Pomnik na zgodę

Nie byliśmy pewni reakcji Ukraińców. Ale mieliśmy świadomość, że naszym relacjom towarzyszyć powinna historyczna prawda.

15.12.2009

Czyta się kilka minut

Moje korzenie są na Pokuciu, w krainie wciśniętej między Prut, Czeremosz i Karpaty. Dokładniej: we wsi Rybno (blisko Kut, gdzie 17 września 1939 r. odbyło się ostatnie posiedzenie rządu II RP). O Rybnie opowiadały mama i babcia: ze wspomnień wyłaniał się obraz polskiej wsi, z ponad 90 procentami ukraińskich mieszkańców. Jako dziecko nie mogłem zrozumieć, co ich tak przyciągało do Polski. Nie zrozumiałem nawet w szkole średniej, gdy nauczycielka historii przedstawiała okres między- i powojenny inaczej niż w podręcznikach. Moja świadomość ukształtowała się później.

Osoby urodzone na ziemiach II RP dziś należących do Ukrainy młodość kojarzą prawie wyłącznie z czystkami etnicznymi. Traumatyczne przeżycia wypaliły znamię krzywdy i cierpienia, zawężając widzenie relacji polsko-ukraińskich do czerni i bieli.

Nie ja jeden mam kresowe korzenie i zmagałem się z tą dwubiegunowością. Romana pracuje w Urzędzie Gminy w Obornikach Śląskich. Przez dziesiątki lat mieszkaliśmy blisko siebie, nie wiedząc o tym. Poznaliśmy się przez internet, nasza korespondencja liczy sobie tysiąc maili. Chcieliśmy zrozumieć, co się wtedy stało, pojechać tam. Z dyskusji zrodziła się idea kontaktu młodzieży z Pokucia i Obornik. Projektowi daliśmy nazwę "Łączy nas wspólna historia".

Rok 2004

Żadne z biur podróży nie oferuje trasy, która nas zadowala, więc wyjazd organizujemy sami. W Kutach zatrzymujemy się u Koli, który będzie naszym gospodarzem i przewodnikiem. On Ukrainiec, żona Oksana pochodzi z mieszanej rodziny. Z Kut do Rybna tylko 8 km. Mama się boi. Minęło 60 lat, a w pamięci wciąż żyje listopad 1944 r.: łuny palonego kościoła i polskich domów, skowyt umierających. Cudem uszła śmierci.

Bus staje w miejscu, gdzie od drogi ze Śniatyna do Kut odchodzi droga na Tołokę, czyli łąki i zarośla nad Czeremoszem. Tu stał katolicki kościół, tu pochowano zamordowanych Polaków. Na podstawie starych zdjęć lokalizujemy wejście do kościoła.

Miejsce, gdzie stał rodzinny dom, mama poznaje po studni. Dom banderowcy spalili, ale studnia z czterospadowym daszkiem ocalała; brak tylko blaszanego kogucika. Z dala widzimy staruszkę. Pasie krowę, przygląda się, w końcu podchodzi. - Gelenka? - patrzy na mamę.

- Jak mnie poznałaś? - mama wybucha płaczem.

- A jak nie poznać? Kto inny mógłby tu przyjechać?

To Marija, pamięta rodzinę Tomaszewskich. Wiadomość o naszym przyjeździe rozchodzi się szybko, mieszkańcy Rybna chcą nas zobaczyć. Mimo widocznej biedy, gdy będziemy odjeżdżać, przyniosą jajka, ogórki kiszone. Dar od serca.

Kola organizuje spotkanie w sprawie projektu. Rozmawiamy z burmistrzami i dyrektorami szkół, proponujemy pomoc materialną. Pomysł się podoba. Ale gdy wypita wódka robi swoje, burmistrz Kobak (wsi sąsiadującej z Rybnem) oznajmia, że kiedyś to Ukraińcy będą kupować komputery dla Polaków. Nie czujemy się komfortowo. Po pożegnaniu mama słyszy, jak tenże burmistrz mruczy coś o "Polaczkach". Ale zielone światło dla projektu zostało zapalone.

Na Boże Narodzenie dostajemy od Mariji życzenia i list: "Mamy propozycję, aby w miejscu waszego kościoła postawić pomnik lub kapliczkę. Pomożemy Wam w tym".

Rok 2005

Decydujemy się na pomnik. Chcemy, by napis nie raził Ukraińców, ale też przypominał, co zdarzyło się w 1944 r. Jak to pogodzić? Rodzi się pomysł na przyjazne obu stronom hasło: "Z Wami do 1944", po polsku i ukraińsku. I katolicki krzyż na pomniku.

To dobry początek. Chwilę później rusza projekt. Mamy patronat burmistrza Obornik i rekomendację Kolegium Europy Wschodniej we Wrocławiu. Ale potrzebujemy honorowych patronów, którzy uwiarygodnią szukanie pieniędzy. Kancelaria prezydenta Kwaśniewskiego odmawia. Przyjmujemy to z pokorą, choć w internecie znajdujemy prezydenckie patronaty nad rajdem motocyklowym czy konkursem na bezpieczne gospodarstwo rolne w kategorii gospodarstw wielkotowarowych. Całkowity brak zainteresowania projektem wykazuje ambasada Ukrainy. Nasze partnerstwo wschodnie musimy realizować własnymi siłami.

Listy do ukraińskich dyrektorów i burmistrzów pozostają bez odpowiedzi. Nasza dobra wola poddana zostaje próbie. Gdy tam pojedziemy, okaże się, że Pomarańczowa Rewolucja zmiotła większość osób, z którymi mieliśmy kontakty. Ale nie wszystkie, a milczenie to problem ukraińskiej mentalności, kształtowanej przez lata komunistycznego zniewolenia. - Jakakolwiek współpraca polskich urzędów z ukraińskimi jest testem dobrej woli, wytrwałości i determinacji. Dla urzędów niemieckich byłaby dodatkowo szokiem kulturowym - mówi nam ukraiński tłumacz rządowy. Jeszcze wiele razy przekonamy się, że ma rację.

Znów jesteśmy na Ukrainie. Odbywamy podróż śladami przodków. W Trójcy koło Zabłotowa zapalamy znicz przy pomniku Polaków zamordowanych przez UPA. "Zginęły śmiercią tragiczną 64 osoby. Pamięci tych, którzy wierni Bogu i Ojczyźnie oddali życie 23 października 1944. Hołd składają Rodacy" - czytamy napis. Kola też czyta. - Edward, co się tu stało? Przecież to połowa mieszkańców wsi! - pyta, gdy odchodzimy. - To trudna sprawa, lepiej o tym nie rozmawiajmy - kładę mu dłoń na ramieniu. Kola milknie na kilka minut. - To byli Niemcy przebrani za Ukraińców! - wybucha w końcu.

24 sierpnia, w święto niepodległości, na placu w Wyżnicy wiszą dwie flagi: niebiesko--żółta Ukrainy, a obok czerwono-czarna UPA. Robi to na nas przygnębiające wrażenie, ale nie mówimy o tym Koli. W 2008 r. tych flag zobaczymy więcej.

W Rybnie wiedzą, że przyjedziemy, i na szkolnym dziedzińcu witają nas chlebem i solą. W komitecie powitalnym nauczyciele, ktoś z kuratorium. Przemówienia, niezawodna harmoszka, występy uczniów. Przekazujemy komputer ze skanerem, laserową drukarką i głośnikami. Dyrekcja szkoły zaprasza polską młodzież do Rybna. Jest dobrze.

Wspólnie idziemy na miejsce, gdzie był katolicki kościół. Trawa na przykościelnym cmentarzu skoszona i wywieziona. Trudno opanować wzruszenie, bo ukraiński cmentarz obok cerkwi jest zaniedbany. Zapalamy znicze, modlimy się.

Maj 2006 - maj 2007

Grupa młodzieży z obornickiego gimnazjum jedzie na Pokucie. W Rybnie witają ich serdecznie. Organizują wspólne wycieczki w góry, do Kamieńca Podolskiego, Chocimia. To nic, że bus ma 18 miejsc, można dostawić taborety. Dostawiają, dzięki czemu również dziesiątka rybeńskich dzieci jedzie tam, gdzie jeszcze nie była.

Polską opiekunkę grupy i jedną z uczennic gości nauczycielka angielskiego. Mieszkają u niej tylko dobę. Następnego dnia przyjeżdża teściowa i oświadcza, że nie życzy sobie "Polaczków". Anglistka płacze, lecz ze zdaniem teściowej musi się liczyć.

Potem rybeńska młodzież przyjeżdża do nas. Obornickie gimnazjum i urząd gminy zapewniają program pobytu. Przy pożegnaniu burmistrz Rybna pyta mamę, czemu wyjechała. Mama nie odpowiada, nie jest w stanie. Kilka dni później wyśle do Rybna list: "Drogi Panie Petro! W czasie wojny między naszymi ukraińskimi sąsiadami i nami stanęli ludzie, którzy dla wielu z Was dzisiaj są bohaterami. Bardzo proszę, aby mnie Pan zrozumiał, kiedy powiem, że dla mnie bohaterami oni nie byli, nie są i nigdy nie będą. Może się Pan ze mną zgodzić lub nie, ale uważam, że ludzie, którzy palą kościoły, nie zasługują na szacunek. Nasz kościół w Rybnie został spalony właśnie przez nich. Może się Pan ze mną zgodzić lub nie, ale uważam, że ludzie, którzy zabijają innych tylko dlatego, że nie należą do ich narodu, też nie są dobrymi ludźmi. 10 listopada 1944 r. w Rybnie ci źli ludzie zamordowali 23 Polaków. Drogi Panie Petro - nie napiszę, w jaki sposób to zrobili, bo na pewno by mi Pan nie uwierzył. A jednak przyjechaliśmy do Was, a po tym, co napisałam, może się Pan dziwić, że to zrobiliśmy. Nie ma jednak w tym niczego dziwnego, bo przyjechaliśmy do dobrych ludzi, których i w Rybnie, i w całej Ukrainie w tym tragicznym 1944 roku była zdecydowana większość. Tacy jak oni uratowali moje życie!".

Nie jesteśmy pewni reakcji. Ale mamy świadomość, że naszym relacjom towarzyszyć będzie teraz historyczna prawda.

Rok 2008

Jedziemy po raz trzeci. Tym razem z nadzieją, że obiecywany przez burmistrza pomnik zostanie postawiony. Nie jest i na razie nie będzie. - Mieliśmy powódź - mówi Kola. - Poza tym chodzi o pieniądze. To kosztuje, a burmistrz pieniędzy nie ma.

Burmistrz po powodzi ma kolejny problem: za tydzień wydaje córkę za mąż. Kupujemy jej dwa złote serduszka. Przez jego rodzinę zostajemy przyjęci gościnnie, zaskakujemy ich znajomością ukraińskich piosenek. Śpiewamy razem.

Rozmawiamy o projekcie pomnika, szacujemy koszty, zostawiamy pieniądze. Czy nie będzie mieć problemów? Burmistrz z uśmiechem odpowiada, że dla wszystkich w Rybnie będzie zaszczytem, jeśli ten pomnik stanie.

Rok 2009

Na Wielkanoc mama telefonuje do Koli. Składa życzenia. Łudzi się, że Kola wspomni coś o pomniku. Ale nie wspomina. W maju i czerwcu kolejne telefony i pytanie. - Pani Gelenko - Kola jest zdenerwowany - gdybym był burmistrzem, pomnik już by stał!

W lipcu telefonuje Kola; zapewnia, że pomnik stanie do 28 sierpnia.

Potem telefon na początku września: że już stoi.

Mamy ochotę wyściskać go z radości przez słuchawkę.

Rok 2010

W maju 2010 r., na dzień św. Jurija, pojedziemy do Rybna po raz czwarty. Dawniej tego dnia, po mszy i procesji, Hucułowie ze stadami owiec ruszali na połoniny. Tego już nie ma, ale pozostał zwyczaj Mszy św. i procesji. Chcemy, by greckokatolicki ksiądz z Rybna i katolicki z Kut wspólnie odprawili mszę i poprowadzili tę procesję, w której chcemy wziąć udział. Poprosimy, by jednym z jej etapów był nasz wspólny pomnik. Czujemy, że potrzebny był tak samo nam, jak i Ukraińcom. Im może nawet bardziej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2009