Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z jednej strony tak, bo terroryści wybierają takie cele, które oprócz śmierci, strachu i paniki gwarantują odpowiedni poziom rozgłosu medialnego. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, o wiele atrakcyjniejszymi celami są te zachodnioeuropejskie. Ale czy to oznacza, że Polska jest wolna od zagrożeń? Zdecydowanie nie. W 2003 r. ABW we współpracy ze służbami innych państw prowadziła sprawę o kryptonimie „Miecz”. Była to pierwsza tego typu operacja w Polsce, wymierzona w ekstremistów islamskich, planujących zamachy w naszym kraju podczas świąt Bożego Narodzenia. Zagrożenie było realne, choć część ówczesnych władz z początku bagatelizowała problem. Z kolei w 2012 r. terroryści wykorzystali Polskę jako miejsce zakupu i kanał przerzutowy części ładunków wybuchowych, użytych potem w ataku na izraelskich turystów w bułgarskim Burgas. Innymi słowy: współcześni terroryści doskonale wiedzą, gdzie leży Polska, a w odświeżeniu tej wiedzy dodatkowo pomogło nasze zaangażowanie w Iraku i Afganistanie, że o doświadczeniach mazurskich nie wspomnę.
Specjalnie wskazuję na teraźniejszość, bo w latach 70. i 80. XX w. Polska traktowana była przez część ugrupowań (przede wszystkim palestyńskich) jako swego rodzaju azyl, gdzie leczyło się rany, uzupełniało zapasy broni i kupowało podrobione dokumenty. Wielu ekspertów jest przekonanych, że sentyment z tamtych czasów wciąż wpływa pozytywnie na poziom naszego bezpieczeństwa. Tyle że w tej grze nie o sentymenty chodzi.
Teraz bowiem sytuacja się skomplikowała. Terroryści coraz częściej działają w małych grupach i coraz częściej wracają „do domu”, aby kontynuować dżihad po wcześniejszej zdobytych doświadczeniach bojowych w Iraku czy Syrii. W przypadku Polski to jednak marginalny problem, bo ledwie kilkanaście osób znad Wisły walczy dziś pod sztandarem Państwa Islamskiego.
Problemem pozostaje nieszczelny przepływ osób w ramach Schengen. Nasze służby współpracują z zachodnimi partnerami, ale martwi słaba jakość informacji własnych, zdobywanych poza granicami RP. Mówiąc wprost: bazujemy głównie na tym, co dostaniemy od sojuszników. Natomiast na własnym podwórku coraz lepsze wyniki uzyskuje Centrum Antyterrorystyczne ABW, które w kolejnych latach powinno być, obok kontrwywiadu – oczkiem w głowie polityków nadzorujących pracę służb.
A gdyby jednak terroryści stanęli jutro w drzwiach redakcji „TP”? Śmiem twierdzić, że nasze jednostki specjalne poziomem wyszkolenia i jakością używanego sprzętu nie ustępują Francuzom. Większy problem dotyczy koordynacji pracy poszczególnych służb, także mundurowych, ale to już temat na zupełnie inną opowieść.
Autor jest ekspertem portalu Defence24.pl