Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wyróżnienie Tuska wyraźnie zirytowało prof. Zdzisława Krasnodębskiego. W komentarzu dla "Rzeczpospolitej" (z 20 stycznia) porównał on nagrodzenie premiera z przedwczesnym i niezasłużonym Noblem dla Obamy. Zasugerował przy tym wtrącanie się jury nagrody w wewnętrzne sprawy Polski. W najmocniejszym, czujnie wydobytym przez redakcję "Rzepy" zdaniu swego tekstu napisał: "Do tej pory nasi niemieccy sąsiedzi zadowalali się wskazywaniem, kto jest polskim nacjonalistą, populistą i antysemitą, teraz - jak widać - nie rezygnując z walki z nacjonalizmem, uznali, że powinni pójść jeszcze dalej i wyznaczać, kto zasługuje na miano polskiego patrioty".
Jak było do przewidzenia, "płomienny tekst" z "Rzepy" nie spodobał się konkurencji. Felietonistka "Gazety Wyborczej" Agata Nowakowska odpowiedziała Krasnodębskiemu szybko (21 stycznia) i ostro; uznała ona za niegodne sugerowanie, że Tusk nie jest patriotą i że "reprezentuje obce interesy". "Krasnodębskiemu należy się nagroda za podłość roku" - zakończyła.
Komentarz Zdzisława Krasnodębskiego nie jest (w moim odczuciu) płomienny; jest raczej zgryźliwy i zrzędliwy. Przesadne wydaje się także nazywanie zawartych w nim ocen drastycznym mianem podłości. To, co Krasnodębski mówi o premierze Tusku, mieści się (niestety) w dzisiejszej normie niechęci do politycznego przeciwnika, a na tle publicystyki "Rzeczpospolitej" brzmi całkiem spokojnie. Nie kryję zarazem, iż w wypowiedzi Krasnodębskiego słyszę ton, którego bardzo nie lubię. Chodzi o częstą u nas reakcję na zagraniczne sukcesy polskich artystów, naukowców i polityków, o arcypolskie przekonanie, że tylko my wiemy, kogo w Polsce nagradzać, a cudzoziemcom wara od mieszania się w nasze sprawy. Jury z Akwizgranu najwidoczniej nie znało tego przekonania albo - co gorsza - zwróciło się o radę do niewłaściwej osoby. A przecież prof. Krasnodębski był pod ręką i mógł uchronić owo jury od nietrafnego wyboru.
Zdzisław Krasnodębski zajmuje się niemiecką myślą filozoficzną i socjologiczną, jest profesorem UKSW w Warszawie i Uniwersytetu w Bremie. Można byłoby sądzić, iż budowanie mostów między Polakami i Niemcami jest jego nadrzędnym życiowym celem. Ale: w publicystyce Krasnodębskiego słyszałem niejeden raz ton ostrzeżenia przed Niemcami; niejeden raz odnosiłem wrażenie, że profesor źle się w Niemczech czuje. Nie chciałbym żartować ze spraw tak poważnych, może jednak ofiara jest zbyt ciężka, może Zdzisław Krasnodębski powinien wrócić z niemieckiego wygnania. Przyjaciele z UKSW i "Rzeczpospolitej" z pewnością powitają go chlebem i solą.
PS. Z ogromną przykrością przeczytałem w "Rzeczpospolitej" z 22 stycznia napaść Romana Graczyka na Andrzeja Romanowskiego. Nawet ktoś, kto posiadł na własność prawdę absolutną, powinien chwilę pomyśleć, zanim napisze zdanie: "Andrzejem Romanowskim jako takim nie warto się specjalnie przejmować. Od lat już gada od rzeczy i jeśli nie zdarzy się cud, tak już zapewne zostanie". Życzę Ci, Romku, żeby nikt tak o Tobie nie napisał.