Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Anton Gill rozpoczyna swoją opowieść niby przykładny uczeń Hitchcocka - od katastrofy. I to nie byle jakiej, bo “Titanica". Wśród ofiar tej katastrofy znalazł się bowiem Benjamin Guggenheim, ojciec czternastoletniej wówczas Peggy. Wedle relacji świadka, Benjamin oraz jego sekretarz Victor Giglio, przebrani w wieczorowe stroje, pomagali kobietom i dzieciom dostać się do szalup, rezygnując z prób ratowania własnego życia. Benjamin miał powiedzieć: “Włożyliśmy najlepsze ubrania i jesteśmy przygotowani, aby pójść na dno jak dżentelmeni". Śmierć przyszła w chwili, gdy zarówno finanse Benjamina, odsuniętego przez braci od udziału w świetnie prosperujących rodzinnych firmach, jak i jego małżeństwo znajdowały się w kryzysie. Po katastrofie bracia zachowali się lojalnie: uporządkowali sprawy zmarłego, zapewniając wdowie i trzem córkom bezpieczny byt.
Benjamin i jego żona Florette wywodzili się z rodzin żydowskich emigrantów z Europy, szukających w Ameryce nowych możliwości, a przede wszystkim ucieczki przed restrykcjami w krajach pochodzenia. Ojciec Benjamina Meyer Guggenheim przybył ze Szwajcarii w 1847 r., zaczynał jako producent czernidła do pieców i esencji kawowej, by zbudować fortunę dzięki kopalniom ołowiu i srebra oraz hutnictwu. Ojciec Florette James Seligman i jego bracia opuścili rodzinną Bawarię kilka lat wcześniej; sukcesy w przemyśle tekstylnym i bankowości uczyniły z Seligmanów jedną z najzamożniejszych rodzin nowojorskich. Gill interesująco pokazuje z jednej strony zróżnicowanie społeczności amerykańskich Żydów - Guggenheimowie mimo swego bogactwa znajdowali się w jej hierarchii niżej od Seligmanów - z drugiej zaś żywy w ówczesnej Ameryce antysemityzm, za sprawą którego także i żydowskie elity żyły w rodzaju getta bez murów.
Ten wątek odsłania skomplikowany układ zależności rodzinnych i społecznych, od którego niewątpliwie chciała uwolnić się Peggy. I uczyniła to, uciekając do Europy, w środowisko międzynarodowej bohemy, w swobodę obyczajową. Pozostał jednak uraz wynikający z przynależności do uboższej gałęzi rodziny (jej stryjowie, wśród nich Solomon Guggenheim, założyciel sławnej Fundacji i równie sławnego nowojorskiego muzeum, byli o wiele bogatsi), nie wspominając już o rozmaitych dziedzicznych zapewne dziwactwach, które dzieliła z krewnymi ze strony matki - jak skąpstwo w życiu codziennym.
***
Czas przypomnieć, co w życiorysie Peggy Guggenheim (1898-1979) dla nas najważniejsze. I tu paradoks: jak pisze Gill, “pozycja Peggy jako kolekcjonerki opiera się na dwóch krótkich, ale intensywnych okresach zakupów trwających najpierw od około 1938 do 1940 roku w Anglii i, głównie, we Francji: potem od około 1941 do 1946 roku w Ameryce". Chodzi więc o osiem zaledwie lat z osiemdziesięcioletniego życia i o trzy przedsięwzięcia, z których jedno pozostało jedynie w sferze idei.
Przedsięwzięciem pierwszym była londyńska galeria Guggenheim Jeune, otwarta w styczniu 1938 r. i istniejąca do czerwca roku następnego. Odbyła się tu m. in. pierwsza w Anglii wystawa Kandinskiego, przegląd rzeźby współczesnej z pracami Brancusiego, Arpów, Duchamp-Villona, Moore’a i Caldera oraz monograficzny pokaz surrealisty Yvesa Tanguy. Przedsięwzięcie drugie - niezrealizowane - to muzeum sztuki nowoczesnej, które miało powstać w Londynie z pomocą słynnego historyka sztuki Herberta Reada (a w rywalizacji z mającą podobne plany Heleną Rubinstein, właścicielką imperium kosmetycznego).
Fundusze zarezerwowane na ten cel Peggy zużyła w 1939 i 1940 roku na zakup dzieł sztuki w Paryżu; nabyła wtedy około 50 prac, wśród nich dzieła Brancusiego, Légera, Picabii, Massona, Dalego, Braunera, Pevsnera, Man Raya. Przed wkroczeniem Niemców do Paryża Peggy oraz jej kolekcja wyjechały do strefy nieokupowanej. W 1941 dzieła sztuki udało się wyekspediować statkiem do Nowego Jorku, jako “przedmioty użytku domowego", a 13 lipca tegoż roku ich śladem ruszyła właścicielka, wylatując samolotem z Lizbony. 20 października 1942 w Nowym Jorku otwarta została druga z kolei galeria Peggy: Art of This Century. Pierwszy pokaz we wnętrzu odważnie zaaranżowanym przez Fredericka Kieslera objął cały ówczesny jej zbiór: 171 pozycji.
Później, jak pisze Barbara Majewska (“Sztuka inna - sztuka ta sama"), w galerii “pokazywano nie tylko obrazy surrealistów i abstrakcjonistów europejskich, lecz zaczęto zestawiać z nimi i łączyć w tych samych pokazach - obrazy młodych artystów amerykańskich". Obecność malarzy europejskich, którzy - jak ówczesny mąż Peggy Guggenheim, surrealista Max Ernst, jak Mondrian i wielu innych - znaleźli podczas wojny schronienie w Ameryce, miała istotny wpływ na ukształtowanie się “szkoły nowojorskiej", a działająca do maja 1947 galeria Art of This Century odegrała rolę inspirującą i pośredniczącą. W 1943 r. Peggy podpisała kontrakt z Jacksonem Pollockiem, przyszłą sławą malarstwa amerykańskiego, współtwórcą ekspresjonizmu abstrakcyjnego, wkrótce potem urządziła mu indywidualną wystawę. Wystawiała też innych wybitnych Amerykanów, jak Robert Motherwell czy Mark Rothko. Wyjechała do Europy w chwili, gdy indywidualności “szkoły nowojorskiej" osiągnęły dojrzałość.
Wybrała nie Londyn i nie Paryż, lecz Wenecję. Palazzo Venier dei Leoni - dziwaczna, niedokończona piętrowa budowla wzniesiona w XVIII wieku nad brzegiem Canal Grande, z płaskim dachem i - co w Wenecji rzadkie - dużym ogrodem stała się jej siedzibą na resztę życia, a dziś mieści jej zbiory, których zwiedzanie daje, jak pisze Gill, poczucie ożywczego kontrastu w zestawieniu ze wspaniałościami weneckiego renesansu i baroku. W ogrodzie, w którym Lord Snowdon wykonał wspomnianą na początku fotografię, spoczywają dziś prochy Peggy Guggenheim.
***
“Dobierała niezłych doradców i miała dość pokory, aby ich słuchać" - zauważa Anton Gill. Dalej zaś cytuje opinię, wedle której Peggy Guggenheim była jednocześnie agresywna i nastawiona na obronę, egocentryczna i wyniosła, a zarazem samotna i rozpaczliwie niepewna siebie, lecz umiała “osiągać wielkie cele, nie wiedząc nawet, że je osiąga". Biograf, który z chęcią rozwodzi się nad zawiłościami związków uczuciowych kolekcjonerki, jej kłopotami rodzinnymi i bujnym życiem erotycznym (na długiej liście partnerów Peggy znalazł się m. in. Beckett), wydaje się trochę bezradny wobec pytania, w jakim stopniu kształt kolekcji Peggy Guggenheim określiły jej osobiste gusta, na ile zaś zdecydowało zdanie przyjaciół i doradców takich jak Ernst i Breton, Marcel Duchamp, Nelly van Doesburg czy Howard Putzel.
Pieczołowite nagromadzenie szczegółów i stopień zbliżenia, w jakim oglądamy losy bohaterki, przyczyniają się do rozmycia konturów jej portretu. Czy była tylko “bogatym biedactwem" z nieudanym życiem osobistym i wybujałym temperamentem? Ekscentryczką hodującą tybetańskie pieski, oszczędzającą na znaczkach pocztowych i podejmującą wenecką socjetę krakersami? Snobką bez własnego zdania, tyle że umiejącą zawierzyć znawcom? A może jednak kimś więcej?
Skąpstwo nie przeszkadzało jej podejmować ryzykownych decyzji czy wypłacać przez lata stypendium dla przyjaciółki, pisarki Djuny Barnes. Umiała - jak w przypadku Brancusiego - zabiegać o dzieła ulubionych artystów. Na podobne pytania nie ma zresztą pewnych odpowiedzi; ważniejsze, że poprzez biografię Peggy Guggenheim wchodzimy - trochę od kuchni - w świat europejskiej i amerykańskiej sztuki lat 30. i 40. zeszłego wieku. A że książka staje się chwilami bliska skandalizującej opowieści ze sfer artystycznych - cóż, tak po prostu było... (Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2004, s. 474. Przeł. Mariusz Ferek. Na końcu noty źródłowe oraz rozbudowany indeks osób.)
Lektor