy ten stan utrzyma się, gdy Kreml poniesie klęskę? Elity popierają wojnę, skoro już została wywołana, nie zważając na ofiary. Popierają, ale liczą na wygraną i profity. Na razie czekają. Ale czy tak będzie wiecznie?

A jak jest ze społecznym poparciem dla „operacji specjalnej”? Tu też, jak się wydaje, powszechne jest oczekiwanie na zwycięstwo. Miarodajnych pomiarów nastrojów w czasach panikującego putinizmu brak, ale można łapać sygnały. I tak, podczas transmisji telewizyjnej koncertu poświęconego przyłączeniu nowych ziem realizatorzy musieli podkładać odgłosy aprobaty tłumu, bo zwieziona autokarami publiczność milczała.

Socjolog Kiriłł Rogow zauważa ciekawy aspekt ostatnich badań opinii publicznej, prowadzonych przez Centrum Lewady: 57 proc. uczestników opowiedziało się za podjęciem rozmów pokojowych z Ukrainą, 36 proc. zadeklarowało akceptację dla kontynuacji działań zbrojnych. Jednocześnie na pytanie, „czy popierasz działania rosyjskiej armii na terytorium Ukrainy?”, aż 73 proc. odpowiedziało twierdząco – i wskaźnik ten ostatnio się nie zmienił.

Jeśli zestawić te dane, okazuje się, że tych, którzy są za kontynuowaniem wojny, jest dwa razy mniej niż ją popierających. I nie jest to paranoja: ludzie nie chcą wojny, ale nie są na razie gotowi, by podjąć konfrontację z reżimem z tego powodu – podsumowuje Rogow.

Wszystko dla armii

Utrzymanie pod kontrolą anektowanych ziem okazuje się jednak trudniejsze, niż mogło się wydawać. Stąd jednym z narzędzi mających służyć ich podporządkowaniu ma być podpisany 19 października dekret o wprowadzeniu na tych terenach stanu wojennego.

Po częściowej mobilizacji przyszedł czas na częściowy stan wojenny. Celem ma być odparcie agresji zewnętrznej (za takową Rosja uważa kontrofensywę ukraińską) i wzmocnienie gospodarki, która powinna więcej pracować dla frontu. Ma powstać rada koordynacyjna; na jej czele postawiony został premier Michaił Miszustin. Gubernatorzy mają ­okazać mu wsparcie. Wszystkie ręce na pokład, wszystko dla armii. Wybrane przepisy mają obowiązywać nie tylko w czterech ukraińskich regionach – jeśli zajdzie taka potrzeba.

Kijowski publicysta Witalij Portnikow tak ocenia sens hybrydowego stanu wojennego: „Chodzi nie tyle o podbite terytoria, gdzie okupacyjne władze od dawna stosują bandyckie metody, o wiele bardziej represyjne niż ogłoszone przepisy stanu wojennego: obozy koncentracyjne, filtracja, segregacja, odbieranie własności. Celem nowego dekretu Putina jest okupacja samej Rosji. Nie ma w tym nic nowego. Każdy tyran wcześniej czy później realizuje ideę okupacji własnego państwa, unicestwienia nawet najbardziej kruchych praw, które jeszcze zostały społeczeństwu”.

Przymusowa mobilizacja, przymusowa praca na rzecz państwa, zamykanie ust niezadowolonym – dla Putina głównym celem jest utrzymanie się u władzy wszelkimi sposobami i zlikwidowanie jakichkolwiek zagrożeń. Dekret o stanie wojennym to tylko kolejne narzędzie w tej grze.

Warto zwrócić tu uwagę, że Putin idzie koleiną przetartą podczas pandemii, gdy delegował część uprawnień na niższe szczeble, zrzucając z siebie odpowiedzialność za niepopularne decyzje. Teraz też chciałby uciec przed winą za niepowodzenia. Niemniej to on pozostaje główno- dowodzącym – człowiekiem, którego Rosjanie rozliczą za porażki. Ciekawe będzie też obserwowanie, na ile stworzenie – równolegle do istniejących instytucji – rad zarządzających kryzysem wpłynie na dalsze osłabianie stworzonego przez Putina słynnego „pionu władzy”, który okazuje się dziś niewydolny.

Nowi gieroje

Wojna miesza w kremlowskim bagnie: są tacy, którzy w nowej sytuacji widzą szansę na zajęcie eksponowanego miejsca w pobliżu szczytów władzy, a może nawet mają chrapkę na sam szczyt. Ostatnio wiele hałasu narobiły szarże petersburskiego biznesmena Jewgienija Prigożyna („kucharza Putina”, zawiadującego wagnerowcami i internetowymi trollami) oraz Ramzana Kadyrowa (władcy Czeczenii i „piechura Putina”). Pojawiły się domniemania, że Prigożyn mógłby zająć miejsce Putina.

Kim on jest? Na początku lat 90., po odsiedzeniu wyroku za kradzież, rozbój i oszustwa, zajął się małą gastronomią. Potem otworzył modne restauracje, w których bywali urzędnicy petersburskiego merostwa. Także ówczesny zastępca mera, Władimir Putin, lubił przyprowadzać tu gości z zagranicy.

Prigożyn rozszerzał działalność, dostawał lukratywne kontrakty na dostawy żywności do szkół i koszar; przynosiło to krociowe zyski. A potem, około roku 2010, jego nazwisko zaczęło wypływać w związku z działalnością niemającą nic wspólnego z gastronomią. W 2012 r., gdy przez kraj przetaczały się protesty przeciw powrotowi Putina na Kreml, Prigożyn został przyuważony na finansowaniu fabryki trolli, obliczonej na dyskredytację opozycji. Trolle Prigożyna używane były też podczas wyborów prezydenckich w USA; ich działalność mogła wpłynąć na wybór Trumpa. To już były zadania nowego kalibru, świadczące o zaufaniu Kremla. Prigożyn zaczął firmować tak ważne akcje, jak wysyłanie wagnerowców (najemników z Grupy Wagnera, przypisywanej mu prywatnej firmy militarnej) na kluczowe dla polityki Moskwy odcinki: do Syrii, Republiki Środkowoafrykańskiej, Libii itd.

To wątek ważny także dziś. Gdy okazało, że regularna armia zawodzi, Kreml dał Prigożynowi zielone światło: wagnerowcy zaczęli nowe werbunki. Gdy i to nie starczyło, „kucharz” ruszył z misją pozyskania więźniów. Za zgłoszenie się i wykazanie się odwagą kryminalista może liczyć na amnestię.

Pretendent do władzy

Prigożyn coraz częściej pozwala sobie na krytykę resortu obrony. Z każdym niepowodzeniem armii umacnia swą pozycję na kremlowskim dworze, pragnąc uchodzić za tego, kto potrafi organizować siłę militarną skuteczniejszą niż hufce Szojgu. Analitycy podkreślają, że mając własne armie, Prigożyn i Kadyrow łamią monopol państwa. I mogą dyktować warunki. Na tym podglebiu wyrosła teza, że Prigożyn (sam lub w sojuszu z Kadyrowem) może pretendować do objęcia władzy.

Czy to możliwe? Popatrzmy, dokąd sięgają jego macki. Prigożyn od dawna ma na pieńku z gubernatorem Petersburga Aleksandrem Biegłowem, co chwila żąda jego dymisji. Ale Putin się z tym nie spieszy. Prigożynowi pozwala się na krytykę, ale nie na personalne decyzje. Tu jego wpływy się kończą.

Politolożka Tatiana Stanowaja pisze w Telegramie: „Oficjalnie Prigożyn jest nikim. Nieoficjalnie pogrążony jest w licznych konfliktach – z FSB, z ministerstwem obrony. Niemniej to człowiek, który regularnie spotyka się z Putinem (...) i może nawet pretendować do roli prywatnej służby specjalnej Putina”.

Prigożyn wypuszcza coraz to nowe sygnały, że chce mieć wpływ na to, co dzieje się w rosyjskiej polityce. Ostatnio zwrócił się do Prokuratury Generalnej o ograniczenie dostępu do YouTube’a i uznanie ­Google’a za „organizację niepożądaną” w Rosji; jego zdaniem YouTube „dyskredytuje rosyjską armię”. Politolog Andriej Kolesnikow ocenia, że Prigożyn zaczyna przypominać Rasputina na dworze cara Mikołaja II: „Putin go teraz potrzebuje, gdyż za wszelką cenę musi osiągnąć cele militarne (...) Przyzwyczailiśmy się mówić o Prigożynie: kremlowski kucharz. Ale ten kucharz gotuje różnorodne dania, nie tylko kulinarne. (...) Czy stanie się konkurentem Putina? Myślę, że Putin zachowuje na razie narzędzia sprawowania władzy. Najprawdopodobniej wykorzysta Prigożyna, a potem w każdej chwili będzie mógł się go pozbyć. Wiele będzie zależało od tego, na ile zagrywki Prigożyna będą w stanie przekonać Putina, że kucharz jest mu niezbędny, i że nie ma on ambicji politycznych”.

Co dalej? Z kremlowskich korytarzy dobiegły ostatnio słuchy, że urzędnicy administracji pod wodzą Siergieja Kirijenki – odpowiedzialnego za przyspawanie nowych terytoriów do Rosji i politykę wewnętrzną – już zaczęli prace nad przygotowaniem do wyborów Putina w 2024 r. Rzecznik prezydenta pospieszył z zapewnieniem, że szef jeszcze nie podjął decyzji, czy wystartuje. A po rzeczonych korytarzach popłynęły szepty, iż Prigożyn będzie w tych „wyborach” wymarzonym sparringpartnerem dla Putina.

O ile w 2024 r. obaj będą o czymkolwiek decydować. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2022