Polska słodko-gorzka

Ta historia jest opowiedziana przeciwko wszelkim schematom. Kończy się niemal wczoraj, dotykając aktualnych sporów i pytań, lecz zaczyna w okolicach powstania styczniowego. Nieprzypadkowo, bo tam gdzieś kryją się jej gorzkie źródła.

16.06.2009

Czyta się kilka minut

Krzysztof Kozłowski w redakcji „TP”, listopad 2007 r. /fot. Grażyna Makara / TP /
Krzysztof Kozłowski w redakcji „TP”, listopad 2007 r. /fot. Grażyna Makara / TP /

Krzysztof Kozłowski opowiada Michałowi Komarowi w rozmowie rzece o żywej, nieuśmierzonej pamięci. Pol­skiej pamięci, chciałoby się powiedzieć, lecz coś wzbrania przed takim uogólnieniem. Nie dlatego, że ta pamięć jest niepolska, lecz właśnie dlatego, że jest żywa, pełna pytań podważających obiegowe odpowiedzi. Historyczne procesy konfrontowane są z osobistymi losami rodziny, przyjaciół i wrogów... Nic tu nie jest czarno-białe, bo narrator ma oko na barwy życia.

Zacznijmy od końca. Krzysztof Kozłowski - redaktor "Tygodnika Powszechnego", uczestnik obrad Okrągłego Stołu, solidarnościowy senator, minister spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, przypomina, czym w polityce i wszelkiej działalności obywatelskiej jest zdrowy rozsądek. Historia PRL-u i pierwsze lata III RP opowiedziane są przez człowieka, który doskonale wie, że polityka jest sztuką skutecznego kompromisu. Zawsze niepewnego, bo wyznaczenie jego granic jest weryfikowane dopiero ex post. W tym sensie każde działanie polityczne, czy to będzie spór z cenzurą, czy weryfikacja esbeków, zakładają element ryzyka, niepewności albo tego, że założonych celów nie uda się w pełni zrealizować. Tak pojęty realizm w ogóle zrezygnować musi z mówienia o pełni. Pyta raczej, co jest możliwe.

Oczywiście są zjawiska w historii, które podlegają jednoznacznej ocenie. Bohater nie ma co do tego wątpliwości, lecz dodaje natychmiast: "Dużo trudniej jest, gdy chcemy osądzać zjawiska niejednorodne, złożone, trwające przez pokolenia. Myślę tu np. o sądzie nad PRL, nad niekończącą się listą przestępstw i zbrodni na różnych etapach tego okresu - a równocześnie nie jestem w stanie ot tak przekreślić losów i wysiłków dwóch pokoleń, mówiąc, że to się właściwie nie liczy, że zasługuje jedynie na pogardę. Ponieważ nasz świat nie jest czarno-biały. Ani świat, ani nasze życie".

Polityka - prawdziwa polityka - jest więc tu permanentnym eksperymentem, którego granice wyznacza wyczucie moralne i wiara w cel, jaki chce się osiągnąć. A ów werdykt ex post to osąd historii, czyli nas wszystkich, współobywateli, którzy stanowią trybunał. Jak wiadomo, trybunał to pospieszny, niecierpliwy, czasem dający posłuch demagogom, i on też jest prawdziwym odniesieniem polemicznym dla narratora.

W książce roi się od przykładów i rozważań: tu mogliśmy więcej osiągnąć, tu byliśmy zbyt miękcy, tutaj istniała realna groźba tragedii i... dobrze, że nie sprawdzaliśmy, czy była to groźba realna. Nie chodzi w nich tylko o czystą kalkulację. Tytuł książki "Historia z konsekwencjami" można rozumieć dwojako. Przypadki Tadeusza Kościuszki ("Wywołanie wojny w 1794 r. z trzema zaborcami naraz było pomysłem obłędnym. Gdyby formalnie istniejące wtedy jeszcze Królestwo Polskie - przecież z Warszawą, Wilnem i Krakowem - przetrwało parę lat dłużej, inaczej musiałby traktować »kwestię polską« Napoleon, inaczej by wyglądała na kongresie wiedeńskim..."), postać Aleksandra Wielopolskiego, pamięć powstania styczniowego i warszawskiego są w książce nieodległym tłem dla współczesnych rozważań i wyborów. Należy ją bowiem czytać nie jako chronologiczny zapis biograficzno-rodzinnych historii, lecz jako przeniesioną ponad czasem (i mimo niego) lekcję doświadczenia i poczucia tożsamości. Tak jak nie przeminęła namiętność do babki drożdżowej, którą pożerał panicz Krzysztof w Przybysławicach ("grubo posmarowaną masłem"!), tak i kanon przeklętych problemów pozostał kluczem do rozważań o tym, co dobre, a co złe dla Polski.

Stąd wreszcie powracająca na kartach kwestia krwi, zbanalizowana i współcześnie lekceważona, zdaje się być podskórnym nurtem całego wywodu. Również jako element polityki i jej ostateczny - często nieunikniony - wymiar.

Ale w rozważaniach Kozłowskiego krew nie jest politycznym towarem. W polemice z Jerzym Giedroyciem i Gustawem Herlingiem-Grudzińskim - którzy uważali, że w stanie wojennym potrzebna jest danina polskiej krwi, bo "bez krwi nie będzie symbolu, nie będzie mitu do przekazania dalszym pokoleniom" - wyczuwa się ton gorzkiej ironii czy wręcz pobłażania, jakby autor wolał przypisać ten koncept przejściowemu szaleństwu, w które skłonni są wpadać - jak widać - nawet najwięksi realiści.

Historia opisana w książce ma jednak i tę konsekwencję, że kto ją przeżył i przyjął jako zobowiązanie, ten nie może Polsce odmówić. "Takie są nauki wyniesione z domu".

Dom, nawet jeśli wychylał się czasem na prawo, był przede wszystkim pozytywistyczny. Jakkolwiek by bohater nie tłumaczył owej przemienności pokoleń: "po generacji popowstańczej, zachowawczej, pozytywistycznej następuje pokolenie aktywistów, romantyków, demokratów...", to wciąż do poetyki pozytywistycznej powraca. Romantyczna wersja historii pozostaje kwestią historycznych rewizji i ważenia racji, lecz pozytywistyczna misja, cywilizacyjne posłannictwo pozostaje poza wszelką dyskusją. Podobnie jak pojęcie "instynkt państwowy", "bez którego nie byłoby Polski Niepodległej, a które - niestety - zohydził Bolesław Piasecki w 1956 r.". To pojęcie zostaje przywołane przy okazji powstania styczniowego, lecz znów mamy tu do czynienia z jednym z kluczy do całej książki.

W instynkt państwowy wyposażeni są niemal wszyscy jej bohaterowie. Odmienność ich wyborów ideowych (są wśród nich i endecy, i piłsudczycy) okazuje się drugorzędna, bo, jak mówi narrator, "fascynuje mnie, jak wiele było dróg do niepodległości". Ten zachwyt jest oczywiście nieco polemiczny, bo Kozłowski chce nam ową prawdę uprzytomnić również po to, byśmy nie wierzyli, że istnieje jedynie słuszna wersja biografii w całkiem współczesnej Rzeczypospolitej. Przygląda się losom swoich przyjaciół z lat młodości i rozważa, jak by się potoczyły jego własne losy, gdyby go - jak Ryszarda Bendera - trzymał do chrztu Roman Dmowski, lub: jak potoczyłyby się losy nieprzejednanego wobec komunistów i zagrożonego wyrzuceniem z Gimnazjum im. Nowodworskiego kolegi, któremu w 1946 r. przemówił do rozumu, zalecając mniej radykalne środki walki z reżimem. Ten kolega - Andrzej Kurz - u szczytu swej kariery był członkiem Biura Politycznego KC PZPR.

No więc i o tym jest ta książka: jak czcząc biografie niepokalane, nie stać się ślepym na skomplikowane ludzkie losy. "Ja się bardzo dobrze czuję z pytaniami, na które nie znajduję odpowiedzi. A naprawdę boję się ludzi, którzy nigdy nie mają wątpliwości. Uważam, że nie wszystko trzeba wiedzieć, nie wszystko trzeba zrozumieć".

Pozostaje jeszcze jedna kwestia, jeszcze jeden leitmotiv rozmowy. Zaczyna się więc książka od pamięci powstania styczniowego... Zostaje tam przytoczony długi fragment "Wiernej rzeki" Stefana Żeromskiego. Powstaniec, który cudem uszedł żywy z bitwy, prosi chłopów o pomoc i tłumaczy: "- Puśćcie mnie wolno, bo przecież ja za waszą swobodę i za wasze dobro się biłem, i takie mam na sobie rany". Oczywiście, oddają go w ręce Moskali. Jest też opowieść o ojcu odznaczonym Virtuti Militari, który nie zdążył do Piłsudskiego na Oleandry, "więc przyszło mu maszerować śladami Kompanii Kadrowej przez Miechów, Jędrzejów, aż do Kielc. I dramat! Bo miast okrzyków niepodległościowego entuzjazmu słyszał trzask zamykanych okiennic". Są obszerne fragmenty o straszliwej demoralizacji społeczeństwa podczas II wojny światowej. Jest wygłoszony na zebraniu redakcji i współpracowników "Tygodnika Powszechnego" w 1975 r. referat. Czasy były niby mniej dramatyczne, ale jakże dramatyczna jest zawarta w nim diagnoza społeczna: "Defensywa w okresie stalinowskim polegała na rozpaczliwej obronie przed narastającym totalitaryzmem. Była to obrona w oparciu o znane i cenione przez społeczeństwo tradycyjne wzorce, hasła, wartości. Obrona na obecnym etapie to obrona tego, co w ludziach pozostało niezapomniane, niezdemoralizowane, i niewypaczone. Totalizm daje w efekcie miazgę społeczną. Żyjemy wśród ludzi, którzy są stale i z wszystkiego niezadowoleni, którzy źle się czują w rodzinie, w szkole, w zakładzie pracy i poza pracą, w Kościele, w kraju. (...) Pojawił się znów stary, podstawowy problem tożsamości narodowej, naturalnego związku obywateli z krajem". Jest wreszcie intrygujący, bo nietypowy zapis uczestnika obrad Okrągłego Stołu: "wbrew temu, co się dzisiaj może wydawać, Okrągły Stół nie budził wielkiego entuzjazmu społecznego. Owszem, klaskano, ściskano nam dłonie, staliśmy się postaciami telewizyjnymi, ale miałem gorzkie wrażenie - i mam do dzisiaj - że w gruncie rzeczy byliśmy osamotnieni". A wcześniej prawie nic nie ma o pierwszej Solidarności.

Państwowa misja i społeczne (bo przecież nie prywatne) osamotnienie - w taki ciąg układa się ta opowieść. Słodkie i gorzkie. Niesprzeczne doświadczenia, jak się okazuje.

Tylko czasem nuta zniecierpliwienia, że Okrągły Stół, Konstytucję, czyszczenie szamba w przejmowanym przez rząd Mazowieckiego MSW trzeba tłumaczyć przed małodusznym trybunałem. Zdawało mi się wręcz, że na końcu musi zabrzmieć (przytoczona zresztą wcześniej przy okazji historii ojca) ostatnia zwrotka "Pierwszej Brygady", skierowana w stronę niektórych jego członków: "Nie chcemy już u was uznania...".

"Historia z konsekwencjami. Rozmawiają Krzysztof Kozłowski i Michał Komar". Wyd. Świat Książki 2009.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, publicysta, autor wywiadów, kierownik działu Kultura. W „Tygodniku” od 1988 r., Współtwórca telewizyjnych cykli wywiadów „Rozmowy na koniec wieku”, „Rozmowy na nowy wiek” i „Rozmowy na czasie” (TVP).… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2009