Postuniwersytet?

Najpoważniejsze wyzwanie dla kształcenia uniwersyteckiego to nie demografia, urynkowienie, niestabilna sytuacja prawna i finansowa. Wyzwanie niesie... komputer z internetem. Czy tradycyjny uniwersytet przetrwa?

30.06.2009

Czyta się kilka minut

Czy warto dyskutować o sprawach szkolnictwa wyższego i nauki? - pytał rektor UJ Karol Musioł. Pytanie jest retoryczne. Środowiska naukowe i uniwersyteckie toczą te dyskusje nieprzerwanie, obecnie z większą intensywnością, spowodowaną projektami ustaw czy pomysłami zmian.

Dyskusje skoncentrowane są na kwestiach finansowania programów badawczych, działalności uczelni oraz ich zarządzania. Znacznie mniej uwagi poświęca się kształceniu. Jeśli studenci pojawiają się w polu widzenia, to w kontekście administracyjnym i finansowym - przede wszystkim odpłatności za studia. A jesteśmy przecież w toku wprowadzania wielkiej reformy systemów nauczania, zwanej urzędowo "formułą studiów dwustopniowych i zaawansowanych", a skrótowo "systemem bolońskim".

Wprowadzeniu trzyletnich studiów licencjackich i dwuletnich magisterskich towarzyszyły skrajne emocje - zwłaszcza na kierunkach humanistycznych. Rzecz została odgórnie przesądzona, niemniej wdrożenie systemu musi trwać co najmniej pięć lat. Toteż dyskusje nad systemem punktowym ECTS, teoretycznie mającym umożliwić mobilność studentów, i nad "Bolonią" trwają. Wpasowywanie się ociężałych struktur w nowe systemy to "rozpoznanie w boju" i dopiero w toku realizacji przychodzi sprawdzian założeń. Jak wygląda zaliczenie tego sprawdzianu? Bieżące kłopoty związane z transformacją, brak stabilności prawnej, rozrastająca się biurokracja - przysłaniają ważniejsze problemy, wobec których stoi uniwersyteckie nauczanie humanistyczne.

Nauka i praktyka

A nie jest ich mało. Uniwersytety z istoty swej działają powoli, tymczasem zmuszone są reagować na szybko zmieniającą się sytuację na rynku edukacyjnym, spowodowaną przez zmiany demograficzne, umasowienie szkolnictwa średniego, nieznaną do niedawna mobilność ludzi młodych. Dla wielu "modnych" kierunków, latami rozleniwionych dużym napływem kandydatów na studia, perspektywa walki o studentów wydaje się niewyobrażalna, tymczasem jest ona bliższa, niż można by się spodziewać. Pamiętać też trzeba o naszej zwiększającej się niekonkurencyjności w Europejskim Obszarze Szkolnictwa Wyższego (EHEA). Coraz częściej najlepsi studenci traktują polskie studia (niekoniecznie kończone) jako wstęp do "prawdziwych" studiów za granicą. Umożliwiający studia na europejskich uniwersytetach program ­ERASMUS jest dramatycznie nieproporcjonalny - wielu naszych studentów chce wyjeżdżać, bardzo niewielu przyjeżdżać do nas.

Wielkim osiągnięciem jest dokonany w ostatnich 20 latach kilkakrotny wzrost liczby studiujących. Wobec tego sukcesu zapomnijmy o trudnościach lokalowych i kadrowych. Nie można jednak zapominać, że za umasowieniem studiów idzie stratyfikacja uczelni i "branding" - komercyjne wykorzystywanie marki instytucji. Rosnące napięcie między elitarnością a powszechnością studiowania szczególnie odczuwane jest właśnie na kierunkach humanistycznych, rozdartych między chęcią zachowania wielkich tradycji a koniecznością zadbania o zawodowe szanse absolwentów. Wielu nauczycielom akademickim trudno pogodzić się z tym, że z czegoś trzeba zrezygnować, że jakiejś porcji encyklopedycznej wiedzy w programie "może nie być". Tak jak niewyobrażalne jest zniesienie lub reforma rozprawy magisterskiej, wciąż traktowanej jako sprawdzian kwalifikacji do pracy naukowej, podczas gdy miażdżąca większość absolwentów pracować naukowo nie będzie. Zmiany na rynku pracy prędzej czy później muszą skłonić do przemodelowania relacji między kształceniem erudycyjnym a kształtowaniem umiejętności.

Na tle europejskim niechlubną polską specyfiką jest ponad dwukrotna przewaga liczebna szkół niepublicznych (300) nad publicznymi (130). Wiele się mówi o społecznych niesprawiedliwościach, jakie ten stan rzeczy niesie. Tymczasem szkoły prywatne, niezamierzenie, są modelem, do którego zmierzają szkoły publiczne, co polega na redukowaniu działania uczelni do świadczenia usług dydaktycznych. Godzi to w będące podstawą nauczania uniwersyteckiego sprzężenie pracy badawczej z kształceniem i stopniowo przemienia pracownika, wciąż jeszcze formalnie zwanego "naukowo-dydaktycznym", w usługodawcę, zobowiązanego do realizowania możliwie atrakcyjnej oferty dydaktycznej.

Ważnym założeniem systemu bolońskiego było zwiększenie elastyczności studiowania i rozwój alternatywnych form edukacji. Tymczasem w praktyce nadal brak drożności pomiędzy kierunkami studiów. Sprzeczna z założeniami bolońskimi jest także rosnąca ingerencja władz administracyjnych w nauczanie (ministerialne standardy i minima programowe, listy kierunków studiów etc.). Bez zasadniczego zliberalizowania tzw. standardów nauczania na poszczególnych kierunkach i zmniejszenia wymiaru zajęć obligatoryjnych, możliwość profilowania programu studiów przez studentów pozostanie w sferze deklaratywnej.

Wiedza i władza

Najpoważniejsze wyzwanie dla uniwersyteckiego kształcenia to jednak nie demografia, nie urynkowienie, nie sprzeczności i pozory wynikające przy wdrażaniu reform, nie niestabilna sytuacja prawna i finansowa. Wyzwanie niesie nasze nieocenione narzędzie codziennej pracy - komputer z internetem. Na każdym biurku, na bibliotecznych stołach, w studenckich kafejkach, na podłodze, na kampusowych trawnikach - jest wszędzie. Coraz mocniejszy, coraz lżejszy, coraz poręczniejszy. Dla obecnych dwudziestolatków był zawsze.

"Rzeczywista obecność" komputera z internetem jest oczywiście wykorzystywana w wielu obszarach nauczania. Widzi się zarówno jego dobre, jak też złe strony. Dobre to przede wszystkim możliwości, jakie internet niesie dla uczenia na odległość (e-learning), dla kształcenia ustawicznego (life-long-learning) czy przyszłego tworzenia "uniwersytetów wirtualnych". Pozytywne są również modyfikacje form i systemów nauczania, jakie daje rozwój technik teleinformatycznych i multimedialnych (biblioteki elektroniczne, telewizyjne bazy wykładów etc.). Natomiast uciążliwością, z jaką uczelnie próbują walczyć za pomocą programów antyplagiatowych (na razie mało skutecznie), są rozliczne możliwości kompilowania (system kopiuj/wklej) i - schodząc na niski poziom realiów uczelnianych - ściągania. Proceder kwitnie zwłaszcza na kierunkach humanistycznych, na wszystkich etapach nauczania - od propedeutyki do magisterium.

Sprawa nie ogranicza się wszakże do powyższych technicznych czy wręcz trywialnych problemów. Komputer i internet to nie tylko techniczne zmiany w trybie nauczania i pracy naukowej, i nawet nie tylko zmiana kulturowa. Internet niesie ze sobą fundamentalne zmiany w zakresie dostępu do wiedzy, jej dystrybuowania i egzekwowania. Nie trzeba przywoływać Foucaultowskiego sprzężenia władzy/wiedzy, by mieć świadomość, że internet rozmontowuje tradycyjny układ: nauczający - posiadający wiedzę, i nauczany - mający udostępnioną wiedzę przyswoić. Na tym hierarchicznym układzie oparte jest ciągle nauczanie wszystkich szczebli. Także zasady internetowego "uczenia na odległość" czy "uniwersytetu wirtualnego" zdają się utrzymywać hierarchię: nauczający nadal zachowuje dominującą pozycję. Tymczasem zachwianie tego układu jest coraz bardziej widoczne i odczuwane w nauczaniu uniwersyteckim, zwłaszcza właśnie w humanistyce. Uspokajające przekonanie, że internet jest informacyjnym chaosem, w którym młody człowiek potrzebuje nauczyciela-przewodnika, jest złudzeniem. On szuka sam, i nawet jeśli błądzi, jest to bardzo pouczające błądzenie. Kształci bowiem umiejętność bezcenną - samodzielne docieranie do wiedzy zamiast przyswajania wiedzy podanej.

***

Nie wiadomo, co wyłoni się z rewolucji informatycznej. Czy na podobieństwo innych wielowiekowych instytucji uniwersytety przekształcą się od podstaw, przyjmując niedającą się obecnie przewidzieć formę postuniwersytetu? Na razie uczelnie na różne sposoby próbują utrzymać hierarchiczne struktury nauczania i zapewne długo jeszcze je utrzymają. Jedno jest pewne: kształcenie humanistyczne stanęło wobec bezprecedensowego wyzwania.

Prof. Maria Poprzęcka jest historykiem sztuki, autorką licznych prac, m.in. wyróżnionego właśnie Nagrodą Literacką Gdynia tomu "Inne obrazy". W latach 1988-2008 była dyrektorem Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2009