Polska po Janie Pawle II

Przez wszystkie lata pontyfikatu mieliśmy poczucie, że nie dorastamy, a często wręcz sprzeniewierzamy się jego przesłaniu. A przecież tymczasem stał się cud - upadł komunizm, żyjemy w wolnym kraju, jesteśmy członkami NATO i UE... Czy teraz stanie się drugi cud? Czy ten niezwykły klimat wspólnoty - wspólnoty wartości, tradycji, symboli i celów - przetrwa okres żałoby? Czy wyłonią się z niego zręby odnowionej Polski, bliższej temu, czego wymagał od nas Jan Paweł II? Jaka to ma być Polska?.

17.04.2005

Czyta się kilka minut

Jego nauczanie miało charakter uniwersalny, adresowane było do wszystkich i do każdego na całym świecie. Miało też charakter ponadczasowy - skupiało się na religijnym wymiarze życia, interpretowało je w kategoriach teologicznych i filozoficznych. Z tych uniwersalnych i ponadczasowych elementów jego myśli da się jednak wydobyć spójną wizję tego, czym powinna być polskość. W dodatku w nauczaniu Papieża - tak jak w jego sercu - istniał szczególny wątek: rozważania adresowane tylko (lub przede wszystkim) do nas, przekazywane nam podczas pielgrzymek, katechez czy audiencji dla Polaków, w listach do polskich biskupów, w niektórych książkach.

Wczytanie się w tę myśl i przełożenie jej na “polski czyn" (do którego wzywał w 1997 r. na krakowskich Błoniach) to najważniejszy obowiązek dzisiejszego pokolenia Polaków. Czeka nas długa wędrówka z nauczaniem Jana Pawła II. Swoimi rozważaniami wbijał w skałę haki, po których kolejne pokolenia wspinać się będą mozolnie w górę. Spróbujmy przymierzyć się do pierwszego kroku.

Moc ducha w historii

Zacząć trzeba chyba od szczególnego spojrzenia na historię. Gdy na Placu Zwycięstwa modlił się, by Duch odnowił oblicze polskiej ziemi, dawał wyraz przeświadczeniu nie tylko o obecności, ale i o prymacie wymiaru transcendentnego w historii. Papieska historiozofia, czy raczej teologia dziejów, pozwala inaczej spojrzeć na codzienność. Nic nie jest konieczne. Przyszłość nie jest zdeterminowana. Jej kształt zależy od nas, naszej gotowości do odczytywania znaków czasu, do pojmowania życia w kategoriach poświęcenia i ofiary. Nie ma żadnych “nieuchronnych kosztów transformacji", nie ma fatalizmu polskiej nieumiejętności wygrywania wojny po wygranych bitwach. Nasze życie polityczne nie musi być serią niekończących się (i nierozliczanych) afer, życie społeczne nie musi pogrążać się w apatii czy zbiorowych egoizmach, gospodarka nie musi być obszarem naruszania godności pracowników lub oszukiwania pracodawców, pogoni za nieuczciwym zyskiem czy życiem na koszt innych. Zmiana tego wszystkiego leży w naszym zasięgu - o ile wymiar duchowy postawimy przed materialnym (bez deprecjacji tego ostatniego).

W roku 1983 - okresie beznadziei, triumfu przemocy i kłamstwa - Papież przyjechał do nas z orędziem zwycięstwa. Przypominał, że prawdziwe zwycięstwo to zwycięstwo moralne: “Chodzi tu o dojrzały ład życia narodowego i państwowego, w którym będą respektowane podstawowe prawa człowieka". Dzięki wierze w prymat etyki nad polityką kilka lat później odnieśliśmy również zwycięstwo polityczne. Które następnie przekształciliśmy w moralną porażkę, bo próbowaliśmy budować państwo w oderwaniu od tego, dzięki czemu odzyskaliśmy wolność: od poświęcenia, tradycji, patriotyzmu, solidarności...

Moc czynu, czyli o patriotyzmie

Zapewne: był ostatnim - i największym - z naszych romantycznych wieszczów. Ale klucz romantyczny może wprowadzić nas w ślepą uliczkę. Papieska wizja dziejów wzywa do heroizmu. Nie jest on jednak przeznaczeniem niezwykłych jednostek i wyjątkowych momentów historycznych. Jest codziennym wymogiem szarej prozy życia - czasem trzeba heroizmu, by rano otworzyć oczy, odpędzić złe myśli, zmęczenie, strach i poczucie beznadziei. Heroizm musi też być codziennym wymiarem życia narodowego. Dawne pokolenia Polaków musiały za ojczyznę umierać. My mamy ten przywilej, że możemy dla niej heroicznie i mądrze żyć.

Nauczanie Papieża sytuuje się na antypodach spirytualizmu, pięknoduchostwa, wiary w zaklęcia. Moc ducha przygotowuje do czynu. Takim czynem były zmagania z komunizmem, reforma gospodarcza i budowa podstaw demokracji, wysiłek, by zostać członkiem NATO czy UE. To wszystko jest już za nami. Na czym zatem ma dzisiaj polegać polski czyn?

Myślę, że jest to pytanie o kształt nowoczesnego patriotyzmu. Papież wielokrotnie mówił o swej miłości do ojczyzny, o dumie z polskości. Nie wahał się używać tak dziś podejrzanego słowa “naród". Uznawał naród - podobnie jak rodzinę - za naturalną formę życia wspólnotowego. Zarazem zawsze odcinał się od szowinizmu. Jego patriotyzm - tego uczyli go XIX-wieczni romantycy z Norwidem na czele - był patriotyzmem otwartym, dialogicznym, podkreślającym wartość więzi narodowych, ale szanującym godność i wolność jednostki, przede wszystkim zaś uznającym prawa innych narodów.

Dyskusja o tym, czym ma być dzisiaj polski patriotyzm, mogłaby (i powinna) wypełniać setki opasłych tomów (a jeszcze lepiej: lekcji szkolnych, programów telewizyjnych, debat publicznych...). Zwrócę uwagę tylko na jeden aspekt sprawy: Papieskie pojmowanie patriotyzmu jest głęboko zakorzenione w tradycji. Wskazywał w niej najważniejsze wątki: przykład życia i wiary średniowiecznych świętych ze św. Wojciechem i św. Stanisławem na czele, jagiellońską lekcję tolerancji i szacunku dla wolności sumienia, żarliwą religijność romantyków, tradycję oporu przeciw zaborcom, a potem przeciw dwu totalitaryzmom. W 1999 r. podczas spotkania z młodzieżą w Poznaniu przedstawił w największym skrócie dwudziestowieczną historię Polski: historię zmagań o wolność. Nie było w nim tonu potępienia czy odtrącenia tych, którzy instalowali komunizm i wysługiwali się totalitarnej władzy. Było jednak nazwanie faktów po imieniu, oddanie hołdu bohaterom i sprawiedliwości prawdzie historycznej. Bowiem “świadomość własnej przeszłości pomaga nam włączyć się w długi szereg pokoleń, by przekazać następnym wspólne dobro - Ojczyznę".

Dlatego dyskutując o modelu patriotyzmu właściwym dla wyzwań epoki nie unikniemy pytania - nie po raz ostatni w tym artykule - o instytucjonalne formy wspierania postaw patriotycznych. Czy Polsce potrzebna jest polityka historyczna? Czy państwo ma obowiązek przekazywania obywatelom określonej wizji polskości? Co ma się składać na tę wizję? Jest oczywiste, że pytania te muszą wywołać kontrowersje. Każda forma instytucjonalizacji wartości grozi z jednej strony ich ideologizacją, naruszaniem praw tych, którzy owych wartości nie podzielają, z drugiej - stwarza ryzyko instrumentalizacji wartości (głównie do celów politycznych), a przez to ich kompromitacji. Przykład Muzeum Powstania Warszawskiego dowodzi jednak, że możliwa jest - i niezwykle potrzebna - mądra polityka historyczna. Do tematu trzeba będzie wrócić po zbliżających się wyborach.

Ojczysta Europa

Od samego początku pontyfikatu, od homilii wygłoszonej w 1979 r. przy relikwiach św. Wojciecha Jan Paweł II łączył pytanie o polskość z pytaniem o Europę. Był świadom złożoności problemu. U początków III RP przestrzegał: “To tak zwane »wchodzenie do Europy« nie może się dokonywać kosztem rezygnacji z praw zdrowego sumienia w imię opacznie rozumianej tolerancji i pluralizmu. Oznaczałoby to poddanie się nowej formie totalitarnego zniewolenia - tym niebezpieczniejszej, że przyjętej dobrowolnie".

Ale świadomość zagrożeń nie podważała głębokiego przekonania, że Polska jest częścią cywilizacji europejskiej i że powinno to znaleźć wyraz w rozstrzygnięciach polityczno-prawnych. Żadne wygibasy intelektualne eurosceptyków nie zmienią faktu, że Papież udzielał zdecydowanego poparcia postulatowi wstąpienia Polski do UE. Przemawiając w roku 1999 do parlamentarzystów, postawił kropkę nad i: “Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską". Tego stanowiska nie zmienił nawet kształt dokumentu zwanego (na wyrost, bo ani nie ma takiego charakteru, ani na to nie zasługuje) konstytucją europejską. Pominięcie w nim bodaj wzmianki o chrześcijańskich korzeniach Europy sprawiło Papieżowi wyraźny ból. Nigdy jednak nie cofnął swojego poparcia dla procesu integracji.

Nie znaczy to jednak, że sprawa jest prosta. Przeciwnie: była prosta, dopóki chodziło o wejście do Unii. Teraz, gdy jesteśmy już jej pełnoprawnym członkiem, jest o wiele bardziej skomplikowana. Jan Paweł II życzył sobie polskiego członkostwa w strukturach europejskich m.in. dlatego, byśmy je od wewnątrz zmieniali. Na czym ma to polegać? Jak łączyć obronę interesów narodowych, lojalność, wspólnotę wartości i interesów ze zjednoczoną Europą oraz wierność nauczaniu papieskiemu? Stosunek do “konstytucji" europejskiej to dobry przykład złożoności naszych dylematów. Czy poparcie dla tego dokumentu nie będzie sprzeniewierzeniem się “prawom zdrowego sumienia" i prawdzie historycznej? Nie mam gotowej odpowiedzi, rzecz wymaga jednak szerokiej dyskusji, lepiej więc, byśmy mieli na nią więcej czasu i by wolna ona była od kontekstu walki przedwyborczej.

"Jeden drugiego ciężary noście"

Dyskusja o integracji zdominowana jest (z obu stron) przez kalkulacje zysków i strat. Tymczasem Jan Paweł II wyraźnie wzywał do myślenia w kategoriach zobowiązań wobec innych. Jakie wartości możemy wnieść do skarbca zjednoczonej Europy? W czym polskie doświadczenia mogą wzbogacić inne narody czy kręgi cywilizacyjne?

Dla Papieża polskim wkładem w historię była “Solidarność". Dzięki “Sollicitudo rei socialis" czy “Centesimus annus" Jan Paweł II nadał temu ruchowi znaczenie uniwersalne. W ocenie spraw polskich było to dla niego słowo-klucz. W 1987 r. tak mówił na Wybrzeżu: “Solidarność musi iść przed walką. (...) Bo co to znaczy solidarność? Solidarność to znaczy sposób bytowania w wielości ludzkiej, na przykład narodu, w jedności, w uszanowaniu wszystkich różnic, wszystkich odmienności, jakie pomiędzy ludźmi zachodzą, a więc jedność w wielości, a więc pluralizm, to wszystko mieści się w pojęciu solidarności. (...) Powiedziałem: solidarność musi iść przed walką. Dopowiem: solidarność również wyzwala walkę. Ale nie jest to nigdy walka przeciw drugiemu. Walka, która traktuje człowieka jako wroga i nieprzyjaciela - i dąży do jego zniszczenia. Jest to walka (...) o dojrzalszy kształt życia ludzkiego".

Po roku 1989 Papież liczył, że Polska stanie się dla świata przykładem solidarności. I nie krył głębokiego rozczarowania rozwojem wypadków. Nie pogodził się z “wojną na górze", czuł się jedną z ofiar “zimnej wojny religijnej". Nigdy nie dał przyzwolenia, byśmy się zrzekli dziedzictwa “Solidarności". Dlatego Polska kształtowana w duchu Jana Pawła II musi umieć przełożyć postulat solidarności na realia życia społecznego. Czym ma być solidarność dzisiaj? Jak ma się wyrażać? Wydaje się, że odpowiedź na te pytania najlepiej znają ci, którzy tworzą tkankę społeczeństwa obywatelskiego. Praktyczną solidarność realizują organizacje pozarządowe: ruchy charytatywne, edukacyjne, kulturalne, religijne, lokalne...

Wierność społecznemu przesłaniu Papieża wymaga świadomego programu wspierania przez państwo organizacji tworzących więzi społeczne. Jednym z testów wiarygodności przyszłych rządów centroprawicy i jej deklaracji o gotowości do głębokiej sanacji Polski będzie polityka wobec trzeciego sektora. Nie chodzi tylko o zmianę szeregu konkretnych ustaw regulujących jego działalność. Niezbędna jest radykalna przebudowa modelu państwa. Obecny bowiem jest z definicji wrogi obywatelom i oddolnej inicjatywie.

Demokracja i polityka

To właśnie kształt państwa i jakość polityki postawiły znak zapytania przy moralnej legitymizacji III RP. Pod tym względem polska rzeczywistość drastycznie odbiega od wskazówek Jana Pawła II. Z jednej strony był on tym papieżem, który rozwiał wszelkie wątpliwości w sprawie stosunku Kościoła do demokracji. Ale w tym samym dokumencie, który zawiera tak jednoznaczne poparcie dla systemu demokratycznego jako najbliższego chrześcijańskiej wizji osoby, znalazła się przestroga: “demokracja bez wartości szybko przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm". Co więcej: przemawiając w parlamencie w trakcie pielgrzymki będącej wielkim hymnem pochwalnym na rzecz polskich osiągnięć, Papież uznał za stosowne przywołać ten passus z encykliki “Centesimus annus".

Polski system polityczny respektuje formalne procedury demokratyczne. Jest to jednak demokracja “zimna", unikająca odwoływania się do wartości, krótkowzrocznie powielająca cudze rozwiązania prawne i instytucjonalne, zamiast odwoływać się do własnych tradycji. Jedną z takich tradycji jest republikanizm I Rzeczypospolitej. Kładzie on nacisk na uczestnictwo obywateli w życiu publicznym, na ich poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne. W zgodzie z tą tradycją powinniśmy po roku 1989 budować model demokracji partycypacyjnej, korzystającej z doświadczeń opozycji antykomunistycznej, “Solidarności" i komitetów obywatelskich. Aktywność obywateli została jednak stłumiona u samego zarania III RP. Wskutek “wojny na górze" obywatele wycofali się ze sceny publicznej i nie wrócili na nią do tej pory.

Jednym z powodów tego odwrotu od zaangażowania publicznego jest kształt polskiej polityki. Podstawowy problem to kryzys przywództwa. Klasa polityczna jest oczywiście zróżnicowana, obok rzesz cyników i karierowiczów są politycy traktujący swoją działalność - w duchu papieskim - jako służbę. Jest wszakże rzeczą znamienną, że w trakcie ostatniej choroby Jana Pawła II i w dniach żałoby po nim politycy wydawali się nieobecni - i wcale ich nam nie brakowało...

Kadencja parlamentu, jaki zostanie wyłoniony w nadchodzących wyborach, będzie ostatnią okazją dla obecnego pokolenia polityków, by dowiedli swej przydatności. Rzecz jasna: nie ma żadnej gwarancji, że następna generacja będzie moralnie wartościowsza lub sprawniejsza. Jest rzeczą zdumiewającą, na dobrą sprawę niezrozumiałą, że milionowe rzesze żegnające się ze swoim Ojcem podczas niedawnych Mszy świętych, nocnych czuwań czy marszów nie potrafią wyłonić odpowiedniej reprezentacji politycznej. Przygnębiającą stroną wzruszających chwil, jakie przeżywamy ostatnio, jest rzucająca się w oczy różnica między etosem społeczeństwa a etosem (a raczej jego brakiem) klasy politycznej.

Myślę, że w polityce (tak jak w religii czy w kulturze) nadchodzi czas mocnych wartości i mocnych tożsamości. Będą one szukać swojego wyrazu instytucjonalnego. I znów: jak to zrobić, jakie wartości uznać za kanon polskiej demokracji, jakie prawdy przekuć na prawa czy programy edukacyjne wspierane przez państwo?

Bardzo dużo zależy od tego, czy młodzież - “pokolenie Jana Pawła II" - podejmie jego wezwanie z Lednicy: “Jest wielkim zadaniem naszego pokolenia, wszystkich chrześcijan tego czasu, nieść światło Chrystusa w życie społeczne. Nieść je na »współczesne areopagi«, ogromne obszary dzisiejszej cywilizacji i kultury, polityki i ekonomii. Wiara nie może być przeżywana tylko we wnętrzu ludzkiego ducha. Ona musi znajdować swój wyraz zewnętrzny w życiu społecznym".

Wolny rynek i solidarność

Pod wpływem polskich doświadczeń czy - szerzej - wschodnioeuropejskiej “jesieni narodów" Jan Paweł II w istotny sposób zmienił rozłożenie akcentów w nauczaniu Kościoła na tematy ekonomiczne. Encyklika “Centesimus annus"godziła postulat solidarności z postulatem wolności gospodarczej, rehabilitowała kategorie zysku czy swobodnej konkurencji. I pod tym względem rzeczywistość III RP sprawiła Papieżowi zawód.

Podczas kolejnych pielgrzymek z uporem upominał się o los niezasłużenie pokrzywdzonych przez proces transformacji, zepchniętych na margines życia społecznego i ekonomicznego, pozbawionych pracy lub pracujących w warunkach urągających ich godności czy szkodliwych dla życia rodzinnego. Zarazem podkreślał, że troska o nich nie może kolidować z rozwojem gospodarczym.

W istocie nasz problem jest bardziej dramatyczny. Nie mamy ani solidarności, ani wolnego rynku. Po okresie szybkich reform z początku lat 90. późniejsza historia gospodarcza III RP to niemal nieprzerwany rozrost regulacji biurokratycznych hamujących wolność i inicjatywę gospodarczą obywateli. Jeżeli nawet motywowano je troską o ubogich, to w rzeczywistości regulacje te służyły interesom albo tej części świata biznesu, która żeruje na powiązaniach politycznych i niszczy w ten sposób reguły sprawiedliwej konkurencji, albo pasożytniczej biurokracji, albo rozmaitych grup zawodowych (od nomenklatury związkowej po korporacje sądownicze, lekarskie czy nauczycielskie).

Polska gospodarka jak powietrza potrzebuje radykalnej deregulacji, przecięcia splotu biznesu i polityki, rozbicia przywilejów korporacyjnych. Bez tego nie uda się sformułować dalekosiężnego programu solidarności społecznej, w tym zwłaszcza stworzyć miejsc pracy dla młodych i udrożnić kanałów ich kariery zawodowej.

"Ale nam się wydarzyło"

Powtarza się w tym tekście przekonanie o potrzebie radykalnych przemian. Czy zatem bilans III RP to rejestr błędów, porażek i zaniechań?

Z całą pewnością Jan Paweł II widział to inaczej. Jego oceny współczesnej Polski zawierały surową krytykę (zwłaszcza pielgrzymkowe nauczanie z roku 1991 było rozpisaną na Dekalog diagnozą moralnego i duchowego kryzysu polskiego społeczeństwa). Z drugiej jednak strony z biegiem lat coraz dobitniej akcentował polskie osiągnięcia. Nawiązując do swej modlitwy z Placu Zwycięstwa, by Duch Święty odnowił oblicze polskiej ziemi, w 1999 r. Pielgrzym mówił: “Jakże nie dziękować Bogu w Trójcy Jedynemu za to wszystko, co na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat odczytujemy jako Jego odpowiedź na tamto nasze wołanie! Czyż nie jest odpowiedzią Boga to, co w tym czasie dokonało się w Europie i w świecie, poczynając od naszej Ojczyzny? Na naszych oczach następowały przemiany systemów politycznych, społecznych i gospodarczych, dzięki którym poszczególne osoby i narody na nowo ujrzały blask swojej godności. Prawda i sprawiedliwość odzyskują swoją wartość, stając się palącym wezwaniem dla wszystkich, którzy doceniają dar swojej wolności. Za to dziękujemy Bogu, patrząc z nadzieją w przyszłość". A przemawiając do parlamentu, Jan Paweł II powiedział: “Składam dzięki Panu historii za obecny kształt polskich przemian" i spontanicznie dodał: “Ale nam się wydarzyło!".

W świetle nauczania papieskiego III RP domaga się sprawiedliwej oceny: uznania wszystkich jej osiągnięć i porażek. Jest jasne, że te ostatnie wymuszają radykalną (znowu!) odnowę życia zbiorowego. Pytanie, czy odnowa ta ma przybrać postać nowego porządku konstytucyjnego, wydaje się przedwczesne, a cały spór o IV RP - w istocie dosyć jałowy. Zderzają się w nim raczej emocje niż racje, wiele osób odczuwa go jako próbę przekreślenia ich biografii. I wszystko wskazuje na to, że jest to anachroniczny spór pokolenia, którego czas przemija. Tymczasem bowiem objawiła się - na Placu Piłsudskiego, na krakowskich Błoniach i w tysiącach innych miejsc - nowa Polska.

"Musicie od siebie wymagać"

Nauczanie - a jeszcze bardziej życie - Jana Pawła II było lekcją heroizmu. Od początku pontyfikatu trafiała ona najbardziej do młodzieży. W czasach komunizmu słyszała ona od Papieża: “Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali". Papież pokazywał związek wolności i poświęcenia: “Nie można być prawdziwie wolnym bez rzetelnego stosunku do wartości. Nie chciejmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała". Za symbol tego związku obrał Westerplatte: “Każdy z Was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje »Westerplatte«. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można »zdezerterować«. Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba »utrzymać« i »obronić«, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie".

Trudno ocenić, na ile młodzież sprzed dwudziestu lat sprostała tym wymaganiom. Nie było jednak chyba tak źle, skoro miała swój udział w upadku komunizmu, w budowie zrębów - choćby ułomnych - demokracji czy kapitalizmu. Ale o wiele ważniejsze jest, ile z tej lekcji przejmie dzisiejsza młodzież, dla której umieranie ich “Taty" było doświadczeniem pokoleniowym równie ważnym, jak “Solidarność" dla pokolenia ich rodziców. Na razie to młodzi zamienili czas żałoby w święto, to dzięki nim ostatni tydzień był czasem przemiany. Nie oglądając się na biskupów, nie czekając na dorosłych, wykorzystali internet i sms-y, by “skrzyknąć się" na marsze i nocne czuwania.

Przyszłość Polski nie zależy dzisiaj od polityków, ludzi biznesu, intelektualistów czy Episkopatu. Zależy od tego, czy dzisiejsi nastolatkowie i studenci zdołają przechować w sobie pamięć ostatnich dni.

Jeśli zdołają, to tytuł tego artykułu “Polska po Janie Pawle II" będzie można odczytywać jako: “Polska Jana Pawła II".

JAROSŁAW GOWIN (ur. 1961) jest rektorem Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera i redaktorem naczelnym miesięcznika “Znak". Opublikował m.in. “Kościół w czasach wolności", był współautorem wywiadów-rzek z ks. Józefem Tischnerem i abp. Józefem Życińskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2005