Wyrok za kryzys

Były premier Islandii to jedyny polityk na świecie, który stanął przed sądem z powodu kryzysu finansowego.

08.05.2012

Czyta się kilka minut

Były premier Islandii Geir Haarde przybywa z żoną do budynku sądu w Reykjaviku, 5 marca 2012 r. / Fot. Kristinn Ingvarsson, AP, East News
Były premier Islandii Geir Haarde przybywa z żoną do budynku sądu w Reykjaviku, 5 marca 2012 r. / Fot. Kristinn Ingvarsson, AP, East News

W 2005 r. Islandia była uważana za najbardziej konkurencyjną go¬spodarkę na świecie. Mała wyspa, zamieszkana zaledwie przez 300 tys. mieszkańców – i cztery razy więcej owiec. Spokojna, słynąca z gorących źródeł i wulkanów.

Światowy kryzys finansowy w 2008 r. pogrążył ją całkowicie. Teraz Islandia powoli się odbudowuje – i robi niespotykane gdzie indziej polityczne porządki. W 2010 r. przed specjalnym trybunałem został postawiony były premier Geir Haarde, za zaniedbania z czasów poprzedzających kryzys. W ubiegłym tygodniu proces dobiegł końca.

„To absurdalne!” – wyrzucił z siebie Haarde po ogłoszeniu wyroku. 23 kwietnia sąd uznał go winnym – choć tylko w przypadku jednego z czterech postawionych mu zarzutów. Winą ekspremiera było to, że w okresie poprzedzającym kryzys i w jego trakcie nie zwoływał odpowiedniej liczby spotkań z ministrami i nie informował ich dostatecznie o sytuacji. Jednocześnie trybunał zdecydował, że nie wymierzy mu kary, a koszty procesu pokryje państwo. Haardemu zarzucano także, że nie podejmował zdecydowanych działań w czasie kryzysu, że nie przygotował systemu finansowego na możliwe zagrożenia i że nie podjął działań mogących zmniejszyć odpowiedzialność rządu za zagraniczną działalność islandzkich banków.

ISLANDZKA DROGA

To właśnie aktywność islandzkiego sektora finansowego poza granicami kraju pogrążyła Islandię w 2008 r. Rozrósł się on wcześniej do gigantycznych rozmiarów: aktywa islandzkich banków przed kryzysem były niemal dziesięć razy większe niż produkt krajowy brutto Islandii! Nic więc dziwnego, że kiedy banki wpadły w tarapaty, pociągnęły za sobą cały kraj.

Islandia wybrała jednak inną drogę niż później Grecja, także zagrożona bankructwem.

Ze względu na dysproporcję między wielkością kraju i liczbą jego mieszkańców a gigantycznymi rozmiarami katastrofy bankowej, rząd zdecydował się nie ratować banków kosztem obywateli. Wziął pożyczkę z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a banki zostały znacjonalizowane. „Można by powiedzieć, że upadek banków był tu szczęściem w nieszczęściu” – pisał ostatnio w „The Wall Street Journal” Hannes H. Gissurarson, profesor Uniwersytetu Islandzkiego i były członek rady nadzorczej islandzkiego banku centralnego. – „Islandzki rząd, nie mogąc uratować banków, nie ratował beztroskich bankierów, do czego zmuszani są teraz podatnicy w innych krajach Europy”.

Teraz dla zaciskających pasa Greków czy Hiszpanów islandzki sposób może wydawać się idealnym rozwiązaniem. Kiedy jednak Islandia pogrążała się w kryzysie, nastroje na wyspie nie były optymistyczne.

– Atmosfera była bardzo zła – wspomina Katarzyna, jedna z wielu obywateli Polski od lat mieszkających w Islandii. – Pamiętam, jak ktoś, kto nie mógł spłacać już hipoteki, zdecydował się nawet podpalić dom... Wiele osób ogłaszało prywatne bankructwo, aby móc zacząć życie od nowa. Ale nawet wtedy ludzie nie demonstrowali w tak gwałtowny sposób, jak widzimy to gdzie indziej w Europie. Owszem, zbierali się koło mieszkania premiera, skandowali hasła. Wtedy premier zdecydował się na ochronę, bo wcześniej chodził po mieście bez niej...

Upadek Islandii miał też reperkusje międzynarodowe. W czasach prosperity swoje oszczędności w islandzkich bankach ulokowały bowiem tysiące zagranicznych klientów, głównie Brytyjczyków. Teraz ci, którzy zawierzyli np. Icesave – internetowemu bankowi należącemu do banku Landsbanki, który został znacjonalizowany – zostali na lodzie. Ich oszczędności przepadły, a chodziło o łączną kwotę prawie 4 mld euro. Państwo pokryło natomiast straty swoich obywateli.

UDOWODNIĆ WINĘ POLITYKA

Islandczycy dwukrotnie odrzucali już w referendum pomysł, aby ich państwo oddawało stracone pieniądze zagranicznym klientom islandzkich banków, bo nie widzą powodu, aby jako obywatele Islandii – sami borykając się z problemami finansowymi – spłacali długi banków, do których powstania w żaden sposób się nie przyczynili. Prawdopodobnie sprawa zostanie więc skierowana do międzynarodowego arbitrażu.

Ale choć rząd w Reykjavíku bardziej zadbał o swoich obywateli niż o bankierów, Islandczycy i tak zniechęcili się do polityki. Pytanie, czy proces byłego premiera je odbuduje? – Mam wrażenie, że wybory i polityka nigdy nie wzbudzały tu dużego zainteresowania. I dalej tak chyba będzie – mówi Katarzyna.

Sprawa Haardego wzbudzała za to wielkie zainteresowanie za granicą. Jest on pierwszym politykiem postawionym przed sądem w związku z kryzysem gospodarczym. To coś, na co z pewnością wielką ochotę mieliby Grecy czy Hiszpanie protestujący na ulicach. Jednak proces pokazał też, jak trudna to sprawa – jak bowiem udowodnić, że premier mógł powstrzymać zapaść finansową, która pogrążyła tyle innych krajów?

Prokurator Sigríður Friðjónsdóttir argumentowała, że premier miał wiele okazji, by zacząć działać i zapobiec katastrofie, ale tego nie zrobił. Adwokat Andri Árnason ripostował, że premier Haarde nie miał wszystkich informacji, bo nie były mu przekazywane. To wszystko, podobnie jak wyrok, rzeczywiście może brzmieć nieco absurdalnie.

Zdaniem prof. Gissurarsona postawienie ekspremiera przed specjalnym trybunałem miało posłużyć jego politycznym przeciwnikom z lewicy, którzy odpowiedzialnością za upadek banków chcieli obarczyć Haardego i jego ugrupowanie, konserwatywną Partię Niepodległości. Lewica, która obecnie rządzi Islandią, może jednak utracić władzę w wyborach w przyszłym roku. „Ponieważ jednak obecni ministrowie głęboko wierzą, że problemy świata mogą zostać rozwiązane głównie za pomocą dyskusji, nie ma wielkiego ryzyka, że kiedykolwiek uzna się ich winnymi – tak jak Geira Haardego – niezwoływania odpowiedniej liczby spotkań w ważnych sprawach” – kwituje sarkastycznie Gissurarson.

PRAWORZĄDNOŚĆ CZY POLITYCZNA ZEMSTA?

Islandia nadal pozostaje jednym z najbogatszych krajów świata. W lutym agencja ratingowa Fitch podniosła o jeden stopień ocenę wiarygodności kredytowej islandzkich obligacji – z dotychczasowego poziomu „śmieciowego”. Gospodarka powoli wychodzi z zapaści, nie rośnie już bezrobocie, zwiększa się za to wzrost gospodarczy – w tym roku ma to być 2,5 proc., czyli więcej niż w wielu państwach strefy euro, zmagających się z recesją.

Katarzyna jest optymistką: – Znów żyje się spokojniej. Islandczycy nie mają wielkich oczekiwań, wiedzą, że pieniędzy i tak nie odzyskają – mówi. – Jeśli ktoś pracuje, to stać go na normalne życie. Zwłaszcza jeśli pieniądze wydaje się tutaj. Z wyjazdami za granicę jest może trudniej, ale i to się pewnie zmieni za kilka lat. A przy okazji uporządkowano wiele spraw w państwie. Jest znacznie lepiej.

Postawienie ekspremiera przed sądem było nietypowym posunięciem, bo zwykle karą za błędy polityka są przegrane wybory. Oskarżenie polityka przed sądem o to, jak wykonywał swoją funkcję, to zawsze również niebezpieczny precedens, bo łatwo przekroczyć granicę między praworządnością a polityczną zemstą.

Jednak możliwe, że proces – i islandzka recepta na kryzys – wzmocnią legendę północnej wyspy na Atlantyku, na którą z taką zazdrością patrzą mieszkańcy południa Europy. Rozpasanie banków zostało ukrócone, premier odpytany przynajmniej przez sąd, gospodarka rośnie... Czy dla greckich lub hiszpańskich uszu nie zabrzmi to dobrze?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2012