Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kto czytał prasę codzienną, ten wie: pomnik przedstawia tablice Dekalogu. Ustawił go najwyższy rangą z tamtejszych sędziów. Pomnik nie jest też pierwszy - już parę innych stanów ma analogiczne. Tylko że tam zyskało to zgodę zainteresowanych, a tutaj od dwóch lat toczy się spór, bo część obywateli, w tym wszyscy podwładni sędziego, uważają, że jest to sprzeczne z konstytucyjną zasadą rozdziału państwa i Kościoła. Dwa kolejne wyroki sądów nakazały usunięcie pomnika z westybulu sądu. Mógłby stanąć w gabinecie sędziego, ale z przyczyn technicznych nie wchodzi to w grę. Sędzia zresztą traktuje spór jako spór nie o pomnik, lecz o samego Boga, nad którym, jak twierdzi, nie wolno stawiać jakiegokolwiek prawa. I ma bardzo wielu zwolenników - a przeciwników również. Przeciwnicy woleliby kompromis, gdyby się taki mógł znaleźć, ale inicjator prawdopodobnie nie złoży broni, bo przeniósł spór w taki wymiar, gdzie kompromis oznaczałby zdradę najwyższych wartości.
“Nasz Dziennik" relacjonując sprawę zatytułował rzecz w sposób nie budzący wątpliwości, za kim stoi: “Batalia o Dekalog". I można by powiedzieć, że choć to jawna przesada, bardzo niesprawiedliwa wobec wydających werdykt prawny, nie sposób znaleźć przekonujących argumentów za tym, że taki pomnik komukolwiek mógłby przeszkadzać: bo i w czym? Co jest w Dekalogu nie do przyjęcia także dla ludzi daleko stojących tak od judaizmu, jak od chrześcijaństwa? A jednak to nie te pytania powinny nas skłaniać do głębszych wątpliwości, czy intencje sędziego Roya Moore z Alabamy są tak naprawdę przekonujące i (ewentualnie...) godne naśladowania.
Dlaczego sędzia ustawił pomnik w sądzie samotnie, wieczorem, pod nieobecność kogokolwiek? Czy wcześniejsze przekonanie kolegów i opinii do swojego projektu uznał za uwłaczające albo wstydliwe - tylko z jakiej racji? Czy też był z góry “ponad" czyjąkolwiek zgodą, uznając, że w tzw. słusznej sprawie zawsze najlepsza jest metoda faktów dokonanych? Choćby nawet “słuszna sprawa" oznaczała - jak w danym przypadku - jedynie ostentacyjną obecność symbolu, a nie gwarancję, że sam Dekalog będzie uczciwie respektowany w podległym mu życiu publicznym?
Gorliwemu sędziemu nie przeszkadza też niestety, że społeczność miasta skłóciła się do granic awantury, że ludzie obrzucają się wyzwiskami, że wszystko stało się jakimś wielkim meczem, a może nawet małą wojną. Że, uczciwie rzekłszy, już to wszystko, co się dzieje - na tyle w każdym razie, ile o tym słyszymy - jakoś mało przypomina wcielanie w życie zapisu na najświętszych tablicach świata, w pomniku przypominanych.
Jakikolwiek finał znajdzie spór w Alabamie, refleksja nad tym, co to znaczy z jednej strony szanować autonomię obu rzeczywistości, kościelnej i państwowej, a z drugiej nie zdradzać wyznawanych wartości w życiu publicznym - ta refleksja, bardzo i dla nas na czasie, w tym drobnym wydarzeniu może znaleźć sporą pożywkę.