Potwór i człowiek

Proces Andersa Breivika, który przyznaje się do zabicia 77 ludzi – zarazem nie przyznając się do winy – jest niezwykły nie tylko przez ogrom zbrodni. To także test, co dla nas znaczą prawo i demokracja.

23.04.2012

Czyta się kilka minut

Pewien Norweg, który w czasie masakry na wyspie Utoya przebywał w Wielkiej Brytanii, opowiadał, że brytyjscy koledzy nie mogli pojąć, czemu norweska policja nie zabiła Breivika na miejscu.

I rzeczywiście – zapewne nikt by się nie zdziwił. Uważamy się za ludzi ukształtowanych przez kulturę prawa, ale zarazem kultura masowa, a przede wszystkim realne wydarzenia – i to nie tylko takie, jak atak na World Trade Center, ale również stępiające naszą wrażliwość na tę tragedię reakcje, np. przetrzymywanie latami podejrzanych w Guantanamo – jakoś nas znieczuliły. I jednocześnie usprawiedliwiają pogląd, że jeśli ktoś zrobił coś strasznego (lub jest o to podejrzany), to jakby nie jest już człowiekiem. W każdym razie nie takim jak my. A skoro tak, można traktować go nie jak człowieka, np. zastrzelić bez procesu.

Paradoksalnie, w ten sposób myśli także Breivik – dla niego muzułmanie, imigranci i wszyscy, którzy akceptują ich obecność w Norwegii, nie są ludźmi. Nie takimi jak on. Więc nie trzeba traktować ich jak ludzi. Można do nich strzelać i patrzeć im w oczy, gdy umierają.

Wydawać by się mogło, że niewiele brakowało, by następstwa czynu Breivika ustawiły Norwegów w podobnej pozycji: Breivik to potwór, więc traktujmy go jak potwora. Ale tu Norwedzy zaskoczyli. I zakłopotali. Zwłaszcza zakłopotanie mogło budzić, gdy w minionym tygodniu, w pierwszych dniach procesu, na sali sądowej w Oslo prokurator podawał mu rękę, gdy traktowano go jak człowieka. To lekcja, jaką daje Norwegia. I pokazanie, czym są wartości, o których tyle mówimy: demokracja, poszanowanie prawa, człowieczeństwo.

PROCES

Przypomnijmy: 22 lipca 2011 r. w Oslo, obok siedziby premiera Norwegii, wybuch bomby zabił 8 osób. Potem sprawca, 33-letni Anders Behring Breivik popłynął promem na wyspę Utøya, gdzie trwał obóz młodzieżówki norweskiej Partii Pracy, i zastrzelił 69 osób. Masakra trwała półtorej godziny: w tym czasie Breivik przemierzał z zimną krwią wysepkę tam i z powrotem, zabijając tych, których spotkał. Gdy przybyła policja, od razu się poddał.

Breivik przyznaje się do zabicia tych ludzi. Zrobił to – jak twierdzi – broniąc norweskiej tożsamości przed falą wielokulturowości, dla „przyszłych pokoleń”. Jesienią biegli zdiagnozowali u niego schizofrenię paranoidalną, ale później, ku oburzeniu opinii publicznej i wielu psychiatrów, po kolejnych badaniach wykazano, że jest w pełni poczytalny.

On sam zresztą niczego bardziej się nie boi niż uznania za niepoczytalnego. Bo wtedy można by uznać jego poglądy, źródło zbrodni, za majaczenia szaleńca. Breivik tymczasem chce wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. Przekonać, że nie miał wyjścia. To ostatni punkt jego planu. Żeby go przeprowadzić, jest gotów umrzeć. Tak powiedział: uniewinnienie albo śmierć. Więzienie byłoby dla niego, jak mówi, żałosną karą. Ale tu ma pecha: na uniewinnienie nie ma co liczyć, a w Norwegii kary śmierci nie ma. Grozi mu najwyżej 21 lat więzienia (w Hiszpanii dostałby zapewne wyrok opiewający łącznie na kilka tysięcy lat więzienia).

To, że Breivik potraktuje sąd jako scenę dla swych występów, było oczywiste od początku. Dlatego nie ma bezpośredniej transmisji telewizyjnej procesu. Jego przebieg śledzą za to bliscy ofiar i wiele chwil – gdy np. Breivik opisuje, jak zabijał – jest dla nich trudne do zniesienia. Jednak zorganizowanie procesu to dowód dojrzałości Norwegów. Mówią w ten sposób Breivikowi: nawet jeśli jesteś potworem, nie odmówimy ci żadnego z twoich praw jako człowieka i obywatela.

Co też ważne, o ile sala sądowa jest forum dla poglądów Breivika, jednocześnie jest forum do obnażenia ich absurdalności. Jak choćby argument o działaniu w „samoobronie” (przed wielokulturowością), czy raczej w obronie kraju, jako usprawiedliwienie masowego mordu.

Próba odcięcia procesu od mediów i opinii publicznej byłaby dowodem słabości demokracji i zwiększałaby ryzyko, że Breivik stanie się męczennikiem, którego przemowy są tak groźne, że nie wolno ich pokazać. Jego przemowy są straszne, ale dlatego, że pokazują, do czego zdolny jest człowiek. Są ostrzeżeniem. Zarazem proces pokazuje, ile może znieść człowiek i co człowiekiem go stanowi.

MORDERCA

W przyszłości ten przypadek stanie się zapewne obiektem prac kryminologów i psychologów. Spekulacji, co sprawiło, że chłopiec z rozbitej rodziny, syn neurotycznej ponoć matki, wychowywany z dala od ojca – stał się mordercą.

Nie ma tu jednak prostego wyjaśnienia. Ojciec, który wciąż nie może podnieść się po tym, co zrobił syn, nie był daleko. Przeciwnie: przez pierwszych kilkanaście lat życia Andersa zabiegał o kontakty, ubiegał się o prawo opieki nad nim, a ich relacje były dobre. O matce niewiele wiadomo, ale najtrudniejsza nawet relacja z nią nie może być usprawiedliwieniem dla rzezi.

Najwięcej tajemnic wyjaśnia sam Breivik. „Podłożenie bomby jest emocjonalnie dużo łatwiejsze niż pociągnięcie za spust – mówił w sądzie. – To proste, nacisnąć guzik i zdetonować bombę. Ale bardzo, bardzo trudne jest przeprowadzenie czegoś tak barbarzyńskiego, jak akcja z użyciem broni palnej. (...) To wbrew ludzkiej naturze, zrobić coś takiego. Musisz pracować nad sobą przez bardzo długi czas, by coś takiego zrobić. Musisz zagłuszyć emocje”.

To zagłuszanie emocji, swoisty trening mordercy, odbywał się za pomocą gier komputerowych. Breivik ćwiczył się w wyzbywaniu uczuć przez kilka lat. Rok spędził niemal w izolacji od świata, głównie grając na komputerze.

Jego plan był precyzyjny i długo się do niego przygotowywał, fizycznie i psychicznie.

Sam jednocześnie uważa się za ofiarę – ekspansji wielokulturowości i islamu. Jak dotąd, na sali sądowej okazał emocje jedynie raz – rozpłakał się, oglądając własny film propagandowy, w którym tłumaczył swoją walkę, widzianą jako bój współczesnego templariusza (na filmie pojawia się rycerz z czerwonym krzyżem na białej tunice). „Uświadomiłem sobie, że moja grupa etniczna umiera” – wyjaśniał.

CI W CIENIU

Wszystko, co wiemy dziś o motywach Breivika, pokazuje zarazem, że choć działał sam, to jego przekonania są podzielane przez znaczące grupy ludzi w różnych krajach. On „tylko” doszedł do ostatecznej konkluzji przeróżnych wywodów o zagrożeniach płynących z wielorodności społeczeństw. Najbardziej niepokojące z pytań brzmi chyba: czy jego działania nie staną się inspiracją dla innych? Kryzys w Europie zdecydowanie wzmacnia radykalne ideologie i niechęć wobec „obcych”.

Jak wynika z opublikowanego właśnie raportu brytyjskiej grupy „Hope not Hate” („Nadzieja, nie Nienawiść”), ekstremistyczne organizacje antyislamskie – te same, które inspirowały Breivika – są lepiej zorganizowane niż kiedykolwiek. Tworzą również międzynarodowe sojusze w Europie i USA.

Liczbę takich grup ocenia się na 190, z czego 7 działa w Norwegii. Łączy je przekonanie o zagrożeniu ze strony islamu i swego rodzaju kulturowym dżihadzie, z którym trzeba walczyć. Jak stwierdza raport, właśnie stworzona została np. sieć „Stop dla islamizacji narodów” (w skrócie: SION), która ma łączyć i chronić środowiska antyislamskie. Kongres założycielski ma odbyć się w Nowym Jorku, nieprzypadkowo w rocznicę ataków na World Trade Center.

Nick Lowles, szef „Hope Not Hate”, mówił „Guardianowi”: „Breivik działał sam, ale to właśnie »antydżihadowska« ideologia go inspirowała i dała mu podstawy do przeprowadzenia tych straszliwych ataków. (...) Uwaga wszystkich skupiona będzie na Breiviku i tym, co zrobił, a ignorujemy ludzi, którzy na nasze nieszczęście go zainspirowali”.

SPOŁECZEŃSTWO

Jest w tym wszystkim jednak też nadzieja: że nie tylko Breivik może być inspiracją dla innych zagubionych i niepewnych siebie ludzi, popychając ich do kolejnych strasznych czynów. Jego proces może być też inspiracją dla zachowania godności – przez sposób, w jaki zachowuje się norweskie społeczeństwo.

„Zło w Norwegii jest w ogóle pojęciem jakby nieznanym i – odwrotnie niż w Europie Środkowej i Wschodniej – nie przeniknęło do podświadomości kultury norweskiej. Ostatnie ekscesy przemocy miały tu miejsce prawie 70 lat temu, w czasie II wojny światowej. Od tamtego czasu Norwegia nie doświadczyła zła i jest słabo na nie uodporniona” – mówiła „Tygodnikowi” (nr 31/2011) prof. Nina Witoszek-FitzPatrick, historyk kultury z uniwersytetu w Oslo.

Tego zła Norwedzy dalej nie chcą. Unikają konfrontacji z Breivikiem, nie chcąc wzbudzać w sobie żądzy zemsty. Niektóre z gazet szukają innych tematów na pierwszą stronę, choć wiadomo, że ważniejszego niż proces dziś ni e ma. Pod budynek sądu ludzie przynoszą kwiaty upamiętniające ofiary, a nie transparenty z żądaniem śmierci dla mordercy. Ulice Oslo są spokojne, jak zawsze. „Miejmy to za sobą, wiadomo przecież, co robić” – tak można by podsumować stosunek Norwegów do sprawy. A co trzeba robić, gdy dojdzie do takiego morderstwa? Musi być proces, wyjaśnianie okoliczności, przestrzeganie procedur i wyrok. Potem znów będzie można dalej żyć.

Wyrok zapadnie pod koniec czerwca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2012