Poprawki krawieckie 2008

1. W sierpniu 2008 r. "Tygodnik Powszechny" zmniejszył format. O centymetr. Centymetr na dole i centymetr na górze. Pamiętacie rok 2007? Wtedy jak cięli format, to od razu o połowę. W 2008 r. przyszedł czas poprawek krawieckich. Już taki był ten rok - ukryty w cieniu poprzednika. Może ktoś go nazwie rokiem wojny, kryzysu gospodarczego albo Baracka Obamy. E, tam... W Polsce, odkąd PiS ogłosił bojkot TVN, wszyscy narzekali na nudę.

16.12.2008

Czyta się kilka minut

Na pociechę mieliśmy Olimpiadę. Przypominała plakat pewnej prywatnej kliniki: "Leczymy nawet takie organy, o których nie podejrzewałeś, że je posiadasz". W kontekście Chin niezręcznie wspominać o organach - ale czy przyszłoby wam do głowy, że można dostać medal za skok przez kozioł? Nic dziwnego, że największą polską gwiazdą w Pekinie został działacz, który wypił tradycyjną no-może-

-lampkę-wina-do-obiadu, a potem zbojkotował całą imprezę na trawniku przed stadionem.

Generalnie w 2008 r. imprezy sportowe przynosiły sławę facetom o gąbczastych twarzach. Przeciętny obywatel mógł nie znać nazwisk piłkarzy reprezentacji, ale każde dziecko na stadionie Orlik potrafiło wymienić pięciu kandydatów na prezesa PZPN. A już szczególnie wiceprezesa Kręcinę. W normalnym kraju tabloidy donosiły, kiedy jakiś sportowiec bił żonę i zażywał kokę. U nas takie rzeczy pisali o ministrze sportu. "W normalnym kraju"? Wkrótce nadciągnęły wydarzenia, które miały zburzyć polską wiarę w to, że gdzieś istnieją normalne kraje. Zbliżał się kryzys finansowy.

Nasze anachroniczne wyobrażenie o bankach zostało ukształtowane przez logo PKO: okrągły pieniążek wpada do wielkiej puszki. Jednak w początkach XXI w. było dokładnie na odwrót. Banki nie gromadziły pieniędzy, tylko je rozdawały. Im większy bank, tym więcej rozdawał, im więcej rozdawał, tym bardziej nic nie miał. Prestiż banku zależał teraz od sumy nieposiadanych pieniędzy. Pomnażanie nieistniejących dolarów wymagało fantazji, finezji i wiedzy. Instrumenty finansowe (cokolwiek to znaczy) stały się tak skomplikowane, że banki musiały zatrudniać fizyków atomowych. Tylko oni potrafili stworzyć wrażenie, że coś z tego rozumieją. No i mieli doświadczenie w pracy z antymaterią.

Ale angażowanie fizyków to nie był najlepszy pomysł. Zważcie: jak zbudowali ten Wielki Zderzacz Hadronów, to też im nie działał.

Na początku roku system bankowy jeszcze się kręcił... Niestety, zawsze znajdzie się właściciel firmy odzieżowej gotów krzyknąć: "Król jest nagi".

W marcu pewien makler, zaślepiony żądzą pomnażania nieistniejących funduszy, zaczął rozsiewać plotki, że konkurencja nie ma pieniędzy na pokrycie swoich zobowiązań. Ładne mi odkrycie! A skąd miała mieć? Mimo wszystko makler nie powinien był mówić tego na głos. Jak powiada amerykańskie przysłowie: jeśli mieszkasz w szklanym domu, nie próbuj zabić ptaka kamieniem... Dalsze wydarzenia potoczyły się szybko. Społeczeństwa odkryły, że w bankach piętrzą się stosy antydolarów, a biznes toczy się tylko dzięki systemowi wirtualnych pożyczek, których bankierzy udzielają sobie nawzajem. Nastąpiła spektakularna kolizja systemu bankowego z rzeczywistością. Była lepsza niż w Zderzaczu Hadronów, bo tym razem naprawdę udało się stworzyć czarną dziurę, która wessała domy, samochody i miejsca pracy.

Polski rząd już dawno zauważył, że ilekroć naukowcy dostaną naprawdę duży budżet na badania, to wynikają z tego same problemy (weźmy np. "Projekt Manhattan"). O nie, powiedział rząd. Sarin, wąglik, brudna bomba w walizce... Dość tego. Z nauką szlus. Odtąd ani złotówki dla fizyków, chemików i biologów!

Niestety, władze dały się podejść jak dzieci. Nadal finansowały historyków. Wydawali się tacy nieszkodliwi... W ten sposób powstała pierwsza w historii humanistyczna broń masowego rażenia. Kraj spustoszyła seria eksplozji przenośnych bomb teczkowych. Wkrótce sytuacja przypominała finał antywojennego filmu "Ostatni brzeg". Wokół radioaktywna pustynia. W ruinach poczty hula wiatr i stuka pustą butelką w ramię telegrafu. Nadajnik wciąż działa i w zimną przestrzeń płynie wiadomość: "To my obaliliśmy komunizm. Stop. Powtarzam: to my obaliliśmy... Stop...".

Przy okazji ujawniano akta, protokoły i billingi. Szczegóły śledztwa w pewnej sprawie korupcyjnej trafiły nawet do pieśni zespołu Pion Śledczy:

W hotelu "Bryza"

Cisza trwa.

W hotelu "Bryza"

puste spa.

Tylko pościel pomięta

może jeszcze pamięta

uściski agenta

CBA.

Rok 2008 miał swoich wygranych. Np. prezydent Kaczyński odżył. Nasz przywódca kocha klęski i gruzy. I Gruzję, oczywiście. Jego pociąg do katastrof ma związek z rycerską maksymą "Idź złoto do złota".

Natomiast premier wciąż jeszcze był zaszokowany zeszłorocznym sukcesem. Zwłaszcza że czas odmierzały mu kolejne rocznice. Obchodziliśmy pierwszy miesiąc rządu, sto dni premiera, pół roku gabinetu. Nic dziwnego, że Donald Tusk - udręczony tym ciągiem imprez i poprawin - robił wrażenie nieco zmęczonego.

Jesienią rządy innych państw wdrażały ambitne programy antykryzysowe. Zazwyczaj taki program przypominał stary przepis na rago?t z kury ("bierzemy kurę i robimy rago?t"). W wersji finansowej brzmiało to tak: "Bierzemy 700 miliardów dolarów i...". Zaraz, zaraz! A skąd bierzemy? Zadałem to pytanie znanemu dziennikarzowi ekonomicznemu. Milczał chwilę, zanim odparł: "No, od Chińczyków". A jak Chińczykom zabraknie? "O, wtedy to już będzie naprawdę źle!". Wobec tego Polska pożyczyła 200 milionów dolarów pogrążonej w kryzysie Islandii.

10

Ostatnie 12 miesięcy było wielkim benefisem komentatorów. Czasy, kiedy dziennikarze musieli biegać po Sejmie, szczęśliwie minęły. Posłowie też nie muszą się tam pojawiać. Wszyscy razem siedzą w studiu i komentują. Do parlamentu wysyła się najwyżej fotoreporterów. I słusznie, fotoreporter ma obiektyw, którym może się rozpychać w tłumie.

11

Gdyby w 2008 r. Rosjanie odpalili w nas rakiety, dyżurny w telewizyjnym newsroomie zawołałby jak w balladzie zespołu Pion Śledczy:

Może za chwilę niebo runie

i ziemię strawi wnet pożoga!

Na co czekacie jeszcze, durnie?

Zadzwońcie do politologa!

I zaraz niech mi któryś złapie,

- sam nic lepszego

nie wymyślisz? -

jakichś ekspertów od tych rakiet.

Już trudno, może być

Staniszkis...

12

Przy okazji nauczyliśmy się, że najlepiej być fałszywym prorokiem. Dopóki wszystko szło dobrze, nikt nie wspominał o Francisie Fukuyamie. Ale wystarczyło parę konfliktów zbrojnych i krach na giełdzie, by każdy komentator telewizyjny zawołał: "Ha, ha! I gdzie ten twój koniec historii, frajerze". Nie ma to jak schadenfreude. Fukuyama jest dziś najchętniej cytowanym ze współczesnych myślicieli. Jeżeli w najbliższym czasie usłyszycie jakieś optymistyczne prognozy, nie cieszcie się. To tylko cwany analityk, który chce, żeby częściej o nim mówili.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2008