Polska PiS-u mniej nierówna

Fakty są takie, że rząd PiS zrobił dla równości polskich płac więcej niż wszystkie poprzednie władze III RP.
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

17.12.2020

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / FOT. GRAŻYNA MAKARA /
Rafał Woś / FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Od stycznia 2021 r. płaca minimalna w Polsce wzrośnie do 2800 zł. Krytycy powiedzą pewnie, że „przecież miało być 3000 zł”. I będą mieli rację – bo faktycznie, takie były obietnice składane przez rządzących jeszcze w roku 2019. Zgodnie z tymi zapowiedziami, płaca minimalna rosnąć miała do roku 2023 w tempie 15 proc. rocznie. Ale uderzył koronakryzys. A rząd zdecydował się obniżyć tempo wzrostu do 7,7 proc. – czyli właśnie do wspomnianych 2800 zł w roku 2021.

Warto jednak dodać, że nawet mimo tego niższego niż zakładano wzrostu i tak w roku 2021 po raz pierwszy w historii kapitalistycznej Polski relacja płacy minimalnej do średniego wynagrodzenia w gospodarce narodowej przekroczy 50 proc. Przypomnijmy jeszcze, że ostatnie polskie podwyżki płacy minimalnej nie dotyczą bynajmniej tylko zatrudnionych na umowach etatowych. Wraz z płacą minimalną w ujęciu miesięcznym w górę idzie także minimalna stawka godzinowa: z 17 zł do 18,30 zł – co jest kluczowe z punktu widzenia zatrudnionych na umowach cywilnych. 

Dużo to czy mało?

Czy te 52 proc. relacji płacy minimalnej do średniej to dużo czy raczej mało? Wątpliwości nie ma: jak na współczesny kapitalizm jest to zdecydowanie sporo. Zacznijmy od porównania międzynarodowego. W grupie państw rozwiniętych w roku 2019 (to najnowsze dane zbiorcze, jakimi dysponuje OECD) relację pensji minimalnej do średniej na poziomie powyżej 50 proc. miały tylko trzy kraje: Kolumbia (59 proc.), Nowa Zelandia (56 proc.) oraz Francja (50 proc.). Dla porównania w USA najsłabiej zarabiający dostawali ledwie 22 proc. średniego wynagrodzenia. Zaś w Irlandii czy Grecji było to 35 proc. Niemcy, które tak często  – choć coraz mniej trafnie – są u nas stawiane za wzór „społecznej gospodarki rynkowej”, miały relację pensji minimalnej do średniej na poziomie 43 proc.


Polecamy: WOŚ SIĘ JEŻY – autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "Tygodnika Powszechnego"


Skalę podwyżek płacy minimalnej w ostatnich latach jeszcze lepiej widać w kontekście historycznym. 20 lat temu, czyli w roku 2000, płaca minimalna w Polsce stanowiła ok. 30 proc. średniej krajowej. Dekadę temu (rok 2010) ta relacja wynosiła 40 proc. W przyszłym roku sięgnie ona 52 proc. Mało tego, gdyby miały się spełnić zapowiedzi składane przez rządzących jeszcze w roku 2019, to w ciągu czterech lat Polska stałaby się krajem OECD z najwyższym poziomem płacy minimalnej względem płacy średniej. To dlatego, że planowane na koniec 2023 roku 4000 zł najniższej pensji stanowiłoby wówczas przeszło 60 proc. pensji średniej. Nawet jeśli z zapowiedzi zrealizowana zostanie tylko połowa, to i tak polski skok z 30 do ponad 52 proc. porównać można jedynie z eksperymentem, jaki zrealizowano w minionym dwudziestoleciu w Korei Południowej, gdzie relacja płacy minimalnej do średniej wzrosła z 24 proc. do 49 proc. 

Dobre to czy złe?

Skoro rozstrzygnęliśmy już dylemat „dużo to czy mało?”, czas na odpowiedź na inne palące pytanie: niejeden czytelnik zastanawia się pewnie, czy podnoszenie płacy minimalnej w relacji do płacy średniej to krok dobry czy raczej zły. Niestety, gdybym próbował udzielić na to prostej odpowiedzi, byłbym po prostu nieuczciwy. W prawdziwej, a nie wyidealizowanej ekonomii politycznej (a tylko taka ekonomia przecież istnieje) każde rozwiązanie jest „dobre” lub „złe” w zależności od punktu widzenia oraz interesu oceniającego. 

Oczywiście jest tak, że w polskich mediach ekonomicznych najpewniej usłyszycie, że wysoka płaca minimalna „nie jest dobra” albo „może być bardzo niebezpieczna”. Nie dajcie się jednak nabrać, że jest to jakaś prawda obiektywna. To raczej punkt widzenia lansowany przez środowiska pracodawców i sprzyjające im przechylone liberalnie ośrodki medialno-eksperckie. Najczęściej w tym kontekście pojawi się argument głoszący, że wysoka płaca minimalna prowadzi do wzrostu bezrobocia oraz zwiększenia się szarej strefy. Argument ten nie znajduje jednak żadnego głębszego potwierdzenia w faktach. Przeciwnie – istnieje wiele prac (choćby klasyczny już dowód ekonomistów Carda i Kruegera z roku 1993) podważających wyświechtaną tezę o automatycznym wpływie wzrostu płacy minimalnej na wzrost bezrobocia. 

Przeczy temu także historia ostatnich pięciu lat w polskiej gospodarce, gdy płaca minimalna szła w górę w rocznym tempie 5-8 proc., a bezrobocie cały czas było na najniższym poziomie w historii III RP. Innymi słowy, nie ma tu mowy o żadnym żelaznym ekonomicznym prawidle. Dużo uczciwiej byłoby powiedzieć, że pracodawcy i ich poplecznicy krytykują płacę minimalną, bo jest dla ich interesu subiektywnie niekorzystna. Nie podoba im się bowiem wzrost kosztów produkcji czy prowadzenia biznesu. A więc – mówiąc wprost – konieczność głębszego dzielenia się zyskami z pracownikami niż ta, do której przyzwyczaili się w latach poprzednich.  

W czyim interesie

Inny popularny argument próbujący podważyć znaczenie podwyżek płacy minimalnej polega na tym, że podawane sumy są zarobkami brutto. A de facto pracownicy dostają z tego „na rękę” dużo mniej. Czytaj „podwyżki są pozorne”, bo i tak przejmuje je „chciwy fiskus”. Nie czas i miejsce, by rozwijać wątki o kształcie polskiego klina podatkowego. Albo o tym, czy fiskus jest „zaborcą-rozbójnikiem łupiącym Polaków”, czy raczej „ramieniem działającym w imieniu wspólnego państwa i dającym czasem po łapie tzw. niewidzialnej ręce rynku”. Ja – oczywiście subiektywnie i wedle najlepszej wiedzy o realiach gospodarczych – traktuję podnoszenie tej kwestii przez środowiska pracodawców jako próbę zagrywki w stylu „dziel i rządź”. Celem jest wywołanie w pracownikach przekonania, że to, co robi rząd, „tak naprawdę” nie jest w ich interesie. „I że to rząd jest pracowników największym wrogiem”. Jest to argument fałszywy, bo przecież nawet podawanie płacy minimalnej w kwotach brutto nie zmienia faktu, że rośnie ona w Polsce w sposób dynamiczny. Temu zaprzeczyć się po prostu nie da. Moglibyśmy podać te sumy w wersji netto i też byłoby wyraźnie widać trend wzrostowy.

Kolejnym przejawem tej samej przemocy symbolicznej jest stwierdzenie, jakoby poprzez podwyżkę płacy minimalnej rząd „kupował sobie poparcie społeczne”. Jeśli ktoś tak mówi, to najwyraźniej nie rozumie, na czym polega demokracja. Jest ona – albo przynajmniej powinna być – systemem, w którym rządzący mają obowiązek zapewniania dobrobytu szerokim masom obywateli. Przypomnijmy, że w Polsce w ostatnich latach z płacy minimalnej utrzymywało się ok. 6-10 proc. Polek i Polaków w wieku produkcyjnym. Niby dlaczego próba poprawy ich sytuacji na rynku pracy miałaby być czymś politycznie niegodnym? I jaka wizja demokracji kryje się tak naprawdę za nazywaniem podwyżki płacy minimalnej „kupowaniem głosów”? Czy aby nie jakieś przekonanie, że demokracja jest tylko dla bardziej zamożnych, a najmniej zarabiający na żadną pomoc liczyć nie powinni?   

Postulaty prawdziwej równości

Oczywiście nie jest tak, że wyższa płaca minimalna zapewnia społeczną równość. Ale bez wątpienia jest ona jednym z nie tak znowu licznych narzędzi autentycznej walki z autentycznymi nierównościami w warunkach współczesnego realnego kapitalizmu. Takiego, w którym globalizacja mocno podważyła zdolności fiskalne państwa, a rządy zostały w epoce neoliberalnej wypchnięte z wpływu na gospodarkę – każda zaś próba odzyskania przez nie inicjatywy jest zwalczana jako „populizm”, „autorytaryzm” i Bóg wie co jeszcze. Istnieje szereg dowodów na to, że większa równość płac oraz wyższa płaca minimalna to dobra wiadomość z punktu widzenia społecznej spójności, dynamiki gospodarczej, popytu etc. 

Żyjemy w wolnym pluralistycznym kraju, więc oczywiście nie dla każdego obywatela czy obywatelki postulat „równości” musi być ważny. Ekonomiczni konserwatyści i liberałowie będą istnieli w każdym systemie i na każdym etapie historii. Jednak ci wszyscy, którzy uważają równość za kluczową wartość życia społecznego, nie powinni chyba przechodzić obojętnie wobec tego, co się aktualnie w temacie płacy minimalnej i równości polskich płac dzieje. Fundamentalna uczciwość powinna obowiązywać nawet w czasach ostrej politycznej polaryzacji i wygodnego zamknięcia we własnych bańkach samoutwierdzenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej