Anatomia Ducha

Z radości tamtej podróży Jana Pawła II do Polski rodzi się tajemnica ówczesnej i dzisiejszej jedności Polaków.

01.06.2009

Czyta się kilka minut

Jan Paweł II w drodze na Jasną Górę, Częstochowa, 6 czerwca 1979 r. /fot. Bettmann/Corbis /
Jan Paweł II w drodze na Jasną Górę, Częstochowa, 6 czerwca 1979 r. /fot. Bettmann/Corbis /

Nie przeżywałem i nie emocjonowałem się pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski. Nie siedziałem w oknie na Krakowskim Przedmieściu z prof. Marią Janion i nie korzystałem z krótkich chwil wolności na placu Zamkowym z Andrzejem Stasiukiem. Nie słyszałem "na żywo" wzywania Ducha Świętego na ówczesnym placu Zwycięstwa i z Andrzejem Kijowskim nie jeździłem za Papieżem po Polsce. Nie mogłem razem z dziejami Polski być bierzmowanym na krakowskich Błoniach. Nie wznosiłem okrzyków, nie biłem braw, nie zobaczyłem się z innymi Polakami i nie mogłem być przez nich policzony.

Nie robiłem tego wszystkiego z prostego powodu. Byłem za młody.

Pielgrzymka sprzed trzech dekad to historia - dla mnie i dla tych, którzy mają mniej więcej 35 lat. Historia bliska, ale nie bezpośrednia. Możemy się jej nauczyć, spróbować zrozumieć polityczno-kościelne konteksty i społeczno-ekonomiczne uwarunkowania. Ale zamiast odczytywać tę pielgrzymkę historycznie, lepiej posłuchać wprost tego, co mówił wówczas ten "boży atleta" tak, jakby to mówił dzisiaj. Zapomnijmy więc na chwilę o uwarunkowaniach politycznych, społecznych, o kolejnych pielgrzymkach i tym wszystkim, co wydarzyło się później.

Co mogą dziś usłyszeć wyrośnięte "dzieciaki" pontyfikatu Jana Pawła II; ci, dla których towarzysze Gierek i Jabłoński to mało istotne mgnienia historii. Ci, którzy choć doświadczyli upadku komunizmu, nie uwierzyli wbrew prorokom w koniec historii i przyszłość wypełnioną globalnym szczęściem. Zderzyliśmy się z rzeczywistością, ale za to możemy "robić, co chcemy, bo mamy demokrację". Nabraliśmy dystansu do ideowości i idei. Wystarczyło, że w 1989 r. obserwowaliśmy, jak nasi nauczyciele masowo z członków podstawowych organizacji partyjnych zamieniali się w "demokratyczną opozycję". Na przełomie wieków jako pierwsze pokolenie beneficjentów wolności używaliśmy życia, swobody i rodzącego się dobrobytu.

Coś nas jednak gnębi. Tajemnicze zjednoczenie ludzi.

Zjednoczenie Nieba i Ziemi

Polskiej ziemi i Ducha Świętego wezwanego przez wołającego z głębi dziejów papieża Polaka-Słowianina. Tego poczucia wspólnoty dziś nie doświadczamy i nie rozumiemy. To dla nas tajemnica, którą gotowi jesteśmy tropić, by poznać i rozwijać wspomniane przez Papieża w Belwederze "katolickie społeczeństwo".

Umyka nam, że sam Papież mówił w powitaniu na Okęciu, że pielgrzymka ma motyw religijny i jest katechezą prowadzoną tak, aby "owocem (...) odwiedzin stała się jedność wewnętrzna mych rodaków". Katecheza ta czytelna jest i dziś. Uczy konkretu: że "Kościół (...) w każdym wymiarze czasu i przestrzeni, w każdym wymiarze swej geografii i historii, jednoczy się jednością Ojca, Syna i Ducha Świętego". Źródłem tego zjednoczenia wyrażającego się w czasie i przestrzeni jest chrzest, który każdego z osobna włącza w jedną wspólnotę. Nic nowego. Ale siła uczestnictwa we wspólnocie tego sakramentu jest dla Jana Pawła II tak wielka, że nabiera realnych kształtów i rysuje "kontur Ducha".

W Gnieźnie zawoła: "Witam tę więź! Ze czcią ją witam głęboką, bo sięga ona samego początku dziejów, a po tysiącu lat dalej trwa nienaruszona". Tak się łączyło, i łączy dziś po 30 latach, duchowe z ziemskim - z tysiącletniej perspektywy Papieża niewiele się zmieniło. Życie Duchem nie oznacza odrealniania i niedoceniania rzeczywistości ziemskiej. "Nawiązując kontakt religijny z człowiekiem, Kościół utwierdza tego człowieka w jego naturalnych więzach społecznych".

Nie jest też niedostrzeganiem wyjątkowości każdego z nas. "Jeśli jest rzeczą słuszną, aby dzieje narodu rozumieć poprzez każdego człowieka w tym narodzie - to równocześnie nie sposób zrozumieć człowieka inaczej jak w tej wspólnocie, którą jest jego naród". W poszukiwaniu zrozumienia drogi od osoby do wspólnoty, Jan Paweł II na placu Zwycięstwa w Warszawie pozostawia klucz: jest nim Chrystus.

Proste prawdy i siła Ducha

"Pytanie o to, kim jestem, stawiacie sobie zapewne już od dawna" - tak mówi pod kościołem św. Anny w Warszawie. Na to pytanie nikt za nas nie udzieli odpowiedzi. By zrozumieć jedność wspólnoty ducha, trzeba zbudować i poznać jedność człowieka - centralne miejsce spotkania tego, co boskie i ziemskie.

Papieska podpowiedź jest wyraźna: "Zrozumcie, że człowiek stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, jest równocześnie wezwany w Chrystusie do tego, aby w nim objawiło się to, co jest z Boga. Aby w każdym z nas objawił się w jakiejś mierze Bóg. Pomyślcie nad tym!". Katechizmowa prawda, nad czym tu myśleć? Ale może na tym polegała wyzwoleńcza siła papieskiego przesłania, że przypominało podstawowe prawdy. "My ludzie, my Polacy, z których każdy rodzi się jako człowiek »z ciała i krwi« (por. J 3, 6) swoich rodziców, poczęci i narodzeni z Ducha (por. J 3, 5). Z Ducha Świętego". Prawdziwe i przerastające nasze możliwości zrozumienia. Te słowa nagrodzone zostały brawami przez niezwykłe "teologiczne społeczeństwo" na krakowskich Błoniach. Proste prawdy i siła Ducha wyzwalały potencjał wolności.

I choć Papież odwoływał się do tysiącletniej tradycji i przywoływał na świadka całą historię z jej licznymi bohaterami, to nie chciał, byśmy ją postrzegali jako ciężar. Bo "człowiek wybiera świadomie, z wewnętrzną wolnością - tu tradycja nie stanowi ograniczenia: jest skarbcem, jest duchowym zasobem, jest wielkim wspólnym dobrem, które potwierdza się każdym wyborem, każdym szlachetnym czynem, każdym autentycznie po chrześcijańsku przeżytym życiem". To, co najcenniejsze, to nasz rozwój, to zmiana, którą może wywołać autentyzm naszego życia: "to znaczy nie tylko ulegać wymogom czasu, pozostawiając stale za sobą przeszłość: dzień wczorajszy, rok, lata, stulecia... to iść przed siebie, to znaczy mieć świadomość celu".

Patrzeć trzeba jednak poza horyzont rzeczy dostępnych, umieć dostrzec więź, którą widział w Gnieźnie Papież. By tak się stało, musimy zrozumieć, że "całe życie doczesne jest tylko wstępem i wprowadzeniem, a spełnienie i pełnia należy do wieczności. »Przemija postać świata« - więc musimy znaleźć się »w świecie Boga«, ażeby dosięgnąć celu, dojść do pełni życia i powołania człowieka". Bosko-ziemski jest nasz obraz i choć powołani jesteśmy do rzeczy, które nie przeminą jak ten świat, to jednak odkrywając siebie, "odkrywamy w sobie człowieka wewnętrznego z jego właściwościami, talentami, szlachetnymi pragnieniami, ideałami - ale równocześnie odkrywamy słabości, wady, złe skłonności, egoizm, pychę, zmysłowość".

Wolność i wspólnota celów oraz budowana na nich jedność ducha pozostanie nie odkryta, o ile niezdolni będziemy do nazwania tego, co ją niszczy. O ile udawać będziemy, że istnieć może świat, w którym egoizm i zmysłowość są cnotą. Wielkie doświadczenia mają swoją wielką cenę.

Próba i dialog

Świadomość słabości tkwi u samych początków chrześcijaństwa. Wisi nad wystraszonymi i zdezorientowanymi uczniami w jerozolimskim wieczerniku. Dzieje się tak do momentu zesłania Ducha Świętego - tak Bóg bierzmuje pierwszych uczniów. Czyni ich dojrzałymi, a to kolejna część papieskiej katechezy.

Trzeba nauczyć się dojrzewać. "Sakrament bierzmowania przyjmujemy jeden jedyny raz w życiu (...) - a całe życie, które otwiera się w perspektywie tego sakramentu, nabiera charakteru wielkiej i zasadniczej próby. Jest to próba wiary i próba charakteru". Próbowanie oznacza różnorodność wyborów. Owocem wolności obok jedności jest również wielość. Dla chrześcijan, dla marksistów i liberałów ważnym pozostać powinno, że "każdy człowiek, który wybiera światopogląd uczciwie, według własnego przekonania, zasługuje na szacunek. Natomiast niebezpieczny, (...) jest człowiek, który nie wybiera ryzyka, nie wybiera wedle najgłębszych przekonań, wedle swojej wewnętrznej prawdy, tylko chce się zmieścić w jakiejś koniunkturze, chce płynąć, kierując się jakimś konformizmem, przesuwając się raz na lewo, raz na prawo, wedle tego, jak zawieje wiatr. Ja bym powiedział, że i dla sprawy chrześcijaństwa, i dla sprawy marksizmu w Polsce jest najlepiej wówczas, kiedy są ludzie zdolni przyjmować to ryzyko, ewangeliczne ryzyko życia, przyznawania się do swojej prawdy ze wszystkimi konsekwencjami".

To szkoła debaty publicznej: bądźmy zdolni do podejmowania wyborów, nawet najbardziej radykalnych, i do ponoszenia za nie konsekwencji. Życie publiczne wymaga jasnych stanowisk i konkretnych wyborów. Niemożliwa jest wspólnota niezdolna do podejmowania ryzyka. Lepiej, by debata publiczna była ostra i wyrazista, a przez to konkretna, niż wyprana z jakichkolwiek przekonań. "W dialogu trzeba jasno mówić, kim ja jestem, żebym mógł rozmawiać z kimś drugim, który jest inny. Trzeba bardzo jasno to mówić, bardzo stanowczo: kim ja jestem, kim ja chcę być i kim chcę pozostać".

Zachód i kompleks Kościoła

Papież często "mówi poza tekstem", dodaje wątki. Tak jak w Częstochowie w przemówieniu do Episkopatu, gdzie wtrącenie było jednym z najdłuższych i najważniejszych.

"Czasem z lękiem patrzę na Zachód. (...) Droga Kościoła to jest dążyć do tego, żeby Kościół wszędzie żył własnym życiem i żeby miał świadomość tego, czym jest. Kościół się w wielu krajach dał wepchnąć w kompleksy, zwłaszcza w krajach europejskich. (...) Podstawową rzeczą jest, żeby Kościół wszędzie wychodził z tych kompleksów. W te kompleksy sam się wpycha i jest wpychany, to jest źle rozumiana pokora. To jest czasem bicie się w piersi, nie w swoje własne. (...) W swoje własne trzeba się zawsze bić, ale nie wolno się bić za swoje własne grzechy w piersi Kościoła, a to stało się niestety udziałem niektórych środowisk, niektórych Kościołów lokalnych, niektórych Episkopatów. Ja mam (...) swój własny pogląd na problem tak zwanego progresizmu, na jego implikacje polityczne (...) Może nie zawsze ci, którzy są wyrazicielami tego kierunku, są świadomi tych implikacji i tego, czemu służą. Może to jest czasem dewiacja niezawiniona, niemniej zawsze pochodzi z jakiegoś kompleksu. To samo można by powiedzieć o przeciwnej dewiacji tego tak zwanego integryzmu, zwłaszcza w znanym dobrze wydaniu lefebriańskim. Ale to powiedziałem poza tekstem na zasadzie szczerości".

Ciekawe, ilu członków Episkopatu pamięta, co Papież do nich lub ich poprzedników powiedział. Tym bardziej że dziś Kościół w Polsce, jak się czasem zdaje, można by opisać w kategoriach, które Jan Paweł II nazwałby właśnie zakompleksieniem. Może jest to już "Kościół zachodni"?

W powyższym wystąpieniu Papież zbyt często wspomina o św. Stanisławie, ojcu "jedności Ojczyny", by świadectwo jego życia traktować jako czysto teoretyczny przykład problemów, jakie napotkać można w relacjach państwo-Kościół, a precyzyjniej mówiąc: w relacjach etyka-polityka. W sporach, jakie toczymy w Polsce, warto przyjrzeć się wskazaniom Papieża, nawet jeśli nie jest się członkiem Episkopatu.

Kościół w dziedzinie etyki jest gwarantem ograniczenia władzy świeckiej, która w tym przypadku działać powinna zgodnie z zasadą pomocniczości. Polityka poddana jest moralności, a ładu moralnego tak za św. Stanisława, jak trzydzieści lat temu i w czasach wolności i dialogu światopoglądów wyraźnie strzec powinien Kościół.

Struktura i hierarchia jedności

Historia i polskie doświadczenie mają swoje specyfiki. Polska wolność i jedność mają swe źródło nie tylko w tej jedności, której świadectwem był chrzest Polski, ale także w widocznym kształcie, jaki nadała im kościelna organizacja. "W relacji tej struktura Kościoła w Ojczyźnie naszej trwa nieprzerwanie do naszych czasów: to jest jakiś dar Opatrzności, za który musimy nie tylko my szczególnie dziękować, ale także i naród z nami. Dzięki temu Polska jest katolicka. Powiem: dzięki temu Polska jest Polską".

Mocne słowa. Czy straciły coś na swej aktualności? Podkreślając wspólnotowość episkopatu, Papież zwraca uwagę na jego jedność: "Właśnie przez tę swoją jedność służy najbardziej Kościołowi w Polsce, a zarazem Kościołowi powszechnemu. (...) Kościół, który stale się rodzi z zesłania Ducha Świętego, jest rzeczywistością widzialną o wyraźnie określonym ustroju hierarchicznym", a "jedność struktury hierarchicznej, więź Episkopatu Polski ze Stolicą Piotrową stanowi podwalinę tej jedności w wymiarze uniwersalnym".

Także dziś w poszukiwaniu zagubionej wolności i jedności z 1979 r. potrzebujemy "rzeczywistości widzialnych", w których dostrzec można działania Ducha. I patrząc na bardziej zamożną i demokratyczną rzeczywistość, wiele takich znaków możemy dostrzec, a Duch z pewnością działa. W chwilach zwątpienia za Janem Paweł II możemy zawołać: "O Matko zjednoczenia, ucz nas stale tych dróg, które do zjednoczenia prowadzą!"

Piotr Dardziński jest politologiem, adiunktem w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ, dyrektorem Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie, członkiem zespołu "Teologii Politycznej".

Zapraszamy do serwisu internetowego CMJP2 poświęconego pielgrzymce: www.centrumjp2.pl/6czerwca

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2009